niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział XXXI "I will love you unconditionaly"

"Choose your last words, this is the last time
‘Cause you and I, we were born to die"

Lana Del Rey

~*~

- Ranmaru znajduje się teraz w wiosce na granicy kraju ognia i wody. - Kakashi wskazał palcem odpowiednie miejsce na mapie, po chwili zerkając w stronę mocno skupionej Sakury - Z uwagi na to, że Naomi nie jest jeszcze w pełni sił, jako pierwsza ruszysz ty z Sasuke. My będziemy szli kilometr za wami. Nie możemy wzbudzać podejrzeń zbyt liczną grupą.
Sakura i Sasuke? Och, życzę powodzenia. Do tej sielanki brakowało tylko Karin, którą Sasuke wysłał z powrotem do stolicy mgły, nie informując nas nawet o calu, jaki w tym miał.
Uchiha rzucił różowowłosej krótkie spojrzenie, po czym przeniósł się w swoją własną krainę myśli, zapewne już konstruując w głowie odpowiedni plan działania. Sakura, na pewno bardzo podekscytowana wspólną wyprawą z Sasuke, zabrała z rąk Kakashiego mapę i przypięła ją sobie do paska przy spodniach. Ku mojemu zaskoczeniu, nie wyglądała na zestresowaną, wręcz przeciwnie, mocno zaangażowaną i pełną gotowości.
Naruto, również jeszcze poturbowany po ostatniej walce, przyglądał się wszystkiemu zamglonym i lekko zaspanym wzrokiem. Pomimo zapewnienia mu kilkunastu godzin odpoczynku, nie odzyskał w pełni sił i podobnie jak ja, wyglądał teraz jak duch, bezsilny i niezainteresowany, pełzający po ziemi bez konkretnego celu.
- Naomi, na pewno wszystko w porządku?
- Tak, wszystko dobrze. - Ojciec już chyba setny raz zadał mi to pytanie. Przecież byliśmy ninja, musieliśmy przywyknąć do nawet najcięższych warunków. Czas na regeneracje dostawaliśmy dopiero po ukończeniu misji,
Kiedy Sasuke z Sakurą wyruszyli, odczekaliśmy pół godziny i zrobiliśmy to samo. Wyglądaliśmy niczym grupa kupców wracająca z nieudanego handlu, lecz zdradzały nas przypięte do pasków kunaie i srebrzyste przepaski z logiem Konohy.
Nie tylko ja zauważyłam, że krajobraz zaczął się stopniowo zmieniać. Dziwne motyle, których liczba nieustannie rosła, coraz odważniej się do nas zbliżały. Naruto próbował złapać jednego z nich, ale umknął mu on w ostatnim momencie, a mój sharingan zaobserwował ledwo dostrzegalny pyłek, który utrącił się z jego skrzydła.
Przystanęłam na chwilę, na co moi towarzysze zareagowali tak samo.
Dotarło do mnie, że nieświadomie, mocno zboczyliśmy z kursu. Te motyle gdzieś nas wiodły i byłam niemalże pewna, że ten pyłek odgrywał w tym bardzo istotną rolę.
Wyciszyłam swoją czakrę, próbując odszukać w okolicy niechcianych towarzyszy. Z przykrością doszłam do wniosku, że oprócz dziwnych owadów, w okolicy polany nie było nikogo innego.
W pewnym momencie przed moimi oczami mignęła sylwetka Uchihy. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zniknął za gęstymi, zielonymi krzakami.
Pośpiesznie ruszyłam w tamtejszym kierunku, zostawiając moich towarzyszy w tyle. Nic się przecież nie stanie, jeżeli zostawię ich na chwilę samych.
Po dotarciu do miejsca, gdzie przed sekundą widziałam postać bruneta, z przykrością stwierdziłam, że rozpłynął się w powietrzu. Rozglądałam się na wszystkie strony, natrafiając na postać różowowłosej znikającej ze potężnymi drzewami.
Podirytowana arogancją ze strony Sakury i Sasuke przyśpieszyłam kroku, nie chcąc utracić nabytego tropu. Po przedarciu się prze bardzo gęste zarośla, w końcu ujrzałam postać Sasuke. Stał, odwrócony do mnie tyłem, a jego włosy falowały pod wpływem delikatnego wiatru.
- Natrafiliście na coś ciekawego?
Jego milczenie zaczynało mnie niepokoić. Próbowałam zbliżyć się do niego, ale wtedy spod ziemi wyrosły ogromne, srebrne macki, które oplotły moje ciało, zamykając je w żelaznym uścisku. Instynktownie poruszałam wszystkimi kończynami, co skutkowało jedynie jeszcze większym zaciśnięciem wrogiej broni.
Postać Sasuke zniknęła a w jej miejscu pojawiła się nieznana mi, owinięta w czerwone płaszcze z czarnymi chmurkami.
Nie mogła uwierzyć w swoją głupotę. Jak mogłam tak łatwo dać się złapać?
Motyle. To za ich przyczyną odłączyłam się od grupy, to przez nie moi towarzysze nie zareagowali na nasze rozdzielenie i nikt z nas nie zorientował się, że coś jest nie tak.
- Widzę, że ciągle żyjesz.
Całe moje ciało zdrętwiało, a oddech przyśpieszył. To była ostatnia osoba, której się spodziewałam i ostatnia, jaką chciałam spotkać.
Naofumi podszedł bliżej mnie, patrząc z pogardą w moje oczy.
- Wiedziałem, że kręci się wokół mnie zdrajca, ale nie mogłem zdefiniować, kim dokładnie był. To dlatego cię wtedy nie zabiłem, za twoim pośrednictwem mogłem go zlokalizować. Teraz, kiedy moja armia jest czysta, mogę w końcu realizować swój plan i przy okazji pozbyć się ciebie. Powinnaś mi podziękować. W końcu spotkasz się z mamusią.
Zamknęłam oczy, nabierając maksymalną ilość powietrza do płuc. Wstrzymałam oddech, podświadomie naszykowana na potworny ból. Ale on ciągle nie nadchodził. Kiedy usłyszałam ciche jęknięcie, uchyliłam delikatnie powieki, a wtedy moje serce zamarło. Niespodziewanie pojawiła się przede mną Sakura, odbierając uderzenie wymierzone przez członka Akatsuki.
Ostrze przebiło ją na wylot, a jej różowa sukienka powoli nabierała krwistoczerwonego odcienia.
Nie potrafiłam poruszyć swoim własnym ciałem. Przez chwilę nie mogłam nawet złapać powietrza.
Ona... odebrała cios wymierzony dla mnie. Dlaczego?
Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, na placu pojawiła się reszta. Sasuke z Kakashim zajęli się oprawcą, a Naruto zjawił się obok ledwo przytomnej Sakury.
- Co ty zrobiłaś... - wyszeptałam, kiedy Naruto położył ją delikatnie na zielonej trawie. Byliśmy bezsilni. Jedyny medyczny ninja właśnie umierał.
- To moja wina.. Poza tym, ze swoją zdolnością możesz uratować świat, Naomi.
- Moje życie wcale nie jest ważniejsze od twojego.
Byłam tak roztrzęsiona, że nawet nie zauważyłam, kiedy Naofumi zniknął. Dopiero, kiedy szara czupryna uklękła przed ledwo przytomną kunoichi, zdołałam podnieść wzrok i napotkać twarde spojrzenie Uchihy. Odniosłam wrażenie, że chce mi powiedzieć "nie możesz się teraz złamać", ale moje oczy już były zaszklone od łez.
- Sakura.. - zaczął Kakashi, ale różowowłosa mu przerwała.
- Dziękuję za te lata nauki, Kakashi sensei. Czasami było bardzo ciężko, ale nauczyłam się wielu, wspaniałych rzeczy.
- Sakurcia-chan, zabierzemy cię do cioci Tsunade, ona na pewno ci pomoże.
Kunoichi uśmiechnęła się do Naruto i złapała go za dłoń. Blondyn chyba nie rozumiał, że to koniec. Nic nie zdołałoby jej uratować. Odległość od wioski była zbyt duża. Pomoc potrzebna była natychmiast. Zabiłoby ją nawet dziesięć minut drogi.
- Byłeś moim najlepszym przyjacielem, Naruto. Wierzę, że spełnisz swoje marzenie i zostaniesz wspaniałym Hokage. - puściła blondyna, a dłoń delikatnie ułożyła na już krwistoczerwonej trawie. Jej zamglone spojrzenie zwróciło się w stronę Sasuke, który ukucnął obok niej. Różowowłosa z trudem przekręciła głowę w jego stronę, ostatni raz spoglądając w czarne tęczówki, które tak bardzo kochała. Uśmiechnęła się, pomimo wyraźnej trudności z oddychaniem.



- Akceptacja jest kluczem do bycia prawdziwie wolnym, Sasuke. Będę cię kochać, zawsze i bezwarunkowo.
Po tych słowach zamknęła oczy a jej klatka piersiowa przestała się poruszać. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, a całe ciało niekontrolowanie się trzęsło. Zginęła z mojej winy. Ten śmiertelny cios wymierzony była dla mnie.


Upadłam na kolana przed ciałem kunoichi i nie potrafiłam uwierzyć, że odeszła. Wyruszyliśmy razem i razem powinniśmy wrócić.
- Przepraszam Sakura... - wyszeptałam cicho - Przepraszam za wszystko, co kiedykolwiek o tobie powiedziałam. Byłaś wspaniałą osobą. Nie pozwolę, żeby ludzie kiedykolwiek cię zapomnieli.
Poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i odciąga od Sakury. Na początku chciałam się temu sprzeciwić, ale nie znalazłam w sobie siły na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Ktoś posadził mnie pod wysokim drzewem, ale jedyne, co widziałam, to świeża krew, którą ubrudziłam dłonie opierając je o trawę.
- To nie jest twoja wina. - Sasuke w końcu ubrał myśli w słowa, ale nadlatywały one do mnie jak przez bardzo gęstą mgłę. Byłam kompletnie rozbita, nie mogłam się na niczym skupić.
- To ja miałam zginąć. To ja powinnam otrzymać ten cios.
- Ale nie otrzymałaś. Weź się w garść, nie pozwól, żeby poświęcenie Sakury poszło na marne.
- Wcale tego nie chciałam! Nie chciałam, żeby za mnie zginęła!
- Nikt nie chce mieć na sobie tej presji, ale musisz się z nią pogodzić.
- Wracamy do wioski - usłyszałam z oddali głos Kakashiego - Misja skończona.

Bring me home in a blinding dream
Through the secrets that I have seen
Wash the sorrow from off my skin
And show me how to be whole again

~*~

Powrót do wioski nie był ani trochę tak przyjemny, jak kilka dni temu przypuszczałam. Czułam się jak marionetka, kompletnie odizolowana od świata, w swoim osobistym morzu refleksji i przemyśleń. Nie mogłam uwierzyć w to, że różowowłosa odeszła. Jeszcze kilka dni temu, razem z Karin, okropnie irytowały mnie swoim zachowaniem w Kirigakure. To wszystko było tak bardzo nierealne. Czułam w środku potworną pustkę, której nic nie mogło zatkać.
Nawet nie zauważyłam jak Sakura cholernie szybko dojrzała. Ciągle ją wyśmiewałam, szydziłam z niej, a ona okazała się być bardziej odważna niż ja. Kiedy Naofumi dręczył mnie swoimi torturami, wyśpiewałam mu całą prawdę o technice, a tymczasem Sakurę stać było na coś tak odważnego.
 Nie bała poświęcić się dla kogoś. Nie bała się oddać życia za swojego przyjaciela. Jak, po tym wszystkim co razem przeszłyśmy, mogła nazwać mnie przyjacielem? Widać tylko ona brała sobie do serca nauki mojego ojca, dla którego przyjaźń była jednym z najważniejszych uczuć. 
Przecież równie dobrze mogła stać i biernie się temu wszystkiemu przyglądać. Mogła z wymalowaną satysfakcją na twarzy patrzeć jak umieram. Przecież wtedy Sasuke mógłby być tylko jej. 
Nie mogłam uwierzyć, że myślałam o niej w tak dziecinny sposób. Wiele przeszliśmy, bardzo odbiło się to na naszym życiu, a ja ciągle widziałam w niej dzieciną, nieporadną Sakurę sprzed kilku lat. Żałowałam, że nie poznałam jej nowego oblicza. Do teraz mam przed oczami ten zapał i determinację w próbie znalezienia Rannmaru, w której ja dostrzegałam tylko chęć spędzenia czasu z Sasuke. Tak naprawdę ona przejęła się zadaniem, a nie będącym obok niej towarzyszem. Było mi tak cholernie wstyd, że źle ją oceniałam.
Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się w domu Sasuke. Nawet nie zamierzałam pytać, czemu tak właściwie znajdowałam się w jego mieszkaniu. Usiadłam na zielonej kanapie, zamknęłam oczy i zaczęłam zastanawiać się nad tym , co będzie teraz. Pogrzeb Sakury, puste miejsce w drużynie, ktoś nowy, stare przyzwyczajenia i negatywne nastawienie... 
