wtorek, 27 grudnia 2016

XXXV

I was born in a thunderstorm
 I grew up overnight 
I played alone
 I played on my own 
I survived 
Hey
I wanted everything I never had
 Like the love that comes with life 
I wore envy and I hated it
 But I survived

Sia - Alive


Nie czułam bólu ani cierpienia. Moje ciało nie odbierało żadnych bodźców.
Odniosłam wrażenie, że pływam po bezkresnej ciemności, nie mogąc znaleźć żadnego portu. Czerń otaczała mnie ze wszystkich storn, ciasno oplatając swoimi mackami. Moje powieki były takie ciężkie. Starałam się je otworzyć, ale za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Nie wiedziałam, ile tak trwałam. Dzień, miesiąc, czy może rok. W pewnym momencie usłyszałam głos. Ostry i stanowczy, który wyrwał mnie spod otępienia.
- Tylko od ciebie zależy jak to się skończy.
Otworzyłam oczy. Było biało, przeraźliwie biało, gorzej niż w szpitalu w Konohagakure. Podniosłam się do siadu i przetarłam dłonią oczy. Myślałam, że coś się zmieni, ale przerażająca biel pozostała. Z dwojga złego była lepsza niż ta okropna czerń.
Spojrzawszy w górę, dostrzegłam ogromnego, białego wilka. Przez chwilę opętał mnie strach, ale uświadomiłam sobie, że go znam.
- Amaterasu. - wyszeptałam, usilnie próbując sobie wszystko przypomnieć.
- Wiesz kim jestem? - odniosłam wrażenie, że odetchnął z ulgą - Skąd mnie znasz?
- Ja... nie wiem. Mam wrażenie, że znam cię od zawsze.
Wilk zawiesił na mnie czujne spojrzenie.
- Jak masz na imię?
Z przykrością doszłam do wniosku, że nie znam odpowiedzi na tak proste pytanie. Właśnie, ja? Kim jestem? Dlaczego tutaj jestem? Gdzie byłam wcześniej?
Patrzyłam w ogromne oczy wilka, próbując odnaleźć w nich odpowiedź, ale ten milczał. Wtedy poczułam kroplę, która spadła na moją twarz.
Nie miałam pojęcia skąd się wzięła. Nie widziałam wcześniej żadnych chmur, które mogłyby ją zrzucić.
Krople spadły znowu i wtedy usłyszałam... szloch?
Ktoś płakał. Coś mamrotał, ale było to zbyt niewyraźne.
Nie zostawiaj mnie.
To był głos mężczyzny, ale jakiego? Mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Już gdzieś kiedyś go słyszałam.
Naomi nie zostawiaj mnie.
Wtedy informacje zaczęły uderzać we mnie z prędkością światła. Całe moje życie przeleciało mi przed oczami, zatrzymując na jego ostatnim fragmencie - walce z Naofumim i moją druzgocącą porażką.
Czy ja w ogóle jeszcze żyłam? Przecież doskonale pamiętam ten przeraźliwy ból, jak uciekała ze mnie cała siła. Co ja tutaj robię?
- We dwoje lepiej się walczy. Masz dla kogo żyć. - nie wiedziałam, że wilk czyta w moich myślach - Wystarczy tylko, że poprosisz, że wykażesz chęć powrotu. Musisz włożyć w to całą swoją siłę.
Przypomniałam sobie wszystkie chwile spędzone z Uchihą, te dobre, ale i te złe. Każdą sekundę spędzoną z moim ojcem. Wszystkie noce przeznaczone na rozmowy z Tsunade. Tęskniłam za nimi.
- Chcę do nich wrócić.
Jak na pstrykniecie palca wszystko zniknęło i znowu zrobiło się przeraźliwie ciemno. Z jednym małym wyjątkiem. Czułam ból. Na początku był bardzo intensywny, nie wiedziałam skąd dokładnie pochodzi. Z biegiem czasu słabł. Chyba zaczynałam nawet odzyskiwać przytomność. Czułam, że ktoś mnie trzyma, słyszałam jakieś niewyraźne głosy. Odczuwałam przyjemne mrowienie gdzieś w dole mojego ciała.
Otworzyłam oczy natrafiając na mocno skupione hebanowe tęczówki i czujne, bursztynowe oczy Tsunade.
- Mamy ją.
Po tych słowach zemdlałam.


I had a one-way ticket to a place where all the demons go 
Where the wind don't change 
And nothing in the ground can ever grow 
No hope, just lies 
And you're taught to cry in your pillow
 But I survived

~*~

Nie mogłem uwierzyć, że były aż tak podobne. To było wręcz niemożliwe. Im starsza była Naomi tym bardziej przypominała klona swojej zmarłej matki.
Teraz, nieprzytomna, leżąca na miękkiej trawie, wyglądała niczym zbłąkany anioł, jednak zdradzały ją ludzkie gesty. Ciężko unosząca się klatka piersiowa, zadrapania na teraz niewinnie wyglądającej twarzy i okropna rana na brzuchu, teraz już opatrzona i dokładnie zabandażowana.
Sasuke nie odstępował jej na krok jakby bał się, że młoda dziewczyna zaraz się rozpłynie. Nie wierzył w to, że udało się ją uratować. Ja też nie mogłem, byłem pewny, że ją straciłem.
Akcja reanimacyjna trwała już zbyt długo, sam zaczynałem zdawać sobie z tego sprawę. Mimo wszystko miałem nadzieję, że się uda. Jak widać naprawdę nadzieja umiera ostatnia.
Sasuke i Naomi naprawdę byli sobie przeznaczeni. Chociaż na początku nie chciałem w to wierzyć, teraz muszę przyznać temu racje. Mam wrażenie, że historia się powtarza. Dokładnie jak ze mną i Inati.

- Kim jesteś? 
Kakashi spokojnie podszedł do brunetki, zwiniętej w kłębek w kącie pokoju. Dostrzegł jej potargane włosy, kilka zadrapań na twarzy, siniaki na ciele i paskudną ranę w okolicach obojczyka. Spojrzał w jej oczy, w których dostrzegł niewyobrażalną pustkę, jej piękne hebanowe oczy nigdy nie były tak obojętne. Wyciągnął do niej dłoń, na co jeszcze bardziej się skuliła, gorączkowo przyciskając swoje obolałe ciało do ściany. Kakashiemu serce kroiło się na ten widok. Musiał opanować rosnącą w sobie wściekłość. Chciał jak najprędzej zabrać stąd kobietę, która była dla niego całym światem.
- Kochanie, to ja.
Kobieta uniosła się na łokciach, ale jej drżące ręce odmówiły posłuszeństwa i, gdyby nie szybka reakcja Kakashiego, upadłaby na podłogę. Mężczyzna trzymał ją w silnym uścisku, ale nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Dał jej czas na zrozumienie sytuacji i wykonanie pierwszego ruchu.
Spojrzała na jego twarz, jakby chcąc odnaleźć w nim wroga, szpiega, ale z biegiem czasu wyraz jej twarzy łagodniał. W jej oczy zaczęło przelewać się ogromne ciepło, które jednocześnie ocieplało jego zziębnięte tęsknotą i zmartwieniem serce.
Podniosła dłoń i położyła mu ją delikatnie na policzku. Uwielbiał, gdy tak uroczo mrużyła oczy, w których pojawiał się ten charakterystyczny blask, jakiego nie potrafił nikomu wyjaśnić. Nie musieli publicznie ogłaszać swojej miłości, w ich spojrzeniach wypisane były wszystkie emocje i wszyscy bezbłędnie potrafili je odczytać. To była piękna miłość, może z trudnym i lekko zawirowanym początkiem, ale jakże szczęśliwym zakończeniem.
Kakashi nigdy nie zamierzał się z nikim wiązać. Miłość była mu niepotrzebna, uważał ją wręcz za coś okropnego. Ciągle trzymał w sobie tego małego, zranionego chłopca, sztywno trzymającego się dogmatów shinobi, starającego się udowodnić, że jego ojciec był prawdziwym bohaterem. Dopiero ona, Inati Matsumara, niepozorna kunoichi z kraju chmur uświadomiła mu, że przeszłość jest tym, co będzie się za nim ciągnąć do końca życia, lecz jego przyszłość to coś, nad czym może zapanować. 
Jakże wielkie było zdziwienie mieszkańców wioski ukrytej w liściach, kiedy dowiedzieli się, że największy gbur znalazł sobie dziewczynę, a jeszcze większe, kiedy kilka miesięcy później ogłoszono ich zaręczyny.
- Wiedziałam, że mnie uratujesz.  
Zaśmiała się, lecz chwilę później jej ciałem zaczęły rzucać niekontrolowane spazmy. Kakashi podniósł ją delikatnie, na co lekko się skrzywiła i pochylił jej ciało do przodu i już po chwili kobieta poczuła się lepiej.
- Musimy sprawdzić co z dzieckiem. Gdzieś w okolicy jest Tsunade.
- Spokojnie, nic mu nie jest. Pamiętaj, że wiem co nieco na temat medycznych jutsu. To dlatego jestem w takim stanie, całą moją czakrę pochłania chronienie płodu - skrzywiła się, dotykając rany na obojczyku - ale chyba spotkanie z Tsunade faktycznie by mi się przydało.
Mężczyzna uniósł ją delikatnie, a kobieta wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi. Uwielbiała to miejsce. Czuła wtedy bicie jego serca, które teraz pracowało powoli i spokojnie, pierwszy raz od wielu niespokojnych miesięcy.

