czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział XXX

W ogóle się nie wyspałam.
Nie dość, że po nocnym przebudzeniu przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć, to jeszcze Sasuke obudził mnie z samego rana ze świetną informacją, że wyruszamy na misję. Nie zdążyłam się spakować, wpaść do domu - nic. Dobrze, że przynajmniej mój ojciec o mnie myślał i zabrał mi to, co uważał za najpotrzebniejsze. Zapomniał o kilku rzeczach, ale jakoś mu to wybaczę. Ważne, że choć część niezbędnych przedmiotów trafiła w moje ręce.
- Chyba masz zły humor, Naomi chan. - zagadał Naruto, najpewniej mając już dosyć niekomfortowej ciszy i najwyraźniej uznając mnie za najlepszą osobę do rozpoczęcia konwersacji. Ugh, nie dzisiaj, Naruto.
- To nic takiego. Po prostu zastanawiałam się, czy Kirigakure choć trochę zmieniło się od naszej ostatniej wizyty. - wyrzuciłam z siebie pierwszą, lepszą myśl, jaka wpadła do mojej głowy.
Blondynek ponownie się do mnie uśmiechnął, uradowany tym, że ktoś w końcu wszedł z nim w jakąkolwiek wymianę zdań, podczas gdy pozostali bierne wpatrywali się w zmieniający krajobraz.
Teroshi wydawał się być bardzo zestresowany z powodu powrotu do ojczystego kraju. Nie chciał spotkać swojej rodziny? Bardzo dziwne.
Kolejną osobą, która przykuwała moją uwagę, była poznana poprzedniego dnia czerwonowłosa kunoichi w okularach. Co chwilę zerkała w stronę Sasuke, zaraz po tym szybko odwracając wzrok, co wyglądało bardzo zabawnie i miałam wrażenie, że jej głowa przekręci się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Widzę, że jest w nim porządnie zadłużona. Tylko idiota nie zauważyłby jak ślini się na jego widok.
Irytowało mnie to. Może dlatego, że po prostu byłam o niego cholernie zazdrosna. Pewnie to absurdalne, bo Sasuke nie był nią ani trochę zainteresowany, jednakże po naszym rozstaniu spędzali ze sobą sporo czasu. Co, jeśli w pewnym momencie faktycznie coś się wydarzyło i to dlatego czerwonowłosa była tak w niego zapatrzona? Nawet nie wiedziałam jak mam to sprawdzić!
On nie pokazywał swoich uczuć publicznie, kiedyś nawet prywatnie miał z tym problem. Długo musiałam je z niego wyciągać. Oczywiście, wiedziałam, że mnie kocha ale jeszcze ani razu mi tego nie powiedział i czasami wątpiłam w jego uczucia. Po prostu ludziom trzeba pokazywać, co się do nich czuję, bo inaczej zaczynają się wahać.
- Kiedy ostatnio byliśmy w Kirigakure, o mało co nie zginęliśmy z ręki Zabuzy.
Na to imię, wypowiedziane przez Sasuke, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, a spojrzenie odruchowo zawisło nad szarowłosym. Po niespodziewanym spotkaniu z matką dowiedziałam się, że zginęła właśnie z ręki demona ukrytej mgły. Zobaczyłam jak dłoń ojca zaciska się mocniej i delikatnie drży lecz po chwili wróciła do swojego poprzedniego stanu.
Tata nigdy nie zaakceptował jej śmierci. On jedynie nauczył się z nią żyć.
Codziennie spędzał czas przy grobie mamy. Przed wyprawą na dłuższą misję, robił to częściej, żeby móc nadgonić dni, w których nie będzie go w wiosce. Próbowałam z nim o tym rozmawiać, doradzałam pomoc lekarzy, ale zawsze mi odmawiał. Ciągle mi powtarzał, że to, co się stało, było największa niesprawiedliwością, z jaką kiedykolwiek się spotkał, więc nie widział tym samym nawet najmniejszej szansy zrozumienia, a co więcej, zaakceptowania tego.
Moja matka była młoda, zdrowa, inteligentna, dobrze wyszkolona i w dodatku niezwykle cierpliwa przy pracy z dziećmi. Po powrocie z tej misji miała podjąć się opieki nad grupą geninów i wyszkolić ich na wspaniałych shinobi. Trzeci zaplanował jej przyszłość niemal w każdym szczególe, a ona nawet nie miała okazji o niej usłyszeć.
Z drugiej strony, obwiniałam ojca, chociaż sama postępowałam dokładnie tak samo. Wybrałam najgorszą z możliwych opcji okiełznania uczuć po śmierci kogoś bliskiego - wyparłam się ich.
Dla mnie ona ciągle żyła, była gdzieś daleko, na jakiejś misji, z której szybko nie wróci. Nie chodziłam na jej grób, nie kupowałam kwiatów - nic. Czasami jedynie pod przymusem ojca szłam z nim na cmentarz, ale był to dla mnie tylko kawałek oszlifowanego kamienia z abstrakcyjnymi napisami, który kompletnie nic dla mnie nie znaczył.
Oczywiście, przychodziły też ciężkie dni, kiedy moja izolacyjna barka ucieczki od uczuć zaczynała przeciekać. To były jedne z najgorszy dni, w których uświadamiałam sobie, że naprawdę jej nie ma i już nigdy nie będzie. To straszne uczucie, trudne do okiełznania przez rozsądek. Jedyną deską ratunku pozostaje rozmowa - w moim przypadku z Sasuke czy Tsunade, w której wylewałam hektolitry łez, dostarczając swojej duszy ukojenia. Blondynka wielokrotnie mówiła mi, że powinnam iść w takich chwilach do Kakashiego i razem z nim to przeżywać, ale nie mogłam. Wiedziałam, że sam ma dużo problemów i nie chciałam obarczać go jeszcze swoimi w obawie, że w końcu nie wytrzyma i zrobi sobie coś głupiego. Pomimo tych wszystkich lat kłótni i darcia kotów, kochałam go. Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Nostalgiczne uczucia wprowadziły mnie w pochmurny nastrój, więc wtedy już idealnie wkomponowałam się w zachowanie moich towarzyszy.
Całe szczęście, że wioska ukryta we mgle oddalona była w niedużej odległości od naszej i znalezienie się przy niej zajmowało mniej, niż jedną dobę. W innym przypadku uczucia zgniotłyby mnie niczym kilkunastotonowy głaz.
Wioska położona była wśród wysokich, młodych skał. Gęsta mgła uniemożliwiała dalekowzroczne widzenie, a elementy stawały się ostrzejsze dopiero w odległości kilkunastu metrów.
Kiedy znaleźliśmy się na jednej ze skał, ujrzeliśmy w dole budynki, już nie tak bardzo okryte mgłą jak reszta otoczenia.