- Weź się w garść, Naomi. 
- Przestań mi ciągle powtarzać, że mam wziąć się w garść! Ja wiem, że muszę to zrobić, ale jeszcze nie teraz. Po prostu pozwól mi to wszystko przeżyć, muszę to przeżyć, bo w innym wypadku przestanę normalnie funkcjonować! 
Sasuke niewzruszony stał naprzeciwko mnie i wyglądał, jakby mój wywód nie zrobił na nim żadnego wrażenia. Nienawidziłam w nim tego cholernego dystansu i opanowania, jakie miał przed wszystkimi ludźmi. Pieprzony, nigdy nie wzruszony, Uchiha.
- Mam zawołać tu Tsunade?
- Nie, to ty masz tutaj zostać. 
Pierwszy raz w życiu postawiłam mu jakiś warunek. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, bardziej to on oczekiwał czegoś ode mnie.
Jego twarde spojrzenie zawisło na mnie, a usta nie wydobyły z siebie żadnego dźwięku. Nie wszyscy potrafią schować rozpacz za tak grubą ścianą pozorów. 
- Jeżeli ciągle mamy być razem, musisz pokazać mi, że mnie wspierasz. Ja nie mogę być wiecznie sama ze swoimi problemami. Nie wiem czy wiesz, ale na tym polega bycie z kimś w związku. 
Sasuke był tak samo zaskoczony moją odwagą jak ja. Przypadek Sakury pokazał mi, że życie było cholernie kruche, a ja nie mogłam go marnować dla kogoś, kto po tylu latach nie potrafił powiedzieć mi jakiegokolwiek komplementu, niezależnie od tego, jak bardzo go kochałam.
Podszedł do mnie powoli, jakby niepewny tego, co zaraz zrobię. Położył dłonie po obu stronach mojego ciała, przygważdżając mnie do zimnej ściany.
- Spokojnie. - dopiero wtedy zauważyłam, że oddychałam w zdecydowanie zbyt szybkim rytmie. - Musisz odpocząć.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę swojej sypialni. Ułożył na łóżku, a jego zapach zawładnął moimi zmysłami. Uchiha zniknął za drzwiami sypialni, po chwili wracając z kubkiem gorącego napoju. Upiłam kilka łyków, po czym położyłam głowę na miękkich poduszkach. Złapałam Sasuke za ramię, nie pozwalając mu opuścić pomieszczenia. Ułożył się obok mnie, a ja przycisnęłam swoje trzęsące się ciało do jego. Splotłam ze sobą nasze dłonie, chcąc być jak najbliżej niego.
Był moją oazą spokoju, azylem, którego w tamtym momencie najbardziej potrzebowałam.

"Byłam zagubiona, ale teraz się odnalazłam
Teraz mogę to zobaczyć, ale kiedyś byłam ślepa
Byłam tak zakłopotana jak małe dziecko
Próbując przyjąć wszystko to, co byłam w stanie otrzymać
Przerażona, że nie mogłam odnaleźć wszystkich odpowiedzi"

~*~





- Jak czuje się Naomi?
- Dosypałem jej do herbaty proszków na uspokojenie. Będzie spała do jutra.
Piąta nawet nie odwróciła się w moją stronę. Śmierć Sakury mocno ją przybiła. Nikt się tego nie spodziewał. Z jednej strony wiedzieliśmy, że w każdej chwili coś może pójść nie tak, ale byliśmy bardzo młodzi i wydawało się nam, że nic nie może nas pokonać. Przypadek Haruno na pewno sprowadził wszystkich na ziemię i pokazał, jak naprawdę wyglądało życie shinobi.
- Mówiłem ci, że jest zbyt krucha. Powtarzałem, że nie udźwignie tego ciężaru. - przechyliła głowę delikatnie w moim kierunku, ciągle nie patrząc mi w oczy - Zniszczymy ją, o ile już tego nie zrobiliśmy.
- Cena jest zbyt wysoka. Dobrze wiesz, że już nie ma odwrotu.
 
~~~
A kto to się tutaj pojawił po tak długiej przerwie? 
  

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział XXX

W ogóle się nie wyspałam.
Nie dość, że po nocnym przebudzeniu przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć, to jeszcze Sasuke obudził mnie z samego rana ze świetną informacją, że wyruszamy na misję. Nie zdążyłam się spakować, wpaść do domu - nic. Dobrze, że przynajmniej mój ojciec o mnie myślał i zabrał mi to, co uważał za najpotrzebniejsze. Zapomniał o kilku rzeczach, ale jakoś mu to wybaczę. Ważne, że choć część niezbędnych przedmiotów trafiła w moje ręce.
- Chyba masz zły humor, Naomi chan. - zagadał Naruto, najpewniej mając już dosyć niekomfortowej ciszy i najwyraźniej uznając mnie za najlepszą osobę do rozpoczęcia konwersacji. Ugh, nie dzisiaj, Naruto.
- To nic takiego. Po prostu zastanawiałam się, czy Kirigakure choć trochę zmieniło się od naszej ostatniej wizyty. - wyrzuciłam z siebie pierwszą, lepszą myśl, jaka wpadła do mojej głowy.
Blondynek ponownie się do mnie uśmiechnął, uradowany tym, że ktoś w końcu wszedł z nim w jakąkolwiek wymianę zdań, podczas gdy pozostali bierne wpatrywali się w zmieniający krajobraz.
Teroshi wydawał się być bardzo zestresowany z powodu powrotu do ojczystego kraju. Nie chciał spotkać swojej rodziny? Bardzo dziwne.
Kolejną osobą, która przykuwała moją uwagę, była poznana poprzedniego dnia czerwonowłosa kunoichi w okularach. Co chwilę zerkała w stronę Sasuke, zaraz po tym szybko odwracając wzrok, co wyglądało bardzo zabawnie i miałam wrażenie, że jej głowa przekręci się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
Widzę, że jest w nim porządnie zadłużona. Tylko idiota nie zauważyłby jak ślini się na jego widok.
Irytowało mnie to. Może dlatego, że po prostu byłam o niego cholernie zazdrosna. Pewnie to absurdalne, bo Sasuke nie był nią ani trochę zainteresowany, jednakże po naszym rozstaniu spędzali ze sobą sporo czasu. Co, jeśli w pewnym momencie faktycznie coś się wydarzyło i to dlatego czerwonowłosa była tak w niego zapatrzona? Nawet nie wiedziałam jak mam to sprawdzić!
On nie pokazywał swoich uczuć publicznie, kiedyś nawet prywatnie miał z tym problem. Długo musiałam je z niego wyciągać. Oczywiście, wiedziałam, że mnie kocha ale jeszcze ani razu mi tego nie powiedział i czasami wątpiłam w jego uczucia. Po prostu ludziom trzeba pokazywać, co się do nich czuję, bo inaczej zaczynają się wahać.
- Kiedy ostatnio byliśmy w Kirigakure, o mało co nie zginęliśmy z ręki Zabuzy.
Na to imię, wypowiedziane przez Sasuke, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, a spojrzenie odruchowo zawisło nad szarowłosym. Po niespodziewanym spotkaniu z matką dowiedziałam się, że zginęła właśnie z ręki demona ukrytej mgły. Zobaczyłam jak dłoń ojca zaciska się mocniej i delikatnie drży lecz po chwili wróciła do swojego poprzedniego stanu.
Tata nigdy nie zaakceptował jej śmierci. On jedynie nauczył się z nią żyć.
Codziennie spędzał czas przy grobie mamy. Przed wyprawą na dłuższą misję, robił to częściej, żeby móc nadgonić dni, w których nie będzie go w wiosce. Próbowałam z nim o tym rozmawiać, doradzałam pomoc lekarzy, ale zawsze mi odmawiał. Ciągle mi powtarzał, że to, co się stało, było największa niesprawiedliwością, z jaką kiedykolwiek się spotkał, więc nie widział tym samym nawet najmniejszej szansy zrozumienia, a co więcej, zaakceptowania tego.
Moja matka była młoda, zdrowa, inteligentna, dobrze wyszkolona i w dodatku niezwykle cierpliwa przy pracy z dziećmi. Po powrocie z tej misji miała podjąć się opieki nad grupą geninów i wyszkolić ich na wspaniałych shinobi. Trzeci zaplanował jej przyszłość niemal w każdym szczególe, a ona nawet nie miała okazji o niej usłyszeć.
Z drugiej strony, obwiniałam ojca, chociaż sama postępowałam dokładnie tak samo. Wybrałam najgorszą z możliwych opcji okiełznania uczuć po śmierci kogoś bliskiego - wyparłam się ich.
Dla mnie ona ciągle żyła, była gdzieś daleko, na jakiejś misji, z której szybko nie wróci. Nie chodziłam na jej grób, nie kupowałam kwiatów - nic. Czasami jedynie pod przymusem ojca szłam z nim na cmentarz, ale był to dla mnie tylko kawałek oszlifowanego kamienia z abstrakcyjnymi napisami, który kompletnie nic dla mnie nie znaczył.
Oczywiście, przychodziły też ciężkie dni, kiedy moja izolacyjna barka ucieczki od uczuć zaczynała przeciekać. To były jedne z najgorszy dni, w których uświadamiałam sobie, że naprawdę jej nie ma i już nigdy nie będzie. To straszne uczucie, trudne do okiełznania przez rozsądek. Jedyną deską ratunku pozostaje rozmowa - w moim przypadku z Sasuke czy Tsunade, w której wylewałam hektolitry łez, dostarczając swojej duszy ukojenia. Blondynka wielokrotnie mówiła mi, że powinnam iść w takich chwilach do Kakashiego i razem z nim to przeżywać, ale nie mogłam. Wiedziałam, że sam ma dużo problemów i nie chciałam obarczać go jeszcze swoimi w obawie, że w końcu nie wytrzyma i zrobi sobie coś głupiego. Pomimo tych wszystkich lat kłótni i darcia kotów, kochałam go. Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Nostalgiczne uczucia wprowadziły mnie w pochmurny nastrój, więc wtedy już idealnie wkomponowałam się w zachowanie moich towarzyszy.
Całe szczęście, że wioska ukryta we mgle oddalona była w niedużej odległości od naszej i znalezienie się przy niej zajmowało mniej, niż jedną dobę. W innym przypadku uczucia zgniotłyby mnie niczym kilkunastotonowy głaz.
Wioska położona była wśród wysokich, młodych skał. Gęsta mgła uniemożliwiała dalekowzroczne widzenie, a elementy stawały się ostrzejsze dopiero w odległości kilkunastu metrów.
Kiedy znaleźliśmy się na jednej ze skał, ujrzeliśmy w dole budynki, już nie tak bardzo okryte mgłą jak reszta otoczenia.


Miasto było okropne. Smutne, tajemnicze i słabe pod względem estetycznym. 
Starałam się jak najbardziej wyciszyć swoją czakrę, by dostrzec ewentualne zagrożenie, ale energia moich towarzyszy zagłuszała wszystkie inne. Sasuke chyba robił to samo, bo spojrzał na mnie przelotnie, a na jego usta wkradł się malutki uśmieszek. Chyba tą czynnością urosłam w jego pięknych, czarnych oczach.
Zmierzaliśmy w stronę największe budynku, położonego w centralnej części wioski. Teroshi stał się naszym przewodnikiem, swobodnie przemierzającym ulice jednego z najniebezpieczniejszych miast w kraju. 
Budynek kage był łudząco podobny do tego w Konoha. Ogromna ilość schodów i tłumy straży przypomniały mi o tym, dlaczego tak bardzo nie lubiłam takich miejsc. Nie czułam się tam swobodnie i musiałam pilnować na każdym kroku, a to mało przyjemne odczucia.
Teroshi podbiegł do jednego ze strażników stojących przed drzwiami biura, a po chwili wskazał na nas palcem. Shinobi zmierzył wzrokiem każdego z nas, a jego spojrzenie zawisło dłużej nad Sasuke.
Jeżeli teraz powie, że nie wolno nam tam wejść, to chyba oszaleję.
- W porządku. 
Odetchnęłam z ulgą, kiedy te słowa opuściły jego usta, po czym wszyscy weszliśmy do biura Mizukage.
Przez dźwięk otwieranych drzwi, kobieta podniosła głowę znad sterty papierów, a kiedy jej wzrok zatrzymał się nad Teroshim, uśmiechnęła się delikatnie lecz jej ciało nie poruszyło się nawet o milimetr. Brunet zresztą zareagował podobnie, co wywołało u mnie niemałe zdziwienie.
Nawet się nie przywitają? Po tylu latach rozłąki?