Miałem jednak ogromną nadzieję, że chociaż ich historia skończy się szczęśliwie.
- Musimy jak najszybciej przetransportować ją do wioski.
Tsunade uklękła nad Naomi ponownie sprawdzając jej stan. Robiła to nieustannie od kilku godzin, zawsze co piętnaście minut.
- W takim stanie? Chyba jeszcze nie pora, musi trochę odpocząć.
- Do jej odratowania używałam wszystkich rodzajów jutsu jakie znam, nie wiem czy w jej stanie nie przyniosły żadnych szkód. To dopiero początek, teraz trzeba bardziej uważać. - spojrzała na zdezorientowaną twarz Uchihy - Naomi jest w ciąży, Sasuke. 

piątek, 8 lipca 2016

Rozdział XXXIV


"It's like you're screaming
And no one can hear 
You almost feel ashamed 
That someone could be that important 
That without him you feel like nothing 
No one will ever understand how much it hurts 
You feel hopeless but nothing can save you 
And when it's over and it's gone 
You almost wish that you could have all that bad stuff back 
So that you could have the good."
~*~

Droga była długa i monotonna. Słońce przebijało się przez wysokie konary drzew, przyjemnie ogrzewając moją zaspaną twarz. Podróżowaliśmy już tak od dwóch dni i w dodatku, jeśli odniosłam słuszne wrażenie, bez żadnego konkretnego celu.
Sasuke, z dłońmi wepchniętymi głęboko w czarne spodnie, pełzł leniwie na samym końcu naszej grupy. Teroshi, którego postawa niewiele różniła się od tej Uchihy, szedł przede mną, z półprzymkniętymi powiekami, wydając co chwilę jakieś dziwne pomruki. Jedynie Kakashi zdawał się wiedzieć, dokąd właściwie zmierzamy. Jego wzrok ciągle utkwiony był gdzieś przed nami, jakby naprzeciw nas czekało coś naprawdę interesującego.
Nie zdzwił mnie fakt, że Naruto, najbardziej podekscytowany z nas wszystkich, pędził kilka metrów prze nami, chociaż Kakashi ciągle zwracał mu uwagę, żeby nie oddalał się zbyt daleko. Podziwiałam jego zaangażowanie, tylko, do cholery, nikt nie wiedział dokąd właściwie zmierzamy!
Tsunade podzieliła nas na kilkuosobowe odziały i kazała ruszyć w stronę kraju mgły, gdzie po raz ostatni widziano Naofumiego. Mogliśmy na niego trafić my lub, równie dobrze, Shikamaru czy Neji.
Czy to może się udać? Czy naprawdę pokonamy jednego z najsilniejszych ninja naszych czasów?
Omal nie wpadłam na Teroshiego, kiedy nagle się zatrzymał. Spojrzałam na niego zdezorientowana, ale ten tylko skinął głową w stronę Kakashiego.
Shinobi usiadł na pobliskim kamieniu, wyciągnął z plecaka kanapkę i, jak gdyby nigdy nic, zaczął ją konsumować.
- Ty sobie jaja robisz? - zapytała, patrząc na niego niczym na wariata.
- Powściągnij się trochę. - skarcił mnie od razu - Robimy przerwę.
- Już? Przecież jest południe!
- Kiedy ostatnio sprawdzałem, to ja byłem dowódcą tej grupy. Zarządzam postój i kończę dyskusje.
Od kiedy on się zrobił taki formalny?
- Rozbijemy nasze namioty w odległości kilku kilometrów od siebie. Tak zagospodarujemy sporą część terenu i szybciej wykryjemy nadchodzącego wroga.
On chyba do reszty zdurniał. Jak damy sobie radę z przeciwnikiem w pojedynkę?!
- Moim zdaniem to zły pomysł.
- Nie interesuje mnie twoje zdanie. - musiałam mocno zacisnąć szczęki, żeby nie palnąć czegoś głupiego. Dlaczego był tak cholernie zgryźliwy?! Co ja mu znowu takiego zrobiłam?!
Podeszłam, bez słowa biorąc swój plecak i skierowałam się w północną stronę lasu. Lepiej będzie, jeśli teraz grzecznie odejdę, bo moja cierpliwość została wystawiona na ogromną próbę.
Może mnie sprawdzał? Nie, to niedorzeczne, po co miałby to robić?
Miałam nadzieję, że to tylko zły dzień i następnego dnia wszystko wróci do normy.

~*~

"Shine a light through an open door 
Love and life I will divide 
Turn away 'cause I need you more 
Feel the heartbeat in my mind"

Siedziałam na drzewie, patrolując teren. W naszej odległości nie wyczuwałam czakry żadnego shinobi, jedynie kilka leśnych zwierząt z szybko bijącymi sercami, przebiegało nieopodal naszych kwater. Pomysł z rozłożeniem namiotów kilka kilometrów od siebie wydawał mi się absurdalny. Przecież w chwili ataku, zostawaliśmy na pastwę losu! To było wysoce nieodpowiedzialne i byłam szczerze zdumiona, że Kakashi się na niego zgodził.
Ledwo zdążyłam wyczuć czakrę Uchihy, poczułam, jak łapie mnie w locie i zrzuca z drzewa. Przeturlaliśmy się po trawie, a kiedy się zatrzymaliśmy, leżałam na ziemi, przyciśnięta przez jego ciało.
Byłam pod wrażeniem, że tak długo utrzymywał swoją czakrę na minimalnym poziomie, uruchamiając ją dopiero chwilę przed atakiem.
- Przegrałaś. - powiedział, na co głośno się zaśmiałam, a brunet po chwili do mnie dołączył.
Tak dawno nie byliśmy razem tylko we dwoje. Tak dawno jego ciemne oczy nie skupiały tylko i wyłącznie na mnie.
Byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miałam wszystko, czego chciałam. Wiedziałam, że naszym problemem ciągle był Naofumi, ale w głębi duszy wierzyłam, że z Sasuke u boku mogę przezwyciężyć wszystko.
Podnieśliśmy się z ziemi, ale żadne z nas nie zabrało słowa. Dłoń Uchihy spoczęła na mojej tali, by przyciągnąć mnie bliżej siebie. Blask księżyca padał na jego twarz, odsłaniając twarde rysy twarzy i kruczoczarne włosy. Ze spokojem, bez zbędnego pośpiechu, podążałam wzrokiem od lekko rozchylonych ust w górę. Kiedy zatrzymałam się na smolistych tęczówkach, przez chwilę zaparło mi dech w piersiach.
Nigdy nie był wylewny w uczuciach, ale teraz jego oczy zdradzały wszystko. Miłość, która z nich emanowała, omal nie doprowadziła mnie do płaczu. Zamrugałam kilkakrotnie rzęsami, nie chcąc popłakać się w jego ramionach. Jak zwykle, bezbłędnie odczytał moje zamiary, na co parsknął śmiechem, pocałował w czoło i oparł swoją głowę na mojej. Wtuliłam się w zagłębienie jego szyi, wdychając zapach cytryn pomieszanych z trawą, na której jeszcze niedawno się tarzaliśmy. Tak, to bez wątpienia było najlepsze miejsce na ziemi - w jego silnych, bezpiecznych ramionach.
- Kiedy to wszystko się skończy, zostaniesz moją żoną. - zdezorientowana jego słowami, odsunęłam głowę tak, aby móc znowu patrzeć w jego oczy -Nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym.
Teraz już nie dałam rady powstrzymać łez wzruszenia. Spłynęły szybciej, niż zdążyłam na nie zareagować.
Wspięłam się na palce, przyciskając swoje wargi do jego ust. Całował mnie delikatnie i z pasją, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Nasze języki walczyły o wzajemną dominację, a jego ręce wkradły się pod moją bluzę. Kiedy zabrakło nam tchu, oderwaliśmy się od siebie, ale dłonie Uchihy ciągle pozostawały w tym samym miejscu. Patrzył na mnie, jakby czekając na pozwolenie. Kiedy delikatnie skinęłam głową, Uchiha złapał mnie za uda i podrzucił do góry, tak, że bez problemu owinęłam nogi wokół jego tali i zaczął iść w stronę mojego namiotu.
- Kocham cię, Naomi. - wyszeptał w moje usta pomiędzy pocałunkami, przy okazji pozbawiając koszulki. To była najpiękniejsza noc w moim życiu, spędzona z mężczyzną, którego kochałam całą moją duszą.

