I was born in a thunderstorm
I grew up overnight
I played alone
I played on my own
I survived
Hey
I wanted everything I never had
Like the love that comes with life
I wore envy and I hated it
But I survived
Sia - Alive
Nie czułam bólu ani cierpienia. Moje ciało nie odbierało żadnych bodźców.
Odniosłam wrażenie, że pływam po bezkresnej ciemności, nie mogąc znaleźć żadnego portu. Czerń otaczała mnie ze wszystkich storn, ciasno oplatając swoimi mackami. Moje powieki były takie ciężkie. Starałam się je otworzyć, ale za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Nie wiedziałam, ile tak trwałam. Dzień, miesiąc, czy może rok. W pewnym momencie usłyszałam głos. Ostry i stanowczy, który wyrwał mnie spod otępienia.
- Tylko od ciebie zależy jak to się skończy.
Otworzyłam oczy. Było biało, przeraźliwie biało, gorzej niż w szpitalu w Konohagakure. Podniosłam się do siadu i przetarłam dłonią oczy. Myślałam, że coś się zmieni, ale przerażająca biel pozostała. Z dwojga złego była lepsza niż ta okropna czerń.
Spojrzawszy w górę, dostrzegłam ogromnego, białego wilka. Przez chwilę opętał mnie strach, ale uświadomiłam sobie, że go znam.
- Amaterasu. - wyszeptałam, usilnie próbując sobie wszystko przypomnieć.
- Wiesz kim jestem? - odniosłam wrażenie, że odetchnął z ulgą - Skąd mnie znasz?
- Ja... nie wiem. Mam wrażenie, że znam cię od zawsze.
Wilk zawiesił na mnie czujne spojrzenie.
- Jak masz na imię?
Z przykrością doszłam do wniosku, że nie znam odpowiedzi na tak proste pytanie. Właśnie, ja? Kim jestem? Dlaczego tutaj jestem? Gdzie byłam wcześniej?
Patrzyłam w ogromne oczy wilka, próbując odnaleźć w nich odpowiedź, ale ten milczał. Wtedy poczułam kroplę, która spadła na moją twarz.
Nie miałam pojęcia skąd się wzięła. Nie widziałam wcześniej żadnych chmur, które mogłyby ją zrzucić.
Krople spadły znowu i wtedy usłyszałam... szloch?
Ktoś płakał. Coś mamrotał, ale było to zbyt niewyraźne.
Nie zostawiaj mnie.
To był głos mężczyzny, ale jakiego? Mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Już gdzieś kiedyś go słyszałam.
Naomi nie zostawiaj mnie.
Wtedy informacje zaczęły uderzać we mnie z prędkością światła. Całe moje życie przeleciało mi przed oczami, zatrzymując na jego ostatnim fragmencie - walce z Naofumim i moją druzgocącą porażką.
Czy ja w ogóle jeszcze żyłam? Przecież doskonale pamiętam ten przeraźliwy ból, jak uciekała ze mnie cała siła. Co ja tutaj robię?
- We dwoje lepiej się walczy. Masz dla kogo żyć. - nie wiedziałam, że wilk czyta w moich myślach - Wystarczy tylko, że poprosisz, że wykażesz chęć powrotu. Musisz włożyć w to całą swoją siłę.
Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone z Uchihą, te dobre, ale i te złe. Każdą sekundę spędzoną z moim ojcem. Wszystkie noce przeznaczone na rozmowy z Tsunade. Tęskniłam za nimi.
- Chcę do nich wrócić.
Jak na pstrykniecie palca wszystko zniknęło i znowu zrobiło się przeraźliwie ciemno. Z jednym małym wyjątkiem. Czułam ból. Na początku był bardzo intensywny, nie wiedziałam skąd dokładnie pochodzi. Z biegiem czasu słabł. Chyba zaczynałam nawet odzyskiwać przytomność. Czułam, że ktoś mnie trzyma, słyszałam jakieś niewyraźne głosy. Odczuwałam przyjemne mrowienie gdzieś w dole mojego ciała.
Otworzyłam oczy natrafiając na mocno skupione hebanowe tęczówki i czujne, bursztynowe oczy Tsunade.
- Mamy ją.
Po tych słowach zemdlałam.
I had a one-way ticket to a place where all the demons go
Where the wind don't change
And nothing in the ground can ever grow
No hope, just lies
And you're taught to cry in your pillow
But I survived
~*~
Nie mogłem uwierzyć, że były aż tak podobne. To było wręcz niemożliwe. Im starsza była Naomi tym bardziej przypominała klona swojej zmarłej matki.
Teraz, nieprzytomna, leżąca na miękkiej trawie, wyglądała niczym zbłąkany anioł, jednak zdradzały ją ludzkie gesty. Ciężko unosząca się klatka piersiowa, zadrapania na teraz niewinnie wyglądającej twarzy i okropna rana na brzuchu, teraz już opatrzona i dokładnie zabandażowana.
Sasuke nie odstępował jej na krok jakby bał się, że młoda dziewczyna zaraz się rozpłynie. Nie wierzył w to, że udało się ją uratować. Ja też nie mogłem, byłem pewny, że ją straciłem.
