poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział XXI

- Nie rób tego, proszę cię... - zaczęłam go błagać i spróbowałam przytulić, jednakże odtrącił moją dłoń.
Słowa Itachiego aż tak na niego zadziałały? Jedno głupie wydarzenie miało zadecydować o tym wszystkim?
- Robię to dla ciebie, rozumiesz? Nie możesz być z kimś takim jak ja.
- Kiedy ja nie chcę nikogo innego, rozumiesz?!
Faktycznie, może wykrzyczałam to zbyt głośno, ale do tego pacana nie docierało nic innego!
Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi jak noc oczami, próbując wywiercić mnie na wylot.
Dlaczego jego spojrzenie stało się tak chłodne i beznamiętne? Dlaczego sam sobie sprawia krzywdę?
- Dziękuję Naomi. Za wszystko.
Po tych słowach wstał i zaczął odchodzić, a ja nawet nie mogłam się poruszyć.
Zostawił mnie. Tak po prostu mnie zostawił...
- Dlaczego? - szepnęłam tak cicho, że nie byłam pewna, czy mnie usłyszałam, ale kiedy obrócił delikatnie głowę w bok, wszystko było wyjaśnione. - Dlaczego tak cholernie mnie ranisz?
- Obiecuję, że to ostatni raz.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, mężczyzna ruszył dalej.
Stałam, owładnięta zimnym powietrzem, kompletnie zdezorientowana.
Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, chcąc krzyknąć z całej siły, aby wrócił, ale z mojego gardła wyszedł jedynie cichutki jęk.
Łzy toczyły się po moich policzkach, mocząc letnią, zwiewną bluzkę.
Nic dla niego nie znaczyłaś Naomi. - słowa te przelatywały ciągle przez moją głowę, za każdym razem rozdzierając serce na coraz drobniejsze kawałeczki.
Moja dłoń bezwładnie opadła na dół, kiedy brunet zniknął w ciemności. Usiadłam na ziemi, chowając twarz w dłoniach.



Jak mogłam się tak pomylić? Jak mogłam go pokochać?
Uspokoiłam się dopiero po kilkunastu minutach.
Robiło się coraz zimniej, a ja miałam na sobie jedynie letnią bluzkę na ramiączkach.
Drżącymi rękami podniosłam się z ziemi i wróciłam do domu, gdzie nie zmrużyła oka do samego rana, a gdy tylko zamknęłam powieki, przed moimi oczami pojawiała się postać Uchihy.