~*~

"We're standing side by side 
As your shadow crosses mine 
What it takes to come alive"

Podróżowaliśmy tak jeszcze przez kilka dni. Ciągle to samo - żadnych konkretnych informacji.
Byłam już trochę znużona. Nienawidziłam, kiedy nic się nie działo.
Od razu przypomniałam sobie noc spędzoną z Sasuke i delikatny rumieniec wpłynął na moją twarz. Skarciłam się szybko w myślach, wracając do rzeczywistości i dalszego patrolowania terenu. Wszystko wydawało się być w porządku...
Zamarłam, wyczuwając znajomą czakrę. Cholernie silną czakrę.
- Naofumi - zdołałam tylko wykrztusić, a po chwili w naszą stronę już leciały kunaie.
Odskoczyliśmy, bez problemu unikając ciosu. Przed nami pojawiła się trójka nieznanych szinobi, ale to nie oni byli wisienką na torcie. Najważniejsza osoba jeszcze się nie pojawiła.
Po chwili zza krzewów wyłoniła się postać Naofumiego. Jego długie, czarne włosy powiewały na wietrze, a sharingan z uwagą nas obserwował.
Aktywowałam rinnengana. Chciałam go nastraszyć, żeby wiedział, że udało mi się go wyprzedzić. Spokojnie przeniósł na mnie swoje spojrzenie, ale zachowywał się tak, jakby moja zdolność nie robiła na nim żadnego wrażenia.
Nagle ruszył w moją stronę, wcześniej utworzywszy kilka swoich klonów. Jego ludzie ruszyli mu z pomocą.
Odpierałam ataki z szybkością światła. Nic nie mogło umknąć mojej uwadze. A właściwie takie miałam wrażenie.
Kiedy za moimi plecami pojawiła się sylwetka Uchihy, na chwilę zamknęłam oczy, przygotowana na ostry ból, ale jedyne, co poczułam, to mocne popchnięcie, przez co wylądowałam z twarzą na ziemi.
Pozbierałam się szybko, ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Co to miało być?!
Naofumi stanął w odległości kilku metrów, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Porozmawiajmy na osobności.
Nie miałam pojęcia o czym mówi, dopóki nie pstryknął palcami i znaleźliśmy się sami w innej części lasu. Karteczka teleportacyjna - krzyknęłam w podświadomości, karcąc się za głupotę i brak logicznego myślenia. W tej sytuacji reninngan był bezużyteczny. Zdolność Uchihów z pewnością spisałaby się lepiej.
- sharingan. - szepnęłam, a chwilę później poczułam mocne szarpnięcie. Ból promieniował po całym moim ciele, nie mogąc skupić się w jednym, konkretnym miejscu.
Zdezorientowana upadłam na ziemię i zwinęłam się w kłębek, rozpaczliwie łapiąc powietrze. Nie mogłam oddychać, nie mogłam się ruszyć.
- Nikt ci nie powiedział, kochanie. - zaczął, zmierzając w moim kierunku - Nie możesz sobie na zmianę używać sharingana i rinnengana.
Próbowałam wstać, ale paraliż opętał moje kończyny. Naomi stanął nade mną, z pogardą patrząc w moje oczy.
- Mogliśmy stworzyć piękny kraj, moja droga. Mogliśmy mieć wszystko. - wyciągnął swoją katanę - Ale wolałaś wierzyć, że uda ci się mnie pokonać - pokręcił z politowaniem głową - Twoja matka też tak myślała.
Zamknęłam oczy, kiedy wycelował ostrze w moją stronę, a chwilę później poczułam niewyobrażalny ból. To, co trapiło mnie jeszcze przed chwilą, okazało się niczym. Otworzyłam oczy i z przerażeniem stwierdziłam, że Naofumi przebił moje ciało na wylot. Czułam jak ulatuje ze mnie energia. Czułam jak umieram.
- Gdybym teraz wyciągnął ostrze, pewnie zginęłabyś po chwili z wykrwawienia. - stwierdził, patrząc na mnie z góry - Za to, że grzecznie opowiedziałaś mi o technice, dam ci możliwość pożegnania się z przyjaciółmi i nie wyciągnę go. Potraktuj to jako prezent.
Świetny prezent - pomyślałam gorzko, wzrokiem szukając moich kompanów.
Naofumi ostatni raz posłał mi szyderczy uśmieszek i zniknął w głębie białego dymu.
Nie wiem ile czasu minęły, kiedy zza krzaków wybiegła postać Uchihy. Tuż za nim znalazła się cała reszta naszej grupy.
- Naomi - krzyknął, szybko podbiegając - Kurwa!
Pierwszy raz słyszałam jak przeklinał. Pierwszy i ostatni.
- Sasuke - szepnęłam, łapiąc jego drżącą dłoń. Nigdy nie widziałam go w takiej rozsypce. Spojrzałam na Kakashiego, który wyglądał, jakby przyrósł do ziemi. Nie potrafił nawet zabrać głosu.
- Nie umieraj, słyszysz?! - oparł moją głowę o swoje kolana - Rozmawiaj ze mną, proszę. Zaraz nadejdzie pomoc. Ktoś ci pomoże.
- Tak bardzo cię kochałam, Sasuke. - szepnęłam, bo na nic innego nie było mnie stać. Moje powieki były takie ciężkie.
- Nie żegnaj się ze mną, do cholery! Zabraniam ci, słyszysz?!
Coraz bardziej chciało mi się spać, ale jeszcze raz chciałam to usłyszeć z jego ust. Ten ostatni raz.
- Proszę, powiedz ostatni raz..
- Nienawidzę cię, słyszysz?! Nienawidzę, bo mnie zostawiasz! - słyszałam jak zmaga się z własnymi łzami, a jego ciałem targają niekontrolowane dreszcze - Kocham cię, pieprzona kretynko. - wyszeptał po chwili tuż przy moim uchu.
Na moje usta wkradł się szczery uśmiech, a powieki po chwilę opadły, zatapiając mnie w przerażającej ciemności. Nie wiedziałam co się dzieje, dokąd właściwie zmierzam.
Nie wiedziałam nawet kim właściwie jestem.



"t's the way I'm feeling I just can't deny 
But I've gotta let it go" 

"We found love in a hopeless place..."




* Rihanna - We found love

wtorek, 23 lutego 2016

rozdział XXXIII cz. II

"Just gonna stand there and watch me burn 
But that's alright because I like the way it hurts 
Just gonna stand there and hear me cry 
But that's alright because I love the way you lie"

Eminem - Love the way you lie feat. Rihanna


~*~

Wpadłam niczym huragan do rodzinnego domu, od razu kierując się w stronę mojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, opadłam na miękkie łóżko i pogrążyłam się w swojej własnej rozpaczy.
Nie wiem ile tak leżałam, dopiero, kiedy drzwi mojego pokoju lekko skrzypnęły, dostrzegłam wyłaniającą się burzę siwych włosów.
- Naomi?
- Chcę zostać sama.
- Ech, wiem o twojej sprzeczce z Sasuke.
- Sprzeczce? - zerwałam się do pozycji siedzącej - To jest koniec, definitywny. Nie będę kolejny raz się w to wszystko pakować.
- Nie oceniasz go zbyt surowo? Wiem, że jesteś impulsywna i działaś pod wpływem chwili.
- On mnie oszukiwał, przez tyle miesięcy! Skąd mam wiedzieć, które jego słowa są prawdziwe!
- Rozmawiałem z Tsunade, on miał tylko informować ją, gdyby w twoim otoczeniu działo się coś złego.
- Nie znasz go, nie wiesz do czego jest zdolny.
Czarne oczy czujnie mnie obserwowały.
- Kiedyś byłem taki jak Sasuke, ale twoja matka się nie poddała.

Przebudziłem się, kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Na moje oko było dosyć wcześnie, więc uznałem, że mam jakieś omamy. Przewróciłem się na plecy i na nowo próbowałem przenieść się w krainę snów. Promienie porannego słońca wpadały do pokoju, delikatnie ogrzewając moją twarz. Lecz w pewnym momencie ktoś zasłonił mi ich dopływ.
Otworzyłem delikatnie powiekę lecz obraz było mocno zamazany. Zamrugałem kilkakrotnie i dopiero wtedy rozpoznałem sylwetkę Inati. 
- Kakashi! Wstawaj, bo spóźnisz się na misję!
- Czasami się zastanawiam, dlaczego właściwie z tobą jestem. - odparłem zrezygnowany- Dam sobie radę, jesteś dosyć duży.
Zamknąłem oczy z chęcią ponownego zaśnięcia. Usłyszałem tylko głośne westchnienie, a po chwili ciepły materiał okrywający moje ciało został zerwany z łóżka.



- Jestem twoim gościem, może zaproponowałbyś mi coś do picia?
- Przecież wiesz, gdzie co stoi.
- Kakashi! - warknęła tym swoim zirytowanym głosem co mimowolnie zmusiło mnie do podniesienia się z łóżka. W innym przypadku całą misję strzelałaby fochy.
Widziałem jej maślane oczy przesuwające się od twarzy do torsu. Zawsze tak robiła i za każdym razem wywoływała na mojej twarzy delikatny uśmiech.
Weszliśmy do kuchni a brunetka od razu zajęła swoje ulubione miejsce pod oknem. Mówiła, że mogła obserwować stąd całą wioskę, ale jakoś nigdy nie miałem okazji tego sprawdzić.
Zająłem się przygotowywaniem herbaty, bo kawy nienawidziła i po chwili oboje siedzieliśmy przy szklanym stole.
- Wracam właśnie od Minato. Mówił, że jesteśmy zmuszeni przesunąć misję o kilka godzin.
Kubek omal nie wypadł mi z ręki. Spojrzałem na nią morderczym spojrzeniem, kiedy zaczęła śmiać się pod nosem.
- Nic straconego, mogę iść do łóżka. - znowu jej charakterystyczne spojrzenie - Możesz iść ze mną, jeśli tak bardzo chcesz.
Jej twarz pokryła się ciemną czerwienią. Uwielbiałem ją zawstydzać.
- Myślałam..
- Nie żartuj.
Teraz też była czerwona, ale już ze złości. Wstała i stanęła przede mną, chociaż była co najmniej o głowę niższa.
- Doprowadzasz. Mnie. Do. Szału.- wycedziła przez zaciśnięte zęby. Uniosłem dłonie w geście obronnym.
- Tylko mnie nie zabij.
Złapała się z frustracji za głową i już chciała wyjść, kiedy pociągnąłem ją za rękę i zamknąłem jej ciało w żelaznym uścisku.
- To co chciałaś?
- Nie potrafisz przeżyć poranka bez zirytowania mnie, prawda?
- Co poradzę, że lubię, kiedy się wściekasz.