Miasto było okropne. Smutne, tajemnicze i słabe pod względem estetycznym. 
Starałam się jak najbardziej wyciszyć swoją czakrę, by dostrzec ewentualne zagrożenie, ale energia moich towarzyszy zagłuszała wszystkie inne. Sasuke chyba robił to samo, bo spojrzał na mnie przelotnie, a na jego usta wkradł się malutki uśmieszek. Chyba tą czynnością urosłam w jego pięknych, czarnych oczach.
Zmierzaliśmy w stronę największe budynku, położonego w centralnej części wioski. Teroshi stał się naszym przewodnikiem, swobodnie przemierzającym ulice jednego z najniebezpieczniejszych miast w kraju. 
Budynek kage był łudząco podobny do tego w Konoha. Ogromna ilość schodów i tłumy straży przypomniały mi o tym, dlaczego tak bardzo nie lubiłam takich miejsc. Nie czułam się tam swobodnie i musiałam pilnować na każdym kroku, a to mało przyjemne odczucia.
Teroshi podbiegł do jednego ze strażników stojących przed drzwiami biura, a po chwili wskazał na nas palcem. Shinobi zmierzył wzrokiem każdego z nas, a jego spojrzenie zawisło dłużej nad Sasuke.
Jeżeli teraz powie, że nie wolno nam tam wejść, to chyba oszaleję.
- W porządku. 
Odetchnęłam z ulgą, kiedy te słowa opuściły jego usta, po czym wszyscy weszliśmy do biura Mizukage.
Przez dźwięk otwieranych drzwi, kobieta podniosła głowę znad sterty papierów, a kiedy jej wzrok zatrzymał się nad Teroshim, uśmiechnęła się delikatnie lecz jej ciało nie poruszyło się nawet o milimetr. Brunet zresztą zareagował podobnie, co wywołało u mnie niemałe zdziwienie.
Nawet się nie przywitają? Po tylu latach rozłąki?


