sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział XII "Prawda wyszła na jaw?"


Obudziłam się na czymś miękkim. Uchyliłam delikatnie powieki i zamrugałam kilka razy. Obraz był lekko rozmazany, ale po chwili wrócił do normy. Kiedy przypomniałam sobie wydarzenia z minionego dnia, gwałtownie się podniosłam, czego później pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowę. Klnąc pod nosem zrzuciłam nogi z łóżka. Przez chwilę zostałam w takiej pozycji, chcąc zmusić swój mózg do prawidłowej pracy. 
Ostatnie wydarzenia uderzały we mnie z ogromną siłą, przyprawiając mnie o ból głowy. Moja ciotka, która mnie zdradziła, mój biologiczny ojciec, który nagle się pojawił. Ciągle pamiętam jego słowa "Zabrali nam cię, Naomi. Zabrali". O co mogło mu chodzić? Muszę się tego jak najszybciej dowiedzieć.
Moje prośby zostały bardzo szybko wysłuchane, bo w tym samym momencie drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Naofumi z jakimś gościem. Usiadł koło mnie a gestem ręki nakazał swojemu towarzyszowi opuszczenie pomieszczenia. Przez chwilę panowała krępująca cisza, którą shinobi postanowił przerwać.
- Jesteś głodna? Potrzebujesz czegoś?
- Nie. - szepnęłam, nie wiedząc od czego zacząć. Jeszcze przed chwilą chciałam zadać mu wiele pytań, a teraz czuję wielką gulę w gardle.
- Gdzie jest Sasuke?
- Twój chłopak?
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, ale po chwili uświadomiłam sobie, że oficjalnie, przez Uchihę co prawda, jesteśmy parą.
- Eee, tak, tak. Gdzie jest?
- Spokojnie, Naomi, jest tuż za ścianą. Jeżeli będziesz chciała możesz zawsze do niego zajrzeć. 
Postanowiłam się przełamać i w końcu zadać mu to jedno, nurtujące mnie pytanie.
- O czym mówiłeś chwilę przed tym jak straciłam przytomność?
- hmm?
- Mówiłeś, że mnie zabrali. Możesz... bardziej to rozwinąć?
Mężczyzna przez chwilę siedział cicho, wpatrując się w jakiś punkt na ścianie. 
- Twoja matka uciekła z Konohy kilka miesięcy po twoich narodzinach. Wyprowadziliśmy się do Kumogakure i zamieszkaliśmy razem. Wychowywaliśmy cię wspólnie, przez pierwszy rok twojego życia. Później Konoha zaczęła za nami węszyć. Hokage wysłał za nami AMBU. Wiedzieliśmy, że ma to związek z wyjątkową zdolnością twojej matki. Była traktowana jak przedmiot. Tajna broń anbu. Potwór, który ma nad sobą władzę. Nad niezliczoną ilością czakry. Baliśmy się, że kiedy dowiedzą się, że to ty jesteś nowym jinchuuriki Amaterasu, zrobią wszystko, aby nam cię odebrać i wychować na posłuszną im marionetkę. I zrobili to. Udało im się. - Zatrzymał się na chwilę i głośno westchnął. -To był poniedziałek. Środek wyjątkowo mroźnej zimy. Siedzieliśmy razem w domu i spędzaliśmy czas jak zwykła rodzina, kiedy nasze mieszkanie zostało zaatakowane. Gdybym wtedy był silniejszy... Nigdy bym nie nie pozwolił aby jej coś się stało.
- O czym ty mówisz?
- Ona po prostu nie była im już potrzebna. Jednocześnie chcieli ją ukarać, ale on przesadził. To była ostateczność. Poza tym, przecież ona nie stawiała oporu...
- Możesz jaśniej?! - powoli puszczały mi nerwy.
- On ją zabił Naomi. Kakashi zabił twoją matkę.
Przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. To nie mogła być prawda. Przecież... ja ją pamiętam.    
- Niemożliwe. - powiedziałam, powstrzymując łzy. - Pamiętam mamę z dzieciństwa.