- Witam moich towarzyszy! - zaczęła z nutką podekscytowania w głosie - Tsunade szczegółowo opisała mi przyczynę waszej wizyty. Z uwagi na to, że dzisiejszy dzień powoli dobiega końca, radziłabym wam udać się do hotelu i swoje zadania wykonać jutro. Pewnie zdajecie sobie sprawę z tego, że jest tutaj niebezpiecznie i prowokacyjne szukanie problemów nie doprowadzi do niczego dobrego. Moi ludzie zaprowadzą was do odpowiedniego budynku, czujcie się jak w domu!
Była młodą, pełna życia kobietą. W jej zielonych oczach tańczyły iskierki radości i nawet nie dało się po niej poznać, że obecnie ma na głowie wiele problemów związanych z buntownikami. 
Ukłoniliśmy się delikatnie, po czym opuściliśmy biuro wraz z nowym, zamaskowanym towarzyszem.
Teroshi już nam nie towarzyszył. Najpewniej noc spędził w swoim rodzinnym domu.
Przemierzaliśmy ulice miasta, a opaski ze znakiem konohy połyskiwały w promieniach zachodzącego słońca. Ludzie patrzyli na nas z niepokojem, wyglądając co jakiś czas zza firanek w oknach i chowając za każdym razem, gdy nasze spojrzenie zabłądziło w ich kierunku. Nie chciałam, żeby się bali, nie stanowiliśmy dla nich żadnego zagrożenia.
Ulice były puste i zaniedbane. Papierki i butelki po alkoholu turlały się po drogach, co mogło wskazywać na to, że nasz hotel nie znajdował się w korzystnym położeniu. Odniosłam wrażenie, że wysłali nas do jednego z najgorszych miejsc w tym mieście.
Oczywiście, nie spodziewałam się pięciogwiazdkowego hotelu, z trzynastoma piętrami i pokojami o powierzchni minimum stu metrach kwadratowych, ale to, co zobaczyłam, niemal wbiło mnie w ziemię. To miejsce było jeszcze gorsze, niż budynek w Sunie!
Wszyscy z jednakowym wyrazem twarzy weszliśmy do środka, gdzie powitała nas rudowłosa kobieta po trzydziestce, ubrana w czarną, ołówkową spódnicę i wpuszczoną w nią niebieską koszulę. 
Strażnik podszedł do niej jako pierwszy, najpewniej chcąc opisać jej całą sytuację. 
Po mniej więcej pięciu minutach przywołał nas gestem ręki a wszyscy niczym roboty ruszyliśmy w tej samej chwili w stronę recepcji.
- Przykro mi, ale na obecną chwilę posiadamy tylko jeden pokój jednoosobowy i jeden pięcioosobowy. To i tak korzystna sytuacja, bo wszyscy zdołacie przespać tę noc.
Jasne, ale spędzenie nocy w jednym pokoju z Karin i Sakurą nie bardzo przypadło mi do gustu.
- Jako, że jestem najstarszy z tego grona, wezmę jednoosobowy - zaczął mój ojciec, po czym odebrał z rąk recepcjonistki klucz z numerem jedenaście - Jesteście duzi, poradzicie sobie.
Odszedł do swojego pokoju, a my czekaliśmy jeszcze chwilę zanim rudowłosa odnalazła właściwy klucz. Miała z tym ogromny problem, pomijając już fakt, że ruch w tym hotelu był znikomy.
Sasuke odebrał z jej dłoni klucz, po czym wszyscy ruszyliśmy w kierunku pokoju z numerem dziewiętnaście. Chyba żadne z nas nie było zadowolone z takiego obrotu wydarzeń. Wszyscy chcieliśmy odpocząć, a łączące nas relacje na to nie pozwalały.
Pierwsza do pomieszczenia wpadła Karin i szybko zajęła dwuosobowe łóżko. Spojrzałam na nią zszokowana, kiedy zaczęła tulić się do kołdry, szepcząc ciche "sasuke-kun" pod nosem. Usłyszałam zirytowane westchnięcie bruneta, który kompletnie ją zignorował i zajął pojedyncze łóżko pod oknem. 
Przymknąwszy powieki, opadłam na najbliższy mebel, a chwilę później zaczęłam się krztusić od nadmiernej ilości kurzu znajdującej się na pościeli. Kiedy już zdołałam opanować płuca, pociągnęłam nosem, czując zapach wilgoci mocno gryzącej się z lawendowym zapachem powieszonym tuż nad moim łóżkiem. Chwilę później odebrałam mocne uderzenie z prawej strony, na co gwałtownie otworzyłam powieki i znalazłam się w pozycji półsiedzącej.
Łóżko Sasuke, które przed chwilą stało pod oknem odbiło się o moje, zmniejszając drastycznie swoją odległość. Spojrzałam na niego z lekkim uśmieszkiem, podnosząc jedną z brwi ku górze.
- Przyzwyczaiłem się już. 
Zaśmiałam się cicho pod nosem. Chociaż on wcale nie odpowiedział mi tym samym, wiedziałam, że w środku jest rozbawiony swoją wypowiedzią. Naprawdę rzadko zdarzało mu się żartować, ale nigdy nie śmiał się ze swoich dowcipnych sformułowań.
Kiedy spojrzałam na czerwonowłosą, odniosłam wrażenie, że jej oczy płoną ze złości. Po chwili zaczęły kłócić się z Sakurą o łóżko, a biedny Naruto zainterweniował, chcąc załagodzić problem, ale jedyne co otrzymał, to potężny cios od Sakury, który omal nie przewrócił całego budynku.
Zażenowana zachowaniem kobiet, zasłoniłam oczy dłonią i westchnęłam głośno, kompletnie ignorując ich zachowanie.
Nie miałam ochoty tutaj z nimi siedzieć. Postanowiłam wyjść i wrócić, kiedy już obie pogrążyłyby się we śnie. Podniosłam się z posłania, zarzuciłam na ramię swoją czarną torbę i skierowałam w stronę drzwi.
- Dokąd idziesz, Naomi-chan? - usłyszałam za sobą głos Uzumakiego, który zdołał już podnieść się z podłogi.
- Niedługo wrócę.

~*~


O ile w dzień miasto wyglądało okropne, jego nocna wersja była bardzo przyjemna dla oczu. 
Nie mogłam spokojnie spać, wiedząc, że zawiodłam na całej linii i to w dodatku po raz kolejny. Powinnam umrzeć, a nie wydać technikę. Co ze mnie na shinobi? Jaki ja reprezentuję sobą przykład?
- Normalni ludzie o tej porze śpią.
- Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była normalne, Sasuke. 
Stanąwszy obok, zawiesił spojrzenie gdzieś nad wioską lecz moją wypowiedź pozostawił w spokoju, bez żadnej docinki czy głupiego komentarza. Wiedział, że się obwiniałam, ale co on by zrobił na moim miejscu? No właśnie, coś kompletnie odwrotnego. Dałby się prędzej zabić, niż uprzednio cokolwiek zdradzić.
Nagle złapał moją dłoń, co kompletnie mnie zaskoczyło. Chyba próbował tym samym przesłać mi jakiekolwiek wsparcie. Najwyraźniej nie znalazł żadnych słów otuchy i postanowił użyć czegoś stokroć bardziej skutecznego. 
- Kochasz mnie? - rzuciłam nagle, na co omal nie zachłysnął się powietrzem. Spojrzał na mnie zdezorientowany, jakby zadane przeze mnie pytania było w obcym, nieznanym mu języku.
- Skąd to pytanie? - zapytał w końcu, kiedy dostrzegł, że powoli zaczynałam się łamać i oczy zaszkliły mi się od łez. Nie wiedziałam, co mam myśleć. Tak bardzo chciałam usłyszeć te dwa słowa, być pewną tego, co do mnie czuł.
- Po prostu nigdy mi tego nie powiedziałeś.
- Jesteś ważna i doskonale o tym wiesz, jednak ja ... nie potrafię ci tego powiedzieć. Nie dlatego, że nic do ciebie nie czuję. Po prostu nie wiem czy dobrze rozumiem pojęcie miłości, nie jestem pewien czy potrafię kogoś kochać.
Westchnęłam cicho, będąc w kompletnej rozsypce. Nie wiedziałam, co robić. Postawić mu ultimatum, na które i tak nie odpowie i po tym wszystkim go zostawić? 
Może i była to dziecinada, to przecież tylko dwa, głupie słowa, które w dzisiejszych czasach powoli zaczynały tracić na swojej wartości, ale byłam już przy nim tak cholernie długo. Pragnęłam to usłyszeć. Chciałam zobaczyć jak jego usta formują litery, jak lekko zachrypnięty głos opuszcza krtań i kontrastuje z szumem nieprzyjemnego wiatru, jak źrenice skupiają się tylko i wyłącznie na moich i smoliste oczy pochłaniają mnie całkowicie, zanurzając w ciemnym oceanie jego ukrytej duszy.
Przecież nie mogłam z niego zrezygnować tak łatwo, skoro tyle lat czekałam na jego powrót. Nie potrafiłam bez niego funkcjonować. Uzależniłam się od jego obecności, a nawet zgryźliwych uwag. Skoro udało mi się wyciągnąć jego uczucia na wierzch, z tym też na pewno sobie poradzę. On po prostu potrzebował czasu. Był jak wino - im dłużej czekało się na jego otworzenie, tym lepiej później smakowało.
Podeszłam bliżej niego i delikatnie wplątałam w silne ramiona. Jego ciało nie poruszyło się nawet o milimetr, a kiedy uniosłam głowę, ujrzałam czujne, ciemne oczy.
- Ja cię kocham. - szepnęłam, a jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły - i wierzę, że kiedyś usłyszę to także od ciebie.

"Let me show you how I am proud to be yours"


~*~

- Jestem twoim ojcem, Teroshi.
co proszę? 
Odniosłam wrażenie, że cały świat nagle się zatrzymał. Moje spojrzenie przeskakiwało po twarzach wszystkich zebranych, które w tym momencie wyrażały to samo co moja - niedowierzanie i ogromne zaskoczenie.
Nie byli podobni, więc na początku przypuszczałam, że jonin z Kirigakure próbuje jedynie rozbić naszą czujność lecz zostawał śmiertelnie poważny.
Widziałam wahania Teroshiego. Nie ufał mu, w zasadzie jak nikt tutaj obecny.
- Urodziłeś się dwudziestego drugiego września, masz tę samą grupę krwi, włosy, oczy, a nawet naturę czakry.
To było głupie. Nie mogliśmy mu wierzyć. To nie była prawda.
Akebino natrafił na nas w trakcie podróży do sławnego medyka z Kirigakure, u którego przebywał Naofumi. Nie wiedzieliśmy, czy mistrz miecza zagrodził nam drogę z inicjatywy Uchihy, czy po prostu wpadł na nas przez przypadek. Nie mniej jednak jego wyznanie bardzo nas poruszyło, w szczególności jego głównego odbiorcę.
Teroshi się wahał, nie wiedział czy ma wierzyć w to, co usłyszał.
- Twoja matka to zwykła dziwka.
Chciał go zaatakować. Jego dłoń już pędziła w stronę kuszy umiejscowionej na plecach.
Rzuciwszy się na niego, powaliłam na ziemię, wykorzystując przy tym cały ciężar swojego ciała. Nie mógł tak zwyczajnie zaatakować. Zachowanie jonina było na tyle dziwne, że mogła to być zwyczajna prowokacja, dzięki której chciał dotkliwie uszkodzić Teroshiego.
Nie zdążył do końca aktywować techniki, więc jedyne co zainicjował, to zasłona dymna, która zawsze towarzyszyła jego umiejętności, odcinając nas od reszty towarzyszy.
Wiedziałam, że Teroshi przestaje kontaktować. Jego gniew całkowicie przysłaniał zdrowy rozsądek.
Szarpał się ze mną, to oczywiste, ale ja za wszelką cenę starałam się go utrzymać. Krzyczałam na niego i potrząsałam opętanym ciałem, ale to na nic się nie zdawało.
W pewnym momencie, czego w ogóle się po nim nie spodziewałam, uderzył mnie w twarz.
Nie był to mocny cios, ale wystarczający do tego, aby zdołał mnie z siebie zrzucić.
Przejechałam palcami po dolnej wardze, napotykając strużkę krwi wypływającą z rozciętej wargi, ale nie zamierzałam się wtedy nią przejmować.
W opadającym dymie dostrzegłam sylwetkę Sasuke, który, sądząc po jego pustce w oczach i mocno zaciśniętej dłoni na katanie, doskonale widział całą sytuację.
Ugh, wtedy miałam już dwa problemy.
Z szybkością błyskawicy znalazłam się przy Sasuke, który już zamierzał szykować się do ataku.
- Jesteśmy po tej samej stronie! Nie możemy bić się nawzajem!
- Uderzył cię. - jego słowa były tak ostre, że wręcz przecinały powietrze na pół, a swoje spojrzenie utkwił w sylwetce walczącego Teroshiego.
