I'm out of
touch, I'm out of love
I'll pick
you up when you're getting down
And out of
all these things I've done
I think I
love you better now
Ed Sheeran - Lego house
~*~
Wstałam bardzo wcześnie, jeszcze zanim słońce zdążyło wkraść się do mojego pokoju przez nieszczelnie zasłonięte, błękitne zasłony.
Wczorajszy dzień był jednym z najgorszych w tym miesiącu, a noc najwyraźniej postanowiła nie zostać gorszą i nie pozwoliła mi na umiarkowany wypoczynek, nawet przed ważnymi wydarzeniami w pracy.
W ten nieprzyjemny, czwartkowy poranek miałam rozliczyć się z obowiązków nadanych mi przez Tsunade, przejrzeć archiwum, sprawdzić raporty, spakować swoje rzeczy - byłam pewna, że w domu pojawię się dopiero późno w nocy.
Wczorajsze spotkania z Teroshim i Sasuke ciągle nie mogły opuścić mojej głowy. Powiedziałam Uchiha wiele przykrych słów, które były prawdziwe, ale moje przekonanie co do potrzeby wygłaszania ich na głos, ogromnie zmalało.
Chyba zaczynałam się łamać, a nie mogłam tego zrobić. Dla siebie, jak również dla niego. Jeżeli naprawdę byłam ważną osobą w jego życiu, zauważy, jakie błędy nałogowo popełnia i chociaż postara się nad nimi popracować.
Kiedy musiałam już wychodzić do pracy, mój organizm na nowo zapragnął powrócić do przytulnego łóżka i kontynuować swoje podróże w krainie snów. Westchnęłam głośno, jeszcze raz zerkając w stronę mebla, po czym wyszłam z mieszkania, uprzednio zamknąwszy drzwi na klucz.
Na dworze było jeszcze ciemno, pomimo wybicia godziny 6.30, ale to normalne zjawisko w trakcie jesieni. Robiło się coraz ciemniej i zimniej. Nienawidzę tych dwóch pór roku.
- Cześć Naomi.
Zaskoczona i jednocześnie zaintrygowana, odwróciłam się w kierunku swojego rozmówcy i ujrzałam postać Sasuke.
Wyglądał normalnie, mówił normalnie, ale odniosłam dziwne wrażenie, że coś jest nie tak.
- Co tutaj robisz?
- Pomyślałem, że spotkamy się jeszcze przed pracą. Przemyślałem to, co mi wczoraj powiedziałaś.
O nie.
Zostawi mnie? Skrytykuję?
- Postanowiłem więc trochę nad sobą popracować. - uśmiechnął się szeroko, wyciągając zza pleców bukiet przepięknych, czerwonych róż i coś, zawinięte w brązową torebeczkę - pomyślałem, że możesz też zgłodnieć w pracy i przygotowałem ci małą przekąskę.
Zdębiałam, nie będąc kompletnie przygotowaną na coś takiego. To przecież niemożliwe!
No właśnie. Niemożliwe.
Sasuke nigdy nie uśmiechał się wprost. To jedna z rzeczy zarezerwowanych tylko dla nielicznych, którą w dodatku bardzo rzadko można było otrzymać.
W dodatku to śniadanie i kwiaty.. właśnie, bukiet!
- Przecież wiesz, że nienawidzę róż. Są przereklamowane. - starałam się być czujna i opanowana - Nie jesteś prawdziwym Sasuke.
Nieznajomy opuścił wcześniej wyciągnięty ku mnie bukiet, a na jego twarz wstąpił kpiący uśmieszek.
- Oczywiście, że to nie Sasuke. Przecież on wcale się tobą nie interesuje, prawda? - zabolało - Nie doceniłem cię. Myślałem, że jesteś tak samo głupia, jak podczas naszego ostatniego spotkania, córeczko.
Naofumi.
Jak mogłam myśleć, że jestem bezpieczna? Przypuszczenia, że odpuścił, były tak absurdalne, że uwierzyłam w jego uprzednio wypowiedziane słowa. Moja naiwność kiedyś mnie zabije. Albo już za chwilę.
Kiedy przyjął swoje prawdziwe oblicze, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Wyglądał tak samo jak ostatnio, tylko że teraz nasze relację troszeczkę się zmieniły.