Akcja reanimacyjna trwała już zbyt długo, sam zaczynałem zdawać sobie z tego sprawę. Mimo wszystko miałem nadzieję, że się uda. Jak widać naprawdę nadzieja umiera ostatnia.
Sasuke i Naomi naprawdę byli sobie przeznaczeni. Chociaż na początku nie chciałem w to wierzyć, teraz muszę przyznać temu racje. Mam wrażenie, że historia się powtarza. Dokładnie jak ze mną i Inati.
- Kim jesteś?
Kakashi spokojnie podszedł do brunetki, zwiniętej w kłębek w kącie pokoju. Dostrzegł jej potargane włosy, kilka zadrapań na twarzy, siniaki na ciele i paskudną ranę w okolicach obojczyka. Spojrzał w jej oczy, w których dostrzegł niewyobrażalną pustkę, jej piękne hebanowe oczy nigdy nie były tak obojętne. Wyciągnął do niej dłoń, na co jeszcze bardziej się skuliła, gorączkowo przyciskając swoje obolałe ciało do ściany. Kakashiemu serce kroiło się na ten widok. Musiał opanować rosnącą w sobie wściekłość. Chciał jak najprędzej zabrać stąd kobietę, która była dla niego całym światem.
- Kochanie, to ja.
Kobieta uniosła się na łokciach, ale jej drżące ręce odmówiły posłuszeństwa i, gdyby nie szybka reakcja Kakashiego, upadłaby na podłogę. Mężczyzna trzymał ją w silnym uścisku, ale nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Dał jej czas na zrozumienie sytuacji i wykonanie pierwszego ruchu.
Spojrzała na jego twarz, jakby chcąc odnaleźć w nim wroga, szpiega, ale z biegiem czasu wyraz jej twarzy łagodniał. W jej oczy zaczęło przelewać się ogromne ciepło, które jednocześnie ocieplało jego zziębnięte tęsknotą i zmartwieniem serce.
Podniosła dłoń i położyła mu ją delikatnie na policzku. Uwielbiał, gdy tak uroczo mrużyła oczy, w których pojawiał się ten charakterystyczny blask, jakiego nie potrafił nikomu wyjaśnić. Nie musieli publicznie ogłaszać swojej miłości, w ich spojrzeniach wypisane były wszystkie emocje i wszyscy bezbłędnie potrafili je odczytać. To była piękna miłość, może z trudnym i lekko zawirowanym początkiem, ale jakże szczęśliwym zakończeniem.
Kakashi nigdy nie zamierzał się z nikim wiązać. Miłość była mu niepotrzebna, uważał ją wręcz za coś okropnego. Ciągle trzymał w sobie tego małego, zranionego chłopca, sztywno trzymającego się dogmatów shinobi, starającego się udowodnić, że jego ojciec był prawdziwym bohaterem. Dopiero ona, Inati Matsumara, niepozorna kunoichi z kraju chmur uświadomiła mu, że przeszłość jest tym, co będzie się za nim ciągnąć do końca życia, lecz jego przyszłość to coś, nad czym może zapanować.
Jakże wielkie było zdziwienie mieszkańców wioski ukrytej w liściach, kiedy dowiedzieli się, że największy gbur znalazł sobie dziewczynę, a jeszcze większe, kiedy kilka miesięcy później ogłoszono ich zaręczyny.
- Wiedziałam, że mnie uratujesz.
Zaśmiała się, lecz chwilę później jej ciałem zaczęły rzucać niekontrolowane spazmy. Kakashi podniósł ją delikatnie, na co lekko się skrzywiła i pochylił jej ciało do przodu i już po chwili kobieta poczuła się lepiej.
- Musimy sprawdzić co z dzieckiem. Gdzieś w okolicy jest Tsunade.
- Spokojnie, nic mu nie jest. Pamiętaj, że wiem co nieco na temat medycznych jutsu. To dlatego jestem w takim stanie, całą moją czakrę pochłania chronienie płodu - skrzywiła się, dotykając rany na obojczyku - ale chyba spotkanie z Tsunade faktycznie by mi się przydało.
Mężczyzna uniósł ją delikatnie, a kobieta wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi. Uwielbiała to miejsce. Czuła wtedy bicie jego serca, które teraz pracowało powoli i spokojnie, pierwszy raz od wielu niespokojnych miesięcy.
Miałem jednak ogromną nadzieję, że chociaż ich historia skończy się szczęśliwie.
- Musimy jak najszybciej przetransportować ją do wioski.
Tsunade uklękła nad Naomi ponownie sprawdzając jej stan. Robiła to nieustannie od kilku godzin, zawsze co piętnaście minut.
- W takim stanie? Chyba jeszcze nie pora, musi trochę odpocząć.
- Do jej odratowania używałam wszystkich rodzajów jutsu jakie znam, nie wiem czy w jej stanie nie przyniosły żadnych szkód. To dopiero początek, teraz trzeba bardziej uważać. - spojrzała na zdezorientowaną twarz Uchihy - Naomi jest w ciąży, Sasuke.