- Nafaszerowali twoją głowę nieprawdziwymi informacjami. Kiedy dowiedzieli się, że jesteś nowym jinchuuriki chcieli za wszelką cenę zatrzymać cię przy sobie, rozumiesz? Chcieli zrobić z ciebie marionetkę. Próbowałem cię odbić, ale po wydarzeniach z tamtego dnia przez bardzo długi czas dochodziłem do siebie. Wtedy ledwo uszedłem z życiem. Poza tym nie miałem tyle siły aby zmierzyć się z całą konoszańską armią. 
- Co? Czyli mama nigdy nie była z Kakashim? Chcesz mi powiedzieć, że to też jedna wielka ściema?
- Nie do końca. Twoja matka rzeczywiście z nim była. Pobrali się i przez pewien czas byli szczęśliwi.
- Pewnie czas?
- Kakashi stawiał na pierwszym miejscu przede wszystkim karierę. Inati często zostawała sama. Zaprzyjaźniliśmy się, a później zakochaliśmy się w sobie. Kiedy Inati dowiedziała się, że jest w ciąży postanowiła opuścić Kakashiego. Co prawda na początku nie miała odwagi od niego odejść. Bała się go. Ja musiałem uciekać. Klan Uchiha planował powstanie, a gdyby dowiedzieli się, że brałem w nim udział, byłbym poszukiwany. Razem z Inati uzgodniliśmy, że kiedy urodzi, dołączy do mnie w Kumogakure. 
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? Że nie próbujesz mnie tylko przeciągnąć na swoją stronę?
- Powiedzieli ci, że nie jesteś córką Kakashiego? Powiedzieli ci, że twoja matka nie była z nim szczęśliwa? Powiedzieli ci, że twoja matka jest... - tutaj przerwał - nieważne. Na to jeszcze przyjdzie czas. 
- Nie.
- No sama widzisz. Konoha zawsze potrafiła dobrze grać i udawać. 
- Konoha mogła też chronić mnie przed tobą.
- hmm, racjonalne argumenty, ale pomyśl. Gdyby naprawdę chcieli cię ochronić, powiedzieli by ci. Naopowiadaliby ci kłamst na mój temat, że jestem zdrajcą, że brałem udział w powstaniu... cokolwiek. Dlaczego tego nie zrobili?  
Nie wiedziałam co powiedzieć. Uciszyłam się i wlepiłam wzrok w podłogę.
- Mogę ci to wszystko pokazać. Chociaż chciałem tego uniknąć. 
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, ale w chwili, gdy spojrzałam w jego tęczówki nie byłam już w tym pokoju. Byłam w jakimś domu. Bardzo ładnym zresztą. Takim przytulnym... biła z niego ciepła, rodzinna atmosfera. Nagle usłyszałam huk, więc odwróciłam się w stronę drzwi frontowych. Zobaczyłam czterech członków konoszańskiego anbu.
- Co tu się dzieję? - zapytałam na głos, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Jakby mnie nie widzieli. 
Zaraz. On złapał mnie w jakąś technikę oczną. Mogłam się domyślić. Jest przecież Uchihą. 
- Pani Inati Matsumara? - zapytał jeden z czterech.
- Tak, to ja. A o co chodzi?
- Mamy nakaz aresztowania.
Wtedy pojawił się jeszcze jeden, piąty ninja. Wyszedł przed szereg i zdjął swoją maskę. Moja źrenice rozszerzyły się, kiedy ujrzałam Kakashiego.
- Inati... dlaczego uciekłaś? - zapytał skruszony Kakashi.
- Kochanie, coś nie tak? - zapytał ktoś schodzący ze schodów.
Na dole pojawił się mężczyzna w czarnych, sterczących włosach. Naofumi. Nim zdążył cokolwiek zrobić czterech konoszańskich anbu rzuciło się na niego. Naofumi aktywował swojego sharingana, ale wtedy do walki dołączyło jeszcze kilku ninja. Cóż za sprawiedliwa walka. Dziesięciu na jednego. 
- Kiedy ja się o was zamartwiałem, ty siedziałaś tutaj razem z nim?! - warknął Kakashi na moją matkę.
- Kakashi, uspokój się. - powiedziała moja matka.
- Uspokój się?! Uspokój?! Szukałem cię! A ty tak po prostu tutaj z nim siedziesz? Bez żadnych wyjaśnień?!
