piątek, 8 lipca 2016

Rozdział XXXIV


"It's like you're screaming
And no one can hear 
You almost feel ashamed 
That someone could be that important 
That without him you feel like nothing 
No one will ever understand how much it hurts 
You feel hopeless but nothing can save you 
And when it's over and it's gone 
You almost wish that you could have all that bad stuff back 
So that you could have the good."
~*~

Droga była długa i monotonna. Słońce przebijało się przez wysokie konary drzew, przyjemnie ogrzewając moją zaspaną twarz. Podróżowaliśmy już tak od dwóch dni i w dodatku, jeśli odniosłam słuszne wrażenie, bez żadnego konkretnego celu.
Sasuke, z dłońmi wepchniętymi głęboko w czarne spodnie, pełzł leniwie na samym końcu naszej grupy. Teroshi, którego postawa niewiele różniła się od tej Uchihy, szedł przede mną, z półprzymkniętymi powiekami, wydając co chwilę jakieś dziwne pomruki. Jedynie Kakashi zdawał się wiedzieć, dokąd właściwie zmierzamy. Jego wzrok ciągle utkwiony był gdzieś przed nami, jakby naprzeciw nas czekało coś naprawdę interesującego.
Nie zdzwił mnie fakt, że Naruto, najbardziej podekscytowany z nas wszystkich, pędził kilka metrów prze nami, chociaż Kakashi ciągle zwracał mu uwagę, żeby nie oddalał się zbyt daleko. Podziwiałam jego zaangażowanie, tylko, do cholery, nikt nie wiedział dokąd właściwie zmierzamy!
Tsunade podzieliła nas na kilkuosobowe odziały i kazała ruszyć w stronę kraju mgły, gdzie po raz ostatni widziano Naofumiego. Mogliśmy na niego trafić my lub, równie dobrze, Shikamaru czy Neji.
Czy to może się udać? Czy naprawdę pokonamy jednego z najsilniejszych ninja naszych czasów?
Omal nie wpadłam na Teroshiego, kiedy nagle się zatrzymał. Spojrzałam na niego zdezorientowana, ale ten tylko skinął głową w stronę Kakashiego.
Shinobi usiadł na pobliskim kamieniu, wyciągnął z plecaka kanapkę i, jak gdyby nigdy nic, zaczął ją konsumować.
- Ty sobie jaja robisz? - zapytała, patrząc na niego niczym na wariata.
- Powściągnij się trochę. - skarcił mnie od razu - Robimy przerwę.
- Już? Przecież jest południe!
- Kiedy ostatnio sprawdzałem, to ja byłem dowódcą tej grupy. Zarządzam postój i kończę dyskusje.
Od kiedy on się zrobił taki formalny?
- Rozbijemy nasze namioty w odległości kilku kilometrów od siebie. Tak zagospodarujemy sporą część terenu i szybciej wykryjemy nadchodzącego wroga.
On chyba do reszty zdurniał. Jak damy sobie radę z przeciwnikiem w pojedynkę?!
- Moim zdaniem to zły pomysł.
- Nie interesuje mnie twoje zdanie. - musiałam mocno zacisnąć szczęki, żeby nie palnąć czegoś głupiego. Dlaczego był tak cholernie zgryźliwy?! Co ja mu znowu takiego zrobiłam?!
Podeszłam, bez słowa biorąc swój plecak i skierowałam się w północną stronę lasu. Lepiej będzie, jeśli teraz grzecznie odejdę, bo moja cierpliwość została wystawiona na ogromną próbę.
Może mnie sprawdzał? Nie, to niedorzeczne, po co miałby to robić?
Miałam nadzieję, że to tylko zły dzień i następnego dnia wszystko wróci do normy.

~*~

"Shine a light through an open door 
Love and life I will divide 
Turn away 'cause I need you more 
Feel the heartbeat in my mind"

Siedziałam na drzewie, patrolując teren. W naszej odległości nie wyczuwałam czakry żadnego shinobi, jedynie kilka leśnych zwierząt z szybko bijącymi sercami, przebiegało nieopodal naszych kwater. Pomysł z rozłożeniem namiotów kilka kilometrów od siebie wydawał mi się absurdalny. Przecież w chwili ataku, zostawaliśmy na pastwę losu! To było wysoce nieodpowiedzialne i byłam szczerze zdumiona, że Kakashi się na niego zgodził.
Ledwo zdążyłam wyczuć czakrę Uchihy, poczułam, jak łapie mnie w locie i zrzuca z drzewa. Przeturlaliśmy się po trawie, a kiedy się zatrzymaliśmy, leżałam na ziemi, przyciśnięta przez jego ciało.
Byłam pod wrażeniem, że tak długo utrzymywał swoją czakrę na minimalnym poziomie, uruchamiając ją dopiero chwilę przed atakiem.
- Przegrałaś. - powiedział, na co głośno się zaśmiałam, a brunet po chwili do mnie dołączył.
Tak dawno nie byliśmy razem tylko we dwoje. Tak dawno jego ciemne oczy nie skupiały tylko i wyłącznie na mnie.
Byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miałam wszystko, czego chciałam. Wiedziałam, że naszym problemem ciągle był Naofumi, ale w głębi duszy wierzyłam, że z Sasuke u boku mogę przezwyciężyć wszystko.
Podnieśliśmy się z ziemi, ale żadne z nas nie zabrało słowa. Dłoń Uchihy spoczęła na mojej tali, by przyciągnąć mnie bliżej siebie. Blask księżyca padał na jego twarz, odsłaniając twarde rysy twarzy i kruczoczarne włosy. Ze spokojem, bez zbędnego pośpiechu, podążałam wzrokiem od lekko rozchylonych ust w górę. Kiedy zatrzymałam się na smolistych tęczówkach, przez chwilę zaparło mi dech w piersiach.
Nigdy nie był wylewny w uczuciach, ale teraz jego oczy zdradzały wszystko. Miłość, która z nich emanowała, omal nie doprowadziła mnie do płaczu. Zamrugałam kilkakrotnie rzęsami, nie chcąc popłakać się w jego ramionach. Jak zwykle, bezbłędnie odczytał moje zamiary, na co parsknął śmiechem, pocałował w czoło i oparł swoją głowę na mojej. Wtuliłam się w zagłębienie jego szyi, wdychając zapach cytryn pomieszanych z trawą, na której jeszcze niedawno się tarzaliśmy. Tak, to bez wątpienia było najlepsze miejsce na ziemi - w jego silnych, bezpiecznych ramionach.
- Kiedy to wszystko się skończy, zostaniesz moją żoną. - zdezorientowana jego słowami, odsunęłam głowę tak, aby móc znowu patrzeć w jego oczy -Nie wyobrażam sobie życia z kimkolwiek innym.
Teraz już nie dałam rady powstrzymać łez wzruszenia. Spłynęły szybciej, niż zdążyłam na nie zareagować.
Wspięłam się na palce, przyciskając swoje wargi do jego ust. Całował mnie delikatnie i z pasją, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Nasze języki walczyły o wzajemną dominację, a jego ręce wkradły się pod moją bluzę. Kiedy zabrakło nam tchu, oderwaliśmy się od siebie, ale dłonie Uchihy ciągle pozostawały w tym samym miejscu. Patrzył na mnie, jakby czekając na pozwolenie. Kiedy delikatnie skinęłam głową, Uchiha złapał mnie za uda i podrzucił do góry, tak, że bez problemu owinęłam nogi wokół jego tali i zaczął iść w stronę mojego namiotu.
- Kocham cię, Naomi. - wyszeptał w moje usta pomiędzy pocałunkami, przy okazji pozbawiając koszulki. To była najpiękniejsza noc w moim życiu, spędzona z mężczyzną, którego kochałam całą moją duszą.

~*~

"We're standing side by side 
As your shadow crosses mine 
What it takes to come alive"

