wtorek, 23 lutego 2016

rozdział XXXIII cz. II

"Just gonna stand there and watch me burn 
But that's alright because I like the way it hurts 
Just gonna stand there and hear me cry 
But that's alright because I love the way you lie"

Eminem - Love the way you lie feat. Rihanna


~*~

Wpadłam niczym huragan do rodzinnego domu, od razu kierując się w stronę mojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami, opadłam na miękkie łóżko i pogrążyłam się w swojej własnej rozpaczy.
Nie wiem ile tak leżałam, dopiero, kiedy drzwi mojego pokoju lekko skrzypnęły, dostrzegłam wyłaniającą się burzę siwych włosów.
- Naomi?
- Chcę zostać sama.
- Ech, wiem o twojej sprzeczce z Sasuke.
- Sprzeczce? - zerwałam się do pozycji siedzącej - To jest koniec, definitywny. Nie będę kolejny raz się w to wszystko pakować.
- Nie oceniasz go zbyt surowo? Wiem, że jesteś impulsywna i działaś pod wpływem chwili.
- On mnie oszukiwał, przez tyle miesięcy! Skąd mam wiedzieć, które jego słowa są prawdziwe!
- Rozmawiałem z Tsunade, on miał tylko informować ją, gdyby w twoim otoczeniu działo się coś złego.
- Nie znasz go, nie wiesz do czego jest zdolny.
Czarne oczy czujnie mnie obserwowały.
- Kiedyś byłem taki jak Sasuke, ale twoja matka się nie poddała.

Przebudziłem się, kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Na moje oko było dosyć wcześnie, więc uznałem, że mam jakieś omamy. Przewróciłem się na plecy i na nowo próbowałem przenieść się w krainę snów. Promienie porannego słońca wpadały do pokoju, delikatnie ogrzewając moją twarz. Lecz w pewnym momencie ktoś zasłonił mi ich dopływ.
Otworzyłem delikatnie powiekę lecz obraz było mocno zamazany. Zamrugałem kilkakrotnie i dopiero wtedy rozpoznałem sylwetkę Inati. 
- Kakashi! Wstawaj, bo spóźnisz się na misję!
- Czasami się zastanawiam, dlaczego właściwie z tobą jestem. - odparłem zrezygnowany- Dam sobie radę, jesteś dosyć duży.
Zamknąłem oczy z chęcią ponownego zaśnięcia. Usłyszałem tylko głośne westchnienie, a po chwili ciepły materiał okrywający moje ciało został zerwany z łóżka.



- Jestem twoim gościem, może zaproponowałbyś mi coś do picia?
- Przecież wiesz, gdzie co stoi.
- Kakashi! - warknęła tym swoim zirytowanym głosem co mimowolnie zmusiło mnie do podniesienia się z łóżka. W innym przypadku całą misję strzelałaby fochy.
Widziałem jej maślane oczy przesuwające się od twarzy do torsu. Zawsze tak robiła i za każdym razem wywoływała na mojej twarzy delikatny uśmiech.
Weszliśmy do kuchni a brunetka od razu zajęła swoje ulubione miejsce pod oknem. Mówiła, że mogła obserwować stąd całą wioskę, ale jakoś nigdy nie miałem okazji tego sprawdzić.
Zająłem się przygotowywaniem herbaty, bo kawy nienawidziła i po chwili oboje siedzieliśmy przy szklanym stole.
- Wracam właśnie od Minato. Mówił, że jesteśmy zmuszeni przesunąć misję o kilka godzin.
Kubek omal nie wypadł mi z ręki. Spojrzałem na nią morderczym spojrzeniem, kiedy zaczęła śmiać się pod nosem.
- Nic straconego, mogę iść do łóżka. - znowu jej charakterystyczne spojrzenie - Możesz iść ze mną, jeśli tak bardzo chcesz.
Jej twarz pokryła się ciemną czerwienią. Uwielbiałem ją zawstydzać.
- Myślałam..
- Nie żartuj.
Teraz też była czerwona, ale już ze złości. Wstała i stanęła przede mną, chociaż była co najmniej o głowę niższa.
- Doprowadzasz. Mnie. Do. Szału.- wycedziła przez zaciśnięte zęby. Uniosłem dłonie w geście obronnym.
- Tylko mnie nie zabij.
Złapała się z frustracji za głową i już chciała wyjść, kiedy pociągnąłem ją za rękę i zamknąłem jej ciało w żelaznym uścisku.
- To co chciałaś?
- Nie potrafisz przeżyć poranka bez zirytowania mnie, prawda?
- Co poradzę, że lubię, kiedy się wściekasz.