- Witam moich towarzyszy! - zaczęła z nutką podekscytowania w głosie - Tsunade szczegółowo opisała mi przyczynę waszej wizyty. Z uwagi na to, że dzisiejszy dzień powoli dobiega końca, radziłabym wam udać się do hotelu i swoje zadania wykonać jutro. Pewnie zdajecie sobie sprawę z tego, że jest tutaj niebezpiecznie i prowokacyjne szukanie problemów nie doprowadzi do niczego dobrego. Moi ludzie zaprowadzą was do odpowiedniego budynku, czujcie się jak w domu!
Była młodą, pełna życia kobietą. W jej zielonych oczach tańczyły iskierki radości i nawet nie dało się po niej poznać, że obecnie ma na głowie wiele problemów związanych z buntownikami. 
Ukłoniliśmy się delikatnie, po czym opuściliśmy biuro wraz z nowym, zamaskowanym towarzyszem.
Teroshi już nam nie towarzyszył. Najpewniej noc spędził w swoim rodzinnym domu.
Przemierzaliśmy ulice miasta, a opaski ze znakiem konohy połyskiwały w promieniach zachodzącego słońca. Ludzie patrzyli na nas z niepokojem, wyglądając co jakiś czas zza firanek w oknach i chowając za każdym razem, gdy nasze spojrzenie zabłądziło w ich kierunku. Nie chciałam, żeby się bali, nie stanowiliśmy dla nich żadnego zagrożenia.
Ulice były puste i zaniedbane. Papierki i butelki po alkoholu turlały się po drogach, co mogło wskazywać na to, że nasz hotel nie znajdował się w korzystnym położeniu. Odniosłam wrażenie, że wysłali nas do jednego z najgorszych miejsc w tym mieście.
Oczywiście, nie spodziewałam się pięciogwiazdkowego hotelu, z trzynastoma piętrami i pokojami o powierzchni minimum stu metrach kwadratowych, ale to, co zobaczyłam, niemal wbiło mnie w ziemię. To miejsce było jeszcze gorsze, niż budynek w Sunie!
Wszyscy z jednakowym wyrazem twarzy weszliśmy do środka, gdzie powitała nas rudowłosa kobieta po trzydziestce, ubrana w czarną, ołówkową spódnicę i wpuszczoną w nią niebieską koszulę. 
Strażnik podszedł do niej jako pierwszy, najpewniej chcąc opisać jej całą sytuację. 
Po mniej więcej pięciu minutach przywołał nas gestem ręki a wszyscy niczym roboty ruszyliśmy w tej samej chwili w stronę recepcji.
- Przykro mi, ale na obecną chwilę posiadamy tylko jeden pokój jednoosobowy i jeden pięcioosobowy. To i tak korzystna sytuacja, bo wszyscy zdołacie przespać tę noc.
Jasne, ale spędzenie nocy w jednym pokoju z Karin i Sakurą nie bardzo przypadło mi do gustu.
- Jako, że jestem najstarszy z tego grona, wezmę jednoosobowy - zaczął mój ojciec, po czym odebrał z rąk recepcjonistki klucz z numerem jedenaście - Jesteście duzi, poradzicie sobie.
Odszedł do swojego pokoju, a my czekaliśmy jeszcze chwilę zanim rudowłosa odnalazła właściwy klucz. Miała z tym ogromny problem, pomijając już fakt, że ruch w tym hotelu był znikomy.
Sasuke odebrał z jej dłoni klucz, po czym wszyscy ruszyliśmy w kierunku pokoju z numerem dziewiętnaście. Chyba żadne z nas nie było zadowolone z takiego obrotu wydarzeń. Wszyscy chcieliśmy odpocząć, a łączące nas relacje na to nie pozwalały.
Pierwsza do pomieszczenia wpadła Karin i szybko zajęła dwuosobowe łóżko. Spojrzałam na nią zszokowana, kiedy zaczęła tulić się do kołdry, szepcząc ciche "sasuke-kun" pod nosem. Usłyszałam zirytowane westchnięcie bruneta, który kompletnie ją zignorował i zajął pojedyncze łóżko pod oknem. 
Przymknąwszy powieki, opadłam na najbliższy mebel, a chwilę później zaczęłam się krztusić od nadmiernej ilości kurzu znajdującej się na pościeli. Kiedy już zdołałam opanować płuca, pociągnęłam nosem, czując zapach wilgoci mocno gryzącej się z lawendowym zapachem powieszonym tuż nad moim łóżkiem. Chwilę później odebrałam mocne uderzenie z prawej strony, na co gwałtownie otworzyłam powieki i znalazłam się w pozycji półsiedzącej.
Łóżko Sasuke, które przed chwilą stało pod oknem odbiło się o moje, zmniejszając drastycznie swoją odległość. Spojrzałam na niego z lekkim uśmieszkiem, podnosząc jedną z brwi ku górze.
- Przyzwyczaiłem się już. 
Zaśmiałam się cicho pod nosem. Chociaż on wcale nie odpowiedział mi tym samym, wiedziałam, że w środku jest rozbawiony swoją wypowiedzią. Naprawdę rzadko zdarzało mu się żartować, ale nigdy nie śmiał się ze swoich dowcipnych sformułowań.
Kiedy spojrzałam na czerwonowłosą, odniosłam wrażenie, że jej oczy płoną ze złości. Po chwili zaczęły kłócić się z Sakurą o łóżko, a biedny Naruto zainterweniował, chcąc załagodzić problem, ale jedyne co otrzymał, to potężny cios od Sakury, który omal nie przewrócił całego budynku.
Zażenowana zachowaniem kobiet, zasłoniłam oczy dłonią i westchnęłam głośno, kompletnie ignorując ich zachowanie.
Nie miałam ochoty tutaj z nimi siedzieć. Postanowiłam wyjść i wrócić, kiedy już obie pogrążyłyby się we śnie. Podniosłam się z posłania, zarzuciłam na ramię swoją czarną torbę i skierowałam w stronę drzwi.
- Dokąd idziesz, Naomi-chan? - usłyszałam za sobą głos Uzumakiego, który zdołał już podnieść się z podłogi.
- Niedługo wrócę.

