- Nie rób tego, proszę cię... - zaczęłam
go błagać i spróbowałam przytulić, jednakże odtrącił moją dłoń.
Słowa Itachiego aż tak na niego
zadziałały? Jedno głupie wydarzenie miało zadecydować o tym wszystkim?
- Robię to dla ciebie, rozumiesz? Nie
możesz być z kimś takim jak ja.
- Kiedy ja nie chcę nikogo innego,
rozumiesz?!
Faktycznie, może wykrzyczałam to zbyt
głośno, ale do tego pacana nie docierało nic innego!
Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi jak noc
oczami, próbując wywiercić mnie na wylot.
Dlaczego jego spojrzenie stało się tak
chłodne i beznamiętne? Dlaczego sam sobie sprawia krzywdę?
- Dziękuję Naomi. Za wszystko.
Po tych słowach wstał i zaczął odchodzić,
a ja nawet nie mogłam się poruszyć.
Zostawił mnie. Tak po prostu mnie
zostawił...
- Dlaczego? - szepnęłam tak cicho, że nie
byłam pewna, czy mnie usłyszałam, ale kiedy obrócił delikatnie głowę w bok, wszystko
było wyjaśnione. - Dlaczego tak cholernie mnie ranisz?
- Obiecuję, że to ostatni raz.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, mężczyzna
ruszył dalej.
Stałam, owładnięta zimnym powietrzem,
kompletnie zdezorientowana.
Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, chcąc
krzyknąć z całej siły, aby wrócił, ale z mojego gardła wyszedł jedynie cichutki
jęk.
Łzy toczyły się po moich policzkach,
mocząc letnią, zwiewną bluzkę.
Nic dla niego nie znaczyłaś Naomi. -
słowa te przelatywały ciągle przez moją głowę, za każdym razem rozdzierając
serce na coraz drobniejsze kawałeczki.
Moja dłoń bezwładnie opadła na dół, kiedy
brunet zniknął w ciemności. Usiadłam na ziemi, chowając twarz w dłoniach.
Jak mogłam się tak pomylić? Jak mogłam go
pokochać?
Uspokoiłam się dopiero po kilkunastu
minutach.
Robiło się coraz zimniej, a ja miałam na
sobie jedynie letnią bluzkę na ramiączkach.
Drżącymi rękami podniosłam się z ziemi i
wróciłam do domu, gdzie nie zmrużyła oka do samego rana, a gdy tylko zamknęłam powieki, przed moimi oczami pojawiała się postać Uchihy.
~*~
Minęło kilka dni, odkąd Sasuke opuścił wioskę.
Chciałam za nim pobiec, odszukać i
przyprowadzić z powrotem, ale nie mogłam. Nie pozwolił mi na to.
Dni były nudne. Wszyscy pracowali lub
zajmowali się domem, a ja musiałam siedzieć w wiosce i czerpać korzyści z
przymusowego urlopu. Jak mam się teraz odprężać, skoro miłość mojego życia
odeszła i nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek powróci?
Drużyna kompletnie nam się rozpadła.
Sakura ciągle siedzi w szpitalu,
doskonaląc swoje medyczne umiejętności, Sasuke, no, to już wiemy wszyscy, a
Naruto gdzieś zniknął.
Nie widziałam go od kilku dni. Może
Tsunade wysłała go w jakąś tajną misję?
Szłam zatłoczonymi uliczkami wioski,
chcąc dostać się do biura piątej.
Zapukałam delikatnie w drzwi, a kiedy
usłyszałam głośne "wejść", pchnęłam je do przodu.
W pomieszczeniu była tylko brunetka, z
butelką sake na biurku.
- Masz wolne? - zapytawszy, usiadłam na
sofie obok biurka. - Nigdy nie piłaś w pracy.
- Dzisiaj jest niedziela, Naomi! Poza
tym, jeszcze nie otworzyłam butelki. Nie mam na nią jakoś ochoty. - Tsunade nie
miała chęci na sake?! Koniec świata. - Mam dziwne przeczucie, że coś się
wydarzy.
Zmrużyłam oczy, spoglądając za okno.
Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Nagle, jak na zawołanie, zaczęły
nadchodzić czarne chmury. Zupełnie tak jak w moim śnie...
Tsunade zerwała się z krzesła, wywracając
przy okazji biurko. Butelka z sake pękła w spotkaniu z twardą podłogą i wszystko rozlało
się po całej podłodze, tworząc mokrą ścieżkę po same drzwi.
Podbiegłam do okna, obok którego stanęła
blondynka i obie zaczęłyśmy przyglądać się rozwojowi wydarzeń.
Pioruny zaczęły uderzać w domy
przerażonych mieszkańców, ale nie dostrzegłyśmy żadnych zamaskowanych ninja.
W pewnym momencie zdążyłam ujrzeć jedynie
rosnącą kulę światła, a wtedy inicjatywę przejął sharingan, starając się
zidentyfikować nieznany obiekt.
Okazało się, że to wielka kula energii,
zmierzająca prosto w naszą wioskę. To nie były zwykłe wyładowania atmosferyczne!
Wtedy drzwi do gabinetu otworzyły się z
hukiem i do środka wpadła zdyszana Shizune.
- Hokage-sama! Ktoś zaatakował wioskę!
Usłyszałam szmer, a kiedy się odwróciłam,
ogromna masa energii już leciała w naszym kierunku.
Siła uderzenia była tak silna, że
przeturlałam się przez całe biuro, lądując pod jego drzwiami.
Ku mojemu zdziwieniu, Tsunade ciągle
stała w tym samym miejscu.
- Shizune! Ogłoś alarm i powołaj shinobi
do obrony! Naomi! Znajdź przyjaciół.
Kiwnęłam twierdząco głową i szybko
opuściłam gabinet piątej.
Kiedy znalazłam się na dachu, już
ujrzałam kilka znajomych postaci, przygotowanych do obrony ich ukochanej wioski.
Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
W oddali dostrzegłam jakąś smukłą
sylwetkę w płaszczu, ale nawet sharingan nie mógł jej dokładnie zobaczyć.
Zaczęłam skakać po dachach, chcąc podejść
jak najbliżej.
Zatrzymałam się, a raczej zostałam do
tego zmuszona przez Shikamaru, który nie kazał mi iść dalej, bo uznał to za
zbyt niebezpieczne.
Na całe szczęście w tej odległości
sharingan nie miał większych problemów.
Mężczyzna z oddali miał rude włosy i
powbijane metalowe kołki w części ciała.
Jego oczy... były inne. Pierwszy raz
spotkałam się z takim Kekei Genkai.
Zaraz, zaraz. Ja go skądś kojarzę...
Już wiem! Ten psychiczny koleś mnie
kiedyś uprowadził i chciał mi odebrać Amaterasu!
Właśnie... Amaterasu...
Żyjemy w wojnie domowej od kiedy zaczęłam
spotykać się z Uchihą. Nie wiem dlaczego, wilk go nie trawił. Po prostu nie
mógł na niego patrzeć. Szkoda tylko, że nigdy nie uzasadnił swojego
twierdzenia.
- Naomi! Idź w stronę oddziału głównego
do budynku administracyjnego! Tam spotkasz Kakashiego i resztę!
Dzięki, Shikamaru. Tak się składa, że ja
stamtąd wracam!
Z aktywowanym sharinganem ruszyła w drogę
powrotną, unikając przy tym dwóch zawalających się budynków, które chciały
posłać mnie z zaświaty.
Kiedy dotarłam na miejsce, nigdzie nie
mogłam dostrzec Tsunade. Strasznie się o nią martwiłam... W końcu to ona jest
odpowiedzialna za całą wioskę, więc według tego, będzie musiała nawet za nią
zginąć, a to najgorszy z możliwych koszmarów.
- Naomi! - usłyszałam swojego ojca, a
chwilę później poczułam mocne szarpnięcie z lewej strony. - Dzielimy się na
dwie grupy. Ja z Gaiem pójdziemy w głąb, a ty zostaniesz tutaj z Sakurą i
Hinatą. Zaraz powinni dotrzeć tutaj inni.
Kiwnęłam twierdząco głową i skierowałam
się w stronę dziewczyn.
Obie walczyły z jedną, rudą kobietą w
płaszczu Akatsuki.
Włączyłam się do walki, chcąc jak
najszybciej pozbyć się wroga.
Nie spodziewałam się, że będzie on jednak
tak bardzo silny.
Wymieniałyśmy zamiennie ataki, ale wróg w
ogóle się nie męczył.
Jej czakra ciągle była na tym samym poziomie,
niezależnie od tego, jaką techniką posługiwała się każda z nas.
- Amaterasu! - tego jutsu nauczył mnie
Sasuke, kilka miesięcy temu. Był to mój debiut w jej używaniu, a sharingan
bardzo negatywnie wyraził swoją opinię na jej temat. Strużka krwi spłynęła z
mojego lewego oka, a obraz lekko się zamazał. Nie użyję tej techniki zbyt
szybko.
Nasz wróg zaczął kręcić się pod wpływem
czarnych płomieni, a ja opadłam na ziemię, chcąc unormować swoją czakrę.
Wiem, że ta technika jej nie zabije.
Nigdy nikogo nie zabiła. Nie jest taka świetna jak wszyscy myślą.
- Naomi? Wszystko w porządku?
Kiwnęłam twierdząco głową i wstałam na
równe nogi. Teraz możemy iść pomóc innym. Te płomienie nigdy się nie wypalą.
I gdzie, do jasne cholery, jest Naruto?!
Otarłam dłonią pot z czoła i skierowałam
się w stronę centrum, gdzie znajdowała się cała reszta.
Wioska przypomniała jedną, wielką dziurą,
jak po wybuchu bomby atomowej.
Na szczycie Kagę ujrzałam ledwie żywą
Tsunade, na co moje serce zaczęło niekontrolowanie przyśpieszać.
Kiedy opadła z sił, bo innej myśli do
siebie nie dopuszczałam, na placu pojawił się Naruto.
Odetchnęłam z ulgą na widok blondyna, bo
moje siły zaczęły się wyczerpywać.
Akcja toczyła się tak szybko, że już
przestawałam za nią nadążać.
Pain - Naruto - Hinata - Pain - Naruto.
W pewnym momencie Naruto przestał panować
nad ogoniastą bestią.
Zmienił się w czerwoną formę dziewięcioogoniastego
z trzema ogonami.
- Amaterasu... - wyszeptałam błagalnie,
przyglądając się całej akcji.
"Jest źle. Jeżeli tak dalej pójdzie,
Kurama się uwolni"
Podbiegłam do Naruto, po czym kopnęłam go
z zaskoczenia, a ten odleciał na kilka metrów.
Dosłownie sekundę później odniosłam
wrażenie, że wszelkie siły mnie opuściły, a obraz zaczął się rozmazywać...
Pieprzony sharingan!
Zdążyłam tylko zobaczyć biegnącego w moim
kierunku Naruto, a chwilę później dostałam mocnego kopniaka w brzuch, przez co
odleciałam na kilkanaście metrów.
Odpuści sobie? Coś mi mówi, że nie.
Bez pomocy Amaterasu nie miałam z nim
najmniejszych szans. Albo umrze on razem ze mną, albo się uwolni.
Zebrałam w sobie wszelkie siły i
odskoczyłam w momencie, kiedy blondyn chciał oddać kolejny cios.
Znalazłam się na dachu jakiegoś budynku i
naprawdę już nic nie miało dla mnie znaczenia.
"Naomi, nie możesz teraz
odpuścić!"
Zaczęłam półprzytomnie rozglądać się po
otoczeniu, próbując odnaleźć znajome postacie.
Kiedy zobaczyłam mojego ojca, zakopanego
wśród gruzu, myślałam, że stracę przytomność na miejscu.
Ostatkiem sił zaczęłam czołgać się w jego
kierunku, ale kiedy byłam kilka metrów od niego, padłam z wyczerpania,
uderzając głową w bruk.
Ciemność zaczęła mnie otaczać, aż w końcu
pochłonęła mnie całkowicie.
~~
Już pomijam to, że miał być urlop. -.-
Po prostu mam zbyt wiele pomysłów.
Chcę to opowiadanie skończyć do końca wakacji, bo w LO nie będę miała na nie czasu.
Także, mam nadzieję, że się podobało. ;)