- Identyczny jak Sasuke. - rzuciłam szybko, ze spuszczonym wzrokiem i smutnym uśmiechem na twarzy.
- Zachowywałem się tak jak on i czułem to samo. Gdyby twoja matka zrezygnowała, pewnie zatraciłbym się w swojej marnej egzystencji. Ona mnie wyprowadzała. Umiejętnie, powoli i w końcu całkowicie się przed nią otworzyłem.
- Nie mogę uwierzyć, że Sasuke jest zdolny do czegoś takiego. Ile czasu jej to zajęło?
- Sporo. Naprawdę sporo.
Westchnęłam zrezygnowana. Już sama nie wiedziała, czy słusznie postąpiłam. Może faktycznie za bardzo naskoczyłam na Sasuke?
- Co ja mam robić? - bezradność, jaka biła od tych słów, zaskoczyła nawet mnie.
- Mogę nakierowywać cię na właściwie tory, kiedy z nich schodzisz, ale nie będę podejmował za ciebie decyzji. Ty musisz to zrobić.
Kiwnęłam twierdząco głową, a białowłosy opuścił pomieszczenie. Leżałam tak jeszcze chwilę, pogrążona we własnych myślach. Wczoraj działałam głównie pod wpływem chwili. Czułam się zdradzona przez najbliższych przyjaciół. Później ta niepotrzebna kłótnia, brak jakiejkolwiek reakcji Uchihy... Co powinnam zrobić?