~*~


O ile w dzień miasto wyglądało okropne, jego nocna wersja była bardzo przyjemna dla oczu. 
Nie mogłam spokojnie spać, wiedząc, że zawiodłam na całej linii i to w dodatku po raz kolejny. Powinnam umrzeć, a nie wydać technikę. Co ze mnie na shinobi? Jaki ja reprezentuję sobą przykład?
- Normalni ludzie o tej porze śpią.
- Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była normalne, Sasuke. 
Stanąwszy obok, zawiesił spojrzenie gdzieś nad wioską lecz moją wypowiedź pozostawił w spokoju, bez żadnej docinki czy głupiego komentarza. Wiedział, że się obwiniałam, ale co on by zrobił na moim miejscu? No właśnie, coś kompletnie odwrotnego. Dałby się prędzej zabić, niż uprzednio cokolwiek zdradzić.
Nagle złapał moją dłoń, co kompletnie mnie zaskoczyło. Chyba próbował tym samym przesłać mi jakiekolwiek wsparcie. Najwyraźniej nie znalazł żadnych słów otuchy i postanowił użyć czegoś stokroć bardziej skutecznego. 
- Kochasz mnie? - rzuciłam nagle, na co omal nie zachłysnął się powietrzem. Spojrzał na mnie zdezorientowany, jakby zadane przeze mnie pytania było w obcym, nieznanym mu języku.
- Skąd to pytanie? - zapytał w końcu, kiedy dostrzegł, że powoli zaczynałam się łamać i oczy zaszkliły mi się od łez. Nie wiedziałam, co mam myśleć. Tak bardzo chciałam usłyszeć te dwa słowa, być pewną tego, co do mnie czuł.
- Po prostu nigdy mi tego nie powiedziałeś.
- Jesteś ważna i doskonale o tym wiesz, jednak ja ... nie potrafię ci tego powiedzieć. Nie dlatego, że nic do ciebie nie czuję. Po prostu nie wiem czy dobrze rozumiem pojęcie miłości, nie jestem pewien czy potrafię kogoś kochać.
Westchnęłam cicho, będąc w kompletnej rozsypce. Nie wiedziałam, co robić. Postawić mu ultimatum, na które i tak nie odpowie i po tym wszystkim go zostawić? 
Może i była to dziecinada, to przecież tylko dwa, głupie słowa, które w dzisiejszych czasach powoli zaczynały tracić na swojej wartości, ale byłam już przy nim tak cholernie długo. Pragnęłam to usłyszeć. Chciałam zobaczyć jak jego usta formują litery, jak lekko zachrypnięty głos opuszcza krtań i kontrastuje z szumem nieprzyjemnego wiatru, jak źrenice skupiają się tylko i wyłącznie na moich i smoliste oczy pochłaniają mnie całkowicie, zanurzając w ciemnym oceanie jego ukrytej duszy.
Przecież nie mogłam z niego zrezygnować tak łatwo, skoro tyle lat czekałam na jego powrót. Nie potrafiłam bez niego funkcjonować. Uzależniłam się od jego obecności, a nawet zgryźliwych uwag. Skoro udało mi się wyciągnąć jego uczucia na wierzch, z tym też na pewno sobie poradzę. On po prostu potrzebował czasu. Był jak wino - im dłużej czekało się na jego otworzenie, tym lepiej później smakowało.
Podeszłam bliżej niego i delikatnie wplątałam w silne ramiona. Jego ciało nie poruszyło się nawet o milimetr, a kiedy uniosłam głowę, ujrzałam czujne, ciemne oczy.
- Ja cię kocham. - szepnęłam, a jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły - i wierzę, że kiedyś usłyszę to także od ciebie.

"Let me show you how I am proud to be yours"


~*~

- Jestem twoim ojcem, Teroshi.
co proszę? 
Odniosłam wrażenie, że cały świat nagle się zatrzymał. Moje spojrzenie przeskakiwało po twarzach wszystkich zebranych, które w tym momencie wyrażały to samo co moja - niedowierzanie i ogromne zaskoczenie.
Nie byli podobni, więc na początku przypuszczałam, że jonin z Kirigakure próbuje jedynie rozbić naszą czujność lecz zostawał śmiertelnie poważny.
Widziałam wahania Teroshiego. Nie ufał mu, w zasadzie jak nikt tutaj obecny.
- Urodziłeś się dwudziestego drugiego września, masz tę samą grupę krwi, włosy, oczy, a nawet naturę czakry.
To było głupie. Nie mogliśmy mu wierzyć. To nie była prawda.
Akebino natrafił na nas w trakcie podróży do sławnego medyka z Kirigakure, u którego przebywał Naofumi. Nie wiedzieliśmy, czy mistrz miecza zagrodził nam drogę z inicjatywy Uchihy, czy po prostu wpadł na nas przez przypadek. Nie mniej jednak jego wyznanie bardzo nas poruszyło, w szczególności jego głównego odbiorcę.
Teroshi się wahał, nie wiedział czy ma wierzyć w to, co usłyszał.
- Twoja matka to zwykła dziwka.
Chciał go zaatakować. Jego dłoń już pędziła w stronę kuszy umiejscowionej na plecach.
Rzuciwszy się na niego, powaliłam na ziemię, wykorzystując przy tym cały ciężar swojego ciała. Nie mógł tak zwyczajnie zaatakować. Zachowanie jonina było na tyle dziwne, że mogła to być zwyczajna prowokacja, dzięki której chciał dotkliwie uszkodzić Teroshiego.
Nie zdążył do końca aktywować techniki, więc jedyne co zainicjował, to zasłona dymna, która zawsze towarzyszyła jego umiejętności, odcinając nas od reszty towarzyszy.
Wiedziałam, że Teroshi przestaje kontaktować. Jego gniew całkowicie przysłaniał zdrowy rozsądek.
Szarpał się ze mną, to oczywiste, ale ja za wszelką cenę starałam się go utrzymać. Krzyczałam na niego i potrząsałam opętanym ciałem, ale to na nic się nie zdawało.
W pewnym momencie, czego w ogóle się po nim nie spodziewałam, uderzył mnie w twarz.
Nie był to mocny cios, ale wystarczający do tego, aby zdołał mnie z siebie zrzucić.
Przejechałam palcami po dolnej wardze, napotykając strużkę krwi wypływającą z rozciętej wargi, ale nie zamierzałam się wtedy nią przejmować.
W opadającym dymie dostrzegłam sylwetkę Sasuke, który, sądząc po jego pustce w oczach i mocno zaciśniętej dłoni na katanie, doskonale widział całą sytuację.
Ugh, wtedy miałam już dwa problemy.
Z szybkością błyskawicy znalazłam się przy Sasuke, który już zamierzał szykować się do ataku.
- Jesteśmy po tej samej stronie! Nie możemy bić się nawzajem!
- Uderzył cię. - jego słowa były tak ostre, że wręcz przecinały powietrze na pół, a swoje spojrzenie utkwił w sylwetce walczącego Teroshiego.
- Błagam cię, Sasuke, wyjaśnimy to później, nie możemy teraz dać ponieść się niepotrzebnym emocjom. - Nie słuchał mnie, bo nie patrzył mi w oczy. - Sasuke, do cholery, proszę cię!
Dopiero wtedy jego czerwone oczy zastygły na mnie, a następnie na ręce, która dość mocno obejmowała jego nadgarstek. Przez chwilę odniosłam wrażenie, że robi to, by ocenić jak długo zajmie mu wyswobodzenie się z niego lecz nie wykonywał żadnych ruchów. Mamy tu niezły bałagan, a nasza dwójka bezczynnie stoi z boku. - Obiecuję, że wrócimy do tego później, ale jeśli zaraz nie pomożemy reszcie, to nikt stąd nie wróci.
Ponownie spojrzał mi w oczy, po czym delikatnie kiwnął głową. Zniknąwszy w bardzo szybkim tempie, pochłonął się w rytm walki, a ja ruszyłam w kierunku Sakury, chcąc oferować jej swoją pomoc.
Wodne zabawki były bardzo silne, co świadczyło o tym, że jego poziom umiejętności dorównywał samej Mizukage. Odpierałyśmy ataki, nie mając najmniejszej szansy na rewanż. Nawet mój sharingan ledwo dawał radę liczyć wszystkie uderzenia.
Kątem oka zerknęłam na resztę, również wciągniętą w wir nieustającej walki.
Kakashi, Naruto i Sasuke starali się dostać do twórcy wodnych klonów i musiałam przyznać, że szło im to bardzo sprawnie. Teroshi natomiast ciągle walczył z oryginałem, otrzymując potężną ilość niewyobrażalnie silnych ciosów.
Podłoża mojej czakry zaczynały się kończyć. Naomi, do cholery, zrób coś! Nie możesz wiecznie liczyć na pomoc od innych!
Wtedy poczułam potężny napływ wiatru, który rozrzucił wszystko na odległość kilkunastu metrów. Po jego zaprzestaniu, położyłam się na trawie, ciężko dysząc. Czułam, że nie mam takiej ilości czakry, by być w stanie wykonać jakiekolwiek jutsu.
- Hej, podnieś się. - usłyszałam nad sobą głos Sasuke, ale wcale nie zamierzałam go słuchać Mógłby kiedyś powiedzieć proszę, tak dla odmiany. - Zakończyłaś walkę.
Wtedy gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym zaczęłam obserwować otoczenie, jednakże obraz był inny niż zazwyczaj.
Nie był tak dokładny jak w sharinganie, ale również odmienny od rzeczywistości.
Rinnengan?
Nie musiałam go o to pytać, bo satysfakcjonujący uśmieszek na jego twarzy mówił to za niego.
Stanęłam na równe nogi i zaczęłam oglądać straty, jakie wyrządziłam. Na szczęście, nikogo nie zraniłam. Nikogo z naszych.
Mistrz miecza nabił się na własne ostrze, które zrobiło z niego tarkę do sera. Przez chwilę nie byłam pewna, cze Teroshi nie będzie miał mi tego za złe. Walczył z nim, chciał go zabić, ale to ponoć jego ojciec. Jakieś coś raczej w duszy drga.
- Teroshi, ja wiem, że jestem złym człowiekiem. - dlaczego zawsze w takich momentach wszyscy źli rozumieją, że całe życie postępowali niewłaściwie? - Nie wiem czy mi uwierzysz, czy też nie, ale chcę, żebyś wiedział, że naprawdę kochałem twoją matkę. Nawet kiedy wydała mnie w ręce władzy. - zesztywniałam, nie rozumiejąc całej sytuacji. Zaczynałam się powoli gubić - Rozkochała mnie w sobie, wykorzystała moje uczucia i wystawiła w ręce shinobi. Była ze mną tylko po to, żeby zyskać sobie szacunek, żeby być tym, kim jest teraz. Cudem udało mi się uciec. Poza tym, nie wiedziałem, że zaszła w ciążę. Dowiedziałem się dopiero kilka lat po twoich narodzinach, ale zdawałem sobie sprawę, że nie wolno mi się do ciebie zbliżyć. Pomimo tego, że popełniłem w życiu wiele błędów, bardziej powinieneś wstydzić się swojej matki, niż mnie.
Mężczyzna upadł na ziemię. Nikt nawet nie ruszył, żeby sprawdzić, czy jeszcze żyje.
Prawa dłoń Teroshiego zacisnęła się niebezpiecznie, a po chwili uderzyła w pień pobliskiego drzewa. Uwierzył mu. Był zły - na siebie, na nas, na Mizukage oraz wszystkich, którzy przez tyle lat karmili go nieprzyjemnymi kłamstwami.
Odwrócił się napięcie i ruszył w kierunku wioski. Złapałam Sasuke za nadgarstek, kiedy próbował zrównać z nim kroku. Spojrzał na mnie, zirytowany tym, że postanowiłam przerwać jego czynność.
- Nie teraz. - szepnęłam błagalnie, na co wyrwał swoją dłoń i odszedł na tyły, niechętnie spełniając moją prośbę.

~*~

- Dobra robota, dzieciaczki. Akebino był poszukiwany przez wiele miesięcy, ale jesteście pierwszymi, którym udało się wyjść całą ze wspólnej potyczki. Godne podziwu, zważywszy na wasz młody wiek.
- Cieszy cię to? - wiedziałam, że sytuacja w lesie nie pozostała obojętna dla Teroshiego. Nie byłam pewna, czy Akebino można było ufać, ale brunet najwyraźniej postanowił to zrobić - Sypiałaś z tym facetem, masz z nim dziecko i nic to dla ciebie nie znaczy?
Wręcz słyszałam w myślach westchnienie Uchihy, który nienawidził oglądać rodzinnych rozterek emocjonalnych. Zawsze był zdania, że należy oddzielać życie zawodowe od prywatnego. 
Mizukage nie była ani trochę zaskoczona. Spodziewała się tego? Wiedziała, że Teroshi pozna prawdę?
- Był złym człowiekiem. - podsumowała krótko, co spotkało się z jeszcze większym zirytowaniem jej syna. 
- Był zły, kiedy już z nim sypiałaś. Kochał cię, a ty wydałaś go władzy. To dlatego jesteś na tak wysokim stanowisku. Byłaś z nim, bo tego wymagała twoja misja, bo dzięki temu twoje poparcie starszyzny wzrastało. A co ze mną? Mnie też przez tyle lat oszukiwałaś? 
- Przestań wymyślać.
- Nie będę cię już nigdy więcej słuchał.
Delikatność, która zawsze mu towarzyszyła, nagle gdzieś zniknęła.


Wyszedł z pomieszczenia, a ja nie wiedziałam, co robić. Chciałam do niego iść i z nim porozmawiać, był niejako moim dobrym kompanem, jednakże z drugiej strony w tamtej chwili było to niepotrzebne. Mogłoby dojść tylko do nieprzyjemnej kłótni, próbowałby wyładować męcząco go emocje właśnie na mnie, niezależnie od targających mną intencji. W dodatku zaraz za mną przyszedł by Sasuke i w dobitny sposób powrócił do sytuacji na misji. Nie chciałam, żeby się sprzeczali, szczególnie teraz, gdy wszystko się poplątało. Wiedziałam, że Teroshi nigdy nie uderzyłby mnie celowo, ale Uchiha na pewno nie pozwoli mi tak łatwo tego zbagatelizować. 
Zdenerwowana Mizukage kazała nam kontynuować misję już bez swojego syna. Uznała, że jego pozostanie na pewien czas w wiosce będzie najskuteczniejszym rozwiązaniem.
Chcieliśmy wyruszyć od razu, ale tak strasznie chciało mi się spać. Musiałam zregenerować organizm, chociażby półgodzinnym snem. Powieki same mi się zamykały. Chyba łapało mnie jakieś przeziębienie.

~*~

Gorączka trawiła Naomi już od kilku godzin. Żadne z nas nie wiedziało, co właściwie jej dolega. Po powrocie z misji czuła się dobrze, a kiedy poszła się zdrzemnąć, zastałem ją z czerwonymi rumieńcami na twarzy i dreszczami, rzucającymi ledwo przytomnym ciałem.
Sakura zrobiła jej wstępne badania, na ile pozwalały jej nabyte umiejętności i ze skruchą stwierdziła, że do głowy nie przychodziła jej ani jedna choroba, opisująca dany przypadek.
Może w trakcie misji oberwała czymś od naszego wroga?
Niosłem nieprzytomną brunetkę na rękach na zmianę z Kakashim, a do siedziby medyka mieliśmy jeszcze dziesięć minut drogi.
Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, ale mała, drewniana chatka nieopodal dużego jeziora trochę nas zdziwiła. Był rozpoznawalną postacią i mieszkał w takim miejscu ? Spodziewałem się jakichś jaskini, ochroniarzy, czegokolwiek - a nie zastałem nic.
Naprzeciw nam wyszedł siwy staruszek, z brodą sięgającą niemal do ziemi. Podszedł do nas z uśmiechem na twarzy, przyglądając się uważnie szarowłosemu.
- Kakashi, to ty! Od wielu lat nie mieliśmy okazji się spotkać. 
- To pan? - odparł zaskoczony, a jego oczy omal nie wyszły z orbit - Pamiętam, że byłem tutaj kiedyś z żoną, ale nie powiedziała mi, kim jesteś.
- Och, tak, pamiętam tą żywiołową istotkę z zaraźliwym uśmiechem.
- Niech pan ją zbada. - wtrąciłem się, bo najwyraźniej Kakashi zapomniał o stanie zdrowia swojego jedynego dziecka.
Białowłosy wskazał dłonią na swój dom, po czym wszyscy szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę drewnianych drzwi.
Ułożyłem brunetkę na łóżku, a Figaku, bo tak miał na imię, zaczął badać jej ciało za pomocą nieznanej mi, zielonkawej poświaty.
- Och, to nic moi drodzy. Gorączka sama ustąpi po kilku godzinach. To normalne.
- Utrzymująca się od pięciu godzin temperatura powyżej trzydziestu dziewięciu stopni Celsjusza raczej nie jest normalna. - jego podejście bardzo mnie irytowało. Nawet jej nie dotknął, jak więc mógł stwierdzić, że nic jej nie będzie? To zielone coś nie mogło dać jednoznacznej oceny.
- Chłopcze, jestem na tym świecie trochę dłużej niż ty. Wiem co jej jest i jedyne, co można teraz zrobić, to kontrolować postępowania gorączki, aby nie przekroczyła ona czterdziestu jeden stopni.
- Chcę wiedzieć, co jej dolega.
Mężczyzna ciągle na mnie patrzył, próbując przebić swoim spojrzeniem na wylot, a z jego twarzy nie schodził delikatny uśmiech.
- Jak mniemam, znasz to kekkei genkai. Ja też je znam. - domyśliłem się po wypowiedzi Kakashiego - Organizm każdego człowieka przyzwyczajony jest do posiadania jednej techniki ocznej lub nabycie innej, w bardziej zrozumiały dla niego sposób. Kiedy nowe kekkei genkai pojawia się nagle, komórki odbierają je jako atak i próbują zniszczyć, ponieważ posiadanie równorzędnie dwóch, niełączących się ze sobą technik, uznane jest przez nie jako anomalia. Jednakże nasz organizm jest tak zbudowany, że czakra po mniej więcej dobie, akceptuje te uchybienia i hamuje mnożenie komórek.
Spojrzałem na nią, kompletnie odciętą od świata, z kropelkami potu na czole. Jej klatka piersiowa unosiła się w zbyt szybkim rytmie, a usta co pewien czas wydawały z siebie cichy pomruk. Cierpiała - a ja nie mogłem nic z tym zrobić.
- Pamiętaj, żeby nie bagatelizować niczego, co od niej później usłyszysz. - dodał po chwili, spoglądając przelotnie na brunetkę. - Kakashi wspomniał mi, że szukacie informacji o Naofumim. Tak, był tutaj. Chciał uzyskać ode mnie wiadomości o technice Ranmaru, sieroty z naszego kraju, posiadającej jedno z bardziej efektywnych kekkei genkai - będzie można nauczyć Naomi nowej techniki - Chłopiec posiada zdolność widzenia przez ściany, bezbłędnie odczytuje ataki przeciwnika i potrafi bez cielesnego kontaktu ocenić, czy jest martwy czy żywy. Naomi nie będzie mogła posiąść tej techniki, ponieważ to ją zabije - co? jak to ? - Wielu uważa technikę Matsumarów za boską, ale nawet ona ma swoje uchybienia. Nie można łączyć wszystkich kekkei genkai bo organizm nie zaakceptuje ich i zabije posiadacza techniki. Rinnengan łączy się z sharinganem, ale ze zdolnością Ranmaru już nie. Musicie dopilnować, aby Naofumi nie dotarł do chłopca i jednocześnie zadbać o to, by Naomi nie skopiowała techniki. Poza tym, nielegalne przejmowanie kekkei genkai innych klanów przez Matsumarów nie może obejść się bez kary. Po skopiowaniu drugiej techniki, bardzo cierpią. Doznają drastycznych odczuć nie tylko fizycznych, ale także psychicznych.
Gdybym wiedział, że tak działa ta technika, za żadne skarby nie pozwoliłbym jej się w to bawić i nie naciskałbym na aktywowanie rinenngana. Mogła mi powiedzieć, cholerna męczennica.
Chyba, że sama tego nie wiedziała, co było raczej mało prawdopodobne. Obwiniała się, ta sytuacja nie dawała jej spokoju i na pewno wiedziała, że jeśli powie mi o efektach ubocznych techniki, nie zgodzę się na aktywację rinnengana.
- Musimy już iść, Sasuke. - krzyknął stojący przy drzwiach Kakashi, a Sakura z Karin już oddalone były od domu na co najmniej trzysta metrów. Kiwnięciem głowy podziękowałem medykowi, po czym odebrałem z rąk szarowłosego Naomi i ruszyłem za resztą towarzyszy.
Jeśli nie zabije ją żadna technika czy wróg, to kiedyś ja to zrobię za jej pieprzoną głupotę. 

~*~

- Widzę, że dochodzisz do siebie. - brunetka zamrugała kilkakrotnie powiekami i próbowała się podnieść, lecz szybko zablokowałem jej ruchy - Figaku nie kazał ci się teraz przemęczać. Masz odpocząć.
- Te wizje by straszne. - wyszeptała bardzo cicho, mrużąc powieki.
Dotknąłem jej głowy, przez ułamek sekundy myśląc, że gorączka powróciła, ale wszystko wydawało się być w porządku. Jej spojrzenie było puste i odległe. Pomimo tego, że rozmawiała ze mną, nawet na mnie nie patrzyła.
Wtedy w mojej głowie zabrzmiały słowa medyka "Nie bagatelizuj niczego, co usłyszysz"
Położyłem się delikatnie obok niej i przechyliłem jej głowę tak, by patrzyła w moje oczy.
- Co to były za wizję?
- Wy wszyscy.. umieraliście, tak po prostu. A ja nie mogłam nic zrobić. Próbowałam, ale nie potrafiłam ruszyć się choćby o milimetr.
To są te efekty uboczne techniki? 
- Spokojnie, wszyscy są cali, nic im nie grozi. - jej ciężki oddech zaczynał wracać do normy. Na początku chciałem jej powiedzieć jak bardzo głupio i lekkomyślnie postąpiła, ale po ocenieniu jej stanu, doszedłem do wniosku, że było to w tamtym momencie niepotrzebne. Musiała się zregenerować i dojść do siebie, bo czekało nas jeszcze wiele, nieznanych dni na ziemiach Kirigakure. Mieliśmy znaleźć sierotę, o której kompletnie nic nie wiedzieliśmy. Jedyne, co zdradził nam medyk, to była bardzo ogólnikowa informacja o jego miejscu zamieszkania, która właściwie nie mówiła niczego konkretnego.  
- Sasuke, nie zostawisz mnie, prawda? - usłyszałem jej cichy szept obok swojego lewego ucha.
- Ciebie nie można zostawić samej nawet na dziesięć minut. 
- Czy ty właśnie zaproponowałeś mi wspólne mieszkanie? - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a w policzkach ukazały charakterystyczne dołeczki. Zaśmiała się cicho, mocniej przylegając swoim ciałem do mojego.
Nie zastanawiałem się nigdy nad tym, ale to był jeden z jej lepszych pomysłów. Oboje byliśmy dorośli i już wszyscy wiedzieli, że ze sobą jesteśmy. Dlaczego by nie spróbować razem zamieszkać? Już kiedyś to robiliśmy i przyznam, że o wiele lepiej wracało mi się do domu, kiedy wiedziałem, że ktoś na mnie czeka. Może po kilku miesiącach czy nawet latach, udałoby mi się powrócić do rezydencji klanu i zacząć od nowa? 
Pomyślę nad tym, kiedy Naofumi zostanie unicestwiony a nad światem przestanie wisieć widmo zniszczenia. Nie mogłem układać planów, kiedy kolejnego dnia wszystko mogłoby runąć.

~~
  Tak, rozdział miał być za dziesięć dni, ale przeanalizowałam swój harmonogram i doszłam do wniosku, że nie będę miała później czasu na jego opublikowanie. Macie go więc wcześniej, jako nagrodę na 18 000 wyświetleń :) Kocham was i dziękuję za te wszystkie komentarze i aż 10 obserwatorów! <3