- Identyczny jak Sasuke. - rzuciłam szybko, ze spuszczonym wzrokiem i smutnym uśmiechem na twarzy.
- Zachowywałem się tak jak on i czułem to samo. Gdyby twoja matka zrezygnowała, pewnie zatraciłbym się w swojej marnej egzystencji. Ona mnie wyprowadzała. Umiejętnie, powoli i w końcu całkowicie się przed nią otworzyłem.
- Nie mogę uwierzyć, że Sasuke jest zdolny do czegoś takiego. Ile czasu jej to zajęło?
- Sporo. Naprawdę sporo.
Westchnęłam zrezygnowana. Już sama nie wiedziała, czy słusznie postąpiłam. Może faktycznie za bardzo naskoczyłam na Sasuke?
- Co ja mam robić? - bezradność, jaka biła od tych słów, zaskoczyła nawet mnie.
- Mogę nakierowywać cię na właściwie tory, kiedy z nich schodzisz, ale nie będę podejmował za ciebie decyzji. Ty musisz to zrobić.
Kiwnęłam twierdząco głową, a białowłosy opuścił pomieszczenie. Leżałam tak jeszcze chwilę, pogrążona we własnych myślach. Wczoraj działałam głównie pod wpływem chwili. Czułam się zdradzona przez najbliższych przyjaciół. Później ta niepotrzebna kłótnia, brak jakiejkolwiek reakcji Uchihy... Co powinnam zrobić?

~*~

Zapukałam delikatnie do drzwi, ale po drugiej stronie nikt się nie odezwał. Przystawiłam do nich ucho, starając się cokolwiek usłyszeć, ale w środku panowała głucha cisza. Zrezygnowana, chciałam już odchodzić, ale w ostatniej chwili nacisnęłam na klamkę i okazało się, że drzwi są otwarte.
Weszłam do środka i wtedy po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcze. W pomieszczeniu panował istny chaos, książki i kwiaty walały się po podłodze, a połamane meble były porozrzucane po całym mieszkaniu. Skierowałam swoje kroki w stronę kuchni, gdzie zauważyłam czyjąś sylwetkę. Złapałam w dłoń kunai, cicho kierując się w stronę intruza. Dopiero, kiedy stanęłam we framudze drzwi, rozpoznałam Uchihe.
- Sasuke?
- Czego chcesz? - byłam przygotowana na jego chłodny ton. To jedyne, co mógł mi teraz dać.
- Co tutaj się stało? - jeszcze wczoraj wszystko było na swoim miejscu. Ten w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami, nie przerywając przygotowania jakiegoś napoju.
Dopiero wtedy zauważyłam ciecz spływającą z jego dłoni.
- Co ci się stało?
- Nic wielkiego.
Podeszłam do niego i bez słowa sprzeciwu złapałam na dłoń. Posłał mi mordercze spojrzenie i pewnie wyrwałby rękę, gdyby nie moje słowa
- Chcę to tylko opatrzyć.
Pociągnęłam go delikatnie do stołu, zgarniając po drodze apteczkę stojącą na lodówce. Kiedy usiedliśmy, od razu zabrałam się za opatrywanie ran. Były tak duże i głębokie, że jego ręce aż się trzęsły. Nie wiedziałam, czy nie wda się w to zakażenie.
Przyłożyłam do rany gazę nasączoną wodą utlenioną i spojrzałam na niego, ale on patrzył w zupełnie innym kierunku. Przez cały ten czas, w którym się nim zajmowałam, ani razu na mnie nie spojrzał.
Wiem, że cię zraniłam, Sasuke.
-Skończone.
- Cóż, więc co jeszcze tutaj robisz?
- Chciałam porozmawiać.
- Wydaje mi się, że wczoraj już wystarczająco dużo powiedziałaś.
- Ja, chcę się dowiedzieć kilku rzeczy o tym planie. Wczoraj.. targały mną emocje i może zrobiłam kilka rzeczy zbyt pochopnie.
Smoliste tęczówki nie spuszczały ze mnie wzroku. Znowu to robił. Chciał odczytać moje intencje. Nie rozumiał, dlaczego przyszłam.
- Kilka dni przed atakiem Itachiego, zawitała do mnie Hokage. Powiedziała, że potrzebujemy szpiega w szeregach wroga, który mógłby informować ją o ich poczynaniach i sile, jaką dysponują. Od razu uprzedziła mnie także, że jestem jedyną osobą, która się do tego nadaje. Wszystko dokładnie zaplanowała, każdy szczegół. Nawet twój sen. - co? - Wtedy, kiedy wpadłaś do mnie w nocy, wiedziałem, że przyjdziesz, wiedziałem, że pojawi się Itachi, wszystko, cholera wiedziałem!
Nie potrafiłam zabrać słowa. Nie sądziłam, że to ciągnęło się od tak długiego czasu!
- Yamanaka stworzyła w twojej głowie obraz umierającego mnie, a Tsunade podstawiła fałszywego Itachiego. Później, pod pretekstem, który doskonale znasz, odszedłem i dostałem się do Akatsuki, stworzyłem swoją grupę, która szukała dla mnie informacji. W pewnym momencie chciałem się stąd zabrać, wtedy, w szpitalu. Bałem się, że Konoha nie podoła, poczuje się zbyt bezpiecznie i straci czujność. Nie myliłem się. Kilka dni przed moim powrotem dowiedziałem się, że zostałam porwana. Wtedy musiałem powrócić do swoich dawnych kompanów, aby zaciągnąć informacji na temat twojego przetrzymywania. W szeregach Konohy musiał być szpieg i chciałem go wykryć. - przerwał na chwilę, zaciskając mocniej zęby - Tym szpiegiem była Sakura.
Co? O czym on, do jasnej cholery, pieprzy!
- Przecież to niemożliwe! - krzyknęłam, zerwawszy się z krzesełka - Sakura by nigdy...
"To moja wina, Naomi" - ostatnie słowa Sakury odbijały się w mojej głowie, a części powoli układały się w całość. Wtedy, w wiosce piasku, też musiała z nim rozmawiać. Ale jedna rzecz ciągle nie dawała mi spokoju.
- Skoro tak, dlaczego mnie ochroniła? Dlaczego wtedy nie zginam?
- Sakura przyznała mi się do wszystkiego po drodze. Powiedziała, że nie miała wyjścia, ale nie zdążyła wyjaśnić, dlaczego. Rozdzieliliśmy się. Ja znalazłem resztę, Sakura miała szukać ciebie. Widocznie nie zdążyła na czas zareagować.
- To wszystko jest chore, Sasuke. - emocje chyba w końcu wzięły górę bo łez, które spływały po moich policzkach, nie dało się kontrolować - Przez jeden, głupi błąd powstało tyle cierpienia.
- Pokonamy go.
Zobaczyłam to. Pierwszy raz tak wyraźnie dostrzegłam wsparcie w jego oczach. Złapał mnie jedną ręką i przyciągnął do siebie. Bez chwili namysłu wtuliłam się w niego, nie pozostawiając między nami wolnej przestrzeni. Wolną ręką gładził mnie po plecach do momentu, w którym się nie uspokoiłam.
Odsunęłam się od jego ciała i powoli, bez żadnego pośpiechu, złączyłam nasze wargi.
Całował mnie, jakby robił to pierwszy raz w życiu. Walka o dominacje i dynamizm nagle gdzieś zniknęły. Jego usta poruszały się delikatnie, jedną dłoń wplątał w moje włosy a drugą subtelnie acz stanowczo trzymał mnie blisko siebie. Nie pozwoliłby mi teraz uciec.