Podróżowaliśmy tak jeszcze przez kilka dni. Ciągle to samo - żadnych konkretnych informacji.
Byłam już trochę znużona. Nienawidziłam, kiedy nic się nie działo.
Od razu przypomniałam sobie noc spędzoną z Sasuke i delikatny rumieniec wpłynął na moją twarz. Skarciłam się szybko w myślach, wracając do rzeczywistości i dalszego patrolowania terenu. Wszystko wydawało się być w porządku...
Zamarłam, wyczuwając znajomą czakrę. Cholernie silną czakrę.
- Naofumi - zdołałam tylko wykrztusić, a po chwili w naszą stronę już leciały kunaie.
Odskoczyliśmy, bez problemu unikając ciosu. Przed nami pojawiła się trójka nieznanych szinobi, ale to nie oni byli wisienką na torcie. Najważniejsza osoba jeszcze się nie pojawiła.
Po chwili zza krzewów wyłoniła się postać Naofumiego. Jego długie, czarne włosy powiewały na wietrze, a sharingan z uwagą nas obserwował.
Aktywowałam rinnengana. Chciałam go nastraszyć, żeby wiedział, że udało mi się go wyprzedzić. Spokojnie przeniósł na mnie swoje spojrzenie, ale zachowywał się tak, jakby moja zdolność nie robiła na nim żadnego wrażenia.
Nagle ruszył w moją stronę, wcześniej utworzywszy kilka swoich klonów. Jego ludzie ruszyli mu z pomocą.
Odpierałam ataki z szybkością światła. Nic nie mogło umknąć mojej uwadze. A właściwie takie miałam wrażenie.
Kiedy za moimi plecami pojawiła się sylwetka Uchihy, na chwilę zamknęłam oczy, przygotowana na ostry ból, ale jedyne, co poczułam, to mocne popchnięcie, przez co wylądowałam z twarzą na ziemi.
Pozbierałam się szybko, ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Co to miało być?!
Naofumi stanął w odległości kilku metrów, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Porozmawiajmy na osobności.
Nie miałam pojęcia o czym mówi, dopóki nie pstryknął palcami i znaleźliśmy się sami w innej części lasu. Karteczka teleportacyjna - krzyknęłam w podświadomości, karcąc się za głupotę i brak logicznego myślenia. W tej sytuacji reninngan był bezużyteczny. Zdolność Uchihów z pewnością spisałaby się lepiej.
- sharingan. - szepnęłam, a chwilę później poczułam mocne szarpnięcie. Ból promieniował po całym moim ciele, nie mogąc skupić się w jednym, konkretnym miejscu.
Zdezorientowana upadłam na ziemię i zwinęłam się w kłębek, rozpaczliwie łapiąc powietrze. Nie mogłam oddychać, nie mogłam się ruszyć.
- Nikt ci nie powiedział, kochanie. - zaczął, zmierzając w moim kierunku - Nie możesz sobie na zmianę używać sharingana i rinnengana.
Próbowałam wstać, ale paraliż opętał moje kończyny. Naomi stanął nade mną, z pogardą patrząc w moje oczy.
- Mogliśmy stworzyć piękny kraj, moja droga. Mogliśmy mieć wszystko. - wyciągnął swoją katanę - Ale wolałaś wierzyć, że uda ci się mnie pokonać - pokręcił z politowaniem głową - Twoja matka też tak myślała.
Zamknęłam oczy, kiedy wycelował ostrze w moją stronę, a chwilę później poczułam niewyobrażalny ból. To, co trapiło mnie jeszcze przed chwilą, okazało się niczym. Otworzyłam oczy i z przerażeniem stwierdziłam, że Naofumi przebił moje ciało na wylot. Czułam jak ulatuje ze mnie energia. Czułam jak umieram.
- Gdybym teraz wyciągnął ostrze, pewnie zginęłabyś po chwili z wykrwawienia. - stwierdził, patrząc na mnie z góry - Za to, że grzecznie opowiedziałaś mi o technice, dam ci możliwość pożegnania się z przyjaciółmi i nie wyciągnę go. Potraktuj to jako prezent.
Świetny prezent - pomyślałam gorzko, wzrokiem szukając moich kompanów.
Naofumi ostatni raz posłał mi szyderczy uśmieszek i zniknął w głębie białego dymu.
Nie wiem ile czasu minęły, kiedy zza krzaków wybiegła postać Uchihy. Tuż za nim znalazła się cała reszta naszej grupy.
- Naomi - krzyknął, szybko podbiegając - Kurwa!
Pierwszy raz słyszałam jak przeklinał. Pierwszy i ostatni.
- Sasuke - szepnęłam, łapiąc jego drżącą dłoń. Nigdy nie widziałam go w takiej rozsypce. Spojrzałam na Kakashiego, który wyglądał, jakby przyrósł do ziemi. Nie potrafił nawet zabrać głosu.
- Nie umieraj, słyszysz?! - oparł moją głowę o swoje kolana - Rozmawiaj ze mną, proszę. Zaraz nadejdzie pomoc. Ktoś ci pomoże.
- Tak bardzo cię kochałam, Sasuke. - szepnęłam, bo na nic innego nie było mnie stać. Moje powieki były takie ciężkie.
- Nie żegnaj się ze mną, do cholery! Zabraniam ci, słyszysz?!
Coraz bardziej chciało mi się spać, ale jeszcze raz chciałam to usłyszeć z jego ust. Ten ostatni raz.
- Proszę, powiedz ostatni raz..
- Nienawidzę cię, słyszysz?! Nienawidzę, bo mnie zostawiasz! - słyszałam jak zmaga się z własnymi łzami, a jego ciałem targają niekontrolowane dreszcze - Kocham cię, pieprzona kretynko. - wyszeptał po chwili tuż przy moim uchu.
Na moje usta wkradł się szczery uśmiech, a powieki po chwilę opadły, zatapiając mnie w przerażającej ciemności. Nie wiedziałam co się dzieje, dokąd właściwie zmierzam.
Nie wiedziałam nawet kim właściwie jestem.



"t's the way I'm feeling I just can't deny 
But I've gotta let it go" 

"We found love in a hopeless place..."




* Rihanna - We found love