- Błagam cię, Sasuke, wyjaśnimy to później, nie możemy teraz dać ponieść się niepotrzebnym emocjom. - Nie słuchał mnie, bo nie patrzył mi w oczy. - Sasuke, do cholery, proszę cię!
Dopiero wtedy jego czerwone oczy zastygły na mnie, a następnie na ręce, która dość mocno obejmowała jego nadgarstek. Przez chwilę odniosłam wrażenie, że robi to, by ocenić jak długo zajmie mu wyswobodzenie się z niego lecz nie wykonywał żadnych ruchów. Mamy tu niezły bałagan, a nasza dwójka bezczynnie stoi z boku. - Obiecuję, że wrócimy do tego później, ale jeśli zaraz nie pomożemy reszcie, to nikt stąd nie wróci.
Ponownie spojrzał mi w oczy, po czym delikatnie kiwnął głową. Zniknąwszy w bardzo szybkim tempie, pochłonął się w rytm walki, a ja ruszyłam w kierunku Sakury, chcąc oferować jej swoją pomoc.
Wodne zabawki były bardzo silne, co świadczyło o tym, że jego poziom umiejętności dorównywał samej Mizukage. Odpierałyśmy ataki, nie mając najmniejszej szansy na rewanż. Nawet mój sharingan ledwo dawał radę liczyć wszystkie uderzenia.
Kątem oka zerknęłam na resztę, również wciągniętą w wir nieustającej walki.
Kakashi, Naruto i Sasuke starali się dostać do twórcy wodnych klonów i musiałam przyznać, że szło im to bardzo sprawnie. Teroshi natomiast ciągle walczył z oryginałem, otrzymując potężną ilość niewyobrażalnie silnych ciosów.
Podłoża mojej czakry zaczynały się kończyć. Naomi, do cholery, zrób coś! Nie możesz wiecznie liczyć na pomoc od innych!
Wtedy poczułam potężny napływ wiatru, który rozrzucił wszystko na odległość kilkunastu metrów. Po jego zaprzestaniu, położyłam się na trawie, ciężko dysząc. Czułam, że nie mam takiej ilości czakry, by być w stanie wykonać jakiekolwiek jutsu.
- Hej, podnieś się. - usłyszałam nad sobą głos Sasuke, ale wcale nie zamierzałam go słuchać Mógłby kiedyś powiedzieć proszę, tak dla odmiany. - Zakończyłaś walkę.
Wtedy gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym zaczęłam obserwować otoczenie, jednakże obraz był inny niż zazwyczaj.
Nie był tak dokładny jak w sharinganie, ale również odmienny od rzeczywistości.
Rinnengan?
Nie musiałam go o to pytać, bo satysfakcjonujący uśmieszek na jego twarzy mówił to za niego.
Stanęłam na równe nogi i zaczęłam oglądać straty, jakie wyrządziłam. Na szczęście, nikogo nie zraniłam. Nikogo z naszych.
Mistrz miecza nabił się na własne ostrze, które zrobiło z niego tarkę do sera. Przez chwilę nie byłam pewna, cze Teroshi nie będzie miał mi tego za złe. Walczył z nim, chciał go zabić, ale to ponoć jego ojciec. Jakieś coś raczej w duszy drga.
- Teroshi, ja wiem, że jestem złym człowiekiem. - dlaczego zawsze w takich momentach wszyscy źli rozumieją, że całe życie postępowali niewłaściwie? - Nie wiem czy mi uwierzysz, czy też nie, ale chcę, żebyś wiedział, że naprawdę kochałem twoją matkę. Nawet kiedy wydała mnie w ręce władzy. - zesztywniałam, nie rozumiejąc całej sytuacji. Zaczynałam się powoli gubić - Rozkochała mnie w sobie, wykorzystała moje uczucia i wystawiła w ręce shinobi. Była ze mną tylko po to, żeby zyskać sobie szacunek, żeby być tym, kim jest teraz. Cudem udało mi się uciec. Poza tym, nie wiedziałem, że zaszła w ciążę. Dowiedziałem się dopiero kilka lat po twoich narodzinach, ale zdawałem sobie sprawę, że nie wolno mi się do ciebie zbliżyć. Pomimo tego, że popełniłem w życiu wiele błędów, bardziej powinieneś wstydzić się swojej matki, niż mnie.
Mężczyzna upadł na ziemię. Nikt nawet nie ruszył, żeby sprawdzić, czy jeszcze żyje.
Prawa dłoń Teroshiego zacisnęła się niebezpiecznie, a po chwili uderzyła w pień pobliskiego drzewa. Uwierzył mu. Był zły - na siebie, na nas, na Mizukage oraz wszystkich, którzy przez tyle lat karmili go nieprzyjemnymi kłamstwami.
Odwrócił się napięcie i ruszył w kierunku wioski. Złapałam Sasuke za nadgarstek, kiedy próbował zrównać z nim kroku. Spojrzał na mnie, zirytowany tym, że postanowiłam przerwać jego czynność.
- Nie teraz. - szepnęłam błagalnie, na co wyrwał swoją dłoń i odszedł na tyły, niechętnie spełniając moją prośbę.

~*~

- Dobra robota, dzieciaczki. Akebino był poszukiwany przez wiele miesięcy, ale jesteście pierwszymi, którym udało się wyjść całą ze wspólnej potyczki. Godne podziwu, zważywszy na wasz młody wiek.
- Cieszy cię to? - wiedziałam, że sytuacja w lesie nie pozostała obojętna dla Teroshiego. Nie byłam pewna, czy Akebino można było ufać, ale brunet najwyraźniej postanowił to zrobić - Sypiałaś z tym facetem, masz z nim dziecko i nic to dla ciebie nie znaczy?
Wręcz słyszałam w myślach westchnienie Uchihy, który nienawidził oglądać rodzinnych rozterek emocjonalnych. Zawsze był zdania, że należy oddzielać życie zawodowe od prywatnego. 
Mizukage nie była ani trochę zaskoczona. Spodziewała się tego? Wiedziała, że Teroshi pozna prawdę?
- Był złym człowiekiem. - podsumowała krótko, co spotkało się z jeszcze większym zirytowaniem jej syna. 
- Był zły, kiedy już z nim sypiałaś. Kochał cię, a ty wydałaś go władzy. To dlatego jesteś na tak wysokim stanowisku. Byłaś z nim, bo tego wymagała twoja misja, bo dzięki temu twoje poparcie starszyzny wzrastało. A co ze mną? Mnie też przez tyle lat oszukiwałaś? 
- Przestań wymyślać.
- Nie będę cię już nigdy więcej słuchał.
Delikatność, która zawsze mu towarzyszyła, nagle gdzieś zniknęła.


Wyszedł z pomieszczenia, a ja nie wiedziałam, co robić. Chciałam do niego iść i z nim porozmawiać, był niejako moim dobrym kompanem, jednakże z drugiej strony w tamtej chwili było to niepotrzebne. Mogłoby dojść tylko do nieprzyjemnej kłótni, próbowałby wyładować męcząco go emocje właśnie na mnie, niezależnie od targających mną intencji. W dodatku zaraz za mną przyszedł by Sasuke i w dobitny sposób powrócił do sytuacji na misji. Nie chciałam, żeby się sprzeczali, szczególnie teraz, gdy wszystko się poplątało. Wiedziałam, że Teroshi nigdy nie uderzyłby mnie celowo, ale Uchiha na pewno nie pozwoli mi tak łatwo tego zbagatelizować. 
Zdenerwowana Mizukage kazała nam kontynuować misję już bez swojego syna. Uznała, że jego pozostanie na pewien czas w wiosce będzie najskuteczniejszym rozwiązaniem.
Chcieliśmy wyruszyć od razu, ale tak strasznie chciało mi się spać. Musiałam zregenerować organizm, chociażby półgodzinnym snem. Powieki same mi się zamykały. Chyba łapało mnie jakieś przeziębienie.

~*~

Gorączka trawiła Naomi już od kilku godzin. Żadne z nas nie wiedziało, co właściwie jej dolega. Po powrocie z misji czuła się dobrze, a kiedy poszła się zdrzemnąć, zastałem ją z czerwonymi rumieńcami na twarzy i dreszczami, rzucającymi ledwo przytomnym ciałem.
Sakura zrobiła jej wstępne badania, na ile pozwalały jej nabyte umiejętności i ze skruchą stwierdziła, że do głowy nie przychodziła jej ani jedna choroba, opisująca dany przypadek.
Może w trakcie misji oberwała czymś od naszego wroga?
Niosłem nieprzytomną brunetkę na rękach na zmianę z Kakashim, a do siedziby medyka mieliśmy jeszcze dziesięć minut drogi.
Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, ale mała, drewniana chatka nieopodal dużego jeziora trochę nas zdziwiła. Był rozpoznawalną postacią i mieszkał w takim miejscu ? Spodziewałem się jakichś jaskini, ochroniarzy, czegokolwiek - a nie zastałem nic.
Naprzeciw nam wyszedł siwy staruszek, z brodą sięgającą niemal do ziemi. Podszedł do nas z uśmiechem na twarzy, przyglądając się uważnie szarowłosemu.
- Kakashi, to ty! Od wielu lat nie mieliśmy okazji się spotkać. 
- To pan? - odparł zaskoczony, a jego oczy omal nie wyszły z orbit - Pamiętam, że byłem tutaj kiedyś z żoną, ale nie powiedziała mi, kim jesteś.
- Och, tak, pamiętam tą żywiołową istotkę z zaraźliwym uśmiechem.
- Niech pan ją zbada. - wtrąciłem się, bo najwyraźniej Kakashi zapomniał o stanie zdrowia swojego jedynego dziecka.
Białowłosy wskazał dłonią na swój dom, po czym wszyscy szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę drewnianych drzwi.
Ułożyłem brunetkę na łóżku, a Figaku, bo tak miał na imię, zaczął badać jej ciało za pomocą nieznanej mi, zielonkawej poświaty.
- Och, to nic moi drodzy. Gorączka sama ustąpi po kilku godzinach. To normalne.
- Utrzymująca się od pięciu godzin temperatura powyżej trzydziestu dziewięciu stopni Celsjusza raczej nie jest normalna. - jego podejście bardzo mnie irytowało. Nawet jej nie dotknął, jak więc mógł stwierdzić, że nic jej nie będzie? To zielone coś nie mogło dać jednoznacznej oceny.
- Chłopcze, jestem na tym świecie trochę dłużej niż ty. Wiem co jej jest i jedyne, co można teraz zrobić, to kontrolować postępowania gorączki, aby nie przekroczyła ona czterdziestu jeden stopni.
- Chcę wiedzieć, co jej dolega.
Mężczyzna ciągle na mnie patrzył, próbując przebić swoim spojrzeniem na wylot, a z jego twarzy nie schodził delikatny uśmiech.
- Jak mniemam, znasz to kekkei genkai. Ja też je znam. - domyśliłem się po wypowiedzi Kakashiego - Organizm każdego człowieka przyzwyczajony jest do posiadania jednej techniki ocznej lub nabycie innej, w bardziej zrozumiały dla niego sposób. Kiedy nowe kekkei genkai pojawia się nagle, komórki odbierają je jako atak i próbują zniszczyć, ponieważ posiadanie równorzędnie dwóch, niełączących się ze sobą technik, uznane jest przez nie jako anomalia. Jednakże nasz organizm jest tak zbudowany, że czakra po mniej więcej dobie, akceptuje te uchybienia i hamuje mnożenie komórek.
Spojrzałem na nią, kompletnie odciętą od świata, z kropelkami potu na czole. Jej klatka piersiowa unosiła się w zbyt szybkim rytmie, a usta co pewien czas wydawały z siebie cichy pomruk. Cierpiała - a ja nie mogłem nic z tym zrobić.
- Pamiętaj, żeby nie bagatelizować niczego, co od niej później usłyszysz. - dodał po chwili, spoglądając przelotnie na brunetkę. - Kakashi wspomniał mi, że szukacie informacji o Naofumim. Tak, był tutaj. Chciał uzyskać ode mnie wiadomości o technice Ranmaru, sieroty z naszego kraju, posiadającej jedno z bardziej efektywnych kekkei genkai - będzie można nauczyć Naomi nowej techniki - Chłopiec posiada zdolność widzenia przez ściany, bezbłędnie odczytuje ataki przeciwnika i potrafi bez cielesnego kontaktu ocenić, czy jest martwy czy żywy. Naomi nie będzie mogła posiąść tej techniki, ponieważ to ją zabije - co? jak to ? - Wielu uważa technikę Matsumarów za boską, ale nawet ona ma swoje uchybienia. Nie można łączyć wszystkich kekkei genkai bo organizm nie zaakceptuje ich i zabije posiadacza techniki. Rinnengan łączy się z sharinganem, ale ze zdolnością Ranmaru już nie. Musicie dopilnować, aby Naofumi nie dotarł do chłopca i jednocześnie zadbać o to, by Naomi nie skopiowała techniki. Poza tym, nielegalne przejmowanie kekkei genkai innych klanów przez Matsumarów nie może obejść się bez kary. Po skopiowaniu drugiej techniki, bardzo cierpią. Doznają drastycznych odczuć nie tylko fizycznych, ale także psychicznych.