~*~

Weszłam cicho do mieszka, tak, aby nie obudzić ojca. Niczym cień przemieszczałam się po pomieszczeniach, kierując w stronę kuchni. Zapaliłam światło i omal nie zeszłam na zawał, kiedy zobaczyłam ojca siedzącego na krześle. Tylko czemu, do cholery, robił to w kompletnej ciemności?!
- I jak?
- Obyś miał racje.
Uśmiechnął się, co doskonale było widać pod czarną maską. Tak właściwie, dlaczego miał ją na sobie?
- Byłeś gdzieś?
- Właśnie wróciłem od Tsunade. Jutro z samego rana wyruszamy - kiwnęłam twierdzącą głową i usiadłam naprzeciwko niego. Odłożywszy papiery, posłał mi swoje zdziwione spojrzenie.
- Wiesz już o wszystkim? - kiwnął twierdząco głową - Na to też masz jakiś przykład z życia?
- Niestety nie tym razem.
Wstałam od stołu i ruszyłam w kierunku pokoju. Skoro jutro mieliśmy wyruszać, musiałam się przygotować.
- Naomi. - odwróciłam się z powrotem w jego stronę - To.. będzie ta misja. Nie wiem, kiedy ponownie znajdziemy się we wiosce.


~~~
Najkrótszy konflikt zażegnany. ;)


sobota, 20 lutego 2016

Rozdział XXXIII cz.I

- Naofumi z pomocą Akatsuki powoli zdobywa jinchuuriki. Ochrona dla Naomi byłaby niezbędna.
- Czy to konieczne? Przecież jesteście dość silni!
- Nie doceniasz ich. Kiedy przez chwilę obracałem się w ich towarzystwie, zdążyłem zauważyć, że niektórzy z nich stanowią dla nas porządne zagrożenie. W pojedynkę żadne z nas nie ma szans.
- Postaram się coś zrobić.
Kiwnąłem twierdząco głową po czym opuściłem gabinet piątej. Naomi na pewno już się obudziła, miała niezłego kaca i brak siły do opuszczenia łóżka.
Przemierzałem spokojne ulicy Konohy, mimowolnie przypominając sobie ostatnią misję. Straciliśmy wtedy bardzo dużo. Nie tylko kompana, ale także wiarę w samych siebie. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie byliśmy niezniszczalni i że na świecie krążyli ludzie znacznie silniejsi od nas. To oznaczało ponowne wznowienie treningów, zarówno moich jak i Naomi.
Wszedłem do mieszania, próbując wyczuć czakrę brunetki. Ciągle siedziała w mojej sypialni.
Wszedłem do kuchni, celowo robiąc hałas, który miał sprowadzić tutaj skacowaną brunetkę. Przekładałem talerze, stukałem szklankami, aż w końcu w pomieszczeniu znalazła się Naomi.
- Musisz tak trzaskać z samego rana?
- Jest dwunasta.
Usiadła na krzesełku i schowała twarz w dłoniach. Współczułbym jej, gdyby nie to, że sama sobie zapracowała na taki stan.
- Podaj mi szklankę wody.
- Od czego masz ręce? - spojrzała na mnie zirytowana, a wtedy dopiero dostrzegłem jej zbyt bladą cerę, fioletowe since pod oczami i mocno potargane włosy. Opadła zrezygnowana na stół i dopiero, kiedy postawiłem przed nią szklankę wody, ponownie na mnie spojrzała. Wypiła wszystko jednym duszkiem, odetchnęła głęboko i wyszła z pomieszczenia, najpewniej chcąc doprowadzić się do jakiegokolwiek porządku.
Wróciła po mniej więcej trzydziestu minutach, ubrana w czarne jeansy i pudrową koszulę. Włosy spięła w wysokiego koka, czego szczerze nienawidziłem. Na każdej misji miała związane włosy, więc ubóstwiałem czas spędzony w wiosce, kiedy nie musiała tego robić.
Gdy mnie mijała, złapałem ją w pasie, przyciągając do siebie, złączając nasze usta w pocałunku. Jedną dłoń położyłem na jej karku, a drugą wplątałem we włosy. Zerwałem gumkę i pozwoliłem jeszcze wilgotnym włosom opaść na ramiona. Zaśmiała się, nie przerywając pocałunku. Kiedy zacząłem zjeżdżać z pocałunkami na jej szyję, odsunęła się i otwartą dłonią uderzyła mnie w potylice.
- Za co to, do cholery?!
- Za wczoraj - odparła poważnie - Uprzedmiotowienie mnie sięgnęło zenitu.
Kiedy już miałem rzucić jej jakąś kąśliwą uwagę, ktoś z głośnym hukiem wpadł do mojego mieszkania.
- To są jakieś żarty? - warknąłem, podwójnie zirytowany. W drzwiach stanął jakiś mężczyzna w masce anbu.
- Ktoś zaatakował wioskę!

~*~
Znowu dałam się złapać w jego pułapkę. Nie mogłam uwierzyć w swoją głupotę!
Wioska nieustannie walczyła od kilku godzin. Każdy pochłonięty był walką, ale to mnie i Sasuke trafił się najsilniejszy przeciwnik.
- Sasuke... - jęknęłam żałośnie, próbując wyrwać się z uścisku nieprzyjaciela. - Zostaw go!
Kolejna marionetka znalazłszy się przy Sasuke, powaliła go prawym sierpowym na ziemię. On nie miał już ani krzty czakry. Gdzie, do jasnej cholery, była cała reszta?!
- Byłoby szkoda, gdyby twój kochaś nie dożył jutra. Taka piękna z was para. - Naofumi podszedł do Sasuke i pociągnął go do góry.
- Zostaw go. - warknęłam, co jedynie wywołało uśmiech na jego twarzy. Wzruszył ramionami i rozluźnił ucisk, przez co Sasuke znowu upadł na ziemię.
- Proszę bardzo. - odrzekł mocno usatysfakcjonowany, bardzo zadowolony z mojej reakcji.
Zaczynałam. Tracić. Kontrolę.
- Taka jesteś ważna, a wszyscy cię zostawili? To są ci twoi przyjaciele?
- Zamknij się.


Zatracałam się w własnym gniewie. Złość przejmowała kontrolę nad każdą komórką w moim ciele. Czułam niekontrolowane napływy czakry, obcej a jednak dobrze mi znanej.
Naomi!
Otworzyłam oczy, ale nie znajdowałam się już w tym samym miejscu. Tutaj było biało.
Za mną była ogromna klatka zatrzymująca Amaterasu, a moje ciało pokrywały czarne, nieznane mi znaki.
- Widzisz, co robisz? - wskazał delikatnie na moje znaki. Roztrzęsiona i przerażona próbowałam zetrzeć z siebie symbole, ale one zdawały się być przyklejone do mojego ciała niczym tatuaże.
- Spokojnie. - powiedział, unieruchomiwszy moje nadgarstki w swojej dłoni. - Jeszcze możesz to wszystko odkręcić.
- O czym ty gadasz, Naruto?! Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- W twojej podświadomości. Nigdy tutaj nie byłaś? - pokręciłam przecząco głową.


- Myślałem, że Amaterasu cię tutaj przyprowadził.
- To nie ma teraz znaczenia, Naruto! Sasuke tam umiera, a my prowadzimy pogawędki w mojej głowie.
- Nie możesz pozwolić na uwolnienie bestii. On tylko na to czeka - niezrozumienie, jakie ode mnie emanowało, spowodowało, że Naruto dalej kontynuował - Sam niedawno wszystkiego się dowiedziałem. W zasadzie powiedzieli mi tylko ze względu na połączenie, które jest między nami.
- Czy to trochę nie jest zabawne Naruto? - zamrugał kilkakrotnie powiekami, lekko zdezorientowany, po moim niespodziewanym przerwaniu jego monologu - To ty zawsze byłeś tym najbardziej niecierpliwym. Chyba przejęłam tą pałeczkę od ciebie.
- Ech - zaśmiałam się - Nie, pewnie zawsze nim będę. Chyba jeszcze nie opadły emocje po naszej ostatniej misji, dettebayo.
Zadrżałam lekko, przypominając sobie postać Sakury. Powinna tutaj być. To ten jedyny element, którego nam brakowało.
- Wracając do rzeczy - odparł bardzo poważnie, aż za poważnie jak na niego - Tsunade jakąś godzinę temu powiedziała mi o wszystkim. Nie wiem, czy wiedziałaś, ale pomiędzy nami jest swego rodzaju połączenie. To dlatego mogę teraz z tobą rozmawiać. To wszystko przez to, że jesteśmy nosicielami tego samego ogoniastego. - to miało całkiem sporo sensu - Od wielu tygodni jesteś pod stałym nadzorem. W twoim pobliżu nieustannie był ktoś, kto wiedział o planie Tsunade. Mieli cię obserwować, a w razie zagrożenia ze strony Naofumiego, bronić.
- Co? Kto brał w tym udział?
Zawahał się. Widziałam to.
- Shikamaru, Neji, Ino, Tsunade, Sakura i Sasuke.
Poczułam, jakby ktoś wbił mi w serce metalowe ostrze. Przez tyle czasu byłam niczym piesek na krótkiej smyczy, trzymany przez najbliższe mi osoby.
- Naofumi nie może aktywować twoje techniki, bo do tego wszystkiego brakuje my bestii. Dlatego tak cię prowokuje -Byłam tak oszołomiona słowami Naruto, że już nie wiedziałam, czy dalsza walka ma jakiś sens - Zaraz do was dołączymy.
Zdradzona. Oszukana. Manipulowana...


~*~

Staliśmy w gabinecie Hokage, ale żadne z nas nie potrafiło zabrać głosu. Udało nam się odeprzeć atak Naofumiego, zapobiegliśmy kradzieży ogoniastego, ale to, co działo się teraz, było stokroć gorsze.
Powietrze w pomieszczeniu wydawało się zbyt gęste, przez chwilę bałem się, że zaraz moje płuca przestaną prawidłowo funkcjonować. Pośrodku nas stała Naomi, patrząca wyczekująco na piątą, która nie wiedziała, czy był jeszcze jakikolwiek sens w wyjaśnianiu jej całej sytuacji. Naomi przelatywała wzrokiem po naszych twarzach, a ja dostrzegłem w jej oczach gorycz i rozczarowanie. Klatka piersiowa unosiła się w zbyt szybkim rytmie a jedną dłoń zacisnęła w pięść. Zawiodła się na nas wszystkich.
Kiedy jej spojrzenie zawisło na mnie, czas na chwilę się zatrzymał. Widziałem tylko te cholerne, brązowe oczy, obarczające mnie winą za całe to gówno. Ruszyła w moim kierunku, złapała za końcówkę rękawa i pociągnęła w stronę drzwi wyjściowych. Widocznie zrozumiała, że od Tsunade niczego nie zdoła się dowiedzieć.
Byłem tak mocno rozproszony, że bez problemu pozwoliłem brunetce "ciągnąć się" przez cały budynek administracyjny. Szliśmy w nieznanym mi kierunku, a ona ani na chwilę się nie odwróciła. Wyczekiwałem kontaktu wzrokowe. Bez niego nie mogłem odczytać jej uczuć.
Dopiero, kiedy znaleźliśmy się na naszym polu treningowym, puściła mnie i odwróciła w moją stronę.
- Słucham. - zła. Bardzo zła.
- To wszystko dla twojego dobra. - Zabrzmiało trochę, jakbym się tłumaczył, ale nie robiłem tego. Ja nie musiałem się nikomu z niczego tłumaczyć.
- Dlaczego? Po co tak długo mnie oszukiwałeś? Przecież gdybyś mi wszystko wyjaśnił, sprawa byłaby o wiele łatwiejsza.
- Tsunade bała się, że plan się nie powiedzie.
- No tak, plan. - ostatnie słowo do cna przesiąknęło goryczą i rozczarowaniem - Nie pomyśleliście, że jestem człowiekiem i tez mam uczucia?
Milczałem, bo co właściwie miałem odpowiedzieć? Nie potrafiłem znaleźć żadnego argumentu. Jej słowa powoli burzyły każdą możliwą drogę ucieczki i rozwiązania sytuacji.
Spojrzała w moje oczy, jakby chciała dorwać się do najciemniejszych zakamarków duszy. Tej cholernie chłodnej i zdystansowanej egzystencji, której nigdy nie potrafiła zrozumieć.



- Koniec z nami, Sasuke. - co?
- Żartujesz?
- Nie mogę być z kimś, kto okłamywał mnie przez tyle miesięcy. Przecież to wszystko było iluzją, chorą rozgrywką, w której ty odgrywałeś główną rolę. Dlatego do mnie wróciłeś? Żeby mieć mnie na oku? To, co się między nami wydarzyło, to wszystko było tylko grą?
Milczałem, kompletnie przygnieciony jej zarzutami.
- Nie wiem co właściwie sobie myślałam, że możemy być szczęśliwi, my, szczęśliwi? - śmiała się przez łzy - Cały czas utrzymywałeś między nami ten cholerny dystans. Zmanipulowałeś mnie. Nakazałeś mi założyć tę samą maskę, którą ty nieustannie nosisz, ale ja nie jestem tobą, Sasuke. Ja potrzebuję tych wszystkich rzeczy, potrzebuję jakiegokolwiek gestu i miłego słowa częściej niż raz w miesiącu, ale dopiero teraz zrozumiałam dlaczego tak nie było.
Dlaczego, do cholery, nie potrafiłem niczego z siebie wydusić? Przecież nie była mi obojętna.
- Dlatego wtedy, w Kirigakure, nie odpowiedziałeś. Bo ty mnie wcale nie kochasz - brązowe oczy doskonale ukazały jej rujnujący się świat - Nigdy mnie nie kochałeś.
Staliśmy naprzeciwko siebie, jeszcze przed chwilą tak sobie bliscy i w jednym momencie podzieliły nas miliony kilometrów.
Podeszła do mnie. Przez chwilę myślałem, że chce mnie uderzyć. Podniosła dłoń, ale ta zamarła w powietrzu. Zobaczyłem jej oczy, które po raz kolejny wyrażały ból. I to znowu ja byłem jego inicjatorem.
- Wiesz, zawsze wydawało mi się, że jesteś najlepszą rzeczą, na jaką w życiu trafiłam, ale dopiero teraz zrozumiałam, że jest odwrotnie - odsunęła się ode mnie - Ty doprowadzasz mnie jedynie do autodestrukcji. Twoja toksyczna miłość mnie zabija. Nie mogę dłużej tego ciągnąć - odwróciła się napięcie i ruszyła przed siebie. Chciałem za nią pobiec, ale nie potrafiłem. Wrosłem w ziemię, stałem się jednym z tych wszystkich drzew rosnących dookoła mnie. I bałem się. Pierwszy raz od bardzo dawna się bałem, że nie zdołam już tego odkręcić i wszystko stracę.
Byłem wściekły. Na siebie, na wioskę, na Tsunade.. Na wszystkich, którzy mieli z tym jakiekolwiek powiązanie.
Odwróciłem się napięcie i ruszyłem w kierunku lasu, niszcząc niemalże każde napotkane drzewo. Wyładowywałem swoje emocje na wytworach natury, ale żaden z ataków nie przynosił ukojenia.
Uderzałem, na oślep, we wszystko co stanęło na mojej drodze. I pewnie gdyby nie szybkość i lata praktyk, Kakashi także znalazłby się w sytuacji jednej z niewinnych roślin. Stojąca niedaleko niego Tsunade nie zmieniła swojej postawy od kilku godzin - stała z boku niczym małe, przerażone dziecko.
- Sasuke, co ty wyprawiasz?! - kompletnie zignorowałem jego wywody i powróciłem do przerwanej czynności. Rozkazywali mi przez ostatnie kilka miesięcy. Skończyło się wydawanie poleceń.
- To wszystko dla jej dobra? - powiedziałem, kierując się w stronę piątej. Znała te słowa. Poiła mnie nimi przez ostatnie miesiące - Tak będzie lepiej?


- Sasuke, to jest Hokage. - Etyka? Teraz, Kakashi?
Stanąłem przed Tsunade, która nawet nie raczyła na mnie spojrzeć. Hokage, psia mać.
- Jeśli tego wszystkiego nie odkręcicie, Naofumi nie będzie waszym największym problemem.

~~~~
Rozdział miał być dłuższy, ale musiałam podzielić go na dwie części, także kolejny powinien pojawić się już w poniedziałkowy wieczór :)

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział XXXII

Pierwszy raz od wielu lat wioska pokryła się śniegiem. Biały puch nieustannie spadał z zaciemnionego nieba, a szron malował dziwaczne wzorki na szybach w oknach, przykuwając uwagę najmłodszych mieszkańców Konohy. To wszystko było naprawdę piękne i wyjątkowe, tylko szkoda, że wydarzyło się w tak przykrych okolicznościach. Sakura kochała płatki śniegu.
Wciągnęłam na siebie uroczystą, czarną koszulę, którą każdy shinobi miał obowiązek założyć w czasie pogrzebu. Z drugiej strony, pewnie wiele osób jej nie włoży, bo przyjdą w grubych kożuchach, poowijani dodatkowo puchatymi szalikami, więc i tak nikt ich nie sprawdzi, ale ja chciałam mieć czyste sumienie i wywiązać się z zawodowych obowiązków. Czarne włosy pozostawiłam luźne, swobodnie opadające na ramiona. Nawet nie zauważyła, jak długie już urosły. W ogóle o nie nie dbałam, nie przywiązywałam do nich jakiejś ogromnej wagi. Nie używałam żadnych odżywek czy czegokolwiek, a były miękkie i lśniące. Sakura zawsze mi ich zazdrościła.
- Gotowa? - postać ojca odbiła się w łazienkowym lusterku - Musimy zaraz wychodzić.
Kiwnęłam twierdząco głową, odwracając się w jego stronę. Zilustrował mnie czujnym spojrzeniem, od stóp do głów, zatrzymując się na hebanowych oczach.
Chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Podkrążone oczy, blada skóra, mocno wystające obojczyki i lekko zapadnięte policzki na pewno go niepokoiły.
Podszedł do mnie powoli, złapał za kark i delikatnie przyciągnął do siebie. Byłam tak bardzo zaskoczona jego gestem, że omal nie zachłysnęłam się powietrzem.
- Jeśli musisz płakać, zrób to teraz. - powiedział po chwili - Rozumiem cię. Byłem już w takiej sytuacji.

- Minato nie zginął z Twojej winy, Inati. On uratował wszystkich, poświęcił się, żeby nasza wioską ciągle istniała.
- Powinnam tam być i im pomagać. Może wtedy zdołałby pokonać lisa i nie zginąłby razem z Kushiną? Boże, oni osierocili takie małe dziecko..
- Przecież wiesz, że nie mogłaś tam być. To niczego by nie zmieniło. Niedawno sama urodziłaś, jeszcze nie wróciłaś do treningów sprzed roku, jak chciałaś im pomóc? Sama ginąc?
- Rodzice zawsze mi powtarzali, że to kekkei genkai to ogromny dar, że może ono uratować wielu ludzi, a ja zawsze w to wierzyłam. Teraz ich zawiodłam. Co z tego, że mam taką wspaniałą zdolność, skoro stała się bezużyteczna? 
- Kochanie, nie jesteś bezużyteczna..
- Jestem - przerwała mi, ciągle wpatrując się w martwy punkt na ścianie - Jestem odpowiedzialna za śmierć tych wszystkich ludzi.
- Skarbie, posłuchaj mnie w końcu. - powiedziałem delikatnie acz stanowczo, żeby w końcu na mnie spojrzała - Nie jesteś maszyną ani żadną bronią, która musi być zawsze w pełni gotowości. Inati Matsumara to normalna kobieta, która ma prawo do własnego życia. Sama mi powtarzałaś, że praca nie może stać na pierwszym miejscu. I miałaś stuprocentową rację. Dlaczego sama nie uwierzysz w swoje słowa?
Chciałam spuścić głowę, ale podtrzymałem jej podbródek, chcąc usłyszeć jej odpowiedź. 
- Była moją najbliższą przyjaciółką. To, że jej nie pomogłam, a istniała szansy jej ocalenia mocno mnie przytłacza, Kakashi. 
- I uważasz, że gdybyś tam zginęła, to by jej pomogło?
- Nie masz takiej pewności.
- A ty tego, czy byś przeżyła. - otworzyła delikatnie usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz w pomieszczeniu panowało głuche milczenie. - Przestań się obwiniać. To nie jest twoja wina.
Jej oczy zaszkliły się, ale zaczęła szybko mrugać powiekami, chcąc je usilnie zatrzymać. 
- Jeżeli musisz płakać, zrób to teraz. - zabrałem dłoń, pozwalając jej na spuszczenie głowy - Na pogrzebie nie będzie miejsca na takie rzeczy. Wszyscy cierpią, a twoje łzy jedynie spotęgują to uczucie. Teraz trzeba zacząć wszystko od nowa. Nie możemy pozwolić, żeby nadzieja w ludziach umarła.
Przez chwilę wpatrywała się w podłogę, dokładnie analizując moje słowa. Przełknęła głośno ślinę a na podłogę spadły dwie, małe krople. Po chwili rzuciła się w moje ramiona, cicho łkając.




Przycisnąłem ją do siebie, otaczając wsparciem i zrozumieniem. Ciągle nie mogłem wybaczyć sobie tego, że wcześniej zbyt mało razy to robiłem, szczególnie w momentach, kiedy najbardziej tego potrzebowała. 


Odsunęłam się. Nie chciałam płakać. Chyba. Na pewno nie w tamtej chwili. Ale wspomnienie ojca, które nie dość, że bardzo mnie wzruszyło, to jeszcze uświadomiło mi, że, pomimo moim wewnętrznych sprzeciwów i tak to zrobię.
- Co teraz będzie?
- Tsunade na pewno wstrzyma na jakiś czas nasze misje a później...
- Nie, co ze mną będzie. Co ona dalej zrobiła.
Przez chwilę nie wiedział o czym mówię, ale nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zrozumiał, o co mi chodzi.
- Pogodziła się z tym. Zaakceptowała ciąg wydarzeń.
- Jesteś hipokrytą. Przecież ty też nie zaakceptowałeś przeszłości, więc dlaczego wymagasz tego ode mnie?
- Gdybym tego nie zrobił, nie rozmawiałbym z tobą. - kłamie. Na pewno kłamie. - Pogodziłem się z nią właśnie po śmierci Sakury, po tym jak przyglądałem się twojej rozpaczy. Przypomniała mi się tamta sytuacja z twoją matką i słowa, które jej mówiłem. Wtedy zrozumiałem, że byłem hipokrytą i że przeszłości nie mogę zmienić. A wiesz, co zrobiła twoja matka po tym wszystkim? - pokręciłam przecząco głową - Nie pozwoliła, żeby ktokolwiek o nich zapomniał.
- O niej też nikt nigdy nie zapomni.
- Jeżeli wspomnienia będą nieustannie pielęgnowane, to na pewno nie. Sakura wiedziała co robi. Nikt inny nie podjął za niej tej decyzji. Teraz, mimo sprzeciwu, powinniśmy zaakceptować jej wybór, niezależnie od tego, czy się z nią zgadzamy czy nie.
- Co byś zrobił, gdybym wtedy zginęła?
- Śmierć Sakury mocno mnie dotknęła, w końcu znam ją od wielu lat, ale gdy ginie twoje własnie dziecko, ból jest niewyobrażalnie większy. Nie każ mi o tym myśleć.
Pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pomieszczenia. Byłam już dorosła, a mimo to, jego obecność wydała się ciągle niezbędna. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu tak bardzo go nienawidziłam.

~*~

Uroczystość była piękna, o ile takie wydarzenie można określić pozytywnym przymiotnikiem. Każdy z jej przyjaciół, włącznie ze mną, trzymał w dłoni białą lilie, które mocno kontrastowały z czarnym ubiorem. Tsunade wygłosiła krótką przemowę o Sakurze, jej dokonaniach dla wioski i szczególnych osiągnięciach. Nie wiem czy ktoś się na nich skupiał, na pewno nie ja. Moje spojrzenie nieustannie utkwione było w zdjęciu uśmiechniętej Sakury, przepasanym czarną wstążką. Widziałam rodziców Sakury, stojących w pierwszy rzędzie, pogrążonych w głębokiej rozpaczy. Ten widok sprawiał, że zaczynałam pękać. Usilnie starałam się powstrzymać emocje, które zaczynały opuszczać moją nieszczelną klatkę opanowania. Kiedy już miałam osiągnąć apogeum mojej porażki, poczułam, jak Sasuke łapie moją trzęsącą się dłoń. Jego nagłe posunięcie mocno wytrąciło mnie z równowagi i odciągnęło od targających jeszcze przed sekundą emocji. Odwróciłam delikatnie głowę, napotykając jego czujne spojrzenie. Cały czas mnie obserwował. To dlatego wiedział, w którym momencie zareagować. Próbowałam wyczytać cokolwiek z jego oczu, ale nie dostrzegłam nic, kompletnie nic, żadnych emocji, tylko neutralność, którą potrafił zachować. Zawsze mu tego zazdrościłam i mówiłam to przy każdej możliwej okazji. Przypomniała mi się dzisiejsza opowieść ojca. Tata musiał być wspaniałym facetem, dawał mamie wsparcie i otuchę w trudnych chwilach. A Sasuke? Jego stać było tylko na krytykowanie, a jakikolwiek przejaw współczucia zdarzał się rzadziej niż zaćmienie słońca. Wszyscy zawsze mnie pytali, jak mogłam być kimś takim, kto nigdy w życiu nie powiedział nikomu nic miłego, dodatkowo ciągle popadał w konflikty, naraził się wielu shinobi i swoim czasie zdradził rodzinną wioskę. Był trudny. Wiedziałam to już, kiedy jeszcze byliśmy tylko przyjaciółmi, ale nic nie poradzę na to, że go kocham. Miłość nigdy nie była łatwa. A czy nasza jest tą prawdziwą? Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, ale chyba tak. Po tym wszystkim co przeszliśmy, ile wspólnie wycierpieliśmy, kiedy omal się nie pozabijaliśmy - wróciliśmy do siebie.
Sasuke i jego triki zadziałały, bo do końca uroczystości nasze splecione dłonie dodawały mi otuchy. Wszyscy zaczynali się już zbierać. Wszyscy, z wyjątkiem rozpaczających rodziców Sakury i Tsunade, która próbowała dodać im otuchy.
- chodź już. - odwróciłam głowę i zetknęłam się z kruczoczarnymi oczami Uchihy. Kiwnęłam twierdząco głową i oboje ruszyliśmy w bliżej nieokreślonym kierunku. Na dworze robiło się już ciemno.
- Bardzo przejmująca uroczystość. I jeszcze rodzice Sakury...
- Pogrzeby zawsze są takie same.
- To był pogrzeb twojej przyjaciółki. Naprawdę ani trochę cię nie ruszył?
- Tego nie powiedziałem.
- Twoje słowa jednoznacznie na to wskazywały.
- Przestań dopowiadać rzeczy, których nie miałem na myśli.
- Skąd mam wiedzieć co masz na myśli, skoro nigdy tego nie mówisz? - zatrzymaliśmy się - Oczekujesz ode mnie, że będę z tobą szczera, mówiła ci o wszystkich rzeczach, a ciebie nie stać na to samo. Dlaczego otaczam się ludźmi, którzy tylko chcą mną dyrygować?!
- Uspokój się.
- Widzę, że bardzo polubiłeś to słowo.
- Ostatnimi czasy mocno do ciebie pasuje.
- No tak, przecież twojego opanowania starczy na nas dwoje.
- A twojego dziecinnego zachowania na wszystkich w tej wiosce.
Głuche klaśnięcie odbiło się echem, kiedy w przypływie emocji i nagłej odwagi uderzyłam Sasuke w lewy policzek. Tak, ja uderzyłam Sasuke Uchihę. Zasłużył na to, gromadził we mnie negatywne sytuacje i krytykę a moje wewnętrzne rozbicie dało upust czynom.
Złapał się na policzek a na jego twarzy malowała się irytacja. Ale nie jakieś tam delikatne uniesienie. On był tak wkurzony, że przez sekundę przez myśl przeleciała mi myśl szybkiej ucieczki i zaczęłam żałować tego, że go uderzyłam.
- Za to każdą jedną twoją krytyką skierowaną w moją stronę mogłabym obdarować cały świat.
Odwróciłam się napięcie i ruszyłam w stronę domu. Byłam wściekła na niego i na samą siebie.
Zdążyłam przejść zaledwie kilkanaście metrów, kiedy ktoś gwałtownie mnie obrócił i docisnął do zimnego muru. Zdążyłam wydać z siebie zdumiony okrzyk, zanim przed moimi oczami znalazła się twarz Sasuke. Przez chwilę obleciał mnie strach, ale zaraz się opanowałam. Nie skrzywdziłby mnie. Ku mojemu jakże ogromnemu zdziwieniu, nie był zły, wręcz przeciwnie, patrzył na mnie z tym swoim delikatnym uśmieszkiem pod nosem. Pochylił się nade mną, a mnie przeszły dreszcze. Jedną dłoń delikatnie wsunął pod włosy i położył na szyi. Zbliżył się, subtelnie przejeżdżając nosem po mojej skórze tuż pod moim uchem. Niemal czułam na szyi jego wargi. Czekałam na jakikolwiek ruch, ale jego czyny posuwały się jedynie do pobudzania moich zmysłów. Chciałam, żeby mnie pocałował, ale on tego nie robił, co zaczynało mnie cholernie irytować. Nagle przerwał i przeniósł swoje usta tuż nad moje ucho.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. - szepnął i odszedł, zostawiając mnie kompletnie zdezorientowaną, opartą o ten cholerny mur. To była kara. Wiedział, jak na niego reaguję. Zrobił to wszystko specjalnie. Zdawał sobie sprawę z tego, że to zirytuje mnie stokroć bardziej niż jego obelgi skierowane w moim kierunku. Kiedy już zdążyłam uspokoić organizm, poczułam taką ogromną złość, jaką chyba jeszcze nigdy nie uraczyłam żadnego człowieka. W tamtym momencie podeszłabym do niego i po raz kolejny uderzyła w policzek.
Ruszyłam w przeciwną bo bruneta stronę, szybko przemierzając zaśnieżone ulice. Chciałam jak najszybciej zjawić się w domu.
- Naomi! - usłyszałam po swojej prawej głos Naruto. Zatrzymałam się, spoglądając na biegnącego w moim kierunku blondyna - Świetnie, że cię spotkałem. Wszyscy jesteśmy w barze i no, odreagowujemy dzisiejszy wydarzenia.. Nie chcesz do nas dołączyć?
Na początku chciałam powiedzieć kategoryczne nie i wrócić do domu, ale coś mnie zatrzymało. Nie wiem czy zrobiły to słowa Naruto, czy ciągle byłam wkurzona na Uchihę, ale postanowiłam zgodzić się na propozycję blondaska. Dawno nigdzie nie wychodziłam. Może po spotkaniu z przyjaciółmi moje samopoczucie choć odrobinę się poprawi.

~*~ 


Przemierzałem nieoświetlone ulice Konohy, pokryte grubą warstwą białego puchu. Nie zamierzałem szybko wracać do domu,nie czekało na mnie tam nic ciekawego.
Spotkanie jakiegokolwiek człowieka o tej porze graniczyło z cudem. Wszyscy kończyli swój dzień i przygotowywali do jutra, kolejnego roboczego piątku. Przez myśl przeleciały mi wspomnienia, gdy jako mały chłopiec codziennie wieczorem musiałem wracać wcześniej do domu, kiedy mój starszy brat przesiadywał jeszcze z ojcem, rozmawiając na najróżniejsze tematy i ćwicząc nieznane mi jeszcze techniki. Całe życie byłem gorszy od Itachiego, niezależnie od tego jak mocno starałem się to zmienić. Ciągle tylko słyszałem, że czegoś mi brakuje, że jestem niewystarczająco silny, że Itachi w moim wieku robił kolosalnie większe postępy - zawsze coś było nie tak. Ale wcale nie zamierzałem się tym przejmować. Od tego czasu wiele się zmieniło. Jutro mam stawić się w gabinecie piątej, żeby ustalić z nią plan działania. Teraz trzeba było podjąć jak najszybsze działania. Reszta musi szybko się pozbierać.
Mijałem właśnie jeden z konoszańskich barów, a moje spojrzenie utkwiłem z ludziach siedzących w środku. Przelatywałem po twarzach nieznanych mi osób, w pewnym momencie napotykając kogoś, kogo nie spodziewałem się tam spotkać. Podszedłem bliżej szyby, obserwując uważnie Naomi, która ledwo trzymała się na własnych nogach. Świetnie jej idzie wracanie do normalności.
Wszedłem do środka i powoli podszedłem do stolika. Chciałem, żeby mnie zauważyła, ale ona ciągle stała przodem do baru, zamawiając kolejnego drinka. Kiedy podszedłem, odsunąłem jej szklankę na bok. Po chwili uraczyła mnie zirytowanym, lekko zamglonym spojrzeniem, by po chwili przejść w mocną dezorientację i zaskoczenie.
- Sasuke? Co ty tutaj robisz?
- Lepszym pytaniem jest, ile już wypiłaś.
- Trochę. Nie na dużo.
- Faktycznie, widać. - reszta przyglądała się nam z ogromnym zainteresowaniem.
- Chyba powinnaś iść już do domu.
- Chcesz to idź. - wytargam ją stąd zaraz siłą. 
- Czy choć raz nie możesz zrobić tego, co ci każę?
- Właśnie, Sasuke - wybełkotała - Ciągle mam robić to, co mi każesz. Mógłbyś dla odmiany poprosić?
- Jak tak dalej pójdzie to skończysz na podłodze.
- Właśnie, ja skończę, nie ty.
- Naomi - warknąłem zirytowany, a ona uraczyła mnie spokojnym spojrzeniem, co ostatnimi czasy było u niej wyjątkiem. Zerknąłem w lewo i dostrzegłem mocno zakłopotanego Shikamaru, przyglądającemu nie nam Naruto i podsłuchującą Ino. - Proszę cię, żebyś stąd wyszła i wróciła do domu.
Na jej szyję wkradł się ogromny uśmiech, a po chwili rzuciła się w moje ramiona. Był to o tyle niespodziewany gest, że omal jej nie upuściłem.
Zawiesiła mi ręce na szyi, zbliżając swoją twarz do mojej, aż niemal stykaliśmy się nosami. Wyczułem zapach martini, pomieszany z jej ulubionymi perfumami. Jutro będzie miała kaca jak stąd do Suny.
- Nie spodziewałam się tego po tobie, kochaniee. - pijana. Mocno pijana. - Myślałam, że wyjdziesz i sobie pójdziesz. Tak jak po naszej dzisiejszej sprzeczce. Nie chciałam cię uderzyć - położyła rękę na moim policzku - To wszystko przez ... wiesz.
- Chodźmy już. - Naprawdę nie byłem zwolennikiem publicznego okazywania uczuć. Wszyscy wiedzieli z kim się związałem. Nie musiałem paradować przez całą wioskę z zawieszoną Naomi na mojej szyi. Oczywiście, poza dzisiejszym dniem. W normalnych okolicznościach nie zachowywałaby się tak.
Złapałam ją pod rękę i wyprowadziłem z pomieszczenia. Zdążyliśmy przejść zaledwie kilka metrów, kiedy niespodziewanie mnie puściła.
- Nie dam rady dalej iść. - przewróciłem teatralnie oczami, na co zwróciła swoją uwagę. Podszedłem do niej i jak gdyby nic nie warzyła, uniosłem do góry i kontynuowałem drogę. Zarzuciła mi ręce na szyję, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Przepraszam, Sasuke. - powiedziała ze skruchą - To naprawdę było mi potrzebne.
- Alkohol nie rozwiązuje żadnych problemów.
- Wiem, ale nie chciałam ich rozwiązywać, tylko zapomnieć.
Kiedy znaleźliśmy się przed wejściem do mojej posesji, postawiłem ją na nogi, odczekałem chwilę, aby mieć pewność, że da radę stać sama, po czym otworzyłem drzwi i wpuściłem ją do środka. Nie chciałem zabierać jej do rodzinnego mieszkania i tym samym kompromitować w oczach Kakashiego. Ich kontakt uległ polepszeniu, nie chciałem ryzykować pogorszenia go przez taką głupotę.
- Przecież wiesz gdzie co jest. - powiedziałem, kiedy przez dłuższą chwilę stała w jednym miejscu i nie odrywała ode mnie wzorku. Ilustrowała mnie czujnym spojrzeniem od góry do dołu, w końcu zatrzymując się na czarnych oczach.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, podeszła do mnie i przywarła swoimi ustami do moich. Na początku byłem trochę zaskoczony, ale szybko zacząłem oddawać jej pocałunki. Smakowała jak martini, które piła cały wieczór.
Oderwała się od mnie, ciężko oddychając. Uśmiechnęła się, patrząc w moje oczy, w których dostrzegałem szczęście i miłość. Żadna osoba nigdy nie darzyła mnie takim uczuciem. Ona była nawet w stanie mnie zabić, kiedy uznała, że na dobre stoczyłem się na dno. Widziałem jej rozpacz, wtedy, kiedy szła w moim kierunku z kunaiem wycelowanym prosto w moje serce. Nie wszyscy to rozumieli, bo przecież, jak możesz kogoś zabić, skoro go kochasz? To właściwie niewykonalne. Ludzie boją się straty. Ona też się jej bała, ale wiedziała, że to dla mnie najlepsze. Zawsze mówiłem, że nie pozwolę ściągnąć się na dno, a kiedy ona zrozumiała, że to zrobiłem, że byłem w stanie zabić własnych przyjaciół a nawet ją samą, chciała mnie uwolnić. Nie mogła pozwolić, żebym zginął z ręki kogoś innego. Gdyby tylko wiedziała, że to wszystko, odejście z wioski i wstąpienie do Akatsuki to była gra. Gra, która miała ją ochronić.
- Jesteś najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek była moja.