- Wiele razy mówiłam ci, że nie jestem z tobą szczęśliwa. Myślałeś, że będę to ciągle znosić? Życ w taki sposób jaki ty będziesz mi kazał? Nie jestem marionetką. Mówię to tobie a ty przekaż to reszcie tej zakłamanej wioski. 
- Chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej. - warknął Kakashi, już ledwo powstrzymując swoją złość. 
- Robiąc ze mnie posłuszną marionetkę? Karmiąc mnie tymi wszystkimi kłamstwami?! - moja matka miała łzy w oczach. Tak skupiłam się na ich rozmowie, że zapomniałam o Naofumi, który walczył w nierównym pojedynku. Nie byłam zaskoczona, kiedy zobaczyłam jak leży, ledwo przytomny, podtrzymywany przez jednego z anbu.
- Moja miłość do ciebie była prawdziwa! Kocham cię!
- Ale ja ciebie nie, nie rozumiesz tego? On dał mi miłość. Prawdziwą. Czuję ją każdego dnia pobytu z nim. Widzę ją w każdym jego geście. Jestem z nim naprawdę szczęśliwa. Ty nie mógłbyś mi tego nigdy dać, rozumiesz? Nigdy. Cieszę się, że nim jestem, że mamy razem dziecko.
- Co? O czym ty mówisz?
- Tak. O tym, o czym teraz myślisz. Naomi wcale nie jest twoją córką, tylko jego. 
Nie minęła sekunda a w ręce Kakashiego uformowała się kula energi, którą wycelował prosto w serce mojej matki. Ta stała, z szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewała się, że ją zaatakuje. Jak zresztą nikt z pomieszczenia.
- Kakashi! Ona jest jinchuuriki! Amaterasu nas pożre! 
- Nie jest jinchuuriki. Nie ma tatuażu na nadgarstku. - powiedział Kakashi, spuszczając głowę.
- Ka...kashi. - szepnęła moja matka. - jak mogłeś... - po tych słowach kobieta runęła na ziemię. 
- Musiałem to zrobić. Dostałem takie polecenie od Hokage. Gdyby chciała ze mną wrócić... nic by się jej nie stało, ale ona sama zadecydowała o swoim losie wybierając jego. Zostawcie go. Niech tu umrze razem z nią. Tylko niech ktoś idzie po dziecko. Najprawdopodobniej jest na górze. To pewnie nowy jinchuuriki Amaterasu.
Wtedy znalazłam się znowu w starym pokoju razem z moim biologicznym ojcem. Policzki miałam mokre od łez, które wypłynęły chwilę po tym, jak Kakashi podniósł rekę na moją matkę. 
Nie patrząc nawet na ojca wybiegłam z pokoju, kierując się prosto do Uchihy. Otworzyłam drzwi i ujrzałam Sasuke, który chyba niedawno podniósł się z łóżka. Jego zaspany wzrok zmienił się, kiedy tylko mnie zobaczył.
- Naomi?
Nic nie mówiąc, rzuciłam się mu w ramiona i zaczęłam płakać jak dziecko, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Ten tylko mocniej mnie do siebie przycisnął i uspokajająco gładził mnie po głowie.

~*~
Nie spodziewaliście się tego, co nie? :D 
Oj, ale ja mieszam w tym opowiadaniu! Co chwilę co innego, ale spokojnie., teraz wszystko schodzi na jeden tor. 
Rozdział jest... no sami oceńcie. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że się starałam :D 
SasuNao powoli rozkwita, co prawda w żółwim tempie, ale jednak. 
Pozdrawiam <3

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział XI - Naofumi

- Twoja mama byłaby bardzo szczęśliwa. Zawsze chciała znaleźć ci odpowiedniego chłopaka. Jak się nazywasz? - spytała moja ciotka, z uśmiechem przyglądając się Sasuke.
- Sasuke Uchiha. - powiedział oficjalnie.
Moja ciotka na początku trochę się zmieszała, ale chwilę później ponownie na jej twarz wkradł się uśmiech.
- Nie jesteście głodni? - zapytała, bawiąc się palcami.