- Posłuchaj, mam gdzieś ciebie, twoją matkę, czy resztę tej waszej kochanej grupki. Chcę tylko tego kekkei genkai. Jeżeli dasz mi je właśnie teraz, obiecuję, że dam ci spokój i nie zrobię najmniejszej krzywdy. Jeśli jednak postanowisz grać solidarną z klanem, skończysz tak jak cała, żałosna reszta. - zaczęłam szybciej oddychać. Skrzywdził moich bliskich?! - Zabiłem twoich dziadków, twoją ciotkę, kuzynkę i to ja wysłałem Zazbuzę na drogę Inati.
Poczułam, jak robi mi się cholernie słabo.
Dlaczego ofiarami stały się także osoby,które nie posiadały kekkei genkai, a nosiły jedynie naznaczone nazwisko?! Jak można być tak okrutnym człowiekiem?!
- Nic ci nie powiem. - starałam się zachować obojętność i nie rozpłakać się. To ten psychopata był źródłem problemów mojej rodziny.
Od zawsze cholernie nienawidziłam naszej klanowej zdolności, właśnie ze względu na potencjalne zagrożenie. To dlatego była tak ściśle chroniona, żeby uniknąć takich sytuacji.
- Nic ci nie powiem.
- Tak też myślałem.
Później pamiętałam jedynie to, że bardzo szybko zniknął z pola mojego widzenia, a ja po chwili widziałam już jedynie przerażającą ciemność i nie byłam do końca pewna, czy kiedykolwiek chciałabym się z niej obudzić.
~*~
- Jesteście bandą zwykłych kretynów - warknąłem, ale ona i tak nie zwróciła mi uwagi. W tej sytuacji, miałem rację - Jak mogliście nie zauważyć, że ten mężczyzna nie jest mną?
- Wyglądał tak samo, mówił jak ty, co mieliśmy zrobić? Wytłumaczył się, wszystko wydawało się być rozsądne, więc daliśmy mu, a raczej tobie, spokój. Nie sprawdzamy każdego z mieszkańców. Nikt nie spodziewał się takiej sytuacji.
- Mam informatora, dowiem się, gdzie ona jest, ale musisz coś zrobić. - jej spojrzenie pierwszy raz zawisło na mnie, wyrażając mocne skupienie i smutek. Czuła się źle w związku z tym porwaniem. Czuła, że zaniedbała swoją pracę, zawiodła Kakashiego i siebie samą. - Podejrzewam, że udało mu się zdobyć to, czego chciał. Zrób te swoje sztuczki, zwołaj ludzi, czy co tam robisz w takiej sytuacji. Kiedy wrócę, trzeba będzie zacząć działać i to jak najszybciej.
Kiwnęła twierdząco głową i ponownie wybiegła spojrzeniem na panoramę jesiennego miasta. Zrobiłem to samo, przez chwilę przyglądając się górze pięciu kage. Powróciły wspomnienia sprzed kilku lat, kiedy czułem się bardziej beztroski i spokojny, niż teraz. Robiło się coraz niebezpieczniej i żadne miejsce nie było dobre do rutynowego życia.
- Przyprowadź ją. - szepnęła Tsunade, nie odwracając spojrzenia od okna - Wiele wycierpiała, chciałabym, żeby wreszcie zaznała odrobiny szczęścia.
- Przyprowadzę. - zapewniłem piątą i opuściłem gabinet, bo ujrzałem na dachu jednego z budynków czarnego sokoła - oznakę przybycia mojego informatora.
~*~
- Spóźniłeś się, Sasuke. Naofumi już ją ma. Jedyne co ci pozostało, to wierzyć, że ciągle żyje.
Mogłem się spodziewać, że Raito pozostanie bierny na zachowanie tego psychopaty i nie zrobi nic, by pomóc Naomi. Jednakże nie mogłem go teraz zabić. To dzięki niemu dowiedziałem się o miejscu przetrzymywania brunetki. Miałem swój honor i zamierzałem się go trzymać.
Bez słowa odwróciłem się napięcie i ruszyłem w kierunku wyjścia, chcąc jak najszybciej znaleźć się w kraju wiecznej zimy, oddalonej ode mnie o kilka godzin drogi.
- Nigdy nie pomyślałbym o tym, że Uchiha potrafią kochać.
Bo nasza miłość długo kiełkuje, ale później staje się niezniszczalna. - odpowiedziałem mu w myślach i wyszedłem z budynku wprost na przyjemnie chłodny deszcz, który kojąco zmywał ze mnie wydarzenia dzisiejszego dnia.
