sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział XXXII

Pierwszy raz od wielu lat wioska pokryła się śniegiem. Biały puch nieustannie spadał z zaciemnionego nieba, a szron malował dziwaczne wzorki na szybach w oknach, przykuwając uwagę najmłodszych mieszkańców Konohy. To wszystko było naprawdę piękne i wyjątkowe, tylko szkoda, że wydarzyło się w tak przykrych okolicznościach. Sakura kochała płatki śniegu.
Wciągnęłam na siebie uroczystą, czarną koszulę, którą każdy shinobi miał obowiązek założyć w czasie pogrzebu. Z drugiej strony, pewnie wiele osób jej nie włoży, bo przyjdą w grubych kożuchach, poowijani dodatkowo puchatymi szalikami, więc i tak nikt ich nie sprawdzi, ale ja chciałam mieć czyste sumienie i wywiązać się z zawodowych obowiązków. Czarne włosy pozostawiłam luźne, swobodnie opadające na ramiona. Nawet nie zauważyła, jak długie już urosły. W ogóle o nie nie dbałam, nie przywiązywałam do nich jakiejś ogromnej wagi. Nie używałam żadnych odżywek czy czegokolwiek, a były miękkie i lśniące. Sakura zawsze mi ich zazdrościła.
- Gotowa? - postać ojca odbiła się w łazienkowym lusterku - Musimy zaraz wychodzić.
Kiwnęłam twierdząco głową, odwracając się w jego stronę. Zilustrował mnie czujnym spojrzeniem, od stóp do głów, zatrzymując się na hebanowych oczach.
Chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Podkrążone oczy, blada skóra, mocno wystające obojczyki i lekko zapadnięte policzki na pewno go niepokoiły.
Podszedł do mnie powoli, złapał za kark i delikatnie przyciągnął do siebie. Byłam tak bardzo zaskoczona jego gestem, że omal nie zachłysnęłam się powietrzem.
- Jeśli musisz płakać, zrób to teraz. - powiedział po chwili - Rozumiem cię. Byłem już w takiej sytuacji.

- Minato nie zginął z Twojej winy, Inati. On uratował wszystkich, poświęcił się, żeby nasza wioską ciągle istniała.
- Powinnam tam być i im pomagać. Może wtedy zdołałby pokonać lisa i nie zginąłby razem z Kushiną? Boże, oni osierocili takie małe dziecko..
- Przecież wiesz, że nie mogłaś tam być. To niczego by nie zmieniło. Niedawno sama urodziłaś, jeszcze nie wróciłaś do treningów sprzed roku, jak chciałaś im pomóc? Sama ginąc?
- Rodzice zawsze mi powtarzali, że to kekkei genkai to ogromny dar, że może ono uratować wielu ludzi, a ja zawsze w to wierzyłam. Teraz ich zawiodłam. Co z tego, że mam taką wspaniałą zdolność, skoro stała się bezużyteczna? 
- Kochanie, nie jesteś bezużyteczna..
- Jestem - przerwała mi, ciągle wpatrując się w martwy punkt na ścianie - Jestem odpowiedzialna za śmierć tych wszystkich ludzi.
- Skarbie, posłuchaj mnie w końcu. - powiedziałem delikatnie acz stanowczo, żeby w końcu na mnie spojrzała - Nie jesteś maszyną ani żadną bronią, która musi być zawsze w pełni gotowości. Inati Matsumara to normalna kobieta, która ma prawo do własnego życia. Sama mi powtarzałaś, że praca nie może stać na pierwszym miejscu. I miałaś stuprocentową rację. Dlaczego sama nie uwierzysz w swoje słowa?
Chciałam spuścić głowę, ale podtrzymałem jej podbródek, chcąc usłyszeć jej odpowiedź. 
- Była moją najbliższą przyjaciółką. To, że jej nie pomogłam, a istniała szansy jej ocalenia mocno mnie przytłacza, Kakashi. 
- I uważasz, że gdybyś tam zginęła, to by jej pomogło?
- Nie masz takiej pewności.
- A ty tego, czy byś przeżyła. - otworzyła delikatnie usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz w pomieszczeniu panowało głuche milczenie. - Przestań się obwiniać. To nie jest twoja wina.
Jej oczy zaszkliły się, ale zaczęła szybko mrugać powiekami, chcąc je usilnie zatrzymać. 
- Jeżeli musisz płakać, zrób to teraz. - zabrałem dłoń, pozwalając jej na spuszczenie głowy - Na pogrzebie nie będzie miejsca na takie rzeczy. Wszyscy cierpią, a twoje łzy jedynie spotęgują to uczucie. Teraz trzeba zacząć wszystko od nowa. Nie możemy pozwolić, żeby nadzieja w ludziach umarła.
Przez chwilę wpatrywała się w podłogę, dokładnie analizując moje słowa. Przełknęła głośno ślinę a na podłogę spadły dwie, małe krople. Po chwili rzuciła się w moje ramiona, cicho łkając.




Przycisnąłem ją do siebie, otaczając wsparciem i zrozumieniem. Ciągle nie mogłem wybaczyć sobie tego, że wcześniej zbyt mało razy to robiłem, szczególnie w momentach, kiedy najbardziej tego potrzebowała. 


Odsunęłam się. Nie chciałam płakać. Chyba. Na pewno nie w tamtej chwili. Ale wspomnienie ojca, które nie dość, że bardzo mnie wzruszyło, to jeszcze uświadomiło mi, że, pomimo moim wewnętrznych sprzeciwów i tak to zrobię.
- Co teraz będzie?
- Tsunade na pewno wstrzyma na jakiś czas nasze misje a później...
- Nie, co ze mną będzie. Co ona dalej zrobiła.
Przez chwilę nie wiedział o czym mówię, ale nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zrozumiał, o co mi chodzi.
- Pogodziła się z tym. Zaakceptowała ciąg wydarzeń.
- Jesteś hipokrytą. Przecież ty też nie zaakceptowałeś przeszłości, więc dlaczego wymagasz tego ode mnie?
- Gdybym tego nie zrobił, nie rozmawiałbym z tobą. - kłamie. Na pewno kłamie. - Pogodziłem się z nią właśnie po śmierci Sakury, po tym jak przyglądałem się twojej rozpaczy. Przypomniała mi się tamta sytuacja z twoją matką i słowa, które jej mówiłem. Wtedy zrozumiałem, że byłem hipokrytą i że przeszłości nie mogę zmienić. A wiesz, co zrobiła twoja matka po tym wszystkim? - pokręciłam przecząco głową - Nie pozwoliła, żeby ktokolwiek o nich zapomniał.
- O niej też nikt nigdy nie zapomni.
- Jeżeli wspomnienia będą nieustannie pielęgnowane, to na pewno nie. Sakura wiedziała co robi. Nikt inny nie podjął za niej tej decyzji. Teraz, mimo sprzeciwu, powinniśmy zaakceptować jej wybór, niezależnie od tego, czy się z nią zgadzamy czy nie.
- Co byś zrobił, gdybym wtedy zginęła?
- Śmierć Sakury mocno mnie dotknęła, w końcu znam ją od wielu lat, ale gdy ginie twoje własnie dziecko, ból jest niewyobrażalnie większy. Nie każ mi o tym myśleć.
Pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z pomieszczenia. Byłam już dorosła, a mimo to, jego obecność wydała się ciągle niezbędna. Nie mogłam uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu tak bardzo go nienawidziłam.

~*~

Uroczystość była piękna, o ile takie wydarzenie można określić pozytywnym przymiotnikiem. Każdy z jej przyjaciół, włącznie ze mną, trzymał w dłoni białą lilie, które mocno kontrastowały z czarnym ubiorem. Tsunade wygłosiła krótką przemowę o Sakurze, jej dokonaniach dla wioski i szczególnych osiągnięciach. Nie wiem czy ktoś się na nich skupiał, na pewno nie ja. Moje spojrzenie nieustannie utkwione było w zdjęciu uśmiechniętej Sakury, przepasanym czarną wstążką. Widziałam rodziców Sakury, stojących w pierwszy rzędzie, pogrążonych w głębokiej rozpaczy. Ten widok sprawiał, że zaczynałam pękać. Usilnie starałam się powstrzymać emocje, które zaczynały opuszczać moją nieszczelną klatkę opanowania. Kiedy już miałam osiągnąć apogeum mojej porażki, poczułam, jak Sasuke łapie moją trzęsącą się dłoń. Jego nagłe posunięcie mocno wytrąciło mnie z równowagi i odciągnęło od targających jeszcze przed sekundą emocji. Odwróciłam delikatnie głowę, napotykając jego czujne spojrzenie. Cały czas mnie obserwował. To dlatego wiedział, w którym momencie zareagować. Próbowałam wyczytać cokolwiek z jego oczu, ale nie dostrzegłam nic, kompletnie nic, żadnych emocji, tylko neutralność, którą potrafił zachować. Zawsze mu tego zazdrościłam i mówiłam to przy każdej możliwej okazji. Przypomniała mi się dzisiejsza opowieść ojca. Tata musiał być wspaniałym facetem, dawał mamie wsparcie i otuchę w trudnych chwilach. A Sasuke? Jego stać było tylko na krytykowanie, a jakikolwiek przejaw współczucia zdarzał się rzadziej niż zaćmienie słońca. Wszyscy zawsze mnie pytali, jak mogłam być kimś takim, kto nigdy w życiu nie powiedział nikomu nic miłego, dodatkowo ciągle popadał w konflikty, naraził się wielu shinobi i swoim czasie zdradził rodzinną wioskę. Był trudny. Wiedziałam to już, kiedy jeszcze byliśmy tylko przyjaciółmi, ale nic nie poradzę na to, że go kocham. Miłość nigdy nie była łatwa. A czy nasza jest tą prawdziwą? Trudno mi jednoznacznie stwierdzić, ale chyba tak. Po tym wszystkim co przeszliśmy, ile wspólnie wycierpieliśmy, kiedy omal się nie pozabijaliśmy - wróciliśmy do siebie.
Sasuke i jego triki zadziałały, bo do końca uroczystości nasze splecione dłonie dodawały mi otuchy. Wszyscy zaczynali się już zbierać. Wszyscy, z wyjątkiem rozpaczających rodziców Sakury i Tsunade, która próbowała dodać im otuchy.
- chodź już. - odwróciłam głowę i zetknęłam się z kruczoczarnymi oczami Uchihy. Kiwnęłam twierdząco głową i oboje ruszyliśmy w bliżej nieokreślonym kierunku. Na dworze robiło się już ciemno.
- Bardzo przejmująca uroczystość. I jeszcze rodzice Sakury...
- Pogrzeby zawsze są takie same.
- To był pogrzeb twojej przyjaciółki. Naprawdę ani trochę cię nie ruszył?
- Tego nie powiedziałem.
- Twoje słowa jednoznacznie na to wskazywały.
- Przestań dopowiadać rzeczy, których nie miałem na myśli.
- Skąd mam wiedzieć co masz na myśli, skoro nigdy tego nie mówisz? - zatrzymaliśmy się - Oczekujesz ode mnie, że będę z tobą szczera, mówiła ci o wszystkich rzeczach, a ciebie nie stać na to samo. Dlaczego otaczam się ludźmi, którzy tylko chcą mną dyrygować?!
- Uspokój się.
- Widzę, że bardzo polubiłeś to słowo.
- Ostatnimi czasy mocno do ciebie pasuje.
- No tak, przecież twojego opanowania starczy na nas dwoje.
- A twojego dziecinnego zachowania na wszystkich w tej wiosce.
Głuche klaśnięcie odbiło się echem, kiedy w przypływie emocji i nagłej odwagi uderzyłam Sasuke w lewy policzek. Tak, ja uderzyłam Sasuke Uchihę. Zasłużył na to, gromadził we mnie negatywne sytuacje i krytykę a moje wewnętrzne rozbicie dało upust czynom.
Złapał się na policzek a na jego twarzy malowała się irytacja. Ale nie jakieś tam delikatne uniesienie. On był tak wkurzony, że przez sekundę przez myśl przeleciała mi myśl szybkiej ucieczki i zaczęłam żałować tego, że go uderzyłam.
- Za to każdą jedną twoją krytyką skierowaną w moją stronę mogłabym obdarować cały świat.
Odwróciłam się napięcie i ruszyłam w stronę domu. Byłam wściekła na niego i na samą siebie.
Zdążyłam przejść zaledwie kilkanaście metrów, kiedy ktoś gwałtownie mnie obrócił i docisnął do zimnego muru. Zdążyłam wydać z siebie zdumiony okrzyk, zanim przed moimi oczami znalazła się twarz Sasuke. Przez chwilę obleciał mnie strach, ale zaraz się opanowałam. Nie skrzywdziłby mnie. Ku mojemu jakże ogromnemu zdziwieniu, nie był zły, wręcz przeciwnie, patrzył na mnie z tym swoim delikatnym uśmieszkiem pod nosem. Pochylił się nade mną, a mnie przeszły dreszcze. Jedną dłoń delikatnie wsunął pod włosy i położył na szyi. Zbliżył się, subtelnie przejeżdżając nosem po mojej skórze tuż pod moim uchem. Niemal czułam na szyi jego wargi. Czekałam na jakikolwiek ruch, ale jego czyny posuwały się jedynie do pobudzania moich zmysłów. Chciałam, żeby mnie pocałował, ale on tego nie robił, co zaczynało mnie cholernie irytować. Nagle przerwał i przeniósł swoje usta tuż nad moje ucho.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. - szepnął i odszedł, zostawiając mnie kompletnie zdezorientowaną, opartą o ten cholerny mur. To była kara. Wiedział, jak na niego reaguję. Zrobił to wszystko specjalnie. Zdawał sobie sprawę z tego, że to zirytuje mnie stokroć bardziej niż jego obelgi skierowane w moim kierunku. Kiedy już zdążyłam uspokoić organizm, poczułam taką ogromną złość, jaką chyba jeszcze nigdy nie uraczyłam żadnego człowieka. W tamtym momencie podeszłabym do niego i po raz kolejny uderzyła w policzek.
Ruszyłam w przeciwną bo bruneta stronę, szybko przemierzając zaśnieżone ulice. Chciałam jak najszybciej zjawić się w domu.
- Naomi! - usłyszałam po swojej prawej głos Naruto. Zatrzymałam się, spoglądając na biegnącego w moim kierunku blondyna - Świetnie, że cię spotkałem. Wszyscy jesteśmy w barze i no, odreagowujemy dzisiejszy wydarzenia.. Nie chcesz do nas dołączyć?
Na początku chciałam powiedzieć kategoryczne nie i wrócić do domu, ale coś mnie zatrzymało. Nie wiem czy zrobiły to słowa Naruto, czy ciągle byłam wkurzona na Uchihę, ale postanowiłam zgodzić się na propozycję blondaska. Dawno nigdzie nie wychodziłam. Może po spotkaniu z przyjaciółmi moje samopoczucie choć odrobinę się poprawi.

~*~ 


Przemierzałem nieoświetlone ulice Konohy, pokryte grubą warstwą białego puchu. Nie zamierzałem szybko wracać do domu,nie czekało na mnie tam nic ciekawego.
Spotkanie jakiegokolwiek człowieka o tej porze graniczyło z cudem. Wszyscy kończyli swój dzień i przygotowywali do jutra, kolejnego roboczego piątku. Przez myśl przeleciały mi wspomnienia, gdy jako mały chłopiec codziennie wieczorem musiałem wracać wcześniej do domu, kiedy mój starszy brat przesiadywał jeszcze z ojcem, rozmawiając na najróżniejsze tematy i ćwicząc nieznane mi jeszcze techniki. Całe życie byłem gorszy od Itachiego, niezależnie od tego jak mocno starałem się to zmienić. Ciągle tylko słyszałem, że czegoś mi brakuje, że jestem niewystarczająco silny, że Itachi w moim wieku robił kolosalnie większe postępy - zawsze coś było nie tak. Ale wcale nie zamierzałem się tym przejmować. Od tego czasu wiele się zmieniło. Jutro mam stawić się w gabinecie piątej, żeby ustalić z nią plan działania. Teraz trzeba było podjąć jak najszybsze działania. Reszta musi szybko się pozbierać.
Mijałem właśnie jeden z konoszańskich barów, a moje spojrzenie utkwiłem z ludziach siedzących w środku. Przelatywałem po twarzach nieznanych mi osób, w pewnym momencie napotykając kogoś, kogo nie spodziewałem się tam spotkać. Podszedłem bliżej szyby, obserwując uważnie Naomi, która ledwo trzymała się na własnych nogach. Świetnie jej idzie wracanie do normalności.
Wszedłem do środka i powoli podszedłem do stolika. Chciałem, żeby mnie zauważyła, ale ona ciągle stała przodem do baru, zamawiając kolejnego drinka. Kiedy podszedłem, odsunąłem jej szklankę na bok. Po chwili uraczyła mnie zirytowanym, lekko zamglonym spojrzeniem, by po chwili przejść w mocną dezorientację i zaskoczenie.
- Sasuke? Co ty tutaj robisz?
- Lepszym pytaniem jest, ile już wypiłaś.
- Trochę. Nie na dużo.
- Faktycznie, widać. - reszta przyglądała się nam z ogromnym zainteresowaniem.
- Chyba powinnaś iść już do domu.
- Chcesz to idź. - wytargam ją stąd zaraz siłą. 
- Czy choć raz nie możesz zrobić tego, co ci każę?
- Właśnie, Sasuke - wybełkotała - Ciągle mam robić to, co mi każesz. Mógłbyś dla odmiany poprosić?
- Jak tak dalej pójdzie to skończysz na podłodze.
- Właśnie, ja skończę, nie ty.
- Naomi - warknąłem zirytowany, a ona uraczyła mnie spokojnym spojrzeniem, co ostatnimi czasy było u niej wyjątkiem. Zerknąłem w lewo i dostrzegłem mocno zakłopotanego Shikamaru, przyglądającemu nie nam Naruto i podsłuchującą Ino. - Proszę cię, żebyś stąd wyszła i wróciła do domu.
Na jej szyję wkradł się ogromny uśmiech, a po chwili rzuciła się w moje ramiona. Był to o tyle niespodziewany gest, że omal jej nie upuściłem.
Zawiesiła mi ręce na szyi, zbliżając swoją twarz do mojej, aż niemal stykaliśmy się nosami. Wyczułem zapach martini, pomieszany z jej ulubionymi perfumami. Jutro będzie miała kaca jak stąd do Suny.
- Nie spodziewałam się tego po tobie, kochaniee. - pijana. Mocno pijana. - Myślałam, że wyjdziesz i sobie pójdziesz. Tak jak po naszej dzisiejszej sprzeczce. Nie chciałam cię uderzyć - położyła rękę na moim policzku - To wszystko przez ... wiesz.
- Chodźmy już. - Naprawdę nie byłem zwolennikiem publicznego okazywania uczuć. Wszyscy wiedzieli z kim się związałem. Nie musiałem paradować przez całą wioskę z zawieszoną Naomi na mojej szyi. Oczywiście, poza dzisiejszym dniem. W normalnych okolicznościach nie zachowywałaby się tak.
Złapałam ją pod rękę i wyprowadziłem z pomieszczenia. Zdążyliśmy przejść zaledwie kilka metrów, kiedy niespodziewanie mnie puściła.
- Nie dam rady dalej iść. - przewróciłem teatralnie oczami, na co zwróciła swoją uwagę. Podszedłem do niej i jak gdyby nic nie warzyła, uniosłem do góry i kontynuowałem drogę. Zarzuciła mi ręce na szyję, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Przepraszam, Sasuke. - powiedziała ze skruchą - To naprawdę było mi potrzebne.
- Alkohol nie rozwiązuje żadnych problemów.
- Wiem, ale nie chciałam ich rozwiązywać, tylko zapomnieć.
Kiedy znaleźliśmy się przed wejściem do mojej posesji, postawiłem ją na nogi, odczekałem chwilę, aby mieć pewność, że da radę stać sama, po czym otworzyłem drzwi i wpuściłem ją do środka. Nie chciałem zabierać jej do rodzinnego mieszkania i tym samym kompromitować w oczach Kakashiego. Ich kontakt uległ polepszeniu, nie chciałem ryzykować pogorszenia go przez taką głupotę.
- Przecież wiesz gdzie co jest. - powiedziałem, kiedy przez dłuższą chwilę stała w jednym miejscu i nie odrywała ode mnie wzorku. Ilustrowała mnie czujnym spojrzeniem od góry do dołu, w końcu zatrzymując się na czarnych oczach.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, podeszła do mnie i przywarła swoimi ustami do moich. Na początku byłem trochę zaskoczony, ale szybko zacząłem oddawać jej pocałunki. Smakowała jak martini, które piła cały wieczór.
Oderwała się od mnie, ciężko oddychając. Uśmiechnęła się, patrząc w moje oczy, w których dostrzegałem szczęście i miłość. Żadna osoba nigdy nie darzyła mnie takim uczuciem. Ona była nawet w stanie mnie zabić, kiedy uznała, że na dobre stoczyłem się na dno. Widziałem jej rozpacz, wtedy, kiedy szła w moim kierunku z kunaiem wycelowanym prosto w moje serce. Nie wszyscy to rozumieli, bo przecież, jak możesz kogoś zabić, skoro go kochasz? To właściwie niewykonalne. Ludzie boją się straty. Ona też się jej bała, ale wiedziała, że to dla mnie najlepsze. Zawsze mówiłem, że nie pozwolę ściągnąć się na dno, a kiedy ona zrozumiała, że to zrobiłem, że byłem w stanie zabić własnych przyjaciół a nawet ją samą, chciała mnie uwolnić. Nie mogła pozwolić, żebym zginął z ręki kogoś innego. Gdyby tylko wiedziała, że to wszystko, odejście z wioski i wstąpienie do Akatsuki to była gra. Gra, która miała ją ochronić.
- Jesteś najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek była moja.