~*~

Minęło kilka dni, odkąd Sasuke opuścił wioskę.
Chciałam za nim pobiec, odszukać i przyprowadzić z powrotem, ale nie mogłam. Nie pozwolił mi na to.
Dni były nudne. Wszyscy pracowali lub zajmowali się domem, a ja musiałam siedzieć w wiosce i czerpać korzyści z przymusowego urlopu. Jak mam się teraz odprężać, skoro miłość mojego życia odeszła i nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek powróci?
Drużyna kompletnie nam się rozpadła.
Sakura ciągle siedzi w szpitalu, doskonaląc swoje medyczne umiejętności, Sasuke, no, to już wiemy wszyscy, a Naruto gdzieś zniknął.
Nie widziałam go od kilku dni. Może Tsunade wysłała go w jakąś tajną misję?
Szłam zatłoczonymi uliczkami wioski, chcąc dostać się do biura piątej.
Zapukałam delikatnie w drzwi, a kiedy usłyszałam głośne "wejść", pchnęłam je do przodu.
W pomieszczeniu była tylko brunetka, z butelką sake na biurku.
- Masz wolne? - zapytawszy, usiadłam na sofie obok biurka. - Nigdy nie piłaś w pracy.
- Dzisiaj jest niedziela, Naomi! Poza tym, jeszcze nie otworzyłam butelki. Nie mam na nią jakoś ochoty. - Tsunade nie miała chęci na sake?! Koniec świata. - Mam dziwne przeczucie, że coś się wydarzy.
Zmrużyłam oczy, spoglądając za okno.
Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Nagle, jak na zawołanie, zaczęły nadchodzić czarne chmury. Zupełnie tak jak w moim śnie...
Tsunade zerwała się z krzesła, wywracając przy okazji biurko. Butelka z sake pękła w spotkaniu z twardą podłogą i wszystko rozlało się po całej podłodze, tworząc mokrą ścieżkę po same drzwi.
Podbiegłam do okna, obok którego stanęła blondynka i obie zaczęłyśmy przyglądać się rozwojowi wydarzeń.
Pioruny zaczęły uderzać w domy przerażonych mieszkańców, ale nie dostrzegłyśmy żadnych zamaskowanych ninja.
W pewnym momencie zdążyłam ujrzeć jedynie rosnącą kulę światła, a wtedy inicjatywę przejął sharingan, starając się zidentyfikować nieznany obiekt.
Okazało się, że to wielka kula energii, zmierzająca prosto w naszą wioskę. To nie były zwykłe wyładowania atmosferyczne!
Wtedy drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem i do środka wpadła zdyszana Shizune.
- Hokage-sama! Ktoś zaatakował wioskę!
Usłyszałam szmer, a kiedy się odwróciłam, ogromna masa energii już leciała w naszym kierunku.
Siła uderzenia była tak silna, że przeturlałam się przez całe biuro, lądując pod jego drzwiami.
Ku mojemu zdziwieniu, Tsunade ciągle stała w tym samym miejscu.
- Shizune! Ogłoś alarm i powołaj shinobi do obrony! Naomi! Znajdź przyjaciół.



Kiwnęłam twierdząco głową i szybko opuściłam gabinet piątej.
Kiedy znalazłam się na dachu, już ujrzałam kilka znajomych postaci, przygotowanych do obrony ich ukochanej wioski.
Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
W oddali dostrzegłam jakąś smukłą sylwetkę w płaszczu, ale nawet sharingan nie mógł jej dokładnie zobaczyć.
Zaczęłam skakać po dachach, chcąc podejść jak najbliżej.
Zatrzymałam się, a raczej zostałam do tego zmuszona przez Shikamaru, który nie kazał mi iść dalej, bo uznał to za zbyt niebezpieczne.
Na całe szczęście w tej odległości sharingan nie miał większych problemów.



Mężczyzna z oddali miał rude włosy i powbijane metalowe kołki w części ciała.
Jego oczy... były inne. Pierwszy raz spotkałam się z takim Kekei Genkai.
Zaraz, zaraz. Ja go skądś kojarzę...
Już wiem! Ten psychiczny koleś mnie kiedyś uprowadził i chciał mi odebrać Amaterasu!
Właśnie... Amaterasu...
Żyjemy w wojnie domowej od kiedy zaczęłam spotykać się z Uchihą. Nie wiem dlaczego, wilk go nie trawił. Po prostu nie mógł na niego patrzeć. Szkoda tylko, że nigdy nie uzasadnił swojego twierdzenia.
- Naomi! Idź w stronę oddziału głównego do budynku administracyjnego! Tam spotkasz Kakashiego i resztę!
Dzięki, Shikamaru. Tak się składa, że ja stamtąd wracam!
Z aktywowanym sharinganem ruszyła w drogę powrotną, unikając przy tym dwóch zawalających się budynków, które chciały posłać mnie z zaświaty.
Kiedy dotarłam na miejsce, nigdzie nie mogłam dostrzec Tsunade. Strasznie się o nią martwiłam... W końcu to ona jest odpowiedzialna za całą wioskę, więc według tego, będzie musiała nawet za nią zginąć, a to najgorszy z możliwych koszmarów.
- Naomi! - usłyszałam swojego ojca, a chwilę później poczułam mocne szarpnięcie z lewej strony. - Dzielimy się na dwie grupy. Ja z Gaiem pójdziemy w głąb, a ty zostaniesz tutaj z Sakurą i Hinatą. Zaraz powinni dotrzeć tutaj inni.
Kiwnęłam twierdząco głową i skierowałam się w stronę dziewczyn.
Obie walczyły z jedną, rudą kobietą w płaszczu Akatsuki.
Włączyłam się do walki, chcąc jak najszybciej pozbyć się wroga.
Nie spodziewałam się, że będzie on jednak tak bardzo silny.
Wymieniałyśmy zamiennie ataki, ale wróg w ogóle się nie męczył.
Jej czakra ciągle była na tym samym poziomie, niezależnie od tego, jaką techniką posługiwała się każda z nas.
- Amaterasu! - tego jutsu nauczył mnie Sasuke, kilka miesięcy temu. Był to mój debiut w jej używaniu, a sharingan bardzo negatywnie wyraził swoją opinię na jej temat. Strużka krwi spłynęła z mojego lewego oka, a obraz lekko się zamazał. Nie użyję tej techniki zbyt szybko.



