sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział XII "Prawda wyszła na jaw?"


Obudziłam się na czymś miękkim. Uchyliłam delikatnie powieki i zamrugałam kilka razy. Obraz był lekko rozmazany, ale po chwili wrócił do normy. Kiedy przypomniałam sobie wydarzenia z minionego dnia, gwałtownie się podniosłam, czego później pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowę. Klnąc pod nosem zrzuciłam nogi z łóżka. Przez chwilę zostałam w takiej pozycji, chcąc zmusić swój mózg do prawidłowej pracy. 
Ostatnie wydarzenia uderzały we mnie z ogromną siłą, przyprawiając mnie o ból głowy. Moja ciotka, która mnie zdradziła, mój biologiczny ojciec, który nagle się pojawił. Ciągle pamiętam jego słowa "Zabrali nam cię, Naomi. Zabrali". O co mogło mu chodzić? Muszę się tego jak najszybciej dowiedzieć.
Moje prośby zostały bardzo szybko wysłuchane, bo w tym samym momencie drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Naofumi z jakimś gościem. Usiadł koło mnie a gestem ręki nakazał swojemu towarzyszowi opuszczenie pomieszczenia. Przez chwilę panowała krępująca cisza, którą shinobi postanowił przerwać.
- Jesteś głodna? Potrzebujesz czegoś?
- Nie. - szepnęłam, nie wiedząc od czego zacząć. Jeszcze przed chwilą chciałam zadać mu wiele pytań, a teraz czuję wielką gulę w gardle.
- Gdzie jest Sasuke?
- Twój chłopak?
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, ale po chwili uświadomiłam sobie, że oficjalnie, przez Uchihę co prawda, jesteśmy parą.
- Eee, tak, tak. Gdzie jest?
- Spokojnie, Naomi, jest tuż za ścianą. Jeżeli będziesz chciała możesz zawsze do niego zajrzeć. 
Postanowiłam się przełamać i w końcu zadać mu to jedno, nurtujące mnie pytanie.
- O czym mówiłeś chwilę przed tym jak straciłam przytomność?
- hmm?
- Mówiłeś, że mnie zabrali. Możesz... bardziej to rozwinąć?
Mężczyzna przez chwilę siedział cicho, wpatrując się w jakiś punkt na ścianie. 
- Twoja matka uciekła z Konohy kilka miesięcy po twoich narodzinach. Wyprowadziliśmy się do Kumogakure i zamieszkaliśmy razem. Wychowywaliśmy cię wspólnie, przez pierwszy rok twojego życia. Później Konoha zaczęła za nami węszyć. Hokage wysłał za nami AMBU. Wiedzieliśmy, że ma to związek z wyjątkową zdolnością twojej matki. Była traktowana jak przedmiot. Tajna broń anbu. Potwór, który ma nad sobą władzę. Nad niezliczoną ilością czakry. Baliśmy się, że kiedy dowiedzą się, że to ty jesteś nowym jinchuuriki Amaterasu, zrobią wszystko, aby nam cię odebrać i wychować na posłuszną im marionetkę. I zrobili to. Udało im się. - Zatrzymał się na chwilę i głośno westchnął. -To był poniedziałek. Środek wyjątkowo mroźnej zimy. Siedzieliśmy razem w domu i spędzaliśmy czas jak zwykła rodzina, kiedy nasze mieszkanie zostało zaatakowane. Gdybym wtedy był silniejszy... Nigdy bym nie nie pozwolił aby jej coś się stało.
- O czym ty mówisz?
- Ona po prostu nie była im już potrzebna. Jednocześnie chcieli ją ukarać, ale on przesadził. To była ostateczność. Poza tym, przecież ona nie stawiała oporu...
- Możesz jaśniej?! - powoli puszczały mi nerwy.
- On ją zabił Naomi. Kakashi zabił twoją matkę.
Przez chwilę zapomniałam jak się oddycha. To nie mogła być prawda. Przecież... ja ją pamiętam.    
- Niemożliwe. - powiedziałam, powstrzymując łzy. - Pamiętam mamę z dzieciństwa.