- Jesteśmy trochę zmęczeni. - powiedziałam. Czułam się dziwnie w uścisku Uchihy. Moje serce niekontrolowanie przyśpieszało za każdym razem, kiedy brunet poprawiał dłoń położoną na mojej tali.
- Oczywiście. Yuki pokaże wam, gdzie będziecie spać.
Dziewczyna mruknęłam coś pod nosem i ruszyła w kierunku dębowych schodów. Oboje z brunetem poszliśmy jej śladem.
Po chwili znaleźliśmy się w jasnym pokoju z fioletowymi zasłonami. Pośrodku, pod ścianą stało dębowe, dwuosobowe łóżko. Zaraz, zaraz. Dwuosobowe?!
- eee, nie macie tutaj oddzielnych łóżek? - zapytałam lekko zmieszana, drapiąc się w tył głowy. Nauczyłam się tego gestu od Kakashiego.
- Przecież jesteście parą. Nie powinno wam to przeszkadzać.
- Nie, no w sumie nie ma problemu. Tak tylko zapytałam. - odpowiedziałam, trochę się plącząc pomiędzy pojedyńczymi słowami.
Yuki spojrzała na mnie dziwnie i wyszła z pokoju, mrucząc krótkie "do kolacji".
Rzuciłam torbę pod ścianę i zamknęłam drzwi.
- Nieźle nas wpakowałeś, Sasuke. - warknęłam w jego kierunku.
- Improwizowałem. - powiedział ze swoim neutralnym wyrazem twarzy.
- I jak ty to sobie teraz wyobrażasz? Czułe słówka, romantyczne gesty?
- Będziemy improwizować, jak ja przed chwilą.
- Ale spać ze sobą w jednym łóżku musimy. - warknęłam, wyciągając z torby swoje ubrania.
- Przeszkadza ci to? Przecież jesteśmy przyjaciółmi. - po tych słowach przyciągnął mnie do siebie, przez co omal nie upadłam.
No tak. Może tobie ta sytuacja nie robi żadnej różnicy, ale dla mnie jest bardzo niekomfortowa. Zważając na to, że moje serce dostaje palipitacji na głupi dotyk bruneta, to co się dopiero stanie, kiedy będę leżeć obok niego całą noc.
Naomi, Naomi, co się z tobą dzieje? Czy ty się przypadkiem nie zakochałaś?
Nie. Sasuke jest moim przyjacielem i nie czujemy do siebie niczego więcej. Jestem po prostu przywiązana. Znamy się od dzieciństwa i rzadko się rozstawaliśmy. To wszystko. Nie plątajmy w to żadnych innych uczuć.  
- Nie przeszkadza mi to. - wyrwałam się z jego objęć.
- Nie byłbym tego taki pewny... - stwierdził ze swoim chytrym uśmieszkiem.
- Och, nie denerwuj mnie, Uchiha! - podniosłam zirytowana głos. Teraz będzie się ze mnie naśmiewał?!
- Taa, dobra... Uchiha.
Zatrzymałam się, kiedy usłyszałam słowa Sasuke. No tak. Jestem Uchiha. Trochę głupia sytuacja. Nie mogę się do tego przyzwyczaić.
Jesteśmy rodziną. Co prawda daleką, ale jednak.
Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się nagle smutno.
Otrząsnęłam się i weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w swoje odbicie. Naomi, co się z tobą dzieje?
Próbowałam uspokoić moje serce, które biło w zdecydowanie za szybkim rytmie.
Odkręciłam kran i zafundowałam mojej twarzy szybki prysznic, aby usunąć powstałe na niej rumieńce.
Stanęłam jeszcze przed lustrem, łapiąc głęboki oddech i poprawiając włosy. Wyszłam z pomieszczenie i zastałam Uchihę leżącego na całej powierzchni łóżka.
- Dobra, chodź na tą kolację. - powiedziałam, kierując się w stronę kuchni.
Naomi, to będzie ciężka noc.
~*~
Po zjedzonej kolacji, kilku pytaniach ciotki i warknęciach Yuki wróciliśmy na górę. Znaczy, Sasuke wrócił. Ja postanowiłam porozmawiać jeszcze z ciotką.
W sumie na górę wróciłam po północy. Sasuke już spał.
Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności wróciłam do pokoju. Było ciemno.
Podeszłam po omacku do łóżka, po drodze uderzając kilka razy nogą o niezidentyfikowane przedmioty znajdujące się na podłodze. Pochyliłam się w stronę łóżka, odrzucając kołdrę do góry. Z tym samym momentem zostałam gwałtownie pociągnięta na łóżko. Pisnęłam cicho i znieruchomiałam, kiedy uświadomiłam sobie, w jakiej sytuacji się znajduję.
Sasuke przycisnął mnie do siebie. Dopiero kiedy wyczułam jego miarowy oddech, zorientowałam się, że śpi.
Nie mogłam się ruszyć. Moje tętno gwałtownie podskoczyło do 120 uderzeń na minutę. Poczułam na twarzy świeże rumieńce.
Próbowałam wyślizgnąć się z jego objęć, ale skutkowało to jeszcze mocniejszym uściskiem. Westchnęłam zrezygnowana nie wiedząc, co dalej robić. Na pewno nie zasnę w takich warunkach!
Naprawdę nie wiem ile leżeliśmy w takiej pozycji, ale kiedy tylko Uchiha poluźnił uścisk, wyrwałam się i położyłam obok.
Nie mogłam zasnąć. Bliskość Uchihy sprawnie mi to uniemożliwiała.
Leżałam, wpatrując się w ścianę, która robiła się coraz jaśniejsza i nabierała swoich naturalnych kolorów. Noc dobiegała końca, a ja nie zmrużyłam oka.
Kiedy stwierdziłam, że i tak nie uda mi się zasnąć, zeszłam na dół. Ku mojemu zdziwieniu w kuchni siedziała już Yuki i moja ciotka.
Usiadłam przy stole i mruknęłam "cześć" pod nosem.
- Oo, Naomi! Zjesz z nami?
- Nie jestem głodna, ale kawy się napiję. - powiedziałam, opierając głowę o stół.
- Co ty, albo wy, żeście w nocy robili? - warknęła Yuki, bawiąc się widelcem.
- Nic. Po prostu nie mogłam zasnąć.
Yuki już nic nie powiedziała. Nagle wstała i zamierzała opuścić pomieszczenie, ale moja ciotka zagrodziła jej drogę.
- Yuki, może Naomi pomoże ci w treningu? - zapytała z uśmiechem, patrząc na mnie.
- To chyba nie jest dobry pomysł... - zaczęłam. Nie wiem, czy mogę już normalnie trenować po ostatnich wydarzeniach z Peinem. Nie zamierzam spędzić kolejnych dni w łóżku.
- Nie musisz. Walczę z godnymi mnie przeciwnikami.
Moje ciśnienie gwałtownie wzrosło a szczęka zacisnęła się. Czy ona zawsze musi być taka pewna siebie? Przecież wiem, że jest słaba. Wiele razy przyglądałam się jej walkom. Dzieci z akademii w Konohagakure umieją lepiej rzucać shurikenami niż ona.
- Yuki! - upomniała ją moja ciotka.
- Nie, Yuki, skoro tak bardzo chcesz, to chętnie z tobą poćwiczę. Ewentualnie poobserwuję.
- A Sasuke? - zapytała z iskrą w oku. Jak też przyjemnie będzie ją zaraz zgasić.
- Wątpię, żeby miał ochotę na trening z tobą.
Dziewczyna zrobiła gniewną minę i wyszła z pomieszczenia.
- Za dziesięć minut przed domem! - usłyszałam tuż przed głośnym trzaśnięciem drzwi.
Zaśmiałam się cicho pod nosem i poszłam do pokoju. Musiałam się przebrać i wziąć jakieś shurikeny. Chociaż... chyba nie będą mi potrzebne.
Cicho otworzyłam drzwi, aby nie obudzić Uchihy.
Przebrałam się i wyszłam z pokoju. Nawet się nie przebudził. Wynieśliby go z tym łóżkiem, a by się nie zorientował.
Na dworze było ciepło, ale pochmurno, jak zwykle zresztą w Kumogakure. Stanęłam przed moją kuzynką.