~*~

Zapukałam delikatnie do drzwi, ale po drugiej stronie nikt się nie odezwał. Przystawiłam do nich ucho, starając się cokolwiek usłyszeć, ale w środku panowała głucha cisza. Zrezygnowana, chciałam już odchodzić, ale w ostatniej chwili nacisnęłam na klamkę i okazało się, że drzwi są otwarte.
Weszłam do środka i wtedy po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcze. W pomieszczeniu panował istny chaos, książki i kwiaty walały się po podłodze, a połamane meble były porozrzucane po całym mieszkaniu. Skierowałam swoje kroki w stronę kuchni, gdzie zauważyłam czyjąś sylwetkę. Złapałam w dłoń kunai, cicho kierując się w stronę intruza. Dopiero, kiedy stanęłam we framudze drzwi, rozpoznałam Uchihe.
- Sasuke?
- Czego chcesz? - byłam przygotowana na jego chłodny ton. To jedyne, co mógł mi teraz dać.
- Co tutaj się stało? - jeszcze wczoraj wszystko było na swoim miejscu. Ten w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami, nie przerywając przygotowania jakiegoś napoju.
Dopiero wtedy zauważyłam ciecz spływającą z jego dłoni.
- Co ci się stało?
- Nic wielkiego.
Podeszłam do niego i bez słowa sprzeciwu złapałam na dłoń. Posłał mi mordercze spojrzenie i pewnie wyrwałby rękę, gdyby nie moje słowa
- Chcę to tylko opatrzyć.
Pociągnęłam go delikatnie do stołu, zgarniając po drodze apteczkę stojącą na lodówce. Kiedy usiedliśmy, od razu zabrałam się za opatrywanie ran. Były tak duże i głębokie, że jego ręce aż się trzęsły. Nie wiedziałam, czy nie wda się w to zakażenie.
Przyłożyłam do rany gazę nasączoną wodą utlenioną i spojrzałam na niego, ale on patrzył w zupełnie innym kierunku. Przez cały ten czas, w którym się nim zajmowałam, ani razu na mnie nie spojrzał.
Wiem, że cię zraniłam, Sasuke.
-Skończone.
- Cóż, więc co jeszcze tutaj robisz?
- Chciałam porozmawiać.
- Wydaje mi się, że wczoraj już wystarczająco dużo powiedziałaś.
- Ja, chcę się dowiedzieć kilku rzeczy o tym planie. Wczoraj.. targały mną emocje i może zrobiłam kilka rzeczy zbyt pochopnie.
Smoliste tęczówki nie spuszczały ze mnie wzroku. Znowu to robił. Chciał odczytać moje intencje. Nie rozumiał, dlaczego przyszłam.
- Kilka dni przed atakiem Itachiego, zawitała do mnie Hokage. Powiedziała, że potrzebujemy szpiega w szeregach wroga, który mógłby informować ją o ich poczynaniach i sile, jaką dysponują. Od razu uprzedziła mnie także, że jestem jedyną osobą, która się do tego nadaje. Wszystko dokładnie zaplanowała, każdy szczegół. Nawet twój sen. - co? - Wtedy, kiedy wpadłaś do mnie w nocy, wiedziałem, że przyjdziesz, wiedziałem, że pojawi się Itachi, wszystko, cholera wiedziałem!
Nie potrafiłam zabrać słowa. Nie sądziłam, że to ciągnęło się od tak długiego czasu!
- Yamanaka stworzyła w twojej głowie obraz umierającego mnie, a Tsunade podstawiła fałszywego Itachiego. Później, pod pretekstem, który doskonale znasz, odszedłem i dostałem się do Akatsuki, stworzyłem swoją grupę, która szukała dla mnie informacji. W pewnym momencie chciałem się stąd zabrać, wtedy, w szpitalu. Bałem się, że Konoha nie podoła, poczuje się zbyt bezpiecznie i straci czujność. Nie myliłem się. Kilka dni przed moim powrotem dowiedziałem się, że zostałam porwana. Wtedy musiałem powrócić do swoich dawnych kompanów, aby zaciągnąć informacji na temat twojego przetrzymywania. W szeregach Konohy musiał być szpieg i chciałem go wykryć. - przerwał na chwilę, zaciskając mocniej zęby - Tym szpiegiem była Sakura.
Co? O czym on, do jasnej cholery, pieprzy!
- Przecież to niemożliwe! - krzyknęłam, zerwawszy się z krzesełka - Sakura by nigdy...
"To moja wina, Naomi" - ostatnie słowa Sakury odbijały się w mojej głowie, a części powoli układały się w całość. Wtedy, w wiosce piasku, też musiała z nim rozmawiać. Ale jedna rzecz ciągle nie dawała mi spokoju.
- Skoro tak, dlaczego mnie ochroniła? Dlaczego wtedy nie zginam?
- Sakura przyznała mi się do wszystkiego po drodze. Powiedziała, że nie miała wyjścia, ale nie zdążyła wyjaśnić, dlaczego. Rozdzieliliśmy się. Ja znalazłem resztę, Sakura miała szukać ciebie. Widocznie nie zdążyła na czas zareagować.
- To wszystko jest chore, Sasuke. - emocje chyba w końcu wzięły górę bo łez, które spływały po moich policzkach, nie dało się kontrolować - Przez jeden, głupi błąd powstało tyle cierpienia.
- Pokonamy go.
Zobaczyłam to. Pierwszy raz tak wyraźnie dostrzegłam wsparcie w jego oczach. Złapał mnie jedną ręką i przyciągnął do siebie. Bez chwili namysłu wtuliłam się w niego, nie pozostawiając między nami wolnej przestrzeni. Wolną ręką gładził mnie po plecach do momentu, w którym się nie uspokoiłam.
Odsunęłam się od jego ciała i powoli, bez żadnego pośpiechu, złączyłam nasze wargi.
Całował mnie, jakby robił to pierwszy raz w życiu. Walka o dominacje i dynamizm nagle gdzieś zniknęły. Jego usta poruszały się delikatnie, jedną dłoń wplątał w moje włosy a drugą subtelnie acz stanowczo trzymał mnie blisko siebie. Nie pozwoliłby mi teraz uciec.