- Nafaszerowali twoją głowę nieprawdziwymi informacjami. Kiedy dowiedzieli się, że jesteś nowym jinchuuriki chcieli za wszelką cenę zatrzymać cię przy sobie, rozumiesz? Chcieli zrobić z ciebie marionetkę. Próbowałem cię odbić, ale po wydarzeniach z tamtego dnia przez bardzo długi czas dochodziłem do siebie. Wtedy ledwo uszedłem z życiem. Poza tym nie miałem tyle siły aby zmierzyć się z całą konoszańską armią. 
- Co? Czyli mama nigdy nie była z Kakashim? Chcesz mi powiedzieć, że to też jedna wielka ściema?
- Nie do końca. Twoja matka rzeczywiście z nim była. Pobrali się i przez pewien czas byli szczęśliwi.
- Pewnie czas?
- Kakashi stawiał na pierwszym miejscu przede wszystkim karierę. Inati często zostawała sama. Zaprzyjaźniliśmy się, a później zakochaliśmy się w sobie. Kiedy Inati dowiedziała się, że jest w ciąży postanowiła opuścić Kakashiego. Co prawda na początku nie miała odwagi od niego odejść. Bała się go. Ja musiałem uciekać. Klan Uchiha planował powstanie, a gdyby dowiedzieli się, że brałem w nim udział, byłbym poszukiwany. Razem z Inati uzgodniliśmy, że kiedy urodzi, dołączy do mnie w Kumogakure. 
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? Że nie próbujesz mnie tylko przeciągnąć na swoją stronę?
- Powiedzieli ci, że nie jesteś córką Kakashiego? Powiedzieli ci, że twoja matka nie była z nim szczęśliwa? Powiedzieli ci, że twoja matka jest... - tutaj przerwał - nieważne. Na to jeszcze przyjdzie czas. 
- Nie.
- No sama widzisz. Konoha zawsze potrafiła dobrze grać i udawać. 
- Konoha mogła też chronić mnie przed tobą.
- hmm, racjonalne argumenty, ale pomyśl. Gdyby naprawdę chcieli cię ochronić, powiedzieli by ci. Naopowiadaliby ci kłamst na mój temat, że jestem zdrajcą, że brałem udział w powstaniu... cokolwiek. Dlaczego tego nie zrobili?  
Nie wiedziałam co powiedzieć. Uciszyłam się i wlepiłam wzrok w podłogę.
- Mogę ci to wszystko pokazać. Chociaż chciałem tego uniknąć. 
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, ale w chwili, gdy spojrzałam w jego tęczówki nie byłam już w tym pokoju. Byłam w jakimś domu. Bardzo ładnym zresztą. Takim przytulnym... biła z niego ciepła, rodzinna atmosfera. Nagle usłyszałam huk, więc odwróciłam się w stronę drzwi frontowych. Zobaczyłam czterech członków konoszańskiego anbu.
- Co tu się dzieję? - zapytałam na głos, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Jakby mnie nie widzieli. 
Zaraz. On złapał mnie w jakąś technikę oczną. Mogłam się domyślić. Jest przecież Uchihą. 
- Pani Inati Matsumara? - zapytał jeden z czterech.
- Tak, to ja. A o co chodzi?
- Mamy nakaz aresztowania.
Wtedy pojawił się jeszcze jeden, piąty ninja. Wyszedł przed szereg i zdjął swoją maskę. Moja źrenice rozszerzyły się, kiedy ujrzałam Kakashiego.
- Inati... dlaczego uciekłaś? - zapytał skruszony Kakashi.
- Kochanie, coś nie tak? - zapytał ktoś schodzący ze schodów.
Na dole pojawił się mężczyzna w czarnych, sterczących włosach. Naofumi. Nim zdążył cokolwiek zrobić czterech konoszańskich anbu rzuciło się na niego. Naofumi aktywował swojego sharingana, ale wtedy do walki dołączyło jeszcze kilku ninja. Cóż za sprawiedliwa walka. Dziesięciu na jednego. 