- Jakie zasady? - zapytałam podczas związywania włosów w luźnego kucyka.
- standardowe - powiedziała i natychmiast mnie zaatakowała.
Aktywowałam sharingana i od tej pory walka stała się nudna. Yuki... nie wiem, czy można w ogóle nazwać ją kunoichi. Nie potrafiła nawet trafić shurikenem w wyznaczony przez siebie cel.
Nagle Yuki zaczęła się bardziej starać , spoglądając co jakiś czas w stronę werandy.
Nie byłam zdziwiona, kiedy w drzwiach ujrzałam Uchihę. Zaśmiałam się cicho pod nosem. Yuki próbowała zmylić mnie kopniakiem w brzuch, a chcąc zaatakować prawym sierpowym. Sharingan bez problemu zdążył wykryć tą czynność i odeprzeć zamierzony atak. Kopnęłam ją w brzuch i ta odleciała na kilka metrów do przodu.
- Dobra, Yuki, widzę, że już nie dasz rady walczyć.
- D-dam. - powiedziała, podnosząc się.
- Mam cię złapać w genjutsu, żebyś dała sobie spokój.
Nagle zrobiło mi słabo, czerwono przed oczami. Złapałam się za oczy i upadłam na kolana. Próbowałam utrzymać świadomość. Poczułam przypływ wiatru i wyczułam dodatkową czakrę.
- Nie kopie się leżącego. - powiedział chłodno Sasuke.
- Naomi? - poczułam jak mną potrząsa.
- Poczekaj. - wymamrotałam, otwierając oczy. Obraz był zamazany. Tsunade mnie ostrzegała.
- Dasz radę wstać? - zapytał.
Kiwnęłam głową i podniosłam się z pomocą Sasuke.
To nie oczy. Jestem przekonana. To... coś innego. Tylko co?
Nagle usłyszałam głośny huk. Nie wiedziałam, co się dzieje.
Nie miałam siły stać, więc usiadłam na ziemi. Ujrzałam jakichś obcych ludzi wynurzających się z opadającego dumy. Siły mnie opuszczały.
Ujrzałam mężczyznę, być może w wieku mojego ojca. Miał czarne, sterczące włosy i równie smoliste tęczówki.
- Spisałaś się moja droga! - powiedział w kierunku mojej ciotki, która chwilę wcześniej pojawiła się na werandzie.
- Co? - zapytałam z zaskoczeniem.
Uchiha usiadł obok mnie i zaczął ciężko oddychać. Coś jest nie tak.
- Dosypałam im specjalnych ziół do śniadania. Będą nieprzytomni przez kilka godzin.
- Co?! - wykrzyknęłam, lekko oprzytomniając. Moja ciotka mnie zdradziła?! Oddaje mnie jakimś ludziom?! - Jak mogłaś mi to zrobić?! - dalej krzyczałam w jej kierunku. - Dlaczego najbliższe mi osoby wystawiają mnie?!
- Naomi nie miałam wyjścia, on...
Przerwała, kiedy czarnowłosy znalazł się przede mną. Złapał mnie z brodę i przejechał kciukiem po moim policzku.
- Taka podobna do matki. - powiedział, przewiercając mnie swoimi smolistymi tęczówkami na wylot. - Te same włosy, to samo spojrzenie...
- Skąd możesz to wiedzieć?! - warknęłam z nienawiścią patrząc mu w oczy.
- Cóż, powiedzmy, że wiem dużo. Nareszcie mogłem cię zobaczyć, Naomi. Po tylu latach ukrywania cię. Nie miej do swojej ciotki pretensji. Po prostu chciałem cię w końcu poznać. Zabrali cię nam, rozumiesz? Kiedy wreszcie was znalazłem... Ciebie i Inati. Zabrali cię nam.
- Coo? O czym ty mówisz?
- Jestem twoim ojcem, Naomi.

~~~~
Tak, wiem długo mnie nie było! Wybaczcie. Przed świętami dopadła mnie choroba, a później nie miałam czasu. Jeszcze raz przepraszam! Mam nadzieję, że rozdział 11 wam się podobał. c: Nie zaliczam go do jednego z najlepszych, ale cóż. Do następnego!