Gdybym wiedział, że tak działa ta technika, za żadne skarby nie pozwoliłbym jej się w to bawić i nie naciskałbym na aktywowanie rinenngana. Mogła mi powiedzieć, cholerna męczennica.
Chyba, że sama tego nie wiedziała, co było raczej mało prawdopodobne. Obwiniała się, ta sytuacja nie dawała jej spokoju i na pewno wiedziała, że jeśli powie mi o efektach ubocznych techniki, nie zgodzę się na aktywację rinnengana.
- Musimy już iść, Sasuke. - krzyknął stojący przy drzwiach Kakashi, a Sakura z Karin już oddalone były od domu na co najmniej trzysta metrów. Kiwnięciem głowy podziękowałem medykowi, po czym odebrałem z rąk szarowłosego Naomi i ruszyłem za resztą towarzyszy.
Jeśli nie zabije ją żadna technika czy wróg, to kiedyś ja to zrobię za jej pieprzoną głupotę. 

~*~

- Widzę, że dochodzisz do siebie. - brunetka zamrugała kilkakrotnie powiekami i próbowała się podnieść, lecz szybko zablokowałem jej ruchy - Figaku nie kazał ci się teraz przemęczać. Masz odpocząć.
- Te wizje by straszne. - wyszeptała bardzo cicho, mrużąc powieki.
Dotknąłem jej głowy, przez ułamek sekundy myśląc, że gorączka powróciła, ale wszystko wydawało się być w porządku. Jej spojrzenie było puste i odległe. Pomimo tego, że rozmawiała ze mną, nawet na mnie nie patrzyła.
Wtedy w mojej głowie zabrzmiały słowa medyka "Nie bagatelizuj niczego, co usłyszysz"
Położyłem się delikatnie obok niej i przechyliłem jej głowę tak, by patrzyła w moje oczy.
- Co to były za wizję?
- Wy wszyscy.. umieraliście, tak po prostu. A ja nie mogłam nic zrobić. Próbowałam, ale nie potrafiłam ruszyć się choćby o milimetr.
To są te efekty uboczne techniki? 
- Spokojnie, wszyscy są cali, nic im nie grozi. - jej ciężki oddech zaczynał wracać do normy. Na początku chciałem jej powiedzieć jak bardzo głupio i lekkomyślnie postąpiła, ale po ocenieniu jej stanu, doszedłem do wniosku, że było to w tamtym momencie niepotrzebne. Musiała się zregenerować i dojść do siebie, bo czekało nas jeszcze wiele, nieznanych dni na ziemiach Kirigakure. Mieliśmy znaleźć sierotę, o której kompletnie nic nie wiedzieliśmy. Jedyne, co zdradził nam medyk, to była bardzo ogólnikowa informacja o jego miejscu zamieszkania, która właściwie nie mówiła niczego konkretnego.  
- Sasuke, nie zostawisz mnie, prawda? - usłyszałem jej cichy szept obok swojego lewego ucha.
- Ciebie nie można zostawić samej nawet na dziesięć minut. 
- Czy ty właśnie zaproponowałeś mi wspólne mieszkanie? - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a w policzkach ukazały charakterystyczne dołeczki. Zaśmiała się cicho, mocniej przylegając swoim ciałem do mojego.
Nie zastanawiałem się nigdy nad tym, ale to był jeden z jej lepszych pomysłów. Oboje byliśmy dorośli i już wszyscy wiedzieli, że ze sobą jesteśmy. Dlaczego by nie spróbować razem zamieszkać? Już kiedyś to robiliśmy i przyznam, że o wiele lepiej wracało mi się do domu, kiedy wiedziałem, że ktoś na mnie czeka. Może po kilku miesiącach czy nawet latach, udałoby mi się powrócić do rezydencji klanu i zacząć od nowa? 
Pomyślę nad tym, kiedy Naofumi zostanie unicestwiony a nad światem przestanie wisieć widmo zniszczenia. Nie mogłem układać planów, kiedy kolejnego dnia wszystko mogłoby runąć.

~~
  Tak, rozdział miał być za dziesięć dni, ale przeanalizowałam swój harmonogram i doszłam do wniosku, że nie będę miała później czasu na jego opublikowanie. Macie go więc wcześniej, jako nagrodę na 18 000 wyświetleń :) Kocham was i dziękuję za te wszystkie komentarze i aż 10 obserwatorów! <3

piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział XXIX


- Gdyby to ode mnie zależało, najpewniej ciągle leżałabyś w szpitalu. - publiczne martwienie się o mnie? Sasuke, czy to na pewno ty? Ponownie zaczynałam wątpić w jego autentyczność. - Jestem prawie pewny, że stracisz przytomność przy drugiej próbie. - tak, to jednak był Sasuke. Zawsze wierzący we mnie i moje umiejętności.
Rzuciłam mu zirytowane spojrzenie, ale nie zwrócił na nie większej uwagi.
Dzisiaj, po raz pierwszy od wielu lat, na polu treningowym numer trzy, zebrała się cała drużyna siódma.
To był piękny widok, ale nie mogłam się nim długo cieszyć. Skazałam wioskę na zniszczenia, więc teraz wszyscy musieliśmy zabrać się za doskonalenie swoich umiejętności, by jak najlepiej przygotować się na spotkanie z wrogiem.
- Twoje kekkei genkai potrafi kopiować inne, uniwersalne zdolności klanowe, tylko trochę szkoda, że jedynie oczne. Nazwijmy je więc odrobinę lepszą wersją sharingana. - nie rozumiałam, dlaczego mój trening miał się odbywać z Sasuke, a nie z Kakashim? Przecież białowłosy był silniejszy i bardziej doświadczony. No, chyba że Sasuke już dawno prześcignął go z umiejętnościami. - Odnoszę wrażenie, że znasz jeszcze jedną technikę, poza sharinganem, ale kompletnie o niej zapomniałaś, pewnie dlatego, że zetknęłaś się z nią zupełnie przez przypadek i na bardzo krótki okres czasu.
Jeszcze jedna technika? Wybacz mi, Sasuke, ale nie jestem aż tak roztrzepana, żeby nie zapamiętać techniki, która przewinęła się przez moje życie. To jedna z tych rzeczy, na którą zwracałam szczególną uwagę.
- Nie wydaję mi się. - odparłam oschle, próbując przybrać ten sam ton głosu co mój dzisiejszy trener. Rozumiem, że nie będziemy się obściskiwać na polu treningowym, ale mógłby mieć trochę milsze nastawienie, od tak, żeby lepiej nam się pracowało.
- Kiedy kilka miesięcy temu spotkałaś się z moim ukochanym braciszkiem, zostałaś oddana w ręce przywódcy Akatsuki i poddana wpływowi Rinnengana. Jestem prawie pewny, że twoje kekkei genkai zapamiętało go, lecz ty kompletnie to zignorowałaś.
W tamtej chwili miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Jak mogłam zapomnieć o spotkaniu z Peinem i jego Rinnenganem?! Kontrolował mnie nim, zniewolił Amaterasu i omal nie zabił Sasuke.
Z drugiej strony jednak, ciągle byłam dogłębnie przekonana, że nie znam tej techniki. Jest różnica pomiędzy próbą skopiowania umiejętności, a wywieraniem przez nią wpływu na mnie. Wtedy moja technika nie działa, ponieważ nie ma pola manewru, jest zablokowana i na dodatek nie może się bronić.
- Spróbować zawsze warto, w szczególności, że nie mamy nic do stracenia.
- Nawet nie wiem jak go aktywować.
- Miej pozytywne myśli. To zawsze jakiś plus.
Serio, Sasuke? Coś ty się taki optymistyczny zrobił?
Nagle, zupełnie niespodziewanie, brunet ruszył w moim kierunku i zaatakował mnie.
Zdążyłam jedynie odskoczyć od tyłu, ale katana zahaczyła końcówką o mój policzek, tworząc na nim delikatną ranę.
- Mogłeś mnie uprzedzić, że tak będziemy go aktywować! - krzyknęłam na bruneta, ale wydawał się być niewzruszony. No tak, zero sentymentów.
- Dezaktywuj sharingana. To na pewno przez niego nie możesz wyzwolić Rinnengana. Nie potrafisz ich rozdzielić i wygrywa ten, który dłużej z tobą jest.
Jak mam niby nie aktywować czegoś, co w zasadzie, działa samo?! Przecież kiedy adrenalina w moich żyłach gwałtownie rośnie, sharingan budzi się sam, bez mojej wiedzy i kontroli, chcąc wytropić nadchodzące zagrożenie.
- Czy ty siebie słyszysz, idioto?! - byłam na niego tak wściekła, jak chyba nigdy dotąd. Czy oni próbowali ze mnie zrobić kretynkę? Jak mam zrobić coś, co w zasadzie jest niewykonalne?
Po moich ostrych słowach, Sakura lekko się wzdrygnęła, najpewniej nie spodziewając się takich słów kierowanych w stronę Sasuke przez kogokolwiek. Szczerze? Też przez chwilę myślałam, że mi się porządnie oberwie, ale przecież tutaj było za dużo ludzi. Teraz się na mnie nie odegra, zrobi to później, najpewniej w najmniej odpowiedniej sytuacji.
Poza tym, czemu oni wszyscy tutaj stali?! Nie mieli lepszych rzeczy do roboty?! Może wypadałoby iść poćwiczyć, a nie patrzeć, jak obrzucam się wyzwiskami z Sasuke.
- Na razie tylko ty robisz z siebie idiotkę. - zabiję go kiedyś i wyświadczę wszystkim przysługę. - Skup się.
- I to ma być wszystko? Mam się po prostu skupić i czekać, aż to coś samo się aktywuje, tak?!
Z natury byłam człowiekiem spokojnym, ale jeżeli ktoś porządnie mnie irytował, sytuacja diametralnie się zmieniała.
- Och, wiem, że to nie jest twoja mocna strona, jak nic w zasadzie, ale chociaż próbuj.
- Jeszcze jedno, głupie słowo Uchiha, a przysięgam, że strącę ci łeb.
- Z takimi umiejętnościami? Życzę powodzenia.
Jego gra słów tak bardzo wytrąciła mnie z równowagi, że zaczynałam zatapiać się w gniewie. Był cholernie irytujący, kąśliwy i ironiczny, jak jeszcze nigdy, od czasu kiedy się poznaliśmy! Nigdy nie obraził mnie tyle razy podczas jednej rozmowy!
Czułam, że zaczynam tracić kontrolę nad ciałem.
Ujrzałam czerwoną poświatę otaczającą moje ciało i już wiedziałam, co jest nie w porządku.
Tak bardzo się wściekłam, że bariera, która trzymała Amaterasu zelżała i jego czakra zaczęła wypływać wprost do mojej, dużymi i niekontrolowanymi ruchami.
Taka sytuacja nie przydarzyła mi się od wielu lat! Przez to wszystko byłam nie tylko wściekła na Uchihę, ale także na samą siebie.


~*~


Ugh, chyba trochę przesadziłem. 
Powinna pamiętać o tym, że jest jinchuurkiki i panować nad swoimi emocjami, ale, z drugiej strony, braliśmy taką sytuację pod uwagę, dlatego był z nami Kakashi.
Białowłosy znalazł się przy niej, tworząc za pomocą dłoni nieznane mi pieczęci, a po chwili czerwona czakra zaczynała zanikać. 
Nie wiedziałem, czy powinienem do niej podejść i sprawdzić jak się czuje, czy pozostać na swojej pozycji. 
Postanowiłem jednak dalej przyglądać się sytuacji z bezpiecznej odległości. Jeszcze się nagle poderwie z ziemi i, korzystając z mojej nieuwagi oraz bliskiego dystansu, naprawdę złamie mi nos.
- Przepraszam. - wymamrotała, podtrzymując się ręki Kakashiego - trochę mnie poniosło.
Chociaż w mojej głowie uformowała się świetna cięta riposta, doszedłem do wniosku, że lepiej będzie, jeśli zachowam ją dla siebie. Nie będę jej dalej psychicznie forsował, już na pewno ma dosyć.
- Złość jest jednym z czynników, który może przyczynić się do aktywowania techniki. Ja w taki sposób obudziłem w sobie sharingana. Oczywiście, doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jesteś jinchuuriki, więc na wszelki wypadek Tsunade kazała tutaj przyjść Kakashiemu. Sakura natomiast miała leczyć nasze ewentualne rany, gdyby proces twojego wyzwolenia spod czakry Amaterasu był nieco dłuższy.
- A Naruto? - spojrzałem na blondyna, który chyba sam chciał usłyszeć odpowiedź na to pytanie bardziej niż Naomi.
 - On w sumie do niczego nie był przydatny, ale przyszedł, bo chciał.
- Jak możesz Sasuke-kun?! Jestem tutaj bardzo przydatny! 



Przestałem go słuchać po drugim zdaniu. 
Jego uniesienie było tak zbyteczne, że nawet nie zamierzałem zaprzątać sobie nim głowy.
Brunetka zaśmiała się cicho, kiedy Uzumaki rzucał swoimi kończynami na wszystkie strony, chcąc ukazać wewnętrzną wściekłość i niedocenienie, ale naprawdę, Naruto. Twoja obecność tutaj była niepotrzebna.
- Sądzę, że na dzisiaj już koniec. Zbliża się wieczór, a ja mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia.
Naomi spojrzała na mnie zaciekawiona, unosząc ku górze jedną brew. Ach, no tak. Zapomniałem jej wspomnieć o moim dzisiejszym spotkaniu z dawnymi, a może nawet teraźniejszymi, kompanami. 
Suigetsu, Jugo i Karin mieli dzisiaj dotrzeć do Konohy. Musiałem zebrać od nich informacje dotyczące Naofumiego, których kazałem im poszukać po świecie. - Jutro spotkamy się tutaj o tej samej porze.
Odwróciłem się od zebranych i powoli zacząłem podążać w kierunku wioski, nawet się nie żegnając, jak to miałem w zwyczaju.
Coś mi podpowiadało, że z Naomi jeszcze dzisiaj się spotkam. Przecież jej ciekawość nie pozwoli na zbagatelizowanie sprawy.
Kiedy szedłem ulicą konohy, czułem na sobie spojrzenia wielu ludzi. Nie tolerowali mojej obecności, co akurat mnie nie dziwiło, a jednocześnie mało obchodziło. Mieliśmy budzić respekt by pozbywać się nieprzyjemnych gości. Nie potrzebowałem setek przyjaciół. Miałem gdzieś ludzi, którzy z jednej strony klepali mnie serdecznie po plecach, a z drugiej czekali, aż coś mi w życiu nie wyjdzie, aby móc to oglądać z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
W sumie, czy ja miałem przyjaciół? 
Naomi? Nie. Z nią łączyło mnie coś głębszego. Ona była kobietą, z którą planowałem przyszłość. Myślałem bardziej o kimś, z kim łączyły mnie tylko i wyłącznie relacje przyjacielskie.
Naruto? Może. Sam w sumie nie byłem tego pewien. On uważał się za mojego przyjaciela, ale czy ja mogłem go nim nazwać?
Zakończyłem swoje przemyślenia, kiedy dotarłem do swojej posiadłości i dostrzegłem siedzącą na schodach Karin.
Byłem naprawdę bardzo ciekaw, z jakim pretekstem Naomi pojawi się dzisiaj pod moimi drzwiami.

~*~

Myśl, Naomi! Myśl!
Jak pójdziesz do niego do domu, nie wzbudzając podejrzeń? Przecież nie jest głupi! Zorientuje się, że coś jest nie tak, jeśli solidnie nie przemyślisz swojego planu!
Kręciłam się po pokoju w nadziei, że nie znajdę jakiegoś przedmiotu, który akurat pozostawiłam u Sasuke. Niestety, przeczesałam już łazienkę, swój pokój oraz salon i, jak się okazało, bardzo dokładnie zabierałam swoje rzeczy z mieszkania bruneta po jego niespodziewanym odejściu.
Wtedy olśniło mnie, że jedyną rzeczą, o której zapomniałam, był mój sweter, ale wyprawa po niego wydawała się tak absurdalna, że na początku od razu zrezygnowałam z tego pomysłu. Dopiero po jakichś dziesięciu minutach, kiedy nie mogłam znaleźć niczego innego, postawiłam na tą jedyną opcję.
Kiedy zakładałam ciepłą kurtkę, mój ojciec był pochłonięty oglądaniem telewizji. Naprawdę rzadko to robił, zazwyczaj tylko wtedy, kiedy miał dłuższy odstęp od misji, a książki Jiraji zaczynały go nudzić.
- Wychodzisz jeszcze dzisiaj?
- Tak, muszę iść do Sasuke, odebrać kilka swoich rzeczy.
- Musisz iść po swoje rzeczy, czy zobaczyć, co ważnego będzie robił?
No tak, wiedziałam, że się domyśli, ale byłam też pewna, że będzie siedział cicho. 
Zaśmiał się tylko serdecznie, kiedy pośpiesznie zakładałam komin i opuszczałam mieszkanie, chcąc jak najszybciej znaleźć się w rezydencji Uchihy.
Na dworze było bardzo zimno, aż za bardzo, jak na jesienną pogodę. Wiatr targał moimi włosami na wszystkie strony, co chwilę zasłaniając mi drogę. Całe szczęście, że do domu Sasuke miałam blisko. W innym przypadku na pewno bym się rozmyśliła.
Kiedy już stanęłam przed jego drzwiami, ponownie ogarnęło mnie zwątpienie. Przecież mój argument był idiotyczny! Znowu tylko skompromituję się w jego oczach.
Gdy już doszłam do wniosku, że za późno, aby się odwrócić, zapukałam delikatnie w drzwi, mając przez chwilę nadzieję, że jednak nie ma go w domu.
Otworzył, ale wcale nie był zaskoczony moją obecnością. Wiedział, że przyjdę!
- Zapomniałam.. swetra, tego, no wiesz, czarnego. - jąkałam się, bo już wiedziałam, że wszystkiego sam się domyślił. 
- Swetra? - rzucił, a na jego usta wkradł się delikatny uśmieszek. - Skoro jest ci tak bardzo potrzebny.
Czułam się tak bardzo zażenowana, że nie potrafiłam utrzymać z nim kontaktu wzrokowego. Ruszyłam za brunetem w głąb mieszkania, a w salonie ujrzałam trzy, nieznane mi postacie. 
- To moi towarzysze - zwrócił się do mnie Sasuke, jednocześnie wskazując dłonią na zebranych - Karin, Suigetsu i Jugo. - kiwnęłam delikatnie głową w geście przywitania, na co mężczyźni serdecznie się uśmiechnęli. Czerwonowłosa wydawała się być niezadowolona z mojej wizyty - Nie obrazisz się, jeżeli twoją sprawą zajmiemy się trochę później? Wiem, że to palący problem - zabiję go - ale pozwól, że zbiorę resztę informacji na temat Naofumiego. Wierzę, że też chętnie posłuchasz.
Zajęłam miejsce obok dziewczyny w okularach, a Sasuke w swoim ulubionym, skórzanym fotelu.
- Naofumi mieszkał w dzielnicy naszego klanu, chociaż, w rzeczywistości, nie ustalono jego korzeni. Kiedy wykształcił sharingana uznano, że musi mieć z nami jakieś powiązania, więc pozwolono mu zostać. W późniejszych latach niespodziewanie zniknął, jak udało nam się ustalić, w Kumogakure, gdzie najpewniej natrafił na jakiś trop dotyczący kekkei genkai klanu Matsumara i obserwował twoją rodzinę przez dłuższy czas. Kiedy Inati wyszła za Kakashiego i na stałe przeprowadziła się do Konohy, odwiedził twoich dziadków, próbując wyłudzić od nich informacje o technikach. Niestety, nie wszystko szło po jego myśli, więc postanowił ich zabił a następnie powrócił do naszej wioski. - jej, skąd oni się tyle dowiedzieli? i jak w zasadzie poznali Sasuke? - Później zaprzyjaźnił się z twoją mamą, która, najprawdopodobniej, zdradziła mu rąbek tajemnicy związany z techniką i od tej pory rozpoczęła się fala przykrych wydarzeń w twojej rodzinie. Teraz, kiedy posiadł już cała wiedzę, musimy odnaleźć jego słabe punkty.
- I zdobyliście jakiekolwiek? - moje spojrzenie nie schodziło z Sasuke, czasami jedynie przeskakiwało przez mężczyzn siedzących naprzeciwko mnie. Szczerze powiedziawszy, trochę obawiałam się spojrzeć w kierunku czerwonowłosej..
- Niestety, nie. Jedyne, co nas zaintrygowało, to pobyt Naofumiego w Wiosce Ukrytej we Mgle u jednego z najwybitniejszych medyków. Nie wiemy jednak, czy chodziło o jego zdrowie, czy po prostu potrzebował jakichś informacji, jednakże udanie się tam będzie konieczne. Jutro postaram się porozmawiać na ten temat z Tsunade. 
Kiwnęłam twierdząco głową, całkowicie zgadzając się z jego planem, a wtedy ten wstał i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Nie bardzo wiedziałam, o czym rozmawiać z tymi ludźmi. Na moje szczęście, Sasuke szybko wrócił z powrotem. 
- Ee, dziękuję. - powiedziałam, kiedy brunet wręczył mi mój palący problem - Będę się już zbierać.
- O tej porze? Jest już trochę późno, a twoje wędrówki po nocy zazwyczaj źle się kończą.
Brunet tak hipnotyzował mnie spojrzeniem, że musiałam naprawdę bardzo skupić się na tym, aby nie zapomnieć o gościach zajmujących kanapy.
- Masz dzisiaj dużo gości, nie zmieszczę się.
- Moje łóżko cię pomieści. Zresztą, już to robiło. - wzdrygnęłam się na jego słowa, kompletnie się ich nie spodziewając. Zerknąwszy w stronę kanapy, dostrzegłam uśmieszki na twarzach Jugo i Suigetsu oraz wyraźne niezadowolenie Karin. Może Sasuke po prostu chciał nakreślić im relację, jaka między nami panuje. Chociaż zrobił to trochę zbyt dobitnie jak na niego. - a wy możecie czuć się jak u siebie.
Po tych słowach złapał mnie za nadgarstek i zaczął prowadzić w kierunku swojej sypialni.
- Hehe, Karin, chyba to koniec twoich marzeń o Sasuke. Szef najwyraźniej już kogoś ma.


- Nie bądź tego taki pewny, Jugo! - powiedziała trochę zbyt głośno, tak, że bez problemu ją usłyszeliśmy, ale Sasuke najwyraźniej mało to interesowało.
- Twoje znajoma chyba mnie nie lubi. - szepnęłam, odebrawszy z jego rąk czarny dres i szary t-shirt już w jego ciemnym pokoju. Tak, to bez wątpienia moja ulubiona piżama i miejsce do spania.
- Nie dbaj o to.
Kiedy już ukończyłam wieczorną toaletę, wzięłam z kuchni szklankę wody, ponownie spotykając się z rozwścieczonym wzrokiem Karin, wróciłam z powrotem do pokoju Uchihy.
Byłam szczęśliwa, że mnie nie ukrywał i od razu powiedział, kim dla niego jestem. Myślałam, że będzie zachowywał się tak, jak gdyby widywał mnie tylko pod przymusem misji, co pewnie, jeszcze kilka lat temu by zrobił.
Już zapomniałam, jakie jego łóżko było cholernie wygodne i obszerne i do tego jeszcze ten zapach opanowujący moje zmysły - czułam się jak w raju. 
Sasuke, które poszedł jeszcze zamienić kilka słów ze swoją "drużyną", wrócił dopiero po bitej godzinie, kiedy już byłam na granicy snu i rzeczywistości. Poczułam tylko, jak materac ugina się pod jego ciężarem, a następnie ręka oplata wokół mojej tali. 
To było to, czego brakowało mi przez ostatnie lata. Jego obecność, kiedy przebudzałam się w środku nocy, czy ciemne tęczówki obserwujące mnie z samego rana.
Byłam zbyt zmęczona by ostatni raz przejechać dłonią po jego idealnych, kruczoczarnych włosach, jak to  miałam w zwyczaju.
Jutro zapowiadała się kontynuacja rozpoczętej ciężkiej pracy, choć ta chwila mojego małego szczęścia mogłaby trwać chociaż odrobinę dłużej.
- Wolę mieć cię blisko, żeby mieć pewność, że jesteś bezpieczna. Nie ufam tym ludziom, już raz zawiedli.
- Każdy popełnia błędy, Sasuke - wyszeptałam półprzytomnie, przysunąwszy się nieco bliżej niego - Na pewno to już nigdy więcej się nie powtórzy.
Może coś jeszcze mówił, ale nic nie zapamiętałam. Byłam tak wykończona treningiem, że zasnęłam niemal od razu, kiedy tylko znalazłam się w jego bezpiecznych ramionach. 
Muszę częściej zostawiać u niego swetry.


"Mówili: "Nie ma żadnych szans"
Mówili: "Co umarło raz
Już nigdy nie odrodzi się"
Nadzieja nie umiera..."

~*~

- Sasuke, doceniam twój wkład i zaangażowanie włożone w całe to przedsięwzięcie, ale zrozum, że sprawa wcale nie jest prosta. Mizukage nie zgodzi się na waszą wizytę, nawet pomimo tego, że mieszka u nas jej syn. Sytuacja w tym kraju jest poważna, ludzie szykują się do rewolucji, nie może ich jeszcze bardziej prowokować. Wysłałam wiadomości do przywódców, ale odpowiedź nadeszła tylko z Suny. Mamy związane ręce. 
Nie wierzę, że ta banda baranów została wybrana na przywódców. Sytuacja jest dramatyczna. Nie wiemy, co teraz planuje Naofumi. Co, jeśli sam odnalazł imponującą technikę, którą teraz postanowi zdobyć?
Jedyny plus, jaki teoretycznie posiadamy, to Rinnengan Naomi. Na świecie nie krąży już nikt z tym kekkei genkai, a brunetka zdradziła mi, że jej technika jest na tyle bezpieczna, że Naofumi nie będzie mógł skopiować od niej żadnej umiejętności. 
Muszę znaleźć sposób, aby wyciągnąć z niej Rinnengana. A co, gdyby połączyć go z sharinganem? 
To wydawało się być trochę surrealistyczne, ale zacznę się nad tym zastanawiać, kiedy uaktywnię technikę Peina.
Naomi, masz potencjał do tego, by stać się jedną z najsilniejszych kunoichi w wiosce, prześcignąć Naruto czy nawet mnie.
Nie byłem tylko do końca przekonany, czy twoja delikatna dusza zdoła utrzymać ten ciężar i wszystkie obowiązki, jakie będą na ciebie spływać.
- Wrócę rano, Hokage-sama. Może jednak jakakolwiek odpowiedź nadejdzie. - szczerze w to wątpiłem.
Mój klon zniknął, przekazując oryginałowi wszystkie wspomnienia. 
Postanowiłem pójść spać i wreszcie oferować organizmowi odrobinę upragnionego odpoczynku. 
Jutro jest niepewne. Trzeba chwytać chwilę.

~

Tak myślę, że jest okej. 
Nie wiem czy zauważyliście : powiązanie do kraju mgły = rozbudowanie postaci Teroshiego, tak wam zdradzę! :>
Ale jest zabawnie, prawda?! :D
Dłuższe coś te rozdziały mi ostatnio wychodzą :>
Pozdrawiam cieplutko :)






czwartek, 28 maja 2015

Rozdział XXVIII

I'm out of touch, I'm out of love
I'll pick you up when you're getting down
And out of all these things I've done
I think I love you better now

Ed Sheeran - Lego house


~*~

Wstałam bardzo wcześnie, jeszcze zanim słońce zdążyło wkraść się do mojego pokoju przez nieszczelnie zasłonięte, błękitne zasłony.
Wczorajszy dzień był jednym z najgorszych w tym miesiącu, a noc najwyraźniej postanowiła nie zostać gorszą i nie pozwoliła mi na umiarkowany wypoczynek, nawet przed ważnymi wydarzeniami w pracy.
W ten nieprzyjemny, czwartkowy poranek miałam rozliczyć się z obowiązków nadanych mi przez Tsunade, przejrzeć archiwum, sprawdzić raporty, spakować swoje rzeczy - byłam pewna, że w domu pojawię się dopiero późno w nocy.
Wczorajsze spotkania z Teroshim i Sasuke ciągle nie mogły opuścić mojej głowy. Powiedziałam Uchiha wiele przykrych słów, które były prawdziwe, ale moje przekonanie co do potrzeby wygłaszania ich na głos, ogromnie zmalało.
Chyba zaczynałam się łamać, a nie mogłam tego zrobić. Dla siebie, jak również dla niego. Jeżeli naprawdę byłam ważną osobą w jego życiu, zauważy, jakie błędy nałogowo popełnia i chociaż postara się nad nimi popracować.
Kiedy musiałam już wychodzić do pracy, mój organizm na nowo zapragnął powrócić do przytulnego łóżka i kontynuować swoje podróże w krainie snów. Westchnęłam głośno, jeszcze raz zerkając w stronę mebla, po czym wyszłam z mieszkania, uprzednio zamknąwszy drzwi na klucz.
Na dworze było jeszcze ciemno, pomimo wybicia godziny 6.30, ale to normalne zjawisko w trakcie jesieni. Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Nienawidzę tych dwóch pór roku.
- Cześć Naomi.
Zaskoczona i jednocześnie zaintrygowana, odwróciłam się w kierunku swojego rozmówcy i ujrzałam postać Sasuke.
Wyglądał normalnie, mówił normalnie, ale odniosłam dziwne wrażenie, że coś jest nie tak.
- Co tutaj robisz?
- Pomyślałem, że spotkamy się jeszcze przed pracą. Przemyślałem to, co mi wczoraj powiedziałaś.
O nie.
Zostawi mnie? Skrytykuję?
- Postanowiłem więc trochę nad sobą popracować. - uśmiechnął się szeroko, wyciągając zza pleców bukiet przepięknych, czerwonych róż i coś, zawinięte w brązową torebeczkę - pomyślałem, że możesz też zgłodnieć w pracy i przygotowałem ci małą przekąskę.
Zdębiałam, nie będąc kompletnie przygotowaną na coś takiego. To przecież niemożliwe!
No właśnie. Niemożliwe.
Sasuke nigdy nie uśmiechał się wprost. To jedna z rzeczy zarezerwowanych tylko dla nielicznych, którą w dodatku bardzo rzadko można było otrzymać.
W dodatku to śniadanie i kwiaty.. właśnie, bukiet!
- Przecież wiesz, że nienawidzę róż. Są przereklamowane. - starałam się być czujna i opanowana - Nie jesteś prawdziwym Sasuke.
Nieznajomy opuścił wcześniej wyciągnięty ku mnie bukiet, a na jego twarz wstąpił kpiący uśmieszek.
- Oczywiście, że to nie Sasuke. Przecież on wcale się tobą nie interesuje, prawda? - zabolało - Nie doceniłem cię. Myślałem, że jesteś tak samo głupia, jak podczas naszego ostatniego spotkania, córeczko.
Naofumi.
Jak mogłam myśleć, że jestem bezpieczna? Przypuszczenia, że odpuścił, były tak absurdalne, że  uwierzyłam w jego uprzednio wypowiedziane słowa. Moja naiwność kiedyś mnie zabije. Albo już za chwilę.
Kiedy przyjął swoje prawdziwe oblicze, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Wyglądał tak samo jak ostatnio, tylko że teraz nasze relację troszeczkę się zmieniły.


- Posłuchaj, mam gdzieś ciebie, twoją matkę, czy resztę tej waszej kochanej grupki. Chcę tylko tego kekkei genkai. Jeżeli dasz mi je właśnie teraz, obiecuję, że dam ci spokój i nie zrobię najmniejszej krzywdy. Jeśli jednak postanowisz grać solidarną z klanem, skończysz tak jak cała, żałosna reszta. - zaczęłam szybciej oddychać. Skrzywdził moich bliskich?! - Zabiłem twoich dziadków, twoją ciotkę, kuzynkę i to ja wysłałem Zazbuzę na drogę Inati.
Poczułam, jak robi mi się cholernie słabo.
Dlaczego ofiarami stały się także osoby,które nie posiadały kekkei genkai, a nosiły jedynie naznaczone nazwisko?! Jak można być tak okrutnym człowiekiem?!
- Nic ci nie powiem. - starałam się zachować obojętność i nie rozpłakać się. To ten psychopata był źródłem problemów mojej rodziny. 
Od zawsze cholernie nienawidziłam naszej klanowej zdolności, właśnie ze względu na potencjalne zagrożenie. To dlatego była tak ściśle chroniona, żeby uniknąć takich sytuacji.
- Nic ci nie powiem.
- Tak też myślałem.
Później pamiętałam jedynie to, że bardzo szybko zniknął z pola mojego widzenia, a ja po chwili widziałam już jedynie przerażającą ciemność i nie byłam do końca pewna, czy kiedykolwiek chciałabym się z niej obudzić.

~*~
- Jesteście bandą zwykłych kretynów - warknąłem, ale ona i tak nie zwróciła mi uwagi. W tej sytuacji, miałem rację - Jak mogliście nie zauważyć, że ten mężczyzna nie jest mną? 
- Wyglądał tak samo, mówił jak ty, co mieliśmy zrobić? Wytłumaczył się, wszystko wydawało się być rozsądne, więc daliśmy mu, a raczej tobie, spokój. Nie sprawdzamy każdego z mieszkańców. Nikt nie spodziewał się takiej sytuacji.
- Mam informatora, dowiem się, gdzie ona jest, ale musisz coś zrobić. - jej spojrzenie pierwszy raz zawisło na mnie, wyrażając mocne skupienie i smutek. Czuła się źle w związku z tym porwaniem. Czuła, że zaniedbała swoją pracę, zawiodła Kakashiego i siebie samą. - Podejrzewam, że udało mu się zdobyć to, czego chciał. Zrób te swoje sztuczki, zwołaj ludzi, czy co tam robisz w takiej sytuacji. Kiedy wrócę, trzeba będzie zacząć działać i to jak najszybciej.
Kiwnęła twierdząco głową i ponownie wybiegła spojrzeniem na panoramę jesiennego miasta. Zrobiłem to samo, przez chwilę przyglądając się górze pięciu kage. Powróciły wspomnienia sprzed kilku lat, kiedy czułem się bardziej beztroski i spokojny, niż teraz. Robiło się coraz niebezpieczniej i żadne miejsce nie było dobre do rutynowego życia.
- Przyprowadź ją. - szepnęła Tsunade, nie odwracając spojrzenia od okna - Wiele wycierpiała, chciałabym, żeby wreszcie zaznała odrobiny szczęścia.
- Przyprowadzę. - zapewniłem piątą i opuściłem gabinet, bo ujrzałem na dachu jednego z budynków czarnego sokoła - oznakę przybycia mojego informatora.

~*~


- Spóźniłeś się, Sasuke. Naofumi już ją ma. Jedyne co ci pozostało, to wierzyć, że ciągle żyje.


Mogłem się spodziewać, że Raito pozostanie bierny na zachowanie tego psychopaty i nie zrobi nic, by pomóc Naomi. Jednakże nie mogłem go teraz zabić. To dzięki niemu dowiedziałem się o miejscu przetrzymywania brunetki. Miałem swój honor i zamierzałem się go trzymać. 
Bez słowa odwróciłem się napięcie i ruszyłem w kierunku wyjścia, chcąc jak najszybciej znaleźć się w kraju wiecznej zimy, oddalonej ode mnie o kilka godzin drogi.
- Nigdy nie pomyślałbym o tym, że Uchiha potrafią kochać. 
Bo nasza miłość długo kiełkuje, ale później staje się niezniszczalna. - odpowiedziałem mu w myślach i wyszedłem z budynku wprost na przyjemnie chłodny deszcz, który kojąco zmywał ze mnie wydarzenia dzisiejszego dnia.
Może to i dobrze, że budzimy tak ogromny respekt. Jest to jedna z gwarancji, że w przyszłości nikt nie odważy się dotknąć mojej rodziny.

~*~




Była w opłakanym stanie.
Jej ciało odniosło liczne obrażenie, a na skórze dostrzegłem strużki już zeschniętej, sczerniałej krwi.
Cała niekontrolowanie się trzęsła. Miała na sobie jedynie moją ciemną bluzę i czarne legginsy, które na pewno nie chroniły jej odpowiednio przed temperaturą panującą w jaskini. Ewentualnie mogła dostać krwotoku wewnętrznego i jej organizm powoli zamierał, ale w duchu miałem ogromną nadzieję, że to jednak wina zimowej pogody.
Podszedłem do niej, zdjąwszy swój płaszcz i chciałem ją delikatnie okryć, ale wtedy już dostrzegła, że jestem w pomieszczeniu.
Energicznie szarpnęła całym ciałem, na co cicho syknęła, próbując jak najgłębiej wbić się w zagłębie skały. Spojrzała na mnie, ale w jej oczach była pustka, jakiej jeszcze nigdy nie widziałem, jak gdyby stała się już neutralna na wszystko, co się wokół niej działo.
- Nie. - szepnęła cicho, kręcąc głowo - Już wiesz wszystko. Daj mi wreszcie spokój.
- Naomi, to ja.
- Nie jesteś Sasuke! Jego tutaj nie ma, nigdy go nie było. Nie dam drugi raz nabrać się na te twoje szaringanowskie sztuczki. Powiedziałeś, że dasz mi umrzeć w spokoju, kiedy ci o wszystkim powiem. Proszę, daj mi to zrobić!
- Naomi, do cholery, uspokój się. Nikt dzisiaj nie umrze, a już na pewno nie ty.
Spojrzała na mnie, jakby trochę ocucona z poprzedniego stanu, ale ciągle czujna i nieufna, co wcale mnie nie dziwiło. Koleś podszywał się pode mnie, a w tej wiosce pełnej idiotów nie znalazł się nikt, kto by go zdemaskował.
- Udowodnij mi. - szepnęła po chwili, a szkarłatne oczy czujnie mnie obserwowały. Jej czarka była na bardzo niskim poziomie. Nawet gdyby została zaatakowana, sharingan nie zdołałaby jej ochronić.
- Masz niesamowity talent do pakowania się w kłopoty, nie słuchania poleceń, wtrącania się w nie swoje sprawy..
- Sasuke - przerwała, a na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech - Nikt inny nie obsypał by mnie taką ilością komplementów.
Spojrzałem na nią zirytowany, po czym wstępnie obejrzałem jej obrażenia i stwierdziłem, iż są na tyle stabilne, że zdążę przetransportować ją do wioski.
Tak mi się w zasadzie wydawało. Nie byłem medykiem, ani przynajmniej tak dobry jak Sakura.
Okryłem ją delikatnie szczelnym materiałem i zamierzałem podnieść, ale ona, oczywiście, nie kazała mi nic zrobić. Mogłem się przecież tego po niej spodziewać.
- Dam radę sama.
- Chyba się czołgać, ale mnie mało interesuje dotarcie do wioski w dwa miesiące.
Rzuciła mi groźne spojrzenie i zacisnęła mocno szczękę. Chciała coś z siebie wyrzucić, ale się zatrzymała. Na początku myślałem, że po prostu zrozumiała, że robi źle, ale dopiero po chwili zauważyłem, co było przyczyną jej braku jakiejkolwiek reakcji na moją zaczepkę.
Była tak bardzo przemarznięta, że jej szczęka nie mogła zachować swobodnej pozycji, więc przez to musiała ją mocniej zacisnąć. Nie twierdzę tym samym, że jej nie zirytowałem, bo na pewno to zrobiłem.
Zmieniłem nieco taktykę, bo skoro ona nie posiadała żadnego ciepła, to jak płaszcz miał ją dla niej wytworzyć?
- Złap mnie za szyję. - kiedy już to zrobiła i poczułem jak cholernie jest zimna i roztrzęsiona, moja złość jeszcze bardziej się spotęgowała. Zabiję tego gnoja. Otuliłem ją płaszczem tak, aby nie zaznawała zimna, pochodzącego z nadmuchu silnych wiatrów i jednocześnie była blisko mojego ciała, które mogło ofiarować jej choć trochę fizycznego i jak przypuszczałem, psychicznego ciepła.
- Powiedziałam mu wszystko, Sasuke. Jestem taka słaba.. Jak mogłam skazać cały świat na tak ogromne zniszczenia.
- Co takiego mu powiedziałaś?
- Zdradziłam mu miejsce przechowywania technik klanu Matsumara. Naprawdę nie chciałam mu niczego powiedzieć, pragnęłam umrzeć, ale on mi na to nie pozwalał. Nie mogłam już więcej znieść.
- Nie myśl o tym teraz, odpocznij.
To, że mamy ogromny problem, stało się oczywiste. Ta technika to jedna z najlepszych, o jakiej kiedykolwiek słyszałem. Moc kopiowania innych kekkei genkai to prawdziwy skarb, jak również przerażająca broń, ale nie powinna się teraz tym zadręczać. Nie mogła umrzeć, bo była potrzebna do dalszej walki.
Nie mogła umrzeć, bo była potrzebna dla mnie.


~*~

Kiedy już znaleźliśmy się w wiosce, odtransportowałem nieprzytomną Naomi do szpitala i opowiedziałem o wszystkim piątej, która powołała nadzwyczajną radę anbu, z Kakashim na czele. Miał już wcześniej kontakt z tym kekkei kenkai. Musimy wiedzieć cokolwiek, przynajmniej do czasu, aż Naomi nie wróci do formy.
- Nie będę ukrywał, że wiem bardzo mało na temat tej techniki. Inati nie rozmawiała ze mną na ten temat, bo mogła to robić jedynie z osobami, które ją posiadały. Naomi przeszła z nią wiele lekcji. Sądzę, że lepiej będzie czekać, aż się obudzi.
Był w związku z kobietą przez tyle lat i nie wiedział nic na temat jej techniki? Czemu to się wydaje być takie surrealistyczne? Naprawdę tak dobrze potrafiła dochowywać tajemnic, czy po prostu nie ufała mu na tyle, by się tym z nim dzielić?
- Ja wiem, że to potężna broń, a tyle starczy, by móc podejmować jakiekolwiek kroki. Musimy jak najszybciej wysłać ostrzeżenia do innych wiosek. Naofumi, odkąd pamiętam, chciał dostać się do tej techniki i w końcu mu się udało.
Piąta skończyła naradę i wszyscy musieliśmy opuścić jej biuro.
Postanowiłem wrócić do szpitala, bo Shizune zapewniała mnie, że Naomi obudzi się już w przeciągu godziny od czasu, kiedy powierzyłem im ją pod opiekę.
Wejście głównymi drzwiami wydawało się być absurdalne, zważywszy na późną godzinę, jaka wtedy panowała, ale przedostanie się do środka przez okno również nie było dobre. Mogłem natrafić na kogoś z anbu, jako potencjalne zagrożenie i zostać zaatakowany jeszcze przed tym, nim wypowiedziałbym swoje imię.
Zaryzykowałem i postanowiłem iść dołem, w duchu modląc się, by nie natrafić na nikogo z personelu, bo lekarzy nie musiałem się obawiać. O tej porze na pewno drzemali w pokojach lekarskich.
Wszedłem cicho do jej sali, ale okazało się, że wcale nie spała.
Wyglądała już lepiej niż kilkanaście godzin temu, ale ciągle nie była tą samą osobą, którą zastałem w tym samym pokoju trzy lata temu.
Jej oczy były mocno podkrążone, skóra w niektórych miejscach zaczerwieniona, a zmyta krew uwidoczniła wcześniej zadane rany. Ale co z tego? I tak była piękna.
- Dziękuję. - szepnęła, a ja właściwie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Kiedy delikatnie poklepała materac na brzegu łóżka, przystanąłem na jej propozycję i, delikatnie, nie chcąc zrobić jej krzywdy, usiadłem obok.
- No, panie Uchiha, nie widziałam pana przez 3 lata. - spoważniała, a w jej głosie słychać było gniew i flustracje - Trzy, cholernie, długie lata.
- Myślałem, że tak będzie lepiej.
- Myślałeś? To nie jest twoja mocna strona. - zacisnąłem mocniej szczękę, obdarzając ją przy okazji zirytowanym spojrzeniem - Dla kogo lepiej? Dla mnie? Naprawdę uważałeś, że to wszystko ma sens? Przecież doskonale wiedziałeś, co czuję ty podły...
Nie zdążyła dokończyć, kiedy przyciągnąłem ją do siebie, łącząc nasze wargi w pocałunku.
Na początku była zaskoczona, ale po chwili zaczęła odpowiadać na moje ruchy, tocząc nieustanną walkę o dominację.
Przez trzy lata nikogo nie całowałem, a usta same wiedziały, jak się poruszać.
Była jedną kobietą, którą chciałem mieć blisko. Przeszła przez to samo piekło co ja, doskonale mnie rozumiała i potrafiła przewidzieć moje zachowania w najróżniejszych sytuacjach. Jednym zdaniem, znała mnie lepiej niż ja sam.
Miałem ochotę przeistoczyć ten pocałunek w coś głębszego, ale wiedziałem, że teraz mi nie wolno, chociaż moje ciało, po tych latach, jeszcze dobitniej tego zapragnęło. Lecz nie tutaj i nie w jej stanie.
Kiedy już oderwaliśmy się od swoich ust, oparliśmy o siebie nasze czoła, dysząc głęboko.
- Masz szczęście, że nie mam siły - szepnęła pomiędzy łapaniem oddechów - bo w tej chwili najchętniej, w ramach kary, złamałabym ci nos.
Na moje usta wkradł się nikły uśmieszek, a ja za wszelką cenę starałem się nie wybuchnąć śmiechem. Ta mała, niepozorna istotka coraz bardziej mnie zaskakuje.
Tylko czy teraz będzie jak dawniej?
Czy te rozbite kawałki można jeszcze posklejać?


~*~

- Szczerze mówiąc, trochę obawiałem się naszego spotkania.
- Uważasz, że w moim przypadku było inaczej? - spędziliśmy już ze sobą co najmniej godzinę, przywołując stare czasy i odległe wspomnienia. Sasuke był dzisiaj nad wyraz otwarty i uśmiechał się stanowczo częściej niż zwykle. Odniosłam wrażenie, że to swego rodzaju prezent za tak długą i bolesną rozłąkę. W innym przypadku już dawno by poszedł i najpewniej obserwowałby mój pokój z któregoś pobliskiego dachu przez resztę nocy.
- Naprawdę myślałem, że postanowiłaś mnie posłuchać i zaczęłaś na nowo, z kimś innym, ale przecież ty nie słuchasz moich poleceń.
Wypowiedź ewidentnie miała być zgryźliwa lecz zdradzał go głos, wyrażający ulgę i szczęście.
Nie wytrzymałby widząc mnie z innym mężczyzną i ja doskonale o tym wiedziałam, ale dlaczego nie miałabym obejrzeć ciekawego przedstawienia, choć raz stawiając go w kłopotliwej sytuacji?
- Skąd jesteś pewny, że kogoś nie miałam?
Jego oczy stały się ciemniejsze, a ręka trzymająca moją, zdrętwiała. Kupił to! Czyli nie jestem aż tak kiepska w kłamaniu, jak mi się wcześniej wydawało, wręcz przeciwnie, nawet dobrze mi to wychodziło.
- kto? - szepnął tak cicho i mrocznie, że krew omal nie zastygła w moich żyłach. Nie byłam do końca pewna, czy był zły. Po części na pewno, ale to nie to uczucie wtedy dominowało. - i jak daleko wasz związek zabrnął? Bo z tego, co mi się wydaję, zdążył się już zakończyć.
- No wiesz, chodziliśmy na randki, jak zwyczajne pary...
- Chodziło mi raczej o cielesną wędrówkę.
Ach, o to chodziło!
Był zirytowany tym, że ktoś, poza nim, odważył się mnie dotknąć w ten sposób i to w dodatku wyłącznie z jego winy.
Nie wiedziałam, czy powinnam dalej w to wszystko brnąć, bo na końcu naprawdę porządnie się na mnie wścieknie i nie będzie odzywał przez kilka dni. Są tematy, z których, jego zdaniem, nie można żartować i to na pewno było to.
Ja zresztą sama tak uważałam i na pewno w tej sytuacji zachowywałabym się dokładnie tak jak on! Chciałam tylko dowiedzieć się o tym czymś, co nas łączy, wszystkiego i w końcu to zanalizować. Wiem, że miłość jest chora, ale nie byłam pewna, czy aż tak jak nasza.
- Całował cię? - przejechał kciukiem po mojej wardze, zjeżdżając na wypukłe obojczyki, po czym jego spojrzenie ponownie skrzyżowało się z moim. Był zazdrosny, tak cholernie zazdrosny. 
- Nikt mnie nie dotknął. - nie chciałam ciągnąć tego dalej, bo adrenalina w moich żyłach zbyt szybko wzrastała. To było inne, ale na swój sposób cholernie pobudzające. - Żartowałam po prostu.
- Żartowałaś? - powtórzył złośliwie, unosząc delikatnie jedną brew ku górze, a jego dłoń zniknęła z mojego ciała - Czy ty, czasami, używasz tej przestrzeni pomiędzy uszami?
Spochmurniałam, kiedy po raz kolejny mnie obraził, do czego w zasadzie już się przyzwyczaiłam. Stało się to czymś naturalnym i rutynowym.
Nagle, niespodziewanie przycisnął mnie do łóżka, po czym zawisnął nade mną, a jego długie włosy łaskotały moją twarz. Nie widziałam dokładnie jego rysów, bo swoim ciałem zasłonił mi okno, a tym samym dostęp do jedynego źródła światła pochodzącego z latarni ulicznych znajdujących się na zewnątrz.
- Ja już obmyślałem plan zabicia tego kogoś, a ty mi teraz mówisz, że żartowałaś?
Nim zdążyłam chociażby pomyśleć nad jakąkolwiek odpowiedzią, przywarł do moich warg i zaczął całować z taką pasją, jak chyba jeszcze nigdy dotąd.
Nie chciał mnie ukarać. Wtedy musiałby wyjść, obrazić się i pozostawić samą.
Pokazywał mi, że to on jest jedyną osobą, która mogła mnie dotykać. Wszystko, co oferowało moje ciało i dusza było zarezerwowane tylko dla niego.
Tylko, że ja już to wiedziałam od bardzo dawna. Jeszcze długo przed tym, nim zaczęliśmy się spotykać.


~~
Uwielbiam robić Wam takie bonusy :)
Zaległości na blogach nadrobię w sobotę, bo w ten tydzień nagromadziło stanowczo zbyt dużo rzeczy. Naprawdę przepraszam, też tęsknię za waszymi przygodami! :c
Pozdrawiam cieplutko :*