- Kiedy ja się o was zamartwiałem, ty siedziałaś tutaj razem z nim?! - warknął Kakashi na moją matkę.
- Kakashi, uspokój się. - powiedziała moja matka.
- Uspokój się?! Uspokój?! Szukałem cię! A ty tak po prostu tutaj z nim siedziesz? Bez żadnych wyjaśnień?!
- Wiele razy mówiłam ci, że nie jestem z tobą szczęśliwa. Myślałeś, że będę to ciągle znosić? Życ w taki sposób jaki ty będziesz mi kazał? Nie jestem marionetką. Mówię to tobie a ty przekaż to reszcie tej zakłamanej wioski. 
- Chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej. - warknął Kakashi, już ledwo powstrzymując swoją złość. 
- Robiąc ze mnie posłuszną marionetkę? Karmiąc mnie tymi wszystkimi kłamstwami?! - moja matka miała łzy w oczach. Tak skupiłam się na ich rozmowie, że zapomniałam o Naofumi, który walczył w nierównym pojedynku. Nie byłam zaskoczona, kiedy zobaczyłam jak leży, ledwo przytomny, podtrzymywany przez jednego z anbu.
- Moja miłość do ciebie była prawdziwa! Kocham cię!
- Ale ja ciebie nie, nie rozumiesz tego? On dał mi miłość. Prawdziwą. Czuję ją każdego dnia pobytu z nim. Widzę ją w każdym jego geście. Jestem z nim naprawdę szczęśliwa. Ty nie mógłbyś mi tego nigdy dać, rozumiesz? Nigdy. Cieszę się, że nim jestem, że mamy razem dziecko.
- Co? O czym ty mówisz?
- Tak. O tym, o czym teraz myślisz. Naomi wcale nie jest twoją córką, tylko jego. 
Nie minęła sekunda a w ręce Kakashiego uformowała się kula energi, którą wycelował prosto w serce mojej matki. Ta stała, z szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewała się, że ją zaatakuje. Jak zresztą nikt z pomieszczenia.
- Kakashi! Ona jest jinchuuriki! Amaterasu nas pożre! 
- Nie jest jinchuuriki. Nie ma tatuażu na nadgarstku. - powiedział Kakashi, spuszczając głowę.
- Ka...kashi. - szepnęła moja matka. - jak mogłeś... - po tych słowach kobieta runęła na ziemię. 
- Musiałem to zrobić. Dostałem takie polecenie od Hokage. Gdyby chciała ze mną wrócić... nic by się jej nie stało, ale ona sama zadecydowała o swoim losie wybierając jego. Zostawcie go. Niech tu umrze razem z nią. Tylko niech ktoś idzie po dziecko. Najprawdopodobniej jest na górze. To pewnie nowy jinchuuriki Amaterasu.
Wtedy znalazłam się znowu w starym pokoju razem z moim biologicznym ojcem. Policzki miałam mokre od łez, które wypłynęły chwilę po tym, jak Kakashi podniósł rekę na moją matkę. 
Nie patrząc nawet na ojca wybiegłam z pokoju, kierując się prosto do Uchihy. Otworzyłam drzwi i ujrzałam Sasuke, który chyba niedawno podniósł się z łóżka. Jego zaspany wzrok zmienił się, kiedy tylko mnie zobaczył.
- Naomi?
Nic nie mówiąc, rzuciłam się mu w ramiona i zaczęłam płakać jak dziecko, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi. Ten tylko mocniej mnie do siebie przycisnął i uspokajająco gładził mnie po głowie.

~*~
Nie spodziewaliście się tego, co nie? :D 
Oj, ale ja mieszam w tym opowiadaniu! Co chwilę co innego, ale spokojnie., teraz wszystko schodzi na jeden tor. 
Rozdział jest... no sami oceńcie. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że się starałam :D 
SasuNao powoli rozkwita, co prawda w żółwim tempie, ale jednak. 
Pozdrawiam <3

2 komentarze:

  1. Kakashi? Ja nie wierzę :o Szybko pisz nexta! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział!
    http://narii--to-sasuke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń