środa, 31 grudnia 2014

Rozdział XXIV

So it's gonna be forever
Or it's gonna go down in flames
You can tell me when it's over
If the high was worth the pain

Taylor Swift - Blank Space

~*~

- Odejdź ze mną. - przez chwilę myślałam, że żartuje, lecz jego czarne oczy wydawały się być niezwykle poważne. Odeszłam od niego na kilka kroków i potrząsnęłam energicznie głową. On chyba sobie żartuje. Mam zostawić to wszystko i wyruszyć z nim w daleki świat? Bez żadnych perspektyw i celów? Cóż. Na pewno nie moich celów.
- Nie mogę tego zrobić, Sasuke. - odparłam poważnie, spoglądając w jego oczy. - Oni mnie potrzebują. Tsunade, tata.. Nie mogę po raz kolejny im tego zrobić, ale - zawahałam się - ty przecież możesz tutaj zostać..
Dostrzegłam jego delikatny, ironiczny uśmieszek, po czym odwrócił się ode mnie i ruszył w kierunku okna.
- Nie wszystko jest takie łatwe.
- Co nie jest łatwe? Wmówiłeś sobie jakąś głupotę, którą narzucił ci Itachi! Wcale nie jesteś niebezpieczny. Wiem, że nigdy nie zrobiłbyś mi krzywdy!
- Skąd masz taką pewność?                     
Zawahałam się.
Wcześniej wydawało się to dla mnie oczywiste, ale teraz zaczęłam mieć wątpliwości.
Moje drugie ja zaczęło przytaczać wcześniejsze myśli o wyborze Sasuke, które nie dawało mi spać przez niedalekie tygodnie.
Gdybym miała umrzeć wraz z Itachim - zgodziłby się na to? Własnoręcznie wbiłby mi nóż w serce i patrzył, jak umieram?
W głębi siebie doskonale wiedziałam, że to niemożliwe, ale jego słowa wprowadziły nieład. Może ja faktycznie go nie znam? Co, jeżeli zawsze tylko grał i ukrywał prawdziwego siebie pod maską pozorów?
- Skoro nie jesteś tego pewien, po prostu odejdź.
Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie mógł uwierzyć, że te słowa faktycznie niosły moje usta. Czarne oczy świdrowały mnie na wylot, ale moje spojrzenie ciągle było nieugięte. Spojrzał na mnie ostatni raz, po czym odszedł. Po raz kolejny mnie skrzywdził, a ja nie zamierzałam już za nim biec. Muszę wreszcie pomyśleć o sobie.
Nawet jeżeli jesteśmy dla siebie stworzeni, nie zamierzam ciągle przez niego cierpieć.

~*~
Kilka dni później...

- Wasza drużyna uda się na wschodnie granice Ziemi Ognia. Odnotowano tam wzmożone ataki ze strony Akatsuki, które trzeba wyjaśnić i ograniczyć do minimum.



- Hai! - odrzekliśmy wszyscy i już mieliśmy opuszczać pomieszczenie, lecz zatrzymała nas uniesiona ręka piątej.
- To nie wszystko. Przydzielę do waszej drużyny nowego członka. - ktoś ma zastąpić Sasuke? Średnio to widzę. - Teroshi pochodzi z wioski mgły, lecz ze względu na panujące tam problemy polityczne musiał zamieszkać w Konohagakure. Naomi, przydzieliłam mu mieszkanie naprzeciwko waszego. Zabierzecie go ze sobą?
- Oczywiście, Tsunade-sama. - pokłoniłam się delikatnie, po czym wraz z nowym znajomym i moim ojcem opuściłam gabinet Kage.
- Ja muszę jeszcze załatwić coś na mieście. Dacie sobie sami radę. - rzucił szybko mój ojciec, zostawiając nas samych. Taa. Przyjemnie się zrobiło.
Większość drogi minęliśmy w ciszy. Nie mieliśmy najwidoczniej wspólnych tematów do rozmów. Poza tym, starałam się zachować ku niemu delikatny dystans.
- Nie lubisz mnie, co? - usłyszałam po raz pierwszy jego głos, na co moje ciało przebiegł dreszcz. - Zająłem miejsce kogoś ważnego?
-Nie. Po prostu cię nie znam. Nie oczekuj, że od razu opowiem ci połowę swojego życia i rzucę się na szyję.
Chłopak myślał chwilę, przygryzając przy tym swoją dolną wargę. W końcu odetchnął głośno i podrapał się po głowie z uśmieszkiem wymalowanym na twarzy - to może opowiesz mi coś o sobie?
Nazywam się Naomi Hatake. Mój ojciec to przywódca siódmej grupy. Mama nie żyje od kilkunastu lat.Piąta jest moją najlepszą przyjaciółką. - odparłam szybko i lakonicznie.
- Przynajmniej znasz oboje swoich rodziców. - mruknął cicho pod nosem, nie chcąc zapewne zwracać na siebie uwagi - Jestem Teroshi, syn piątej Mizukage. Matka nigdy nie opowiadała mi o ojcu. Mówiła, że jedyne, co mnie z nim łączy, to ten sam dzień i miesiąc narodzin. Często też powtarzała mi, że był złym człowiekiem. Mam jeszcze młodszą siostrę, Arię, która też wychowuje się bez ojca. Muszę przyznać, że moja matka nie ma szczęścia w miłości.
- To smutne. Spotkałam ją w wiosce podczas któregoś egzaminu na chunina. Bardzo miła i sympatyczna kobieta, która zaraża wszystkich swoją radością.
- Często mówi, że to dzięki nam taka jest, ale wiem, że chciałaby w końcu znaleźć kogoś na stałe, kto się nią zaopiekuje i przy okazji będzie dla Arii ojcem. Ja już jestem prawie dorosły i nie potrzebuje nikogo takiego. Przywykłem do tego.
- Nie mów tak. - przerwałam mu szybko. - Doskonale wiem, jak to jest wychowywać się w niepełnej rodzinie. To .. boli i odbija się na późniejszym życiu. Wiele razy wyobrażałam sobie co by było, gdyby moja mama żyła i była teraz z nami. Może wtedy moje stosunki z Kakashim byłyby lepsze? cieplejsze? Cóż, ale mogę teraz jedynie gdybać. Ojciec często mówi mi, że to przeszłość i powinnam zostawić ją za sobą, ale wiem, że też ciągle o niej myśli.
Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się w pobliżu naszej kamienicy. Pożegnaliśmy się uściśnięciem ręki i delikatnym uśmiechem, by zobaczyć się dopiero jutrzejszego poranka.
Myślałam, że będzie kimś nieznośnym a okazał się bardzo interesujący.
To jednak prawda by nie oceniać książki po okładce.

~*~

Wstałam wraz ze wschodem słońca. Mój ojciec jeszcze spał, ale nie zamierzałam go budzić. Przed nim jeszcze kilkanaście minut spokojnego snu.
Zrobiłam sobie kubek ciemnej kawy, a ciężką głowę oparłam na dłoniach. Niepotrzebnie wczoraj tyle myślałam do późnych godzin.
- Ciężka noc?
- Trochę. - mruknęłam cicho pod nosem, a czułam się jak na pożądnym kacu. - Długo zamierzamy iść?
- Maksymalnie trzy dni. O ile jeszcze uda nam się ich złapać.
- Akatsuki znani są z tego, że nigdy nie odpuszczają.
Kakashi wstał od stołu, po czym spojrzał w okno.
- Miałem ci nie mówić. Tsunade mnie o to prosiła, ale sądzę, że chciałabyś to wiedzieć. - Odstawiłam naczynie i spojrzałam na niego wyczekująco. Co znowu się stało? - Itachi Uchiha nie żyje.
Przez moje ciało przebiegł dziwny dreszcz a szczęka opadła do samej podłogi. To .. niemożliwe. Jak to Itachi nie żyje? Kto? Gdzie?

- Sasuke zabił go dzień przed atakiem na wioskę. Z tego co wiem, teraz dołączył do Akatsuki. Boję się, że to jego możemy tam spotkać.

~~
Szczęśliwego Nowego Roku :*

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział XXIII cz.2

"Zamykam oczy, czuję, jak w twoich dłoniach tonie moja twarz
Przysięgasz miłość aż po śmierć, słyszę wspólne bicie naszych serc
I chociaż walczysz z całych sił o coś więcej niż parę chwil
Po cichu ciągle wierzę, że nadejdzie taki dzień, gdy wrócisz, by stąd zabrać mnie
I powiesz mi: "Wciąż kocham cię
Wciąż kocham cię"

Anna Iwanek, Pati Sokół - Miasto feat. Piotr Cugowski

~*~


- To tylko ja.
Na ten dźwięk przez moje ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz a mięśnie napięły się, jakbym zaraz chciała rzucić się do ucieczki.
To zbyt niemożliwe, żeby mogło być prawdziwe.
Nie mogę powiedzieć, że cieszę się z jego niespodziewanej wizyty, ale z drugiej strony, chociaż moje serce czuje się trochę lepiej. Nie można się z kogoś wyleczyć od tak, w kilka dni. Czasami poświęcamy na to długie miesiące, czy nawet lata, żeby w końcu zrozumieć, że nie potrafimy żyć bez tej jednej, konkretnej osoby.
Taką osobą był dla mnie właśnie Sasuke.
Pomimo tego, jak bardzo mnie zranił, jak niewiarygodnie przez niego cierpiałam i zawalałam wiele nocy - cieszę się, że tu jest i nic mu się nie stało.
To jest chyba ten rodzaj miłości, która nigdy nie odpuszcza. Jest w niej ponoć ogromna wada, a mianowicie - idealizacja ukochanej osoby. Chociaż ... czy ja wiem?
To, że większość ludzi uważa Sasuke za przestępcę i bezdusznego potwora, wcale nie oznacza, że naprawdę nim jest. Nienawidzę, kiedy ludzi określa się pokoleniowo, wkłada wszystkich do jednego pudełka, nie dając nawet najmniejszej możliwości zrozumienia.
Sasuke miał trudne dzieciństwo, co ukształtowało jego późniejsze światopoglądy i zachowania w taki a nie inny sposób. Jestem jedną z nielicznych osób, które śmiało mogą powiedzieć, że go znają.
Faktycznie, nie jest on osobą, która wylewnie ukazuje swoje uczucia, ale to się kiedyś zmieni. Nie wiem kiedy. Może dzisiaj, może za rok, ale jestem pewna, że taki moment nastąpi. Uwolni swoje skrywane uczucia, bo w końcu pęknie i już nie da rady ich dużej ukrywać.
Kiedyś bardzo podziwiałam jego zdystansowanie i skrytość. Też chciałam móc tak panować nad swoimi emocjami i zachowaniem, ale w większości przypadków przegrywałam.
Później jednak uznałam to za swoją zaletę. Nie powinniśmy wstydzić się swoich łez, bo są one wspaniałym lekarstwem na chorą duszę i pomagają zaakceptować rzeczy, które usilnie się wypieramy.
Ten mężczyzna to największa zagadka mojego życia.
Ciekawe, kiedy ostatecznie uda mi się ją rozwiązać.

