wtorek, 19 maja 2015

Rozdział XXVII

3 lata później...

Ludzie wreszcie mogą powiedzieć, że na świecie zapanował ład. Od wielu miesięcy wioski nie spotkało nic złego, jej mieszkańcy wiedli spokojne życie a interesy i handel przebiegały bez większych niepowodzeń.
Oczywiście, jeżeli ktoś, podobnie jak ja, był prawą ręką piątej, wiedział, że sytuacja wcale nie wyglądała tak kolorowo. Wioski stawały się coraz bardziej wrogie i odizolowane. Konoha ze swoich sojuszy pozostała już jedynie z Sunogakure, a inne doszukiwały się spisków i manipulacji, odrzucając wyciągniętą ku nim przyjazną rękę piątej Hokage.
Na początku wcale nie chciałam przyjąć tego stanowiska. Nie czułam się dobrze wśród stert papierów, w małym gabinecie, odcięta od misji i wielkiego świata. Chciałam czuć się wolna, zwiedzać świat i poznawać nowych ludzi, ale potem... czekała mnie szczera rozmowa z ojcem.
Powiedział mi po prostu, że się boi. W tamtym czasie nagromadziło się zbyt wiele sytuacji, w których mógł sądzić, że mnie straci. Wiedziałam, że jestem ostatnią ważną osobą, która mu pozostała i nigdy nie otrząsnął by się z takiej straty. Analizowałam jego słowa przez wiele dni, a termin odpowiedzi dla hokage nieubłaganie się zbliżał. W końcu postanowiłam się zgodzić. To i tak były tylko trzy lata, w których Shizune musiała pozałatwiać swoje stare, niedokończone sprawy, a ja już za dwa dni będę mogła wrócić do mojej ukochanej pracy.
Co z Sasuke? W zasadzie, to nic. Nie spotkaliśmy się ani razu przez ostatnie trzy lata, a mimo to moje uczucie do niego ani trochę się nie zmniejszyło.
Naprawdę długo czekałam. Ciągle starałam się usprawiedliwiać jego zachowanie i łudziłam się, że w końcu weźmie się za siebie i wróci - dla mnie.
Myślałam, że straciłam już nadzieję, ale człowiek jest głupi. Wmawia sobie, że już wszystko jest w porządku, wraca do starej rutyny, całkowicie "zapominając" o problemie, ale kiedy przychodzą pamiętne dni, czeka, bo łudzi się, że ten ktoś się pojawi. Ja też tak robiłam, wszyscy tak robią. Urodziny, święta, rocznice, lecz za każdym razem czekało no mnie to samo - cholerne rozczarowanie.
- Pewnie cieszysz się z powrotu do starej pracy - piąta przerwała moje przemyślenia, na szczęście odwodząc mnie od niewygodnego tematu - Shizune powinna tu być lada dzień.
- To było ciekawe doświadczenie, Tsunade sama.
- Naomi, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć.. - jej spojrzenie błądziło po całym pomieszczeniu, ale najwyraźniej nie zamierzało skupić się na mnie - Sasuke wrócił do wioski.


Niedowierzanie? Strach? Szczęście? Gniew?
Zaśmiałam się, mając nadzieję, że Tsunade po prostu żartuje, ale kiedy jej mina ciągle pozostała poważna, zrozumiałam, że to prawda.
Wtedy zrobiło mi się strasznie słabo. Nogi odmówiły posłuszeństwa i musiałam oprzeć się o najbliższy mebel, by nie osunąć się na podłogę.
- Naomi - zaczęła, podbiegłszy do mnie - Wszystko dobrze? 
- Tak, ja tylko, nie spodziewałam się. - wyszeptałam, kiedy już spokojnie usiadłam na krześle i starałam się opanować swój przyśpieszony oddech - Kiedy wrócił? Dlaczego? Jak?
- Wczoraj w nocy pojawił się u bram wioski. Od razu został zatrzymany przez strażników, ale nie stawiał żadnych oporów, więc spokojnie został odprowadzony do aresztu. Później odbyło się posiedzenie z ANBU i został wypuszczony, ale nie mogę powiedzieć ci, dlaczego.
Nie zamierzałam naciskać. Doskonale wiedziałam, że blondynka i tak mi tego nie powie. Sprawy anbu były tajne, nikt, kto nie należał do ich organizacji, nie mógł znać nawet najmniejszego szczegółu na temat ich członków czy misji. Oczywiście znałam wiele osób, które tam przebywały. Zdradzał ich tatuaż, który ciężko ujrzeć, bo zazwyczaj ukrywało się go w miejscach zakamuflowanych przez odzież. Dopiero, kiedy na misjach, w wyniku walki, tracili kawałki ubrań można było dowiedzieć się,  kto do nich należy.
Wtedy do gabinetu wpadł ożywiony Naruto. 
Na czole blondynki niebezpiecznie pulsowała niebieska żyłka, a rękę uformowała się w potężną pięść, uwypuklając przy tym wszystkie mięśnie piątej nabyte po latach ciężkiego treningu. Och, Naruto, nie chciałabym otrzymać uderzenia od tej kobiety.
- Czy ty się w tym życiu nauczysz pukać, Naruto! 
- Przepraszam, Tsunade-sama - zakłopotany podrapał się po głowie - chciałem tylko zabrać Naomi - chan! Wszyscy już są, a jej ciągle brakuje!
Dopiero wtedy przypomniałam sobie o naszym spotkaniu. Byłam tak bardzo zaangażowana w pracę u piątej, że zapominałam o wielu innych, równie ważnych sprawach. 
Szybko zabrałam swoje rzeczy i ruszyłem z blondynem do baru, uprzednio żegnając się z Tsunade, która, jak stwierdziła, dzisiejszy dzień również poświęca na zabawę.
Męczyła mnie tylko jedna rzecz.
Gdzie teraz jest Sasuke?