Nasz wróg zaczął kręcić się pod wpływem czarnych płomieni, a ja opadłam na ziemię, chcąc unormować swoją czakrę.
Wiem, że ta technika jej nie zabije. Nigdy nikogo nie zabiła. Nie jest taka świetna jak wszyscy myślą.
- Naomi? Wszystko w porządku?
Kiwnęłam twierdząco głową i wstałam na równe nogi. Teraz możemy iść pomóc innym. Te płomienie nigdy się nie wypalą.
I gdzie, do jasne cholery, jest Naruto?!
Otarłam dłonią pot z czoła i skierowałam się w stronę centrum, gdzie znajdowała się cała reszta.
Wioska przypomniała jedną, wielką dziurą, jak po wybuchu bomby atomowej.
Na szczycie Kagę ujrzałam ledwie żywą Tsunade, na co moje serce zaczęło niekontrolowanie przyśpieszać.
Kiedy opadła z sił, bo innej myśli do siebie nie dopuszczałam, na placu pojawił się Naruto.
Odetchnęłam z ulgą na widok blondyna, bo moje siły zaczęły się wyczerpywać.
Akcja toczyła się tak szybko, że już przestawałam za nią nadążać.
Pain - Naruto - Hinata - Pain - Naruto.
W pewnym momencie Naruto przestał panować nad ogoniastą bestią.
Zmienił się w czerwoną formę dziewięcioogoniastego z trzema ogonami.
- Amaterasu... - wyszeptałam błagalnie, przyglądając się całej akcji.
"Jest źle. Jeżeli tak dalej pójdzie, Kurama się uwolni"
Podbiegłam do Naruto, po czym kopnęłam go z zaskoczenia, a ten odleciał na kilka metrów.
Dosłownie sekundę później odniosłam wrażenie, że wszelkie siły mnie opuściły, a obraz zaczął się rozmazywać... Pieprzony sharingan!
Zdążyłam tylko zobaczyć biegnącego w moim kierunku Naruto, a chwilę później dostałam mocnego kopniaka w brzuch, przez co odleciałam na kilkanaście metrów.
Odpuści sobie? Coś mi mówi, że nie.
Bez pomocy Amaterasu nie miałam z nim najmniejszych szans. Albo umrze on razem ze mną, albo się uwolni.
Zebrałam w sobie wszelkie siły i odskoczyłam w momencie, kiedy blondyn chciał oddać kolejny cios.
Znalazłam się na dachu jakiegoś budynku i naprawdę już nic nie miało dla mnie znaczenia.
"Naomi, nie możesz teraz odpuścić!"
Zaczęłam półprzytomnie rozglądać się po otoczeniu, próbując odnaleźć znajome postacie.
Kiedy zobaczyłam mojego ojca, zakopanego wśród gruzu, myślałam, że stracę przytomność na miejscu.