~*~

Kiedy tylko dowiedziałem się o ataku, musiałem tutaj przybyć.
Doszły do mnie informacje, że wielu ninja zostało ciężko rannych, a ja chciałem być pewien, że z nią jest wszystko w porządku, że jest cała i zdrowa.
Obiecałem, że nigdy, nikt jej nie skrzywdzi i wiedziałem, że po raz kolejny zawiodłem, kiedy tylko ujrzałem jej delikatne ciało za szybą szpitalnej sali.
Była nieprzytomna, więc spokojnie mogłem wejść do pomieszczenia, nie będąc przez nikogo zauważonym.
Chciałem tylko ją zobaczyć i upewnić się, że wszystko z nią dobrze.
Jej twarz miała nieliczne, drobne zadrapania, ciemna grzywka przykrywała zamknięte powieki, a klatka piersiowa unosiła się w spokojnym rytmie.
Nawet w takim stanie ciągle była piękna.
Kiedy podszedłem bliżej, mogłem dostrzec jej zadbane dłonie, ułożone na śnieżnobiałej pościeli, z kontrastującymi zadrapaniami.
Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy uświadomiłem sobie, że te małe rączki zabiły wielu niebezpiecznych ninja, a z drugiej strony, kruche i delikatne, wielokrotnie towarzyszyły moim w niewidocznych dla oczu innych spotkaniach.
Jej długie, czarne rzęsy, których nie musiała nawet upiększać, aby i tak rzucały się w oczy wszystkim mężczyznom, wyglądały zjawiskowo w idealnej kombinacji z ciemnymi oczami, którymi spoglądała na mnie każdego dnia pobytu w tej wiosce.
Brakowało teraz tylko uśmiechu, którym potrafiła zarażać wszystkich dookoła siebie i dodawać mi siły do dalszego życia.
Zmieniła mnie.
Ta niepozorna istotka narobiła potężnego zamieszania, wpakowała się w moje życie bez żadnego pozwolenia i stała się w nim najważniejszą osobą.
Właśnie dlatego musiałem od niej odejść.
Zranię ją.
Prędzej czy później zrobię coś, czego będę żałował do końca życia, co sprawi, że nigdy więcej nie będę mógł spojrzeć sobie w twarz. Ona zasługuje na kogoś, kto należycie pokaże jej, że mu na niej zależy, stworzy z nią normalną rodzinę - bez psychicznego brata i oszczerstw ze strony całej wioski.
Poza tym, ja nie potrafię kochać.
Umiem tylko nienawidzić.
Kiedy jej dłoń poruszyła się, a rzęsy delikatnie zatrzęsły, wiedziałem, że zaczyna się budzić.
Skupiłem czakrę w stopach i ukryłem się nad oknem, a słońce odbijające się w szybie trochę przeszkadzało mi w obserwacji kunoichi.
Kiedy obejrzałem się do tyłu, dostrzegłem Kakashiego, Naruto i Sakurę.
Zauważą mnie.
Dlaczego właśnie teraz i w tym miejscu? Standardowy przykład ironii losu.
Wszedłem cicho do środka i przytwierdziłem stopy do sufitu.
Bałem się, że mnie zauważy albo wyczuje moją czakrę, ale jej koncentracja była bardzo rozproszona.
Podniosła się z łóżka i chciała wyjść z pomieszczenia.
Kiedy to zrobi, nie uda mi się już stąd wyjść.
Złapałem ją za ramię, zakryłem usta dłonią i przyciągnąłem bliżej siebie.
Poczułem znajomy zapach wanilii a nieułożone włosy zaczęły wbijać mi się w skórę.
- To tylko ja. - nie chciałem, żeby zaczęła krzyczeć. Wtedy na pewno wylądowałbym w konoszańskim więzieniu i musiałbym bardzo długo myśleć nad sposobem ucieczki.
Jej ciało napięło się i poczułem, jak roznosi się po nim nieprzyjemny dreszcz.
Puściłem ją, a ona odeszła na kilka metrów i obdarzyła mnie swoim zdziwionym, zamglonym spojrzeniem.
Chciała coś powiedzieć, ale zamknęła usta i tylko wpatrywała się we mnie, jakby zobaczyła ducha.

~*~

Miałam ochotę go złapać, przyciągnąć do siebie i zatopić w jego ramionach, ale dobrze wiem, że mi na to nie pozwoli.
Ten egoistyczny idiota coś sobie wmówił i teraz za żadne skarby nie pozwoli mi wpłynąć na jego zdanie.
Skoro chciał, żebym była sama, dlaczego tutaj przyszedł? To przecież świadczy o tym, że mu na mnie zależy, a kilka tygodni temu wyraził się dosyć dosadnie na temat naszej skomplikowanej relacji.
- Będziemy tak stać i się na siebie patrzeć? - nie mogłam znieść tej krępującej ciszy. Mój mózg zaczynał mieć głupie pomysły, a musiałam trzymać do niego dystans.
Jego obojętne spojrzenie chciało dostać się do mojej duszy i indywidualnie wywnioskować wszelkie uczucia.
Zawsze tak robił.
Byłam przy nim niczym otwarta księga - za każdym razem wiedział, co zrobię i co czuję. Był w tym cholernie dobry i czasami zaczynało mnie to irytować. Ja wielokrotnie musiałam główkować nad jego dziwnymi zachowaniami, gdy ten od razu trafiał w sedno.
Także nie dziś panie Uchiha. Dzisiaj sobie nie poradzisz!
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko z tobą dobrze.
Pomimo tego, że znałam odpowiedź, zrobiło mi się cieplej na sercu, kiedy usłyszałam te słowa. Może nie do końca w nie wierzyłam? W sumie rozmawiam z najbardziej zmiennym człowiekiem na tym świecie.
- Z tego co pamiętam, zakończyliśmy nasz związek.
Byłam twarda, nie dam się złamać, nie ujawnię się, nie pokażę mu, jak bardzo mam ochotę go dotknąć.
- To nie oznacza, że mi na tobie nie zależy.
Co ... ?
Nie.
Znowu to zrobił. Po raz kolejny kompletnie mnie zdezorientował i sprawił, że sama zaczynałam się w tym wszystkim gubić.
"zależy mu na tobie" słyszałam głos wewnątrz siebie i próbowałam za wszelką cenę nie rozpłakać się ze szczęścia.
Przez moment myślałam, że przestało mu na mnie zależeć i to dlatego odszedł, ale teraz - po raz kolejny znokautował moją duszę.
Podbiegłam do niego, zawiesiłam ręce na szyi i przyciągnęłam do siebie, aż między nami nie było nawet milimetra wolnej przestrzeni.
Poczułam charakterystyczny zapach i dreszcze, które przebiegły przez jego ciało. Zawsze się pojawiały, kiedy robiłam coś spontanicznego, na co wcześniej nie był przygotowany.
Przez chwilę bałam się, że mnie odepchnie, ale nie zrobił tego, by po chwili pogłębić pocałunek.
Okłamał mnie.
Wcale nie chce mnie zostawiać.