~*~

Weszłam cicho do mieszka, tak, aby nie obudzić ojca. Niczym cień przemieszczałam się po pomieszczeniach, kierując w stronę kuchni. Zapaliłam światło i omal nie zeszłam na zawał, kiedy zobaczyłam ojca siedzącego na krześle. Tylko czemu, do cholery, robił to w kompletnej ciemności?!
- I jak?
- Obyś miał racje.
Uśmiechnął się, co doskonale było widać pod czarną maską. Tak właściwie, dlaczego miał ją na sobie?
- Byłeś gdzieś?
- Właśnie wróciłem od Tsunade. Jutro z samego rana wyruszamy - kiwnęłam twierdzącą głową i usiadłam naprzeciwko niego. Odłożywszy papiery, posłał mi swoje zdziwione spojrzenie.
- Wiesz już o wszystkim? - kiwnął twierdząco głową - Na to też masz jakiś przykład z życia?
- Niestety nie tym razem.
Wstałam od stołu i ruszyłam w kierunku pokoju. Skoro jutro mieliśmy wyruszać, musiałam się przygotować.
- Naomi. - odwróciłam się z powrotem w jego stronę - To.. będzie ta misja. Nie wiem, kiedy ponownie znajdziemy się we wiosce.


~~~
Najkrótszy konflikt zażegnany. ;)


sobota, 20 lutego 2016

Rozdział XXXIII cz.I

- Naofumi z pomocą Akatsuki powoli zdobywa jinchuuriki. Ochrona dla Naomi byłaby niezbędna.
- Czy to konieczne? Przecież jesteście dość silni!
- Nie doceniasz ich. Kiedy przez chwilę obracałem się w ich towarzystwie, zdążyłem zauważyć, że niektórzy z nich stanowią dla nas porządne zagrożenie. W pojedynkę żadne z nas nie ma szans.
- Postaram się coś zrobić.
Kiwnąłem twierdząco głową po czym opuściłem gabinet piątej. Naomi na pewno już się obudziła, miała niezłego kaca i brak siły do opuszczenia łóżka.
Przemierzałem spokojne ulicy Konohy, mimowolnie przypominając sobie ostatnią misję. Straciliśmy wtedy bardzo dużo. Nie tylko kompana, ale także wiarę w samych siebie. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie byliśmy niezniszczalni i że na świecie krążyli ludzie znacznie silniejsi od nas. To oznaczało ponowne wznowienie treningów, zarówno moich jak i Naomi.
Wszedłem do mieszania, próbując wyczuć czakrę brunetki. Ciągle siedziała w mojej sypialni.
Wszedłem do kuchni, celowo robiąc hałas, który miał sprowadzić tutaj skacowaną brunetkę. Przekładałem talerze, stukałem szklankami, aż w końcu w pomieszczeniu znalazła się Naomi.
- Musisz tak trzaskać z samego rana?
- Jest dwunasta.
Usiadła na krzesełku i schowała twarz w dłoniach. Współczułbym jej, gdyby nie to, że sama sobie zapracowała na taki stan.
- Podaj mi szklankę wody.
- Od czego masz ręce? - spojrzała na mnie zirytowana, a wtedy dopiero dostrzegłem jej zbyt bladą cerę, fioletowe since pod oczami i mocno potargane włosy. Opadła zrezygnowana na stół i dopiero, kiedy postawiłem przed nią szklankę wody, ponownie na mnie spojrzała. Wypiła wszystko jednym duszkiem, odetchnęła głęboko i wyszła z pomieszczenia, najpewniej chcąc doprowadzić się do jakiegokolwiek porządku.
Wróciła po mniej więcej trzydziestu minutach, ubrana w czarne jeansy i pudrową koszulę. Włosy spięła w wysokiego koka, czego szczerze nienawidziłem. Na każdej misji miała związane włosy, więc ubóstwiałem czas spędzony w wiosce, kiedy nie musiała tego robić.
Gdy mnie mijała, złapałem ją w pasie, przyciągając do siebie, złączając nasze usta w pocałunku. Jedną dłoń położyłem na jej karku, a drugą wplątałem we włosy. Zerwałem gumkę i pozwoliłem jeszcze wilgotnym włosom opaść na ramiona. Zaśmiała się, nie przerywając pocałunku. Kiedy zacząłem zjeżdżać z pocałunkami na jej szyję, odsunęła się i otwartą dłonią uderzyła mnie w potylice.
- Za co to, do cholery?!
- Za wczoraj - odparła poważnie - Uprzedmiotowienie mnie sięgnęło zenitu.
Kiedy już miałem rzucić jej jakąś kąśliwą uwagę, ktoś z głośnym hukiem wpadł do mojego mieszkania.
- To są jakieś żarty? - warknąłem, podwójnie zirytowany. W drzwiach stanął jakiś mężczyzna w masce anbu.
- Ktoś zaatakował wioskę!

~*~
Znowu dałam się złapać w jego pułapkę. Nie mogłam uwierzyć w swoją głupotę!
Wioska nieustannie walczyła od kilku godzin. Każdy pochłonięty był walką, ale to mnie i Sasuke trafił się najsilniejszy przeciwnik.
- Sasuke... - jęknęłam żałośnie, próbując wyrwać się z uścisku nieprzyjaciela. - Zostaw go!
Kolejna marionetka znalazłszy się przy Sasuke, powaliła go prawym sierpowym na ziemię. On nie miał już ani krzty czakry. Gdzie, do jasnej cholery, była cała reszta?!
- Byłoby szkoda, gdyby twój kochaś nie dożył jutra. Taka piękna z was para. - Naofumi podszedł do Sasuke i pociągnął go do góry.
- Zostaw go. - warknęłam, co jedynie wywołało uśmiech na jego twarzy. Wzruszył ramionami i rozluźnił ucisk, przez co Sasuke znowu upadł na ziemię.
- Proszę bardzo. - odrzekł mocno usatysfakcjonowany, bardzo zadowolony z mojej reakcji.
Zaczynałam. Tracić. Kontrolę.
- Taka jesteś ważna, a wszyscy cię zostawili? To są ci twoi przyjaciele?
- Zamknij się.


Zatracałam się w własnym gniewie. Złość przejmowała kontrolę nad każdą komórką w moim ciele. Czułam niekontrolowane napływy czakry, obcej a jednak dobrze mi znanej.
Naomi!
Otworzyłam oczy, ale nie znajdowałam się już w tym samym miejscu. Tutaj było biało.
Za mną była ogromna klatka zatrzymująca Amaterasu, a moje ciało pokrywały czarne, nieznane mi znaki.
- Widzisz, co robisz? - wskazał delikatnie na moje znaki. Roztrzęsiona i przerażona próbowałam zetrzeć z siebie symbole, ale one zdawały się być przyklejone do mojego ciała niczym tatuaże.
- Spokojnie. - powiedział, unieruchomiwszy moje nadgarstki w swojej dłoni. - Jeszcze możesz to wszystko odkręcić.
- O czym ty gadasz, Naruto?! Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- W twojej podświadomości. Nigdy tutaj nie byłaś? - pokręciłam przecząco głową.


- Myślałem, że Amaterasu cię tutaj przyprowadził.
- To nie ma teraz znaczenia, Naruto! Sasuke tam umiera, a my prowadzimy pogawędki w mojej głowie.
- Nie możesz pozwolić na uwolnienie bestii. On tylko na to czeka - niezrozumienie, jakie ode mnie emanowało, spowodowało, że Naruto dalej kontynuował - Sam niedawno wszystkiego się dowiedziałem. W zasadzie powiedzieli mi tylko ze względu na połączenie, które jest między nami.
- Czy to trochę nie jest zabawne Naruto? - zamrugał kilkakrotnie powiekami, lekko zdezorientowany, po moim niespodziewanym przerwaniu jego monologu - To ty zawsze byłeś tym najbardziej niecierpliwym. Chyba przejęłam tą pałeczkę od ciebie.
- Ech - zaśmiałam się - Nie, pewnie zawsze nim będę. Chyba jeszcze nie opadły emocje po naszej ostatniej misji, dettebayo.
Zadrżałam lekko, przypominając sobie postać Sakury. Powinna tutaj być. To ten jedyny element, którego nam brakowało.