Ostatkiem sił zaczęłam czołgać się w jego kierunku, ale kiedy byłam kilka metrów od niego, padłam z wyczerpania, uderzając głową w bruk.

Ciemność zaczęła mnie otaczać, aż w końcu pochłonęła mnie całkowicie.

~~
Już pomijam to, że miał być urlop. -.- 
Po prostu mam zbyt wiele pomysłów.
Chcę to opowiadanie skończyć do końca wakacji, bo w LO nie będę miała na nie czasu.
Także, mam nadzieję, że się podobało. ;)

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział XX

Cisza.
Spokój.
Harmonia.
Tymi trzema słowami mogłam opisać otaczający mnie krajobraz. Było pięknie. Ogromna, zielona łąka z burzą kwiatów, kilka zająców i mały strumyczek.
Pośrodku ja, owładnięta ciepłym powietrzem, grająca w harmonii z całą resztą.
Nagle nadchodzą ogromne chmury. Nie mogę nic zrobić. Ciemność mnie otacza. Wsiąka w moją duszę, w każdy jej milimetr.
Widzę Sasuke.
Stoi sam, pośrodku polany, otoczony przez kilku zamaskowanych ninja.
Próbuję coś zrobić, ale jestem wbita w ziemię. Nie potrafię poruszyć nawet jednym palcem.
Widzę Naoufmiego. Stoi zaraz obok bruneta, z ręką na jego ramieniu.
- Nieładnie Naomi. - docierają do mnie jego słowa. - Bardzo nieładnie.
Po tym wyciąga z kieszeni srebrny kunai i przykłada Sasuke do gardła.
Z moich ust wydobywa się głośne jęknięcie, kiedy ostre narzędzie przejeżdża po jego szyi, zostawiając za sobą szkarłatną linię.
Chłopak upada i przestaje się ruszać, a Naofumi uśmiecha się do mnie szyderczo.
- To się stanie, jeżeli mi nie pomożesz. - wysyczał z jadem z głosie, po czym zniknął, a wręcz rozpłynął niczym mydlana bańka.
Podbiegam do chłopaka i próbuję mu pomóc.



Potrząsam nim, krzycząc, aby wrócił. Wyzywam go od egoisty i tchórza.
Ale kto w tym wypadku był egoistyczny?
Ja czy on?
Nie myślę racjonalnie i doskonale o tym wiem. Mój jęk przepełnia całą polanę, płosząc wszystkie zwierzęta.
Potrząsam brunetem, starając się tym samym zmusić go do jakiegokolwiek ruchu czy przebudzenia.
W końcu łapię jego delikatną dłoń i splatam ze swoją. Łzy toczą się po moich policzkach i skapują na jego poharataną klatkę piersiową. Nie mogę nic zrobić. Straciłam go... Straciłam...
Budzę się, zalana zimnym potem.
Jestem w domu, w moim własnym pokoju.
Księżyc widnieje nad widnokręgiem i jest jedynym źródłem światła w pomieszczeniu.
Ocieram ręką pot z czoła, po czym wstaję z łóżka.
Wychodzę na balkon, próbując tym samym unormować oddech.
Boję się, że coś mu się stanie.
Wracam do pokoju i zakładam standardowy strój shinobi.
Cicho opuszczam mieszkanie, nie chcąc tym samym wpaść na mojego ojca.
Przemierzam zaciemnione uliczki wioski, chcąc jak najszybciej dostać się do mieszkania Sasuke.
Zatrzymuję się przed jego domem, patrolując otoczenie za pomocą sharingana.
Wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. Noc jest ciepła i bardzo przyjemna. Na niebie nie ma ani jednej chmurki.
Wchodzę po rynnie na dach i próbuję dostać się do okna jego sypialni. Wiem doskonale, po której stronie się znajduje, bo spędzałam w jego domu noce już wiele razy.
Przyklejam się do zimnej szyby, pozostawiając na niej zaparowane ślady po nierównomiernym oddechu i maksymalnie wytężam swój wzrok.