~*~

Kiedy jej usta zetknęły się z moimi, zaznałem dziwnego uczucia wypełnienia.
Na samym początku chciałem ją odepchnąć, jednocześnie dając do zrozumienia, że już nic do niej nie czuję, ale zachowałem się jak zwykle egoistycznie - chciałem chociaż na chwilę poczuć się lepiej, do tego jej niewinnym kosztem.
Przyciskała swoje drobne ciało do mojego, jakby bała się, że zaraz zniknę albo rozpłynę się pomiędzy jej palcami.
Nie chciałem dawać jej nadziei, bo wiedziałem, że już jutro mnie tutaj nie będzie.
Po chwili delikatnie wyswobodziłem się z jej uścisku i odsunąłem na odległość wyciągniętych ramion. Od razu chciałem przejść do sedna, ale kiedy moje oczy zetknęły się z jej, nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Jej lekko zaszklone spojrzenie wyrażało ogromne cierpienie i bezsilność. Wiedziała, do czego zmierzam, a za wszelką cenę chciała tego uniknąć.
Przez chwilę zacząłem się wahać.
Z jednej strony chciałem zostać, z tą intrygującą, piękną brunetką, ale z drugiej coś mówiło mi, że muszę odejść.
Toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę pomiędzy dwoma odmiennymi wojskami, które za wszelką cenę chciały odnieść zwycięstwo. 
Pierwszy raz w życiu naprawdę nie wiem co zrobić. Wybrać szczęście swoje, czy ukochanej osoby?


~~~

Rozdział z dwudniowym wyprzedzeniem, no w sumie jednodniowym, ponieważ w weekend postaram się przeczytać Wasze opowiadania, do których już dawno nie zaglądałam, za co bardzo przepraszam. :c
Obiecuję, że to nadrobię. :)
Rozdział prezentuje głównie skomplikowaną relację pomiędzy Sasuke a Naomi, mniej więcej udało mi się wytłumaczyć pochopną decyzję Uchihy po walce z Itachim. Rozdział ma ponad 1000 słów, czy w miarę długi. (Taa, niektórzy mają ponad 5000, wiem, ale musicie jakoś mi wybaczyć:*)
Do następnego!

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział XXIII cz. 1

Give a little time to me or burn this out
We'll play hide and seek to turn this around

And all I want is the taste that your lips allow...


Ed Sheeran - Give me love

~*~


Już tyle dni minęło, a ona ciągle śpi.
Sakura twierdzi, że to normalne, ponieważ jej organizm był całkowicie wyczerpany, a teraz odpoczywa i na nowo zbiera siły.
Tsunade także jest w śpiączce, więc sama nie może należycie skontrolować stanu zdrowia mojej córki. Nie to, że nie ufam Sakurze, tylko po prostu czułbym się lepiej, gdyby trafiła w ręce piątej.
Spędzam przy jej łóżku kolejny dzień...
Te czarne włosy, rysy twarzy ... wygląda teraz zupełnie jak Inati.
Przez jej niewielkie zadrapania na twarzy, przypomina mi się moja pierwsza walka z tą niezwykłą kunoichi z Kumogakure. Pierwsza poważna bitwa, która mogła nas od siebie  na zawsze oddzielić, a wtedy pewnie nie dożyłbym dzisiejszego dnia, nie miałbym tak wybitnej córki i nigdy nie ożeniłbym się z Inati.
Po śmierci ojca zamknąłem się w sobie i nie utrzymywałem z nikim kontaktu. Było mi tak po prostu lepiej i łatwiej. Nie potrzebowałem klepania po plechach i padających w tamtych chwilach słów "będzie dobrze", bo doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że wcale nie będzie.
Inati poznałem w dość ... niecodzienny sposób.
Podróżowała z ojcem do Konohy na każde wielkie targi, jakie się tu odbywały. Pan Matsumara był kupcem i handlował bronią.
Kiedy on ostał przy straganach, Inati spędzała czas z Tsunade, z którą znała się od wielu lat.
Zakochała się we mnie już podczas pierwszego spotkania. Powiedziała mi dopiero po latach, kiedy byliśmy już małżeństwem.
- Jesteś zamkniętym w sobie gburem, wiesz?
Co? Przez chwilę miałem wrażenie, że się przesłyszałem. Co ona sobie myśli? Pojawia się nie wiadomo skąd i na siłę próbuje dostać się do mojego ściśle ukrytego świata! Nie chcę tutaj nikogo.
- Chyba nie tobie dane jest to oceniać, zważywszy na to, jak krótki czas się znamy.
Ta jedynie zaśmiała się i posłała mi promienny, szczery uśmiech. Nie zrozumiała?



- Nie muszę cię znać, Kakashi, żeby dowiedzieć się o tobie wielu rzeczy. Jesteś  zamknięty w sobie i odpychasz wszystkich, którzy starają się do ciebie zbliżyć. Nie zamierzam teraz ingerować w twoje prywatne życie, bo z doświadczenia wiem, że musiałeś przejść przez coś bardzo trudnego, co niekorzystnie wpłynęło na twoje zdrowie, ale ... czasami warto mieć kogoś, z kim można o wszystkim porozmawiać. - po tych słowach puściła mi oczko, zaśmiała się i odeszła.
Przez chwilę siedziałem tak, analizując jej każde słowo.
Może miała trochę racji?
To naprawdę wspaniała kobieta. Potrafiła być silna i twarda, ale i bardzo wrażliwa i krucha, a czułem się jeszcze lepiej, kiedy wiedziałem, że ta druga, jej nieznana innym strona, przeznaczona była tylko i wyłącznie dla mnie. Tylko ja widziałem, kiedy wzruszała się w różnych sytuacjach i tylko ja byłem przy niej, kiedy jej wojownicza maska obojętności na ból zaczynała pękać.
Spędziłem z nią, niestety, tylko kilka lat mojego życia, a zmieniła ona w nim tak wiele. Była promykiem na mojej ciemnej drodze. Dała mi wszystko, o czym marzyłem.
- Cały czas obarczasz siebie winą za wszystko. Przestań być męczennikiem, Kakashi. Rusz w końcu do przodu.
- Nie wiem czy to dobre miejsce na taką rozmowę.
- Nie wiem czy będziemy mieli jakiś inny termin.
Unik i uderzenie. Raikiri i shuriken.
- Obiecaj mi, że po tym wszystkim wreszcie będziemy szczęśliwi.
Byłem spanikowany. Nie wiedziałem, czy dożyjemy jutra, a tak bardzo chciałbym z nią spędzić resztę życia.
Odskoczyliśmy do tyły i ukryliśmy się za najbliższym drzewem.
Nie pozwolę by stała jej się krzywda.
- Obiecuję. - powiedziawszy to, pocałowałem ją delikatnie w czoło - obiecuję..


Pamiętam każdy spędzony wspólnie dzień, każde najwspanialsze momenty, ale również i kłótnie.
Nie zdarzały się one zbyt często, ale kiedy się już pojawiały, to zazwyczaj cały dom był demolowany.
Doskonale pamiętam, kiedy kłóciliśmy się o jej "przyjaciela", Naofumiego.
Ja krzyczałem, a ona rzucała we mnie wszystkim, co tylko miała pod ręką.
Nic do niej nie docierało. Nie mogłem powiedzieć złego słowa na tego łajdaka, chociaż dobrze wiedziałem, że chce ją wykorzystać.
Zawsze tylko słyszałem, że "to mój przyjaciel! On mnie zawsze rozumie!".
Zazwyczaj kończyliśmy na momencie, w którym ona wypominała mi moją pracę - "przecież ciebie nigdy nie ma w domu, bo ciągle jesteś na misjach"
Wtedy musiałem wyjść, bo wiedziałem, że jestem już na granicy cierpliwości.
To była moja praca.
Czasami zdarzały się długie, niebezpieczne misje, ale zawsze siły dodawało mi to, że ona na mnie czeka.
Wiem, że było jej ciężko. Czasami nie wracałem przez miesiąc, a wtedy zazwyczaj nocowała u Kushiny i Tsunade, ale nie mogłem nic zrobić.
Chciałem być przy niej, ale chciałem też być shinobi.
Dopiero, kiedy zaszła w ciąże, doszedłem do wniosku, że muszę to zmienić.
Każda misja wiązała się z niebezpieczeństwem, a nie chciałem, żeby moje dziecko wychowywało się bez ojca. Nasze relacje z Inati się ociepliły i wreszcie staliśmy się normalną, kochającą rodziną.
Do czasu, kiedy zginęła na misji i zostawiła mnie z pięcioletnim dzieckiem.
Tak, to był najgorszy czas w moim życiu.
Nie chodziło mi o to, że miałem jakieś trudności z zajęciem się dzieckiem. Ja po prostu nie mogłem przebywać we własnym mieszkaniu i w jej towarzystwie.
Wszędzie widziałem Inati. Jej cień podążał za mną i nie dawał mi spokoju. Słyszałem jej głos, kiedy koszmary budziły mnie w środku nocy i widziałem jej twarz za każdym razem, kiedy kładłem się spać.
Codziennie siedziałem przy jej grobie i prosiłem o pomoc w próbie zaakceptowania tego.
Wiedziałem, że muszę wrócić i zająć się córką. Musiałem wytłumaczyć jej, że już nigdy więcej nie zobaczy swojej matki, a ja nie mogę nic z tym zrobić.
To było tak cholernie trudne.
Nie jest łatwo pogodzić się z czyimś odejściem, w dodatku tak młodej, pięknej i pełnej życia osoby.
Nikt nigdy nie wmówi mi, że "tak musiało być", bo nigdy w to nie uwierzę.
To była kobieta, która zasługiwała na życie.

And there's no remedy for memory
Your face is like a melody
It won't leave my head
Your soul is haunting me and telling me
That everything is fine
But I wish I was dead (dead like you)


~*~

Otwieram ciężkie powieki, a blask promieni słonecznych oślepia mój zamglony obraz. W ustach mam suchość, jakbym nie piła od paru dni, a tłuste włosy, po których przejeżdżam ręką, jedynie mnie w tym upewniają.
Nie czuję bólu, który towarzyszył mi przy moim ostatnim zaniku świadomości. Moje ciało jest zrelaksowane i widnieją na nim jedynie małe zadrapania.
Podnoszę się do pozycji półsiedzącej i rozprostowuję ręce, przy czym słyszę charakterystyczny dźwięk.
Zrzucam nogi z łóżka, przez co zwisają przez chwilę nad śnieżnobiałymi płytkami, a kiedy opuszczam stopy na zimną posadzkę, moje ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz.
Podchodzę do okna, by upewnić się, że z wioską jest wszystko w porządku.
Oddycham z ulgą, kiedy widzę domy i budynek Hokage w centrum, ale to utwierdza mnie w przekonaniu, że trochę czasu straciłam na spaniu...
Gdzie są wszyscy i dlaczego nikogo ze mną nie ma?
Nie coś, że musi ktoś przy mnie być, ale ... na pewno czułabym się lepiej z myślą, że ktoś się o mnie martwi.
Pewnie po prostu coś im wypadło. Tsunade na pewno załatwia sprawy związane z ciągłą odbudową wioski a tata ... cóż. On akurat może robić wszystko.
Na chwilę przed moimi oczami ukazała się postać Sasuke, na co poczułam dziwny uścisk w okolicach mostka.
Zostawił mnie..
Było już tak dobrze, a wtedy musiał pojawić się Itachi..
Tęsknię za nim, ale nie będę biegać po całym kraju, żeby go znaleźć. Znam go doskonałe. Będzie na mnie tylko zły i nie dałby sobie niczego powiedzieć.. 
Wychodzę z pomieszczenia i kieruję się w stronę łazienki, by napić się odrobinę wody.
Kiedy otwieram drzwi od sali, ktoś ponownie je zamyka, łapie mnie za ramię i zakrywa usta ręką, przyciskając do własnego ciała.
- Spokojnie. To tylko ja.

~~~
Ta daaaaaaam. Proszę, jest wcześniej.
Zamiast pisać rozprawkę na polski, kończę dla Was rozdział.
Wiem, że nie napisałam nic na 1 rok naszego bloga i bardzo was za to przepraszam, jest mi mega wstyd :c Zamierzam nadrobić to dopiero teraz.

AHA! No i rozdział, jak widzicie, jest przekrojony na pół! Bo chciałam, żebyście główkowali, kogo spotkała Naomi! Ale przynajmniej następna notka szybciej się pojawi... :p

No to tak - w ciągu ostatniego roku na blogu pojawiło się : 
- 6 obserwatorów (kocham Was, nawiasem mówiąc. <3)
- 9800 wyświetleń
-114 komentarzy 

Dziękuję za każde wejście oraz każdy komentarz. Naprawdę wiele dla mnie znaczą. Są kopniakiem w tyłek, kiedy brakuje mi mi weny i motywacją do tego, aby tutaj ciągle zaglądać i pisać, bo robię to właśnie dla WAS <3
Wiem, że czasami nawalam z rozdziałami, bo są one bardzo krótkie, ale musicie mi wybaczyć.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za ten piękny rok, Kocham Was wszystkich bardzo mocno ♥

czwartek, 4 września 2014

Rozdział XXII

- Mamo? - Pomimo tego, że nie widziałam jej od prawie trzynastu lat, nic się nie zmieniła. Wyglądała dokładnie tak samo, jak podczas naszego ostatniego spotkania.
Miała piękne, długie włosy sięgające jej do bioder i czarną, luźną sukienkę w białe kwiaty.
Kiedy się odwróciła, napotkałam jej czujne, ciemne oczy, a po chwili ujrzałam promienny uśmiech i rząd śnieżnobiałych zębów.
Wyciągnęła ręce w moim kierunku, a ja już po chwili tkwiłam w szczelnym uścisku rodzicielki.
- Boże, Naomi, jak tyś urosła... - delikatnie głaskała mnie po włosach. - Nie wierzę, że umarłaś w tak młodym wieku... Miałam nadzieję, że dożyjesz później starości.
- Ja nie żyję? - nagle cała zesztywniałam, a przed moimi oczami ujrzałam Sasuke. Już nigdy go nie zobaczę?
- Tak mi przykro, kochanie. - wyszeptała, uwolniwszy mnie z uścisku.
- Mamo, jest coś, o czym muszę wiedzieć. - Kobieta uniosła ze zdziwieniem brwi, zapewne zaskoczona moją nagłą zmianą tematu. - Czy tata cię zabił?
Jej oczy wyrażały kompletną dezorientację i szok, jeszcze większy niż przed chwilą. Bała się, że znam prawdę, czy była zaskoczona tym dziwnym i irracjonalnym pytaniem?
- Twój ojciec nigdy nie podniósłby na mnie ręki, kochanie. Był wspaniałym mężem i ojcem.
- Och, jak bardzo się mylisz... - wyszeptałam cicho, ale usłyszała mnie. Westchnęłam głośno na myśl o niewygodnych wspomnieniach. - Kiedy umarłaś, dał mnie pod opiekę Tsunade. Zostawił mnie...
- Skarbie, rozumiem, że jesteś na niego zła, ale musisz postawić się w jego sytuacji. Wiem, że nic go nie usprawiedliwia. Był dorosłym mężczyzną i powinien poradzić sobie z zaistniałą sytuacją, ale z drugiej strony... Może bał się, że nawali? Został sam ze wszystkim, z niewygodną dla rodzica pracą, domem, rachunkami, małym dzieckiem i ogromnym bólem po stracie żony.
- Chciałam, żeby ze mną był! - krzyknęłam, a z moich oczu poleciały łzy. - Potrzebowałam go, kiedy ciebie zabrakło! Właśnie jego!
- Na pewno tego żałuje. Ludzie popełniają błędy, ale trzeba umieć je wybaczać.
- Mamo, nikt nigdy nawet mi nie powiedział, w jaki sposób zginęłaś... Proszę, powiedz mi. Chcę to wiedzieć.
Moja rodzicielka zesztywniała na moment i przeniosła swoje spojrzenie gdzieś ponad mną. Wahała się.
- Przenieśmy się kilkanaście lat wstecz. - odezwała się po kilku minutach.

Konohagakure, 13 lat wcześniej.

- Naprawdę musisz tam iść? Trzeci może przekazać to zadanie komuś innemu.
- Kakashi, nie dramatyzuj. To moja ostatnia misja przed przejściem na wcześniejszą emeryturę.




Kakashi już piąty raz tego dnia próbował namówić mnie do zmiany zdania. Czy on nie rozumie, że naprawdę bardzo mi na tym zależy? Hokage zapewniał, że to misja rangi A. Mam przeprowadzić podróżnych do kraju mgły. Idealna i bezpieczna misja na zakończenie. Nie mogę przecież szarżować. W domu czeka na mnie dziecko i mąż.
Mężczyzna głośno westchnął i oparł się o kuchenny blat.
- Kiedy wyruszasz?
- Dziś w nocy. - odpowiedziawszy na pytanie, dokończyłam zmywanie naczyń i wytarłam ręce w ręcznik. - Nie martw się. Geninów wysyłają na takie misje, a ja nie dam sobie rady?
Spojrzałam w jego szare tęczówki, które wyrażały zmartwienie i bezradność. Nie lubiłam, kiedy się martwił. Zawsze chciałam zabrać od niego wszelkie troski i zmartwienia. Był naprawdę wspaniałym facetem.
Wcześniej co prawda przestało nam się układać. Nie było już tak jak dawniej. Postawił na pierwszym miejscu pracę i tylko jej się poświęcał. Wielokrotnie wypominałam mu, że to ze mną się ożenił, a nie z nią, ale spotykało się to jedynie z kolejną kłótnią, albo rezygnacją i zniknięciem z domu. Czasami nie było go miesiącami, a ja wtedy spędzałam czas z Tsunade. Po wielu spędzonych nocach na rozmowach, stała się dla mnie niczym starsza siostra.
Później pojawił się mój "przyjaciel" Naofumi... Nie. Nie chcę wracać do tego tematu. To zamknięty rozdział. Jedna z moich największych porażek. Jak można tak się pomylić? Uznawałam go za przyjaciela, ale on chciał to jedynie podle wykorzystać dla swoich celów.
Kakashi złapał mnie w tali i przyciągnął mnie do siebie.
- Uważaj na siebie.
- Tak jest, kapitanie. - zaśmiałam się, po czym przyciągnęłam do siebie jego twarz i zatopiłam wargi w malinowych ustach. - Nie martw się już.
Reszta dnia zleciała mi na domowych obowiązkach i spędzaniu czasu z Naomi i Kakashim.
Tak... Naomi.
Kakashi przez pierwsze tygodnie nie chciał zgodzić się na jej imię, by później wypominać mi to przez trzy lata, ale nie mogłam odpuścić. Chcę, żeby zawsze o nim pamiętała. O niebezpieczeństwie, które nad nią czyha. Nie chcę, żeby skończyła tak jak ja, omamiona, z pozostawioną rodziną. Do dziś dziękuję Bogu za to, że jego plan nie dotarł do końca.
~*~
- Co się dzieję z konoszańskimi shinobi? Schodzicie na psy!
Moje powieki były coraz cięższe.
Już praktycznie nie czułam bólu zadanego mojemu ciału przez Zabuzę. Wiedziałam, że zbliża się mój koniec. Szkoda tylko, że nie pożegnam się z Kakashim...
- Inati!
Śnię, już umarłam, czy bóg postanowił spełnić moją prośbę?
Czułam jak powierzchnia ziemi drży od szybkich kroków niejednej pary nóg.
Zabuzy najwyraźniej nie było. Tylko jak zniknął w tak krótkim czasie?
Dałam się podejść jak dziecko. Nie dość, że zabił mojego klienta, to jeszcze ja zaraz odejdę. Słaby ze mnie shinobi.
Strasznie żałuję, że nie posłuchałam Kakashiego. Byłabym teraz w domu, razem z nim i Naomi...
Boże, jak on sobie poradzi? On nie da sobie rady! Co będzie z Naomi?
- Inati... - ujrzałam nad sobą sylwetkę Kakashiego, jednakże widziałam go jakby przez mgłę. Próbowałam podnieść dłoń i po raz ostatni dotknąć jego twarzy, ale moje ciało odmówiło posłuszeństwo.
- Kakashi... Zaopiekuj się nią, dobrze? Ona cię potrzebuje.
- Nie żegnaj się ze mną, Inati. Błagam cię, nie rób tego. Odtransportujemy cię do Konohy i Tsunade się tobą zajmie.





Tsunade... Moja najlepsza przyjaciółka. Za nią też będę tęsknić. Wiele razy ofiarowywała mi dach nad głową i wsparcie w trudnych chwilach. Wiem, że na pewno pomoże Naomi. Jest wspaniałą kobietą.
- Kocham cię, wiesz? - wyszeptałam, patrząc w jego oczy. - Nigdy, nikt nie był dla mnie tak ważny. Tak się cieszę, że byłeś moim mężem, i że mamy razem dziecko. Lata spędzone z tobą były najlepszymi w moim życiu i ... tak bardzo nie chcę was zostawiać, ale wiem, że to już koniec. Proszę, zajmij się naszą córką.
Chyba coś jeszcze mówił, ale już nie zrozumiałam.
Ciemność zaczynała mnie otaczać. Nie mogłam otworzyć ciężkich powiek.
Dokładnie słyszałam bicie swojego serca oraz moment, w którym ustało.
~*~
- Przepraszam słońce. Powinnam posłuchać wtedy twojego ojca.
- Nie mogłaś przewidzieć, że zostaniesz zaatakowana.
Nagle przeleciał przeze mnie dziwny, zielony promień, który rozszedł się po moim ciele, przyprawiając o dziwne dreszcze.
Co się dzieje?!
- Chyba jeszcze nie nadszedł twój czas, - usłyszałam głos mojej matki i dostrzegłam jej promienny uśmiech. - Powiedz ojcu, że za nim tęsknie.
~*~
Ciemność.
Odniosłam wrażenie, że dryfuję po niej, jak po rozległym oceanie i nie mogę znaleźć żadnego portu.
Co jakiś czas oślepiało mnie światło, jakby latarnia morska, próbująca uchronić mnie przed dalszą tułaczką, lecz kiedy tylko zbliżałam się do niej, światło gasło a ja znowu zatracałam się w nicości.
Nie pamiętam niczego, nie wiem skąd pochodzę a nawet kim jestem.
Zadawałam sobie to pytanie już od dłuższego czasu, ale w mojej głowie była kompletna pustka.
Co jakiś czas pojawiały się w niej znajome twarze, budynki i miejsca, ale ja nie potrafiłam niczego rozpoznać ani nazwać.
Jestem z innego świata i teraz muszę do niego wrócić.
Tylko jak?
- Naomi?
Głos. Nie wiem dokładnie skąd pochodzi i do kogo właściwie należy. Jedyne, co udało mi się wywnioskować, to to, że jest męski. - Naomi-chan! Obudź się!
Naomi? Kim jest Naomi?
I dlaczego niczego nie pamiętam?






~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo, ale w ogóle nie mam czasu!
Przeczytałam wszystkie komentarze! Dziękuję Alice za tak długą i wyczerpującą wypowiedź oraz obiecuję, że w najbliższym czasie (czytaj : jutro, bo weekend :P) nadrobię zaległości na Twoim blogu, bo dalsza akcja mojej ulubionej bohaterki strasznie mnie ciekawi. :) 
Dziękuję, że jesteście i jeszcze raz przepraszam. Liceum pochłania mnie całkowicie. 

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział XXI

- Nie rób tego, proszę cię... - zaczęłam go błagać i spróbowałam przytulić, jednakże odtrącił moją dłoń.
Słowa Itachiego aż tak na niego zadziałały? Jedno głupie wydarzenie miało zadecydować o tym wszystkim?
- Robię to dla ciebie, rozumiesz? Nie możesz być z kimś takim jak ja.
- Kiedy ja nie chcę nikogo innego, rozumiesz?!
Faktycznie, może wykrzyczałam to zbyt głośno, ale do tego pacana nie docierało nic innego!
Spojrzał na mnie swoimi ciemnymi jak noc oczami, próbując wywiercić mnie na wylot.
Dlaczego jego spojrzenie stało się tak chłodne i beznamiętne? Dlaczego sam sobie sprawia krzywdę?
- Dziękuję Naomi. Za wszystko.
Po tych słowach wstał i zaczął odchodzić, a ja nawet nie mogłam się poruszyć.
Zostawił mnie. Tak po prostu mnie zostawił...
- Dlaczego? - szepnęłam tak cicho, że nie byłam pewna, czy mnie usłyszałam, ale kiedy obrócił delikatnie głowę w bok, wszystko było wyjaśnione. - Dlaczego tak cholernie mnie ranisz?
- Obiecuję, że to ostatni raz.
Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, mężczyzna ruszył dalej.
Stałam, owładnięta zimnym powietrzem, kompletnie zdezorientowana.
Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, chcąc krzyknąć z całej siły, aby wrócił, ale z mojego gardła wyszedł jedynie cichutki jęk.
Łzy toczyły się po moich policzkach, mocząc letnią, zwiewną bluzkę.
Nic dla niego nie znaczyłaś Naomi. - słowa te przelatywały ciągle przez moją głowę, za każdym razem rozdzierając serce na coraz drobniejsze kawałeczki.
Moja dłoń bezwładnie opadła na dół, kiedy brunet zniknął w ciemności. Usiadłam na ziemi, chowając twarz w dłoniach.



Jak mogłam się tak pomylić? Jak mogłam go pokochać?
Uspokoiłam się dopiero po kilkunastu minutach.
Robiło się coraz zimniej, a ja miałam na sobie jedynie letnią bluzkę na ramiączkach.
Drżącymi rękami podniosłam się z ziemi i wróciłam do domu, gdzie nie zmrużyła oka do samego rana, a gdy tylko zamknęłam powieki, przed moimi oczami pojawiała się postać Uchihy.

~*~

Minęło kilka dni, odkąd Sasuke opuścił wioskę.
Chciałam za nim pobiec, odszukać i przyprowadzić z powrotem, ale nie mogłam. Nie pozwolił mi na to.
Dni były nudne. Wszyscy pracowali lub zajmowali się domem, a ja musiałam siedzieć w wiosce i czerpać korzyści z przymusowego urlopu. Jak mam się teraz odprężać, skoro miłość mojego życia odeszła i nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek powróci?
Drużyna kompletnie nam się rozpadła.
Sakura ciągle siedzi w szpitalu, doskonaląc swoje medyczne umiejętności, Sasuke, no, to już wiemy wszyscy, a Naruto gdzieś zniknął.
Nie widziałam go od kilku dni. Może Tsunade wysłała go w jakąś tajną misję?
Szłam zatłoczonymi uliczkami wioski, chcąc dostać się do biura piątej.
Zapukałam delikatnie w drzwi, a kiedy usłyszałam głośne "wejść", pchnęłam je do przodu.
W pomieszczeniu była tylko brunetka, z butelką sake na biurku.
- Masz wolne? - zapytawszy, usiadłam na sofie obok biurka. - Nigdy nie piłaś w pracy.
- Dzisiaj jest niedziela, Naomi! Poza tym, jeszcze nie otworzyłam butelki. Nie mam na nią jakoś ochoty. - Tsunade nie miała chęci na sake?! Koniec świata. - Mam dziwne przeczucie, że coś się wydarzy.
Zmrużyłam oczy, spoglądając za okno.
Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Nagle, jak na zawołanie, zaczęły nadchodzić czarne chmury. Zupełnie tak jak w moim śnie...
Tsunade zerwała się z krzesła, wywracając przy okazji biurko. Butelka z sake pękła w spotkaniu z twardą podłogą i wszystko rozlało się po całej podłodze, tworząc mokrą ścieżkę po same drzwi.
Podbiegłam do okna, obok którego stanęła blondynka i obie zaczęłyśmy przyglądać się rozwojowi wydarzeń.
Pioruny zaczęły uderzać w domy przerażonych mieszkańców, ale nie dostrzegłyśmy żadnych zamaskowanych ninja.
W pewnym momencie zdążyłam ujrzeć jedynie rosnącą kulę światła, a wtedy inicjatywę przejął sharingan, starając się zidentyfikować nieznany obiekt.
Okazało się, że to wielka kula energii, zmierzająca prosto w naszą wioskę. To nie były zwykłe wyładowania atmosferyczne!
Wtedy drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem i do środka wpadła zdyszana Shizune.
- Hokage-sama! Ktoś zaatakował wioskę!
Usłyszałam szmer, a kiedy się odwróciłam, ogromna masa energii już leciała w naszym kierunku.
Siła uderzenia była tak silna, że przeturlałam się przez całe biuro, lądując pod jego drzwiami.
Ku mojemu zdziwieniu, Tsunade ciągle stała w tym samym miejscu.
- Shizune! Ogłoś alarm i powołaj shinobi do obrony! Naomi! Znajdź przyjaciół.



Kiwnęłam twierdząco głową i szybko opuściłam gabinet piątej.
Kiedy znalazłam się na dachu, już ujrzałam kilka znajomych postaci, przygotowanych do obrony ich ukochanej wioski.
Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać.
W oddali dostrzegłam jakąś smukłą sylwetkę w płaszczu, ale nawet sharingan nie mógł jej dokładnie zobaczyć.
Zaczęłam skakać po dachach, chcąc podejść jak najbliżej.
Zatrzymałam się, a raczej zostałam do tego zmuszona przez Shikamaru, który nie kazał mi iść dalej, bo uznał to za zbyt niebezpieczne.
Na całe szczęście w tej odległości sharingan nie miał większych problemów.



Mężczyzna z oddali miał rude włosy i powbijane metalowe kołki w części ciała.
Jego oczy... były inne. Pierwszy raz spotkałam się z takim Kekei Genkai.
Zaraz, zaraz. Ja go skądś kojarzę...
Już wiem! Ten psychiczny koleś mnie kiedyś uprowadził i chciał mi odebrać Amaterasu!
Właśnie... Amaterasu...
Żyjemy w wojnie domowej od kiedy zaczęłam spotykać się z Uchihą. Nie wiem dlaczego, wilk go nie trawił. Po prostu nie mógł na niego patrzeć. Szkoda tylko, że nigdy nie uzasadnił swojego twierdzenia.
- Naomi! Idź w stronę oddziału głównego do budynku administracyjnego! Tam spotkasz Kakashiego i resztę!
Dzięki, Shikamaru. Tak się składa, że ja stamtąd wracam!
Z aktywowanym sharinganem ruszyła w drogę powrotną, unikając przy tym dwóch zawalających się budynków, które chciały posłać mnie z zaświaty.
Kiedy dotarłam na miejsce, nigdzie nie mogłam dostrzec Tsunade. Strasznie się o nią martwiłam... W końcu to ona jest odpowiedzialna za całą wioskę, więc według tego, będzie musiała nawet za nią zginąć, a to najgorszy z możliwych koszmarów.
- Naomi! - usłyszałam swojego ojca, a chwilę później poczułam mocne szarpnięcie z lewej strony. - Dzielimy się na dwie grupy. Ja z Gaiem pójdziemy w głąb, a ty zostaniesz tutaj z Sakurą i Hinatą. Zaraz powinni dotrzeć tutaj inni.
Kiwnęłam twierdząco głową i skierowałam się w stronę dziewczyn.
Obie walczyły z jedną, rudą kobietą w płaszczu Akatsuki.
Włączyłam się do walki, chcąc jak najszybciej pozbyć się wroga.
Nie spodziewałam się, że będzie on jednak tak bardzo silny.
Wymieniałyśmy zamiennie ataki, ale wróg w ogóle się nie męczył.
Jej czakra ciągle była na tym samym poziomie, niezależnie od tego, jaką techniką posługiwała się każda z nas.
- Amaterasu! - tego jutsu nauczył mnie Sasuke, kilka miesięcy temu. Był to mój debiut w jej używaniu, a sharingan bardzo negatywnie wyraził swoją opinię na jej temat. Strużka krwi spłynęła z mojego lewego oka, a obraz lekko się zamazał. Nie użyję tej techniki zbyt szybko.



Nasz wróg zaczął kręcić się pod wpływem czarnych płomieni, a ja opadłam na ziemię, chcąc unormować swoją czakrę.
Wiem, że ta technika jej nie zabije. Nigdy nikogo nie zabiła. Nie jest taka świetna jak wszyscy myślą.
- Naomi? Wszystko w porządku?
Kiwnęłam twierdząco głową i wstałam na równe nogi. Teraz możemy iść pomóc innym. Te płomienie nigdy się nie wypalą.
I gdzie, do jasne cholery, jest Naruto?!
Otarłam dłonią pot z czoła i skierowałam się w stronę centrum, gdzie znajdowała się cała reszta.
Wioska przypomniała jedną, wielką dziurą, jak po wybuchu bomby atomowej.
Na szczycie Kagę ujrzałam ledwie żywą Tsunade, na co moje serce zaczęło niekontrolowanie przyśpieszać.
Kiedy opadła z sił, bo innej myśli do siebie nie dopuszczałam, na placu pojawił się Naruto.
Odetchnęłam z ulgą na widok blondyna, bo moje siły zaczęły się wyczerpywać.
Akcja toczyła się tak szybko, że już przestawałam za nią nadążać.
Pain - Naruto - Hinata - Pain - Naruto.
W pewnym momencie Naruto przestał panować nad ogoniastą bestią.
Zmienił się w czerwoną formę dziewięcioogoniastego z trzema ogonami.
- Amaterasu... - wyszeptałam błagalnie, przyglądając się całej akcji.
"Jest źle. Jeżeli tak dalej pójdzie, Kurama się uwolni"
Podbiegłam do Naruto, po czym kopnęłam go z zaskoczenia, a ten odleciał na kilka metrów.
Dosłownie sekundę później odniosłam wrażenie, że wszelkie siły mnie opuściły, a obraz zaczął się rozmazywać... Pieprzony sharingan!
Zdążyłam tylko zobaczyć biegnącego w moim kierunku Naruto, a chwilę później dostałam mocnego kopniaka w brzuch, przez co odleciałam na kilkanaście metrów.
Odpuści sobie? Coś mi mówi, że nie.
Bez pomocy Amaterasu nie miałam z nim najmniejszych szans. Albo umrze on razem ze mną, albo się uwolni.
Zebrałam w sobie wszelkie siły i odskoczyłam w momencie, kiedy blondyn chciał oddać kolejny cios.
Znalazłam się na dachu jakiegoś budynku i naprawdę już nic nie miało dla mnie znaczenia.
"Naomi, nie możesz teraz odpuścić!"
Zaczęłam półprzytomnie rozglądać się po otoczeniu, próbując odnaleźć znajome postacie.
Kiedy zobaczyłam mojego ojca, zakopanego wśród gruzu, myślałam, że stracę przytomność na miejscu.



Ostatkiem sił zaczęłam czołgać się w jego kierunku, ale kiedy byłam kilka metrów od niego, padłam z wyczerpania, uderzając głową w bruk.

Ciemność zaczęła mnie otaczać, aż w końcu pochłonęła mnie całkowicie.

~~
Już pomijam to, że miał być urlop. -.- 
Po prostu mam zbyt wiele pomysłów.
Chcę to opowiadanie skończyć do końca wakacji, bo w LO nie będę miała na nie czasu.
Także, mam nadzieję, że się podobało. ;)

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział XX

Cisza.
Spokój.
Harmonia.
Tymi trzema słowami mogłam opisać otaczający mnie krajobraz. Było pięknie. Ogromna, zielona łąka z burzą kwiatów, kilka zająców i mały strumyczek.
Pośrodku ja, owładnięta ciepłym powietrzem, grająca w harmonii z całą resztą.
Nagle nadchodzą ogromne chmury. Nie mogę nic zrobić. Ciemność mnie otacza. Wsiąka w moją duszę, w każdy jej milimetr.
Widzę Sasuke.
Stoi sam, pośrodku polany, otoczony przez kilku zamaskowanych ninja.
Próbuję coś zrobić, ale jestem wbita w ziemię. Nie potrafię poruszyć nawet jednym palcem.
Widzę Naoufmiego. Stoi zaraz obok bruneta, z ręką na jego ramieniu.
- Nieładnie Naomi. - docierają do mnie jego słowa. - Bardzo nieładnie.
Po tym wyciąga z kieszeni srebrny kunai i przykłada Sasuke do gardła.
Z moich ust wydobywa się głośne jęknięcie, kiedy ostre narzędzie przejeżdża po jego szyi, zostawiając za sobą szkarłatną linię.
Chłopak upada i przestaje się ruszać, a Naofumi uśmiecha się do mnie szyderczo.
- To się stanie, jeżeli mi nie pomożesz. - wysyczał z jadem z głosie, po czym zniknął, a wręcz rozpłynął niczym mydlana bańka.
Podbiegam do chłopaka i próbuję mu pomóc.



Potrząsam nim, krzycząc, aby wrócił. Wyzywam go od egoisty i tchórza.
Ale kto w tym wypadku był egoistyczny?
Ja czy on?
Nie myślę racjonalnie i doskonale o tym wiem. Mój jęk przepełnia całą polanę, płosząc wszystkie zwierzęta.
Potrząsam brunetem, starając się tym samym zmusić go do jakiegokolwiek ruchu czy przebudzenia.
W końcu łapię jego delikatną dłoń i splatam ze swoją. Łzy toczą się po moich policzkach i skapują na jego poharataną klatkę piersiową. Nie mogę nic zrobić. Straciłam go... Straciłam...
Budzę się, zalana zimnym potem.
Jestem w domu, w moim własnym pokoju.
Księżyc widnieje nad widnokręgiem i jest jedynym źródłem światła w pomieszczeniu.
Ocieram ręką pot z czoła, po czym wstaję z łóżka.
Wychodzę na balkon, próbując tym samym unormować oddech.
Boję się, że coś mu się stanie.
Wracam do pokoju i zakładam standardowy strój shinobi.
Cicho opuszczam mieszkanie, nie chcąc tym samym wpaść na mojego ojca.
Przemierzam zaciemnione uliczki wioski, chcąc jak najszybciej dostać się do mieszkania Sasuke.
Zatrzymuję się przed jego domem, patrolując otoczenie za pomocą sharingana.
Wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. Noc jest ciepła i bardzo przyjemna. Na niebie nie ma ani jednej chmurki.
Wchodzę po rynnie na dach i próbuję dostać się do okna jego sypialni. Wiem doskonale, po której stronie się znajduje, bo spędzałam w jego domu noce już wiele razy.
Przyklejam się do zimnej szyby, pozostawiając na niej zaparowane ślady po nierównomiernym oddechu i maksymalnie wytężam swój wzrok.



Sharingan dostrzegł jedynie puste łóżko, a wtedy moje serce podskoczyło do gardła.
Kiedy się obróciłam, zostałam brutalnie przyciśnięta do szyby, przez co oboje z nieznajomym wpadliśmy do środka.
- Wyczułem cię, zanim weszłaś na dach. - usłyszałam głos Sasuke, na co odetchnęłam z ulgą.
- Przestraszyłeś mnie. - powiedziałam spokojnym głosem i podniosłam się na kolana.
- Co tutaj robisz o tej porze?
- Stęskniłam się, uwierzysz?
~*~
Kręci. 
Czuję to. Nie przyszła tutaj jedynie dlatego, że zatęskniła za moją osobą. To coś bardziej złożonego, ale nie zdradzi mi tego. Taka już jest. 
Sam będę musiał to rozgryźć.
- Nigdy nie tęskniłaś za mną tak bardzo, żeby odwiedzać mnie w środku nocy.
- No wiesz! - zaczęła oburzonym tonem, zakładając ręce na biodra. - Zawsze za tobą tęsknię.
Zaśmiałem się cicho pod nosem i dostrzegłem jej nikły ruch sharingana, który pozwolił jej to zaobserwować.
Żyjemy w tak poplątanej relacji, że czasami mnie to śmieszy.
Kochamy się, powiem to otwarcie. Jest pierwszą kobietą, po mojej matce, którą wpuściłem do swojej duszy. Zna mnie niemalże na wylot. Wie, jak zareaguję w określonej sytuacji i stara się przewidzieć każdy mój ruch.
Cóż, to samo tyczy się jej. Jest dla mnie niczym otwarta księga. Bez problemu potrafię wyczytać każde z jej uczuć, a obecnie góruje tu ulga.
Bała się czego.
Bała się o mnie.
Tylko dlaczego?
- Nie powiesz mi, co? - rzuciła mi pytające spojrzenie - Nie powiesz, dlaczego naprawdę tutaj przyszłaś? Tu nie chodziło o twoją tęsknotę. Wiem to.
Miała nieodgadniony wyraz twarzy. Spuściła wzrok, patrząc w podłogę i zacisnęła dłonie w pięści.
- Miałam zły sen.
Nie rozumiałem, o czym mówi. To tylko sen. Czasami zdarzają się również te gorsze, które spędzają nam sen z powiek, ale to nie powód, żeby biec do czyjegoś mieszkania w środku nocy.
Podniosłem jej brodę delikatnie do góry i patrzyłem na nią wyczekująco, oczekując dalszych wyjaśnień.
- Zabili cię. - wyszeptała, a ja poczułem, jak bo jej ciele roznosi się dziwny dreszcz. - On cię zabił, a ja nie mogłam nic zrobić.
Teraz dopiero wszystko do mnie dotarło. Przyszła sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku.
Jej sen musiał być na tyle przerażający i realistyczny, że aż zmusił ją do pojawienia się w moim domu, w środku nocy.
Pewnie gdybym nie spał i po prostu nie wyczuł jej szalejącej czakry, ta jedynie ujrzała by moja sylwetkę przez szybę okna i wróciła do domu.
Z drugiej strony mogłaby zostać i patrolować mój dom do rana, aby upewnić się, że nic mi nie jest.
Zastanawia mnie czy to zły sen, czy jakieś manipulacje Naofumiego.
Sharingan to potężna broń. Większość ludzi nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Nie wiem na jakim poziomie jest Naofumi i czy przyczynił się do koszmaru Naomi, ale muszę bardziej uważać na siebie i na nią.
Nagle usłyszałem szmer i przez okno wpadły dwa shurikeny.
Złapałem brunetkę i przetoczyliśmy się razem przez pół pokoju, odbijając się od drewnianej, białej ściany.
Podniosłem oczy i zdębiałem.
Shurikeny umiejscowione były na mojej poduszce, niszcząc ją niemal całkowicie.
Poczułam jak dłonie brunetki zaciskają się mocniej wokół mnie, ale odepchnąłem ją.
Czułem coś, czego nienawidziłem najbardziej we wszechświecie.
Czułem czakrę swojego starszego braciszka.
Zerwałem się z podłogi i wyszedłem na dach, kierując się w stronę wejścia frontowego.
Brunetka była tuż za mną, a ja zastanawiałem się, w jaki sposób mam ją unieruchomić.
Kiedy ujrzałem mojego brata w płaszczu Akatsuki, opętała mnie czysta złość i nienawiść.
Miałem ochotę go zabić. Tak prosto, z marszu, bez mrugnięcia okiem.
- Ciągle jesteś tak wyrywny? Kiedy ty dorośniesz.
Nie zamierzałem się z nim wdawać w jakiekolwiek dyskusję. Chciałem z nim walczyć.



Wymienialiśmy ciosy i chyba wpadłem w jakiś trans. Przez chwilę nawet myślałem, że to genjutsu.
Byłem tak bardzo skupiony na sylwetce Itachiego, że nawet nie zauważyłem jego klona, który kopnął mnie od tyłu.
Przeturlałem się kilka metrów po ziemi, zdzierając sobie do krwi łokcie i kolana, ale wtedy to nie miało żadnego znaczenia.
Szybko się podniosłem, ignorując ból i szczypanie i stanąłem w pozycji bojowej.
- Nie dojrzałeś, Sasuke. - kiedy to usłyszałem, zacisnąłem mocniej szczękę. - Ty się nigdy nie zmienisz...
- To nie ja zabiłem całą naszą rodzinę.
- Ty jesteś mną, Sasuke.
Ty jesteś mną, Sasuke... Te słowa odbijały się w mojej głowie, przyprawiając mnie o jej ból. Nie. Nie jestem taki i nigdy nie będę.
- Zniszczyłbyś wszystkich, żeby tylko dostać się do mnie. Zabiłbyś każdego, dosłownie. Nawet swoją kobietę.
Nigdy nie skrzywdziłbym... Naomi? Gdzie ty jesteś?!
Zacząłem gorączkowo rozglądać się po dziedzińcu, szukając spojrzeniem brunetki.
Była tam.



Leżała, pod wielkim dębem i próbowała się podnieść.
Nie zauważyłem, żeby została zaatakowana przez Itachiego.
- W ogóle nie zwróciłeś uwagi na zasięg twojego jutsu. Oberwała nim, mój kochany braciszku. Skrzywdziłeś ją i uważasz, że nie jesteśmy podobni?
Po tych słowach zniknął, a ja podbiegłem do Naomi i pomogłem jej się podnieść.
Miała poparzone ręce i początkowy odcinek nóg. Skrzywdziłem ją, a obiecałem sobie, że nigdy jej tego nie zrobię.
- To nic, Sasuke... - powiedziała, kiedy już usiadła. - Nie zdążyłam się odsunąć.
- Jestem potworem...
- Nie, Sasuke, nie jesteś nim...
- Słyszałaś go! Jestem taki jak on, czystym złem! Odejdź, proszę cię. Zostaw mnie!
- Nie jesteś nim, Sasuke! Jesteś silny i potrafisz kochać jak nikt inny, rozumiesz? Nigdy nie pozwoliłbyś mnie skrzywdzić, a już na pewno nie świadomie! Zawsze będę twoja i nigdy cię nie opuszczę, rozumiesz?
- Nie mogę tutaj dłużej zostać.



- O czym ty mówisz, do cholery?!
- Muszę odejść. - rzuciłem twardo, podnosząc się z ziemi.
Brunetka patrzyła na mnie wielkimi oczami, jakby w ogóle nie rozumiała moich słów.

- Odchodzę z wioski i nie próbuj mnie szukać.

~~
Trzy rozdziały w bardzo krótkim czasie...
Idę na urlop z Ewą Chodakowską i turbo wyzwaniem... ;)
Zapraszam do obserwatorów :)

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział XIX

- Nienawidzę cię. - wysyczałam głosem przepełnionym jadem. Ledwo nad sobą panowałam. Nieźle wyprowadził mnie z równowagi.
- Z tego co wiem, miałaś być cicho.
Zamknęłam usta, patrząc na niego wyczekująco. Po chwili mój oddech wrócił do normy i zaczęłam się uspokajać. Widzisz, Naomi? Można? Można!
- Konoha nigdy nie chciała zrobić ci krzywdy.
- Jasne, wykorzystanie mnie, to twoim zdaniem jest nic?
- Czy kiedykolwiek zauważyłaś coś podejrzanego? Czy Tsunade z tobą trenowała? Pokazywała różne techniki?
- Nie. - odrzekłam zgodnie z prawdą, po czym zaczęłam głębiej zastanawiać się na jego słowami. Tsunade była dobrą ciocią. Otaczała mnie opieką, wyprawiała przyjęcia urodzinowe, ale nigdy ze mną nie ćwiczyła. Cóż, Kakashi to inna bajka... Zostawił mnie. Tak cholernie mnie to boli. Mój własny ojciec zrobił ze mnie sierotę.
- To dlaczego tak wierzysz temu mężczyźnie? Nie wiem czy mówi prawdę.
Zgubiłam się. To wszystko było tak bardzo poplątane, że już nie wiedziałam, po której stronie czeka na mnie prawda. Westchnęłam głośno, ze zrezygnowaniem opuszczając ramiona.
- Bo dał mi to, czego potrzebowałam... - wyszeptałam, spoglądając z żalem w jego oczy. - Potrzebowałam ojcowskiej miłości, której Tsunade nigdy nie mogła mi dać. Nie była nawet moją matką. Choćby nie wiadomo, jak bardzo się starała, nigdy by mu nie dorównała. Naofumi... dał mi to wszystko. Miłość, opiekę i troskę. Dlatego mu uwierzyłam. Chciałam mieć ojca. Prawdziwego i kochającego.
Zaczęłam się niekontrolowanie trząść i poczułam łzy zbierające się pod moimi powiekami. Zbyt długo tłumiłam w sobie emocje, które teraz zaczęły pękać niczym mydlana bańka. Wiele razy mówiłam, że nienawidzę Kakashiego, a w głębi duszy wiem, że jest dla mnie najważniejszą osobą. Kocham go bezwarunkowo, pomimo tych wielu chwil, kiedy mnie zranił. Nie wyobrażam sobie jego śmierci. Nie przeżyłabym tego. Nigdy nie podniosłabym na niego ręki. Kocham go. Dziecinną, nieodwzajemnioną miłością.
- On nawet ciebie kochał bardziej niż mnie. - jęknęłam, szybko przecierając dłonią niechciane łzy. - Ofiarował ci miłość, której ja tak bardzo pragnęłam, wiesz? Jesteś szczęściarzem, Sasuke. Tak bardzo ci zazdroszczę.



Brunet stał nieruchomo i był widocznie zdziwiony moimi słowami. Nie spodziewał się ich. Zapewne zawsze myślał, że nienawidzę Kakashiego, a teraz dowiedział się, że jest wręcz przeciwnie.
Nawet nie wiem kiedy brunet znalazł się przy mnie i mocno przytulił. Czy tego wtedy potrzebowałam? Cóż, jak najbardziej, ale ten gest ofiarowany przez Kakashiego byłby o niebo lepszy.
- Przepraszam. - wyszeptał mi do ucha, mocniej mnie do siebie przyciskając. - Nie wiedziałem.
Odsunęłam się od niego po chwili, a on opuszkiem palca zebrał spływającą po moim policzku łzę.
Delikatnie przybliżyłam się do niego, dotykając jego malinowych warg, które należały tylko i wyłącznie do mnie. Wiem, że byłam jego pierwszą i mam nadzieję, że będę również tą ostatnią.
Kocham go i nie mogę temu zaprzeczyć. Chcę z nim być już na zawsze i mam nadzieję, że los nam na to pozwoli.
- Wróćmy do wioski. - wyszeptał, kiedy już się od siebie oderwaliśmy.
Kiwnęłam twierdząco głową, po czym złapałam go za rękę, splatając nasze palce.
Na początku zesztywniał, ale chwilę później przywyknął do tej nowej sytuacji.
Pomógł mi zebrać moje rzeczy i ruszyliśmy w kierunku wioski ukrytej w liściach.
~*~
- Tsunade... - wyszeptałam, lodując w ramionach blondynki. - Przepraszam. Tak bardzo was przepraszam...
- Cśś - powiedziała Hokage, przyciskając mnie do siebie. - Najważniejsze jest to, że wróciłaś.
Nie wiem, ile czasu tak stałyśmy, ale oderwałyśmy się od siebie dopiero wtedy, kiedy pojawił się mój ojciec.
Był wściekły. Było to widać nawet bez sharingana, który mógł zaobserwować jego buzującą czakrę. Mam nadzieję, że jednak mnie za to nie zabije.
- Dlaczego uciekłaś?! - krzyczał na mnie Kakashi, odkąd pojawiłam się w wiosce. - Dlaczego za każdym razem nikogo nie słuchasz?!
- Przepraszam. - powiedziałam już po raz setny tego dnia. Czy nikt naprawdę mnie nie słucha?
- Naomi, kiedy się nauczysz, że głupie przepraszam wszystkiego nie załatwi?
- A Ty kiedy nauczysz się być moim ojcem? - rzuciłam tym samym tonem, spoglądając z determinacją w jego oczy.
- Czy musimy po raz kolejny do tego wracać? Wydaję mi się, że już wszystko ci wytłumaczyłem.
- Guzik mi wytłumaczyłeś! Potrzebowałam cię, rozumiesz? Potrzebowałam! - wykrzyczałam w jego oczy i poczułam łzy zbierające się pod powiekami. - Tak bardzo cię kochałam! Za każdym razem, kiedy zostawiałeś mnie u Tsunade i odchodziłeś moje serce łamało się na pół! Byłam dzieckiem, potrzebowałam ojca, który się mną zajmie, który mnie przytuli, który poczyta mi bajki na dobranoc! Nigdy tego nie zauważyłeś? Nie spostrzegłeś jak bardzo domagam się twojej uwagi? Twoje ciepła? Twojej miłości..
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, po mężczyzna przyciągnął mnie do siebie, a ja schowałam się w jego bezpiecznych ramionach. Od bardzo dawna nie okazywaliśmy sobie uczuć, ale teraz naprawdę tego potrzebowałam i byłam mu ogromnie za to wdzięczna.

Przycisnęłam się do niego najmocniej jak tylko mogłam, bo bałam się, że zaraz odejdzie, tak jak co sobotę w domu Tsunade.
- Przepraszam, kochanie. - wyszeptał w moje włosy, gładząc mnie po nich wolną ręką. - Przepraszam... Wróć i zacznijmy od nowa.
Kiwnęłam twierdząco głową, szczerząc się od ucha do ucha. To bez wątpienia najwspanialsza chwila w moim życiu.



- Naomi. - zaczęła Tsunade, która do nas podeszła. - Musimy poważnie porozmawiać.

~~~
Wasze komentarze tak mnie zmotywowały, że napisałam rozdział 10 razy szybciej. <3
DZIĘKUJĘ. ♥
Wiem, że krótki, ale chodziło w nim o wyjaśnienie paru ważnych spraw.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział XVIII "Moja dusza jest zbyt mroczna, żeby móc się do niej dostać."

Biegłem, nie oglądając się za siebie.
Ciągle byłem wściekły na brunetkę, jej podstęp i lekkomyślne zachowanie.
Nikt nigdy mnie tak nie upokorzył, a nawet ona nie miała prawa tego robić. Nikt nie ma takiego prawa.
Naomi szuka spisku tam, gdzie go nie ma. Po co Konoha miałaby ją krzywdzić, skoro od najmłodszych lat się nią opiekowała?
Ta historia na temat śmierci jej matki też nie była do końca racjonalna. Wydaję mi się, że ten cały Naofumi coś kręci, ale jeszcze nie jestem tego w stu procentach pewien.
Czuję ją. Jest bardzo blisko. Pewnie nie spodziewała się, że dam radę ją dogonić.
Nie doceniła mnie, a to poważny błąd.
Zaczaiłem się w pobliskich krzakach, obserwując całą sytuację za pomocą sharingana. Brunetka siedziała przy ognisku, ocieplając swoje delikatne dłonie.
Sasuke, ogarnij się. Zostaw swoje uczucia z boku, bo znowu zostaniesz znokautowany przez tą niepozorną kunoichi.
W tej samej chwili wpadłem na wspaniały pomysł.
Muszę coś sprawdzić.
Bezgłośnie wyciągnąłem z torby kunaia i rzuciłem go w jej kierunku.
Tak jak myślałem, dosłownie centymetr przed jej ciałem metalowe narzędzie zostało odbite, a sharingan dał nikłe światło na tle zachodzącego słońca.
Kobieta zerwała się z ziemi, po czym przyjęła pozycję bojową.
- Sasuke? - usłyszałem, nim wyszedłem ze swojej kryjówki. Jestem pod wrażeniem nabytych przez nią umiejętności. Jej poziom znacząca wzrósł od czasów wypraw drużyny siódmej.
Nie zamierzałem zabierać głosu. Jestem ciekaw, jak zareaguje na moją obecność.
Ta jedynie stanęła wyprostowana, przyjmując poważną i zamyśloną mimikę twarzy, przez co wyglądała zupełnie jak Kakashi. Nikt mi nie wmówi, że ona nie jest jego córką.
- Nigdy nie zostałem tak upokorzony. Nie masz prawa tego robić.
- Nie zgrywaj ważniaka, Sasek. Należało ci się.
Przyrzekam, że miałem ochotę w tamtej chwili po prostu ją udusić, ale nie mogłem stracić nad sobą kontroli. Nie zrobię jej krzywdy. Jest kobietą. W dodatku bardzo dla mnie ważną.
Jeszcze - dodał głos w mojej głowie, ale kompletnie go zignorowałem.
- Będziesz mnie teraz obrzucać wyzwiskami? Tylko na tyle cię stać, Naomi?
Mój sharingan pochłonął zdecydowanie większą ilość czakry, aby w nikłej ciemności zaobserwować jej mocne zaciśnięcie szczęki. Jest taka naiwna i wybuchowa. Prędzej to ona rzuci się na mnie z łapami, niż ja na nią.
- Jak mogłam zakochać się w kimś takim jak ty?! Jesteś czystym złem! Nie potrafisz kochać! Zabiłbyś własnego brata, gdybyś tylko miał taką okazję...
Nie zdążyła dokończyć, gdy z prędkością światła znalazłem się przy niej, przyciskając do pnia starego drzewa.



Obrażanie mnie to jedno, ale wchodzenie z tematem na mojego brata to drugie. Ona nie wie, jak to jest, kiedy osoba, która była dla ciebie autorytetem, zabija całą twoją rodzinę. Fakt, straciła matkę, ale zawsze była otoczona opieką. Tsunade stawała na głowie, żeby zapewnić jej normalny dom, kiedy ja sam musiałem o siebie zadbać.



- Ty nie wiesz nic na temat mojego brata i jesteś ostatnią osobą, która może prawic mi kazania. Spójrz na siebie, Naomi. Pomyśl o Tsunade. Chroniła twój tyłek za każdym razem, kiedy zrobiłaś coś złego. Mało tego, przygarniała cię jak bezpańskiego psa, gdy po raz kolejny pokłóciłaś się z Kakashim, a ty co? Szykujesz na nią rewolucję. Chcesz ją zabić? Kobietę, która tak wiele dla ciebie zrobiła?
- Nigdy nie podniosłabym ręki na ciocię Tsunadę. - warknęła przez zaciśnięte zęby, po czym spróbowała mi się wyrwać, ale była na to zbyt słaba, co poskutkowało tym, że jedynie mocniej docisnąłem ją do drzewa.
- Doprawdy? Pałałaś do Konohy taką nienawiścią, zapominając, że Tsunade jest jej pierwszorzędnym przedstawicielem?
W odpowiedzi dziewczyna posłała mi swoje mordercze spojrzenie, próbując przewiercić mnie i moją duszę swoim sharinganem na wylot.
Niestety, Naomi. Moja dusza jest zbyt mroczna, żeby móc się do niej dostać.
- Odnalazł się, święty Sasuke.
Ta kobieta doprowadzała mnie do szału. Przy niej czakra chciała rozsadzić wszelkie tętnice i żyły znajdujące się wewnątrz mojego ciała.
- Mam cię dosyć, mam cię tak cholernie dosyć! Jesteś niezrównoważona i naiwna! Doszukujesz się błędów tam, gdzie ich nie ma, obwiniasz mnie o całe zło znajdujące się na tym świecie i oczekujesz, że coś z tym zrobię! Kim ja do cholery jestem? Dobrą wróżką spełniającą marzenia?
- Oczekiwałam od ciebie jedynie szczerości, a ty nawet tego nie potrafiłeś mi ofiarować! Oszukałeś mnie w tak perfidny sposób! Brałeś udział w tej całej zabawie! Myślałam, że się zmieniłeś!
- Ty pierwsza powinnaś wiedzieć, że tak się stało! Zrobiłem to! Dla ciebie się zmieniłem! Odstawiłem na bok swoje myśli o zemście, poświęcając się całkowicie tobie! Starałem się, robiłem wszystko, żebyś wiedziała, jak wiele dla mnie znaczysz! Wiem, że nie jestem przeciętnym facetem, który kupi ci kwiaty i zabierze na romantyczną kolację. Nigdy tego nie zrobię, ale ty doskonale o tym wiesz i pokochałaś mnie takiego, jakim jestem i nie wmówisz mi, że nic do mnie nie czujesz, bo doskonale wiem, że jest inacz...
- Być może coś do ciebie czułam, ale to zgasło z chwilą, kiedy mnie zdradziłeś! - przerwała mi. Po raz kolejny mi przerwała!
- Mogłabyś się w końcu zamknąć i dać mi dojść do słowa?
Ku mojemu zaskoczeniu jej różowe usta zaciskają się w wąską linię, po czym zakłada ręce na biodra, oczekując ode mnie jakiejkolwiek reakcji.





~~~
Witam po tak długiej przerwie ;) 
Rozdział krótki, refleksyjny. 
Mam nadzieję, że się spodoba. 
Lorena :*