- Wracając do rzeczy - odparł bardzo poważnie, aż za poważnie jak na niego - Tsunade jakąś godzinę temu powiedziała mi o wszystkim. Nie wiem, czy wiedziałaś, ale pomiędzy nami jest swego rodzaju połączenie. To dlatego mogę teraz z tobą rozmawiać. To wszystko przez to, że jesteśmy nosicielami tego samego ogoniastego. - to miało całkiem sporo sensu - Od wielu tygodni jesteś pod stałym nadzorem. W twoim pobliżu nieustannie był ktoś, kto wiedział o planie Tsunade. Mieli cię obserwować, a w razie zagrożenia ze strony Naofumiego, bronić.
- Co? Kto brał w tym udział?
Zawahał się. Widziałam to.
- Shikamaru, Neji, Ino, Tsunade, Sakura i Sasuke.
Poczułam, jakby ktoś wbił mi w serce metalowe ostrze. Przez tyle czasu byłam niczym piesek na krótkiej smyczy, trzymany przez najbliższe mi osoby.
- Naofumi nie może aktywować twoje techniki, bo do tego wszystkiego brakuje my bestii. Dlatego tak cię prowokuje -Byłam tak oszołomiona słowami Naruto, że już nie wiedziałam, czy dalsza walka ma jakiś sens - Zaraz do was dołączymy.
Zdradzona. Oszukana. Manipulowana...


~*~

Staliśmy w gabinecie Hokage, ale żadne z nas nie potrafiło zabrać głosu. Udało nam się odeprzeć atak Naofumiego, zapobiegliśmy kradzieży ogoniastego, ale to, co działo się teraz, było stokroć gorsze.
Powietrze w pomieszczeniu wydawało się zbyt gęste, przez chwilę bałem się, że zaraz moje płuca przestaną prawidłowo funkcjonować. Pośrodku nas stała Naomi, patrząca wyczekująco na piątą, która nie wiedziała, czy był jeszcze jakikolwiek sens w wyjaśnianiu jej całej sytuacji. Naomi przelatywała wzrokiem po naszych twarzach, a ja dostrzegłem w jej oczach gorycz i rozczarowanie. Klatka piersiowa unosiła się w zbyt szybkim rytmie a jedną dłoń zacisnęła w pięść. Zawiodła się na nas wszystkich.
Kiedy jej spojrzenie zawisło na mnie, czas na chwilę się zatrzymał. Widziałem tylko te cholerne, brązowe oczy, obarczające mnie winą za całe to gówno. Ruszyła w moim kierunku, złapała za końcówkę rękawa i pociągnęła w stronę drzwi wyjściowych. Widocznie zrozumiała, że od Tsunade niczego nie zdoła się dowiedzieć.
Byłem tak mocno rozproszony, że bez problemu pozwoliłem brunetce "ciągnąć się" przez cały budynek administracyjny. Szliśmy w nieznanym mi kierunku, a ona ani na chwilę się nie odwróciła. Wyczekiwałem kontaktu wzrokowe. Bez niego nie mogłem odczytać jej uczuć.
Dopiero, kiedy znaleźliśmy się na naszym polu treningowym, puściła mnie i odwróciła w moją stronę.
- Słucham. - zła. Bardzo zła.
- To wszystko dla twojego dobra. - Zabrzmiało trochę, jakbym się tłumaczył, ale nie robiłem tego. Ja nie musiałem się nikomu z niczego tłumaczyć.
- Dlaczego? Po co tak długo mnie oszukiwałeś? Przecież gdybyś mi wszystko wyjaśnił, sprawa byłaby o wiele łatwiejsza.
- Tsunade bała się, że plan się nie powiedzie.
- No tak, plan. - ostatnie słowo do cna przesiąknęło goryczą i rozczarowaniem - Nie pomyśleliście, że jestem człowiekiem i tez mam uczucia?
Milczałem, bo co właściwie miałem odpowiedzieć? Nie potrafiłem znaleźć żadnego argumentu. Jej słowa powoli burzyły każdą możliwą drogę ucieczki i rozwiązania sytuacji.
Spojrzała w moje oczy, jakby chciała dorwać się do najciemniejszych zakamarków duszy. Tej cholernie chłodnej i zdystansowanej egzystencji, której nigdy nie potrafiła zrozumieć.



- Koniec z nami, Sasuke. - co?
- Żartujesz?
- Nie mogę być z kimś, kto okłamywał mnie przez tyle miesięcy. Przecież to wszystko było iluzją, chorą rozgrywką, w której ty odgrywałeś główną rolę. Dlatego do mnie wróciłeś? Żeby mieć mnie na oku? To, co się między nami wydarzyło, to wszystko było tylko grą?
Milczałem, kompletnie przygnieciony jej zarzutami.
- Nie wiem co właściwie sobie myślałam, że możemy być szczęśliwi, my, szczęśliwi? - śmiała się przez łzy - Cały czas utrzymywałeś między nami ten cholerny dystans. Zmanipulowałeś mnie. Nakazałeś mi założyć tę samą maskę, którą ty nieustannie nosisz, ale ja nie jestem tobą, Sasuke. Ja potrzebuję tych wszystkich rzeczy, potrzebuję jakiegokolwiek gestu i miłego słowa częściej niż raz w miesiącu, ale dopiero teraz zrozumiałam dlaczego tak nie było.
Dlaczego, do cholery, nie potrafiłem niczego z siebie wydusić? Przecież nie była mi obojętna.
- Dlatego wtedy, w Kirigakure, nie odpowiedziałeś. Bo ty mnie wcale nie kochasz - brązowe oczy doskonale ukazały jej rujnujący się świat - Nigdy mnie nie kochałeś.
Staliśmy naprzeciwko siebie, jeszcze przed chwilą tak sobie bliscy i w jednym momencie podzieliły nas miliony kilometrów.
Podeszła do mnie. Przez chwilę myślałem, że chce mnie uderzyć. Podniosła dłoń, ale ta zamarła w powietrzu. Zobaczyłem jej oczy, które po raz kolejny wyrażały ból. I to znowu ja byłem jego inicjatorem.
- Wiesz, zawsze wydawało mi się, że jesteś najlepszą rzeczą, na jaką w życiu trafiłam, ale dopiero teraz zrozumiałam, że jest odwrotnie - odsunęła się ode mnie - Ty doprowadzasz mnie jedynie do autodestrukcji. Twoja toksyczna miłość mnie zabija. Nie mogę dłużej tego ciągnąć - odwróciła się napięcie i ruszyła przed siebie. Chciałem za nią pobiec, ale nie potrafiłem. Wrosłem w ziemię, stałem się jednym z tych wszystkich drzew rosnących dookoła mnie. I bałem się. Pierwszy raz od bardzo dawna się bałem, że nie zdołam już tego odkręcić i wszystko stracę.
Byłem wściekły. Na siebie, na wioskę, na Tsunade.. Na wszystkich, którzy mieli z tym jakiekolwiek powiązanie.
Odwróciłem się napięcie i ruszyłem w kierunku lasu, niszcząc niemalże każde napotkane drzewo. Wyładowywałem swoje emocje na wytworach natury, ale żaden z ataków nie przynosił ukojenia.
Uderzałem, na oślep, we wszystko co stanęło na mojej drodze. I pewnie gdyby nie szybkość i lata praktyk, Kakashi także znalazłby się w sytuacji jednej z niewinnych roślin. Stojąca niedaleko niego Tsunade nie zmieniła swojej postawy od kilku godzin - stała z boku niczym małe, przerażone dziecko.
- Sasuke, co ty wyprawiasz?! - kompletnie zignorowałem jego wywody i powróciłem do przerwanej czynności. Rozkazywali mi przez ostatnie kilka miesięcy. Skończyło się wydawanie poleceń.
- To wszystko dla jej dobra? - powiedziałem, kierując się w stronę piątej. Znała te słowa. Poiła mnie nimi przez ostatnie miesiące - Tak będzie lepiej?


- Sasuke, to jest Hokage. - Etyka? Teraz, Kakashi?
Stanąłem przed Tsunade, która nawet nie raczyła na mnie spojrzeć. Hokage, psia mać.
- Jeśli tego wszystkiego nie odkręcicie, Naofumi nie będzie waszym największym problemem.

~~~~
Rozdział miał być dłuższy, ale musiałam podzielić go na dwie części, także kolejny powinien pojawić się już w poniedziałkowy wieczór :)