Może to i dobrze, że budzimy tak ogromny respekt. Jest to jedna z gwarancji, że w przyszłości nikt nie odważy się dotknąć mojej rodziny.
~*~
Była w opłakanym stanie.
Jej ciało odniosło liczne obrażenie, a na skórze dostrzegłem strużki już zeschniętej, sczerniałej krwi.
Cała niekontrolowanie się trzęsła. Miała na sobie jedynie moją ciemną bluzę i czarne legginsy, które na pewno nie chroniły jej odpowiednio przed temperaturą panującą w jaskini. Ewentualnie mogła dostać krwotoku wewnętrznego i jej organizm powoli zamierał, ale w duchu miałem ogromną nadzieję, że to jednak wina zimowej pogody.
Podszedłem do niej, zdjąwszy swój płaszcz i chciałem ją delikatnie okryć, ale wtedy już dostrzegła, że jestem w pomieszczeniu.
Energicznie szarpnęła całym ciałem, na co cicho syknęła, próbując jak najgłębiej wbić się w zagłębie skały. Spojrzała na mnie, ale w jej oczach była pustka, jakiej jeszcze nigdy nie widziałem, jak gdyby stała się już neutralna na wszystko, co się wokół niej działo.
- Nie. - szepnęła cicho, kręcąc głowo - Już wiesz wszystko. Daj mi wreszcie spokój.
- Naomi, to ja.
- Nie jesteś Sasuke! Jego tutaj nie ma, nigdy go nie było. Nie dam drugi raz nabrać się na te twoje szaringanowskie sztuczki. Powiedziałeś, że dasz mi umrzeć w spokoju, kiedy ci o wszystkim powiem. Proszę, daj mi to zrobić!
- Naomi, do cholery, uspokój się. Nikt dzisiaj nie umrze, a już na pewno nie ty.
Spojrzała na mnie, jakby trochę ocucona z poprzedniego stanu, ale ciągle czujna i nieufna, co wcale mnie nie dziwiło. Koleś podszywał się pode mnie, a w tej wiosce pełnej idiotów nie znalazł się nikt, kto by go zdemaskował.
- Udowodnij mi. - szepnęła po chwili, a szkarłatne oczy czujnie mnie obserwowały. Jej czarka była na bardzo niskim poziomie. Nawet gdyby została zaatakowana, sharingan nie zdołałaby jej ochronić.
- Masz niesamowity talent do pakowania się w kłopoty, nie słuchania poleceń, wtrącania się w nie swoje sprawy..
- Sasuke - przerwała, a na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech - Nikt inny nie obsypał by mnie taką ilością komplementów.
Spojrzałem na nią zirytowany, po czym wstępnie obejrzałem jej obrażenia i stwierdziłem, iż są na tyle stabilne, że zdążę przetransportować ją do wioski.
Tak mi się w zasadzie wydawało. Nie byłem medykiem, ani przynajmniej tak dobry jak Sakura.
Okryłem ją delikatnie szczelnym materiałem i zamierzałem podnieść, ale ona, oczywiście, nie kazała mi nic zrobić. Mogłem się przecież tego po niej spodziewać.
- Dam radę sama.
- Chyba się czołgać, ale mnie mało interesuje dotarcie do wioski w dwa miesiące.
Rzuciła mi groźne spojrzenie i zacisnęła mocno szczękę. Chciała coś z siebie wyrzucić, ale się zatrzymała. Na początku myślałem, że po prostu zrozumiała, że robi źle, ale dopiero po chwili zauważyłem, co było przyczyną jej braku jakiejkolwiek reakcji na moją zaczepkę.
Była tak bardzo przemarznięta, że jej szczęka nie mogła zachować swobodnej pozycji, więc przez to musiała ją mocniej zacisnąć. Nie twierdzę tym samym, że jej nie zirytowałem, bo na pewno to zrobiłem.
Zmieniłem nieco taktykę, bo skoro ona nie posiadała żadnego ciepła, to jak płaszcz miał ją dla niej wytworzyć?
- Złap mnie za szyję. - kiedy już to zrobiła i poczułem jak cholernie jest zimna i roztrzęsiona, moja złość jeszcze bardziej się spotęgowała. Zabiję tego gnoja. Otuliłem ją płaszczem tak, aby nie zaznawała zimna, pochodzącego z nadmuchu silnych wiatrów i jednocześnie była blisko mojego ciała, które mogło ofiarować jej choć trochę fizycznego i jak przypuszczałem, psychicznego ciepła.
- Powiedziałam mu wszystko, Sasuke. Jestem taka słaba.. Jak mogłam skazać cały świat na tak ogromne zniszczenia.
- Co takiego mu powiedziałaś?
- Zdradziłam mu miejsce przechowywania technik klanu Matsumara. Naprawdę nie chciałam mu niczego powiedzieć, pragnęłam umrzeć, ale on mi na to nie pozwalał. Nie mogłam już więcej znieść.
- Nie myśl o tym teraz, odpocznij.
To, że mamy ogromny problem, stało się oczywiste. Ta technika to jedna z najlepszych, o jakiej kiedykolwiek słyszałem. Moc kopiowania innych kekkei genkai to prawdziwy skarb, jak również przerażająca broń, ale nie powinna się teraz tym zadręczać. Nie mogła umrzeć, bo była potrzebna do dalszej walki.
Nie mogła umrzeć, bo była potrzebna dla mnie.
~*~
Kiedy już znaleźliśmy się w wiosce, odtransportowałem nieprzytomną Naomi do szpitala i opowiedziałem o wszystkim piątej, która powołała nadzwyczajną radę anbu, z Kakashim na czele. Miał już wcześniej kontakt z tym kekkei kenkai. Musimy wiedzieć cokolwiek, przynajmniej do czasu, aż Naomi nie wróci do formy.
- Nie będę ukrywał, że wiem bardzo mało na temat tej techniki. Inati nie rozmawiała ze mną na ten temat, bo mogła to robić jedynie z osobami, które ją posiadały. Naomi przeszła z nią wiele lekcji. Sądzę, że lepiej będzie czekać, aż się obudzi.
Był w związku z kobietą przez tyle lat i nie wiedział nic na temat jej techniki? Czemu to się wydaje być takie surrealistyczne? Naprawdę tak dobrze potrafiła dochowywać tajemnic, czy po prostu nie ufała mu na tyle, by się tym z nim dzielić?
- Ja wiem, że to potężna broń, a tyle starczy, by móc podejmować jakiekolwiek kroki. Musimy jak najszybciej wysłać ostrzeżenia do innych wiosek. Naofumi, odkąd pamiętam, chciał dostać się do tej techniki i w końcu mu się udało.
Piąta skończyła naradę i wszyscy musieliśmy opuścić jej biuro.
Postanowiłem wrócić do szpitala, bo Shizune zapewniała mnie, że Naomi obudzi się już w przeciągu godziny od czasu, kiedy powierzyłem im ją pod opiekę.
Wejście głównymi drzwiami wydawało się być absurdalne, zważywszy na późną godzinę, jaka wtedy panowała, ale przedostanie się do środka przez okno również nie było dobre. Mogłem natrafić na kogoś z anbu, jako potencjalne zagrożenie i zostać zaatakowany jeszcze przed tym, nim wypowiedziałbym swoje imię.
Zaryzykowałem i postanowiłem iść dołem, w duchu modląc się, by nie natrafić na nikogo z personelu, bo lekarzy nie musiałem się obawiać. O tej porze na pewno drzemali w pokojach lekarskich.
Wszedłem cicho do jej sali, ale okazało się, że wcale nie spała.
Wyglądała już lepiej niż kilkanaście godzin temu, ale ciągle nie była tą samą osobą, którą zastałem w tym samym pokoju trzy lata temu.
Jej oczy były mocno podkrążone, skóra w niektórych miejscach zaczerwieniona, a zmyta krew uwidoczniła wcześniej zadane rany. Ale co z tego? I tak była piękna.
- Dziękuję. - szepnęła, a ja właściwie nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Kiedy delikatnie poklepała materac na brzegu łóżka, przystanąłem na jej propozycję i, delikatnie, nie chcąc zrobić jej krzywdy, usiadłem obok.
- No, panie Uchiha, nie widziałam pana przez 3 lata. - spoważniała, a w jej głosie słychać było gniew i flustracje - Trzy, cholernie, długie lata.
- Myślałem, że tak będzie lepiej.
- Myślałeś? To nie jest twoja mocna strona. - zacisnąłem mocniej szczękę, obdarzając ją przy okazji zirytowanym spojrzeniem - Dla kogo lepiej? Dla mnie? Naprawdę uważałeś, że to wszystko ma sens? Przecież doskonale wiedziałeś, co czuję ty podły...
Nie zdążyła dokończyć, kiedy przyciągnąłem ją do siebie, łącząc nasze wargi w pocałunku.
Na początku była zaskoczona, ale po chwili zaczęła odpowiadać na moje ruchy, tocząc nieustanną walkę o dominację.
Na początku była zaskoczona, ale po chwili zaczęła odpowiadać na moje ruchy, tocząc nieustanną walkę o dominację.
Przez trzy lata nikogo nie całowałem, a usta same wiedziały, jak się poruszać.
Była jedną kobietą, którą chciałem mieć blisko. Przeszła przez to samo piekło co ja, doskonale mnie rozumiała i potrafiła przewidzieć moje zachowania w najróżniejszych sytuacjach. Jednym zdaniem, znała mnie lepiej niż ja sam.
Miałem ochotę przeistoczyć ten pocałunek w coś głębszego, ale wiedziałem, że teraz mi nie wolno, chociaż moje ciało, po tych latach, jeszcze dobitniej tego zapragnęło. Lecz nie tutaj i nie w jej stanie.
Kiedy już oderwaliśmy się od swoich ust, oparliśmy o siebie nasze czoła, dysząc głęboko.
- Masz szczęście, że nie mam siły - szepnęła pomiędzy łapaniem oddechów - bo w tej chwili najchętniej, w ramach kary, złamałabym ci nos.
Na moje usta wkradł się nikły uśmieszek, a ja za wszelką cenę starałem się nie wybuchnąć śmiechem. Ta mała, niepozorna istotka coraz bardziej mnie zaskakuje.
Tylko czy teraz będzie jak dawniej?
Czy te rozbite kawałki można jeszcze posklejać?
Nie wytrzymałby widząc mnie z innym mężczyzną i ja doskonale o tym wiedziałam, ale dlaczego nie miałabym obejrzeć ciekawego przedstawienia, choć raz stawiając go w kłopotliwej sytuacji?
- Skąd jesteś pewny, że kogoś nie miałam?
Jego oczy stały się ciemniejsze, a ręka trzymająca moją, zdrętwiała. Kupił to! Czyli nie jestem aż tak kiepska w kłamaniu, jak mi się wcześniej wydawało, wręcz przeciwnie, nawet dobrze mi to wychodziło.
- kto? - szepnął tak cicho i mrocznie, że krew omal nie zastygła w moich żyłach. Nie byłam do końca pewna, czy był zły. Po części na pewno, ale to nie to uczucie wtedy dominowało. - i jak daleko wasz związek zabrnął? Bo z tego, co mi się wydaję, zdążył się już zakończyć.
- No wiesz, chodziliśmy na randki, jak zwyczajne pary...
- Chodziło mi raczej o cielesną wędrówkę.
Ach, o to chodziło!
Był zirytowany tym, że ktoś, poza nim, odważył się mnie dotknąć w ten sposób i to w dodatku wyłącznie z jego winy.
Nie wiedziałam, czy powinnam dalej w to wszystko brnąć, bo na końcu naprawdę porządnie się na mnie wścieknie i nie będzie odzywał przez kilka dni. Są tematy, z których, jego zdaniem, nie można żartować i to na pewno było to.
Ja zresztą sama tak uważałam i na pewno w tej sytuacji zachowywałabym się dokładnie tak jak on! Chciałam tylko dowiedzieć się o tym czymś, co nas łączy, wszystkiego i w końcu to zanalizować. Wiem, że miłość jest chora, ale nie byłam pewna, czy aż tak jak nasza.
- Całował cię? - przejechał kciukiem po mojej wardze, zjeżdżając na wypukłe obojczyki, po czym jego spojrzenie ponownie skrzyżowało się z moim. Był zazdrosny, tak cholernie zazdrosny.
- Nikt mnie nie dotknął. - nie chciałam ciągnąć tego dalej, bo adrenalina w moich żyłach zbyt szybko wzrastała. To było inne, ale na swój sposób cholernie pobudzające. - Żartowałam po prostu.
- Żartowałaś? - powtórzył złośliwie, unosząc delikatnie jedną brew ku górze, a jego dłoń zniknęła z mojego ciała - Czy ty, czasami, używasz tej przestrzeni pomiędzy uszami?
Spochmurniałam, kiedy po raz kolejny mnie obraził, do czego w zasadzie już się przyzwyczaiłam. Stało się to czymś naturalnym i rutynowym.
Nagle, niespodziewanie przycisnął mnie do łóżka, po czym zawisnął nade mną, a jego długie włosy łaskotały moją twarz. Nie widziałam dokładnie jego rysów, bo swoim ciałem zasłonił mi okno, a tym samym dostęp do jedynego źródła światła pochodzącego z latarni ulicznych znajdujących się na zewnątrz.
- Ja już obmyślałem plan zabicia tego kogoś, a ty mi teraz mówisz, że żartowałaś?
Nim zdążyłam chociażby pomyśleć nad jakąkolwiek odpowiedzią, przywarł do moich warg i zaczął całować z taką pasją, jak chyba jeszcze nigdy dotąd.
Nie chciał mnie ukarać. Wtedy musiałby wyjść, obrazić się i pozostawić samą.
Pokazywał mi, że to on jest jedyną osobą, która mogła mnie dotykać. Wszystko, co oferowało moje ciało i dusza było zarezerwowane tylko dla niego.
Tylko, że ja już to wiedziałam od bardzo dawna. Jeszcze długo przed tym, nim zaczęliśmy się spotykać.
~~
Uwielbiam robić Wam takie bonusy :)
Zaległości na blogach nadrobię w sobotę, bo w ten tydzień nagromadziło stanowczo zbyt dużo rzeczy. Naprawdę przepraszam, też tęsknię za waszymi przygodami! :c
Pozdrawiam cieplutko :*
Była jedną kobietą, którą chciałem mieć blisko. Przeszła przez to samo piekło co ja, doskonale mnie rozumiała i potrafiła przewidzieć moje zachowania w najróżniejszych sytuacjach. Jednym zdaniem, znała mnie lepiej niż ja sam.
Miałem ochotę przeistoczyć ten pocałunek w coś głębszego, ale wiedziałem, że teraz mi nie wolno, chociaż moje ciało, po tych latach, jeszcze dobitniej tego zapragnęło. Lecz nie tutaj i nie w jej stanie.
Kiedy już oderwaliśmy się od swoich ust, oparliśmy o siebie nasze czoła, dysząc głęboko.
- Masz szczęście, że nie mam siły - szepnęła pomiędzy łapaniem oddechów - bo w tej chwili najchętniej, w ramach kary, złamałabym ci nos.
Na moje usta wkradł się nikły uśmieszek, a ja za wszelką cenę starałem się nie wybuchnąć śmiechem. Ta mała, niepozorna istotka coraz bardziej mnie zaskakuje.
Tylko czy teraz będzie jak dawniej?
Czy te rozbite kawałki można jeszcze posklejać?
~*~
- Szczerze mówiąc, trochę obawiałem się naszego spotkania.
- Uważasz, że w moim przypadku było inaczej? - spędziliśmy już ze sobą co najmniej godzinę, przywołując stare czasy i odległe wspomnienia. Sasuke był dzisiaj nad wyraz otwarty i uśmiechał się stanowczo częściej niż zwykle. Odniosłam wrażenie, że to swego rodzaju prezent za tak długą i bolesną rozłąkę. W innym przypadku już dawno by poszedł i najpewniej obserwowałby mój pokój z któregoś pobliskiego dachu przez resztę nocy.
- Naprawdę myślałem, że postanowiłaś mnie posłuchać i zaczęłaś na nowo, z kimś innym, ale przecież ty nie słuchasz moich poleceń.
Wypowiedź ewidentnie miała być zgryźliwa lecz zdradzał go głos, wyrażający ulgę i szczęście.Nie wytrzymałby widząc mnie z innym mężczyzną i ja doskonale o tym wiedziałam, ale dlaczego nie miałabym obejrzeć ciekawego przedstawienia, choć raz stawiając go w kłopotliwej sytuacji?
- Skąd jesteś pewny, że kogoś nie miałam?
Jego oczy stały się ciemniejsze, a ręka trzymająca moją, zdrętwiała. Kupił to! Czyli nie jestem aż tak kiepska w kłamaniu, jak mi się wcześniej wydawało, wręcz przeciwnie, nawet dobrze mi to wychodziło.
- kto? - szepnął tak cicho i mrocznie, że krew omal nie zastygła w moich żyłach. Nie byłam do końca pewna, czy był zły. Po części na pewno, ale to nie to uczucie wtedy dominowało. - i jak daleko wasz związek zabrnął? Bo z tego, co mi się wydaję, zdążył się już zakończyć.
- No wiesz, chodziliśmy na randki, jak zwyczajne pary...
- Chodziło mi raczej o cielesną wędrówkę.
Ach, o to chodziło!
Był zirytowany tym, że ktoś, poza nim, odważył się mnie dotknąć w ten sposób i to w dodatku wyłącznie z jego winy.
Nie wiedziałam, czy powinnam dalej w to wszystko brnąć, bo na końcu naprawdę porządnie się na mnie wścieknie i nie będzie odzywał przez kilka dni. Są tematy, z których, jego zdaniem, nie można żartować i to na pewno było to.
Ja zresztą sama tak uważałam i na pewno w tej sytuacji zachowywałabym się dokładnie tak jak on! Chciałam tylko dowiedzieć się o tym czymś, co nas łączy, wszystkiego i w końcu to zanalizować. Wiem, że miłość jest chora, ale nie byłam pewna, czy aż tak jak nasza.
- Całował cię? - przejechał kciukiem po mojej wardze, zjeżdżając na wypukłe obojczyki, po czym jego spojrzenie ponownie skrzyżowało się z moim. Był zazdrosny, tak cholernie zazdrosny.
- Nikt mnie nie dotknął. - nie chciałam ciągnąć tego dalej, bo adrenalina w moich żyłach zbyt szybko wzrastała. To było inne, ale na swój sposób cholernie pobudzające. - Żartowałam po prostu.
- Żartowałaś? - powtórzył złośliwie, unosząc delikatnie jedną brew ku górze, a jego dłoń zniknęła z mojego ciała - Czy ty, czasami, używasz tej przestrzeni pomiędzy uszami?
Spochmurniałam, kiedy po raz kolejny mnie obraził, do czego w zasadzie już się przyzwyczaiłam. Stało się to czymś naturalnym i rutynowym.
Nagle, niespodziewanie przycisnął mnie do łóżka, po czym zawisnął nade mną, a jego długie włosy łaskotały moją twarz. Nie widziałam dokładnie jego rysów, bo swoim ciałem zasłonił mi okno, a tym samym dostęp do jedynego źródła światła pochodzącego z latarni ulicznych znajdujących się na zewnątrz.
- Ja już obmyślałem plan zabicia tego kogoś, a ty mi teraz mówisz, że żartowałaś?
Nim zdążyłam chociażby pomyśleć nad jakąkolwiek odpowiedzią, przywarł do moich warg i zaczął całować z taką pasją, jak chyba jeszcze nigdy dotąd.
Nie chciał mnie ukarać. Wtedy musiałby wyjść, obrazić się i pozostawić samą.
Pokazywał mi, że to on jest jedyną osobą, która mogła mnie dotykać. Wszystko, co oferowało moje ciało i dusza było zarezerwowane tylko dla niego.
Tylko, że ja już to wiedziałam od bardzo dawna. Jeszcze długo przed tym, nim zaczęliśmy się spotykać.
~~
Uwielbiam robić Wam takie bonusy :)
Zaległości na blogach nadrobię w sobotę, bo w ten tydzień nagromadziło stanowczo zbyt dużo rzeczy. Naprawdę przepraszam, też tęsknię za waszymi przygodami! :c
Pozdrawiam cieplutko :*
Dziękuję bardzo za komentarz u mnie, na Aishiteru-Itachi, który dodał mi motywacji :-) Dlatego też zabieram się za pisanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
Super rozdział! Bardzo się cieszę, że Sasuke wrócił. Naomi zrobiła mu nieźle na złość. Kiedy będzie następny rozdział? Jeżeli się nie zezłościsz to chciałaby przeczytać też jednopartówke napisaną przez ciebie. To tylko mała propozycja. Pozdrawiam i życzę dużo weny. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńNastępny rozdział powinnam opublikować 15 czerwca. Już go napisałam, ale muszę zrobić odstęp pomiędzy dodawaniem.
Jednopartówka? Szczerze powiedziawszy, nigdy nad tym nie myślałam. Nawet nie jestem pewna, czy umiem je pisać.
Pozdrawiam ;>