Sharingan dostrzegł jedynie puste łóżko, a wtedy moje serce podskoczyło do gardła.
Kiedy się obróciłam, zostałam brutalnie przyciśnięta do szyby, przez co oboje z nieznajomym wpadliśmy do środka.
- Wyczułem cię, zanim weszłaś na dach. - usłyszałam głos Sasuke, na co odetchnęłam z ulgą.
- Przestraszyłeś mnie. - powiedziałam spokojnym głosem i podniosłam się na kolana.
- Co tutaj robisz o tej porze?
- Stęskniłam się, uwierzysz?
~*~
Kręci. 
Czuję to. Nie przyszła tutaj jedynie dlatego, że zatęskniła za moją osobą. To coś bardziej złożonego, ale nie zdradzi mi tego. Taka już jest. 
Sam będę musiał to rozgryźć.
- Nigdy nie tęskniłaś za mną tak bardzo, żeby odwiedzać mnie w środku nocy.
- No wiesz! - zaczęła oburzonym tonem, zakładając ręce na biodra. - Zawsze za tobą tęsknię.
Zaśmiałem się cicho pod nosem i dostrzegłem jej nikły ruch sharingana, który pozwolił jej to zaobserwować.
Żyjemy w tak poplątanej relacji, że czasami mnie to śmieszy.
Kochamy się, powiem to otwarcie. Jest pierwszą kobietą, po mojej matce, którą wpuściłem do swojej duszy. Zna mnie niemalże na wylot. Wie, jak zareaguję w określonej sytuacji i stara się przewidzieć każdy mój ruch.
Cóż, to samo tyczy się jej. Jest dla mnie niczym otwarta księga. Bez problemu potrafię wyczytać każde z jej uczuć, a obecnie góruje tu ulga.
Bała się czego.
Bała się o mnie.
Tylko dlaczego?
- Nie powiesz mi, co? - rzuciła mi pytające spojrzenie - Nie powiesz, dlaczego naprawdę tutaj przyszłaś? Tu nie chodziło o twoją tęsknotę. Wiem to.
Miała nieodgadniony wyraz twarzy. Spuściła wzrok, patrząc w podłogę i zacisnęła dłonie w pięści.
- Miałam zły sen.
Nie rozumiałem, o czym mówi. To tylko sen. Czasami zdarzają się również te gorsze, które spędzają nam sen z powiek, ale to nie powód, żeby biec do czyjegoś mieszkania w środku nocy.
Podniosłem jej brodę delikatnie do góry i patrzyłem na nią wyczekująco, oczekując dalszych wyjaśnień.
- Zabili cię. - wyszeptała, a ja poczułem, jak bo jej ciele roznosi się dziwny dreszcz. - On cię zabił, a ja nie mogłam nic zrobić.
Teraz dopiero wszystko do mnie dotarło. Przyszła sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku.
Jej sen musiał być na tyle przerażający i realistyczny, że aż zmusił ją do pojawienia się w moim domu, w środku nocy.
Pewnie gdybym nie spał i po prostu nie wyczuł jej szalejącej czakry, ta jedynie ujrzała by moja sylwetkę przez szybę okna i wróciła do domu.
Z drugiej strony mogłaby zostać i patrolować mój dom do rana, aby upewnić się, że nic mi nie jest.
Zastanawia mnie czy to zły sen, czy jakieś manipulacje Naofumiego.
Sharingan to potężna broń. Większość ludzi nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Nie wiem na jakim poziomie jest Naofumi i czy przyczynił się do koszmaru Naomi, ale muszę bardziej uważać na siebie i na nią.
Nagle usłyszałem szmer i przez okno wpadły dwa shurikeny.
Złapałem brunetkę i przetoczyliśmy się razem przez pół pokoju, odbijając się od drewnianej, białej ściany.
Podniosłem oczy i zdębiałem.
Shurikeny umiejscowione były na mojej poduszce, niszcząc ją niemal całkowicie.
Poczułam jak dłonie brunetki zaciskają się mocniej wokół mnie, ale odepchnąłem ją.
Czułem coś, czego nienawidziłem najbardziej we wszechświecie.
Czułem czakrę swojego starszego braciszka.
Zerwałem się z podłogi i wyszedłem na dach, kierując się w stronę wejścia frontowego.
Brunetka była tuż za mną, a ja zastanawiałem się, w jaki sposób mam ją unieruchomić.
Kiedy ujrzałem mojego brata w płaszczu Akatsuki, opętała mnie czysta złość i nienawiść.
Miałem ochotę go zabić. Tak prosto, z marszu, bez mrugnięcia okiem.
- Ciągle jesteś tak wyrywny? Kiedy ty dorośniesz.
Nie zamierzałem się z nim wdawać w jakiekolwiek dyskusję. Chciałem z nim walczyć.



Wymienialiśmy ciosy i chyba wpadłem w jakiś trans. Przez chwilę nawet myślałem, że to genjutsu.
Byłem tak bardzo skupiony na sylwetce Itachiego, że nawet nie zauważyłem jego klona, który kopnął mnie od tyłu.
Przeturlałem się kilka metrów po ziemi, zdzierając sobie do krwi łokcie i kolana, ale wtedy to nie miało żadnego znaczenia.
Szybko się podniosłem, ignorując ból i szczypanie i stanąłem w pozycji bojowej.
- Nie dojrzałeś, Sasuke. - kiedy to usłyszałem, zacisnąłem mocniej szczękę. - Ty się nigdy nie zmienisz...
- To nie ja zabiłem całą naszą rodzinę.
- Ty jesteś mną, Sasuke.
Ty jesteś mną, Sasuke... Te słowa odbijały się w mojej głowie, przyprawiając mnie o jej ból. Nie. Nie jestem taki i nigdy nie będę.
- Zniszczyłbyś wszystkich, żeby tylko dostać się do mnie. Zabiłbyś każdego, dosłownie. Nawet swoją kobietę.
Nigdy nie skrzywdziłbym... Naomi? Gdzie ty jesteś?!
Zacząłem gorączkowo rozglądać się po dziedzińcu, szukając spojrzeniem brunetki.
Była tam.



Leżała, pod wielkim dębem i próbowała się podnieść.
Nie zauważyłem, żeby została zaatakowana przez Itachiego.
- W ogóle nie zwróciłeś uwagi na zasięg twojego jutsu. Oberwała nim, mój kochany braciszku. Skrzywdziłeś ją i uważasz, że nie jesteśmy podobni?
Po tych słowach zniknął, a ja podbiegłem do Naomi i pomogłem jej się podnieść.
Miała poparzone ręce i początkowy odcinek nóg. Skrzywdziłem ją, a obiecałem sobie, że nigdy jej tego nie zrobię.
- To nic, Sasuke... - powiedziała, kiedy już usiadła. - Nie zdążyłam się odsunąć.
- Jestem potworem...
- Nie, Sasuke, nie jesteś nim...
- Słyszałaś go! Jestem taki jak on, czystym złem! Odejdź, proszę cię. Zostaw mnie!
- Nie jesteś nim, Sasuke! Jesteś silny i potrafisz kochać jak nikt inny, rozumiesz? Nigdy nie pozwoliłbyś mnie skrzywdzić, a już na pewno nie świadomie! Zawsze będę twoja i nigdy cię nie opuszczę, rozumiesz?
- Nie mogę tutaj dłużej zostać.



- O czym ty mówisz, do cholery?!
- Muszę odejść. - rzuciłem twardo, podnosząc się z ziemi.
Brunetka patrzyła na mnie wielkimi oczami, jakby w ogóle nie rozumiała moich słów.

- Odchodzę z wioski i nie próbuj mnie szukać.

~~
Trzy rozdziały w bardzo krótkim czasie...
Idę na urlop z Ewą Chodakowską i turbo wyzwaniem... ;)
Zapraszam do obserwatorów :)

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział XIX

- Nienawidzę cię. - wysyczałam głosem przepełnionym jadem. Ledwo nad sobą panowałam. Nieźle wyprowadził mnie z równowagi.
- Z tego co wiem, miałaś być cicho.
Zamknęłam usta, patrząc na niego wyczekująco. Po chwili mój oddech wrócił do normy i zaczęłam się uspokajać. Widzisz, Naomi? Można? Można!
- Konoha nigdy nie chciała zrobić ci krzywdy.
- Jasne, wykorzystanie mnie, to twoim zdaniem jest nic?
- Czy kiedykolwiek zauważyłaś coś podejrzanego? Czy Tsunade z tobą trenowała? Pokazywała różne techniki?
- Nie. - odrzekłam zgodnie z prawdą, po czym zaczęłam głębiej zastanawiać się na jego słowami. Tsunade była dobrą ciocią. Otaczała mnie opieką, wyprawiała przyjęcia urodzinowe, ale nigdy ze mną nie ćwiczyła. Cóż, Kakashi to inna bajka... Zostawił mnie. Tak cholernie mnie to boli. Mój własny ojciec zrobił ze mnie sierotę.
- To dlaczego tak wierzysz temu mężczyźnie? Nie wiem czy mówi prawdę.
Zgubiłam się. To wszystko było tak bardzo poplątane, że już nie wiedziałam, po której stronie czeka na mnie prawda. Westchnęłam głośno, ze zrezygnowaniem opuszczając ramiona.
- Bo dał mi to, czego potrzebowałam... - wyszeptałam, spoglądając z żalem w jego oczy. - Potrzebowałam ojcowskiej miłości, której Tsunade nigdy nie mogła mi dać. Nie była nawet moją matką. Choćby nie wiadomo, jak bardzo się starała, nigdy by mu nie dorównała. Naofumi... dał mi to wszystko. Miłość, opiekę i troskę. Dlatego mu uwierzyłam. Chciałam mieć ojca. Prawdziwego i kochającego.
Zaczęłam się niekontrolowanie trząść i poczułam łzy zbierające się pod moimi powiekami. Zbyt długo tłumiłam w sobie emocje, które teraz zaczęły pękać niczym mydlana bańka. Wiele razy mówiłam, że nienawidzę Kakashiego, a w głębi duszy wiem, że jest dla mnie najważniejszą osobą. Kocham go bezwarunkowo, pomimo tych wielu chwil, kiedy mnie zranił. Nie wyobrażam sobie jego śmierci. Nie przeżyłabym tego. Nigdy nie podniosłabym na niego ręki. Kocham go. Dziecinną, nieodwzajemnioną miłością.
- On nawet ciebie kochał bardziej niż mnie. - jęknęłam, szybko przecierając dłonią niechciane łzy. - Ofiarował ci miłość, której ja tak bardzo pragnęłam, wiesz? Jesteś szczęściarzem, Sasuke. Tak bardzo ci zazdroszczę.



Brunet stał nieruchomo i był widocznie zdziwiony moimi słowami. Nie spodziewał się ich. Zapewne zawsze myślał, że nienawidzę Kakashiego, a teraz dowiedział się, że jest wręcz przeciwnie.
Nawet nie wiem kiedy brunet znalazł się przy mnie i mocno przytulił. Czy tego wtedy potrzebowałam? Cóż, jak najbardziej, ale ten gest ofiarowany przez Kakashiego byłby o niebo lepszy.
- Przepraszam. - wyszeptał mi do ucha, mocniej mnie do siebie przyciskając. - Nie wiedziałem.
Odsunęłam się od niego po chwili, a on opuszkiem palca zebrał spływającą po moim policzku łzę.
Delikatnie przybliżyłam się do niego, dotykając jego malinowych warg, które należały tylko i wyłącznie do mnie. Wiem, że byłam jego pierwszą i mam nadzieję, że będę również tą ostatnią.
Kocham go i nie mogę temu zaprzeczyć. Chcę z nim być już na zawsze i mam nadzieję, że los nam na to pozwoli.
- Wróćmy do wioski. - wyszeptał, kiedy już się od siebie oderwaliśmy.
Kiwnęłam twierdząco głową, po czym złapałam go za rękę, splatając nasze palce.
Na początku zesztywniał, ale chwilę później przywyknął do tej nowej sytuacji.
Pomógł mi zebrać moje rzeczy i ruszyliśmy w kierunku wioski ukrytej w liściach.
~*~
- Tsunade... - wyszeptałam, lodując w ramionach blondynki. - Przepraszam. Tak bardzo was przepraszam...
- Cśś - powiedziała Hokage, przyciskając mnie do siebie. - Najważniejsze jest to, że wróciłaś.
Nie wiem, ile czasu tak stałyśmy, ale oderwałyśmy się od siebie dopiero wtedy, kiedy pojawił się mój ojciec.
Był wściekły. Było to widać nawet bez sharingana, który mógł zaobserwować jego buzującą czakrę. Mam nadzieję, że jednak mnie za to nie zabije.
- Dlaczego uciekłaś?! - krzyczał na mnie Kakashi, odkąd pojawiłam się w wiosce. - Dlaczego za każdym razem nikogo nie słuchasz?!
- Przepraszam. - powiedziałam już po raz setny tego dnia. Czy nikt naprawdę mnie nie słucha?
- Naomi, kiedy się nauczysz, że głupie przepraszam wszystkiego nie załatwi?
- A Ty kiedy nauczysz się być moim ojcem? - rzuciłam tym samym tonem, spoglądając z determinacją w jego oczy.
- Czy musimy po raz kolejny do tego wracać? Wydaję mi się, że już wszystko ci wytłumaczyłem.
- Guzik mi wytłumaczyłeś! Potrzebowałam cię, rozumiesz? Potrzebowałam! - wykrzyczałam w jego oczy i poczułam łzy zbierające się pod powiekami. - Tak bardzo cię kochałam! Za każdym razem, kiedy zostawiałeś mnie u Tsunade i odchodziłeś moje serce łamało się na pół! Byłam dzieckiem, potrzebowałam ojca, który się mną zajmie, który mnie przytuli, który poczyta mi bajki na dobranoc! Nigdy tego nie zauważyłeś? Nie spostrzegłeś jak bardzo domagam się twojej uwagi? Twoje ciepła? Twojej miłości..
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, po mężczyzna przyciągnął mnie do siebie, a ja schowałam się w jego bezpiecznych ramionach. Od bardzo dawna nie okazywaliśmy sobie uczuć, ale teraz naprawdę tego potrzebowałam i byłam mu ogromnie za to wdzięczna.

Przycisnęłam się do niego najmocniej jak tylko mogłam, bo bałam się, że zaraz odejdzie, tak jak co sobotę w domu Tsunade.
- Przepraszam, kochanie. - wyszeptał w moje włosy, gładząc mnie po nich wolną ręką. - Przepraszam... Wróć i zacznijmy od nowa.
Kiwnęłam twierdząco głową, szczerząc się od ucha do ucha. To bez wątpienia najwspanialsza chwila w moim życiu.



- Naomi. - zaczęła Tsunade, która do nas podeszła. - Musimy poważnie porozmawiać.

~~~
Wasze komentarze tak mnie zmotywowały, że napisałam rozdział 10 razy szybciej. <3
DZIĘKUJĘ. ♥
Wiem, że krótki, ale chodziło w nim o wyjaśnienie paru ważnych spraw.