~*~

Spotkanie z przyjaciółmi było miłe.
Apodyktyczna Sakura, zabawny Naruto, nieśmiała Hinata i natarczywy Teroshi - ciągła rutyna.
Wcale nie czułam się źle, kiedy musiałam oznajmić moim towarzyszom, że opuszczam ich, ze względu na jutrzejszą, bardzo ważną pracę.
Po wyjściu z lokalu, miałam ciągłe wrażenie, że jestem obserwowana. Nie byłam pewna, czy to moja paranoja czy rzeczywiście ktoś ciągle dotrzymywał mi kroku. Rozglądałam się dyskretnie na wszystkie strony, chcąc zlokalizować swojego potencjalnego prześladowcę, ale jedyne, na co natrafiłam, to dwóch pijaczków, opartych o jeden z niezbyt przyjemnych w wiosce lokali.
- Och, Naomi! Wiedziałam, że się dzisiaj spotkamy!
- Witaj, Tsunade - sama.
Hokage była... dziwna?
Tak, to słowo wtedy idealnie pasowało. Jej ciało delikatnie przechylało się do przodu i przez moment nie byłam pewna, czy powinnam wyciągnąć ręce by uchronić ją przed ewentualnym upadkiem.
Poczułam dziwny chłód na plecach, po czym odwróciłam się napięcie, ale znowu nikogo nie zauważyłam. Zaczynałam się bać.


- Mówisz mi, że nienawidzisz Sasuke, ale ciągle szukasz go w tłumie. Czy ty mi o czymś nie mówisz, Naomi?
- Odstaw już sake, Tsunde-sama. - Odrzekłam zażenowana, zakrywając oczy ręką. Jakim tłumie? Na ulicy nie było nawet jednej żywej duszy - Do jutra. Muszę już iść.
Nie chciałam dalej tego ciągnąć, nie, kiedy była w takim stanie.
Przyśpieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Taty nie było, bo od dwóch dni przebywał na jakiejś misji, o której nawet wcześniej nie miał okazji mi wspomnieć. Czasami zaczyna mnie to wszystko męczyć...
Po raz ostatni odwróciłam się za siebie, chcąc sprawdzić, czy jestem bezpieczna, lecz gdy moje spojrzenie wróciło, on już przede mną stał.
Nie wyczułam jego czakry, nie wiedziałam, skąd się tam wziął.


Otworzył oczy a ja zatonęłam w jego tęczówkach i nie potrafiłam poruszyć się nawet o centymetr. Mój oddech przyśpieszył, a w stopach poczułam delikatne mrowienie. 
W pierwszym odruchu chciałam go złapać i przyciągnąć do siebie, ale wiedziałam, że mi nie wolno.
Nawet nie byłam pewna, co zamierza. Podczas naszego ostatniego spotkania omal się nie pozabijałyśmy. 
- Musimy porozmawiać. O tym wszystkim co między nami jest.
- Nie zbliżaj się do mnie. - zagroziłam, odchodząc od niego - Niczego już między nami nie ma i im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej.
- Naprawdę tak sądzisz? To dlaczego mówisz to, nie patrząc mi w oczy? Dlaczego nie pozwalasz mi się do siebie zbliżyć?
- Zostaw mnie w spokoju, Sasuke.. - wyszeptałam, bo nie umiałam zachować maski obojętności. Dobrze wiedział ile dla mnie znaczy i perfidnie to wykorzystywał - Moje uczucia nie mają już najmniejszego znaczenia. Zależy mi na tobie, co nie zmienia faktu, że nie możemy już być razem. Zbyt wiele razy mnie skrzywdziłeś i pokazałeś, że nic dla ciebie nie znaczę. Nie potrafię cię dalej usprawiedliwiać. Odpuść sobie.
- Nie mogę. - odparł twardo, postawiwszy jeden krok w moją stronę - Jesteś wszystkim co posiadam.
Wtedy wybuchnęła we mnie ogromna złość.
Mógł powiedzieć, że jestem dla niego ważna, że potrzebuje mnie, żeby żyć, że mnie kocha, ale nie. Musiał powiedzieć, że mnie posiada, że jestem tylko jego własnością.
- Widzisz? I tu jest twój problem, Sasuke. - odsunęłam się i po raz pierwszy w trakcie tej rozmowy spojrzałam mu w oczy. - Nie doceniasz ludzi wokół siebie. Traktujesz ich jak coś, co ci się należy, a niestety, tym, co robisz, nie powinieneś mieć nic. I dojdziesz do tego, jeżeli w końcu nie zaczniesz widzieć własnych błędów. Mnie już straciłeś. Ratuj to, co ci zostało.
Odeszłam, chociaż moje serce chciało tam wrócić, usta pragnęły ponownie stoczyć pojedynek z jego wargami, a ciało ponownie znaleźć się w bezpiecznym świecie znajdującym się pomiędzy jego ramionami.
Ale nie mogę.
Albo ten facet w końcu zrozumie, co robi źle, albo będziemy musieli pożegnać się już na zawsze.

"You are the best thing that's ever been mine"

~*~

Najwidoczniej tamtejszy dzień nie zamierzał skończyć się szybko.
Zanim dotarłam do domu, zostałam zatrzymana przez Terohiego, który również poprosił mnie o pilne spotkanie.
Na początku chciałam mu odmówić, ale był nieustępliwy, więc w końcu postanowiłam poświęcić mu te kilkanaście minut.
Zaprowadził mnie na górę Kage, gdzie mogliśmy podziwiać przepiękne, bezchmurne jesienne niebo. Romantycznie. Zbyt romantycznie.
- Naomi, wiesz, co do ciebie czuję, już od bardzo dawno. - złapał moją dłoń i uścisnął delikatnie, a jego usta powoli zaczęły wędrować w kierunku moich. - stałaś się najważniejszą osobą w moim życiu...


- Nie mogę. - szepnęłam, odsuwając się od niego. - Przepraszam.. ja, po prostu..
- Ledwo wrócił i już zapomniałaś o reszcie świata?
Spojrzała na niego, zaskoczona nagłą zmianą głosu i postawy. Puścił moją rękę i odwrócił się w bok, w stronę horyzontu, gdzie jeszcze niedawno połyskiwały ostatnie promienie słońca.
- Co? O czym ty mówisz?
- Zapomniałaś o wszystkim, kompletnie o wszystkim. Dopiero co się pojawił, a ty już masz gdzieś moje uczucia do ciebie.
- Teroshi, zawsze mówiłam ci, że z tego nic nie będzie.
- Kiedy przez ostatnie miesiące przynosiłem ci kwiaty, prezenty, przytulałem i zabierałem na kolację nie protestowałaś, wręcz przeciwne, bardzo ci się podobało. Tak bardzo lubisz bawić się ludzkimi uczuciami? 
- Teroshi, to przecież nie tak..
Uniósł rękę w geście sprzeciwu, nie pozwalając mi tym samym na kontynuowanie wypowiedzi.
- Odpuść sobie. Jesteś po prostu taka jak cała reszta. Zwykła materialistka.
Po tych słowach zostawił mnie, a do moich oczu napłynęły łzy.
Nie chciałam żeby tak wyszło. Zawsze powtarzałam mu, że z nim nie będę. Za każdym razem, kiedy zabierał mnie za te swoje "randki" mówiłam mu, że to zwykłe, koleżeńskie spotkanie.
Co miałam robić? Odizolować go? Przecież byliśmy w jednej drużynie! Nie chciałam z nim żyć we wrogich stosunkach.
Przykro mi, że tak nisko mnie ocenia. Wcale nie chodziło mi o jego pieniądze, nigdy nie patrzę na pojemność portfela moich przyjaciół.
Ten dzień jest katastrofalny. Muszę w końcu położyć się spać, żeby nie natrafić na jakąś kolejną, mało przyjemną sytuację.

~~
Starałam się, żeby był obszerny, tylko po prostu pisałam go bardzo długo i nie mogłam później posklejać zdań, ech..
Jak dla mnie ta Sarada wcale nie jest córką Sakury i Sasuke, jak już to Karin i Sasuke, ale co ja mogę tam wiedzieć, nie znam się :P (tak jeśli ktoś jeszcze patrzy na mangę Naruto :>)
Nadrobię wasze blogi, ale dopiero w weekend, dobrze? Mam strasznie dużo nauki..
Pozdrawiam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz