sobota, 19 października 2013

Rozdział 4 "Trzeba było tego nie robić..."


Byliśmy już niedaleko wioski. Podróż zajęła nam trzy dni. W Sunogakure nic się nie wydarzyło. Bankiet skończył się z samego rana, a rozmowę na temat pokoju przeprowadził Kakashi z Sakurą. Nie odzywałam się do ojca od tamtej kłótni na bankiecie. On też jakoś nie kwapił się to tego, aby się za mną pogodzić. Jednak ciągle trapiło mnie jedno pytanie. Kim był ten mężczyzna, z którym rozmawiała Sakura? Byłam pewna, że narobi zamieszania w Sunie, a on się nie pojawił. Zniknął bez śladu.
W końcu zobaczyłam bramę wioski. Shinobi przywitali się z nami i bez problemu wpuścili do środka. Szliśmy prosto do biura Tsunade. Sakura trochę nas spowalniała, bo spotkała po drodze Ino i musiała z nią "koniecznie" porozmawiać. Dzisiaj się rozstajemy i nie będę musiała jej oglądać, aż do następnej misji.
Kakashi zapukał delikatnie w drzwi i po usłyszeniu donośnego "wejść", otworzył je i wszyscy weszliśmy do środka. Byłam zaskoczona, kiedy nie ujrzałam nigdzie Shizune. Przecież ona zawsze kręci się gdzieć blisko piątej.
- Oo, to wy! Jak minęła uroczystość?
- Świetnie. - odparł mój ojciec z uśmiechem na twarzy. - Akatsuki się nie pojawiło. Rozmowa o pokoju przebiegła bez problemów.
- To świetnie! Spisaliście się. Możecie odejść. - powiedziawszy to, pochyliła się nad stertą papierów.
Wszyscy opuścili pomieszczenie, tylko ja zostałam, stojąc nieruchomo pośrodku biura. Tsunade spojrzała na mnie, po czym przesunęła kartki na bok.
- Coś nie tak Naomi?
- Znowu pokłóciłam się z ojcem. Mam go już dosyć. - kobieta westchnęła i podeszła do mnie.
- O co znowu poszło? - powiedziała, odgarniąc mi włosy z twarzy.
- O wszystko. Mam go już dosyć. Nie potrafię się z nim pogadać. Mam do ciebie ogromną prośbę. Czy mogłabym... zamieszkać u ciebie przez jakiś czas? Chociaż na kilka dni, znajdę sobie później jakieś mieszkanie...
- Przykro mi, ale jutro przyjeżdżają Kage z innych krajów, w związku ze zbliżającym się egzaminem na chunina i będą zajmować pokoje w moim domu. Wybacz. Wiem, że masz Kakashiemu mu za złe to, że się tobą nie zajmował po śmierci Inati, ale on też nie mógł się z tym pogodzić. Wolał oddać cię do kogoś, kto się tobą zaopiekuje i stworzy rodzinną atmosferę, niź zostawiać cię samą w domu. Wiem, że nie przekonam cię do zmiany zdania, ale czasem pomyśl, jak on się czuje.
- Był dorosły i miał już dziecko. Powinien stanąć na wysokości zadania. - warknęłam.
- Ludzie popełniają błędy, których później bardzo żałują i starają się je naprawić. To nie zawsze jest łatwe, ale trzeba spróbować im wybaczyć. Może nie od razu, na niektóre zagojenie ran potrzeba czasu. Mam nadzieję, że uda wam się w końcu dogadać.
- Dziękuję Tsunade - sama. - po tych słowach opuściłam biuro i poszłam prosto do mieszkania mojego ojca. Chciałam zabrać kilka swoich rzeczy i wynieść się, gdziekolwiek. Cicho weszłam do przedpokoju i spostrzegłam, że w salonie paliła sie mała lampka. Weszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafy torbę podróżną. Zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy i zdjęcia. Z niektórymi się nie rozstawałam. Przełożyłam torbę przez ramię i wyszłam z pokoju, wpdając prosto na Kakashiego. Serce ze strachu podeszło mi do gardła. W sumie mogłam się domyślić, że przyjdzie.
- Dokąd idziesz?
- Pod most. - warknęłam, idąc w stronę drzwi. Mężczyzna złapał mnie za ramię, odrwacając w swoją stronę.
- Jestem twoim ojcem. Należy mi się szacunek!
- Taaa, moim ojcem? To zacznij zachowywać się w taki sposób, abym wreszcie to poczuła. - po tych słowach odtrąciłam jego rękę i wyszłam z mieszkania.
~*~
- Dokąd idziesz? - usłyszałam głos Sasuke gdzieś po mojej prawej stronie. To już drugie takie pytanie w ciągu dziesięciu minut. Może jeszcze ktoś chce mi je zadać?  
- Wyprowadzam się od ocja na jakiś czas.
- Gdzie będziesz teraz mieszkać?
- Jeszcze nie wiem. Wszędzie lepiej niż tutaj. Codzienne kłótnie i rzucanie przedmiotami mi się znudziły. - westchnęłam głośno - A co ty tutaj robisz?
- Przechodziłem.
- Przecież ty mieszkasz w zupełnie innej dzielnicy. - stwierdziłam, ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- To nie oznacza, że nie mogę wyjśc na spacer. W ciągu dnia to raczej nie jest możlwie, bo Sakura śledzi mnie na każdym kroku i tylko wieczorem mogę wyjśc i pooddychać świeżym powietrzem.
- Współczuję ci, że nie możesz jak cywilizowany człowiek wyjść w ciągu dnia na spacer- powiedziałam z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Chłopak mruknął coś pod nosem.
- Możesz przenocować u mnie jeżeli chcesz.
- Nie, nie będę ci robić problemów.
- To dokąd pójdziesz? Pod most?
- Do hotelu. Dam sobie radę. - powiedziawszy to pomachałam mu na pożegnanie i poszłam w przeciwnym kierunku.Udałam się do najbliższego hotelu.
- Jak to nie ma wolnych miejsc?!
- Przykro mi panienko. Niedługo odbędzie się egzamin na chunnina i w wiosce gościmy wielu ludzi z różnych krajów.
- och, dobrze, dziękuję.
Wyszłam z budynku. Czyli jednak będe musiała zamieszkać z Sasuke. Może wynajmie mi jeden pokój na jakis czas. Ruszyłam prosto do jego mieszkania. Zapukałam w drzwi i po chwili ujrzałam bruneta, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię.
- Przygarniesz mnie? - powiedziałam z miną kociaka.
Nie odpowiedział, tylko otworzył szerzej drzwi, wpuszczając mnie do środka. Usiadłam na miękkiej, zielonej kanapie w salonie, a obok stołu postawiłam torbę z rzeczami. Sasuke zniknął w kuchni, a chwilę później wrócił, niosąć ciepłą herbatę.
- Czyli nici z hotelu?
- Tak jakoś wyszło... Wszystko zajęte.. Sasuke wybacz, ale jestem zmęczona. Nie zmrużyłam oka od dwóch dni.  Pozwól, że się prześpię. Może to być nawet ta kanapa. - Oczy same mi się zamykały.
- Nie ma mowy. Mój gość nie będzie nocował na kanapie. Będziesz spać w moim pokoju.
- Przestań. Kanapa nic mi nie zrobi.. Dobra, już dobra! - krzyknęłam widząc jego minę. - Niech ci będzie.
Wzięłam kilka rzeczy z torebki i poszłam do łazienki. Wykąpałam się, a moje długie, siegające już bioder włosy związałam w niestarannego koka. Muszę iść do fryzjera. Są stanowczo za długie.  Już miałam wyjść z łazienki, kiedy usłyszałam głos Kakashiego, dobiegający gdzies zza drzwi. Odkręciłam kran, aby przypadkiem nie zwrócili na mnie uwagi i próbowałam podsłuchać ich rozmowę. Niestety, nie słyszałam o czym rozmawiali. Wyszłam z łazienki do dziesięciu minutach. Na moje szczescie, Kakashi już sobie poszedł. Szybko znalazłam się w sypialni Sasuke, kładąc się na wygodnym łóżku. W jakiś dziwny sposób nagle odechciało mi się spać... Długo nie mogłam zasnąć rozmyślałam o tym, co teraz będzie. Jak dalej potoczy się moje życie. Nie będe mogła wiecznie chowac się w domu Sasuke. Są dwa wyjścia. Albo stanę naprzeciw swoim problemom, albo ucieknę. Druga opcja bardziej mi sie podobała, ale Sasuke i tak by mnie znalazł i siłą przyprowadził do wioski.
~*~
Usłyzałam głos Uchihy gdzieś nad moją głową. Miałam ochote wyrzucić go przez okno.
- Wstawaj. - powiedział, śmiejąc się.
- Która godzina? - powiedziałam, podnosząc się do siadu i przecierając oczy.
- 6.15.
- Co ty chcesz robic tak wczenie rano?
- Trening oczywiście.
- oh, przestań Sasuke. - mruknęłam, opadając na poduszki. Nie miałam na nic ochoty, a w szczególności na trening. I to jeszcze o takiej porze. Przecież to środek nocy.
Kiedy nie usłyszałam odpowiedzi byłam pewna, że odpuścił, więc przewróciłam się na drugi bok. Po chwili znowu w pokoju pojawił się chłopak.
- Wstajesz?
- Nie ma mowy.
- Ostrzegam.
- Och, spadaj. - mruknęłam, zakrywając głowę poduszką. Kilka sekund później zostałam oblana zimną wodą, przez co wyskoczyłam z łóżka jak poparzona.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam Uchihę z wiadrem w ręce.
- Ostrzegałem.
Klnąc pod nosem poszłam do kuchni, gdzie ku mojemu zaskoczeniu, czekało już ciepłe śniadanie. Usiadłam, a chwilę później dołączył do mnie Sasuke. Zjadłam jedną kanapkę, popijając to kawą.
- Kakashi tutaj był... - szepnęłam ledwie słyszalnie.
- Martwił się o ciebie.
Nic nie powiedziałam tylko ironicznie się uśmiechnęłam. On nigdy się o mnie nie martwił. Wyszliśmy na zewnątrz kierując się na pobliskie pola treningowe. Droga minęła nam w ciszy.
Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Stanęliśmy na przeciwko siebie.
- Pokaż co potrafisz.
- Nic nie potrafię. Możemy już wróicić?
- Naomi! - warknął. Haa, udało mi się wyprowadzić go z równowagi.
- No dobra, już dobra. Jak walczymy? Jakieś zasady?
- Sharingan + katana.
- Nie za dobrze używam katany. To raczej twoja bajka. - niekulturalnie wskazałam palcem na bruneta.
- Gdy brakuje czakry, katana może okazać się ostatnią deską ratunku. Łap - rzucił mi jedną z nich. - poćwiczymy.
Podszedł do mnie, ustawiając się w postaci bojowej. Starałam się naśladować jego ruchy. Przyznam szczerze, nie było łatwo.
- Musisz trzymać katanę na wysokości bioder. Wtedy będziesz miała nad nia lepszą kontrolę.
Nie zdążyłam nawet poprawić postawy, bo Uchiha zjawił się przy mnie z prędkością światła i wybił mi broń z ręki. Popisywał się. Podniósł katanę z ziemi i podał mi ją. Stanęłam jeszcze raz, tym razem poprawiając postawę według jego rad.
- Dobrze. Jeszcze raz.
Szybko znalazł się przede mną, oddając atak. Ledwo go odbiłam, odlatując w tył. Chciałam tym samym zyskać trochę czasu na obmyślenie jakiegoś planu, ale Sasuke widocznie nie chciał mi go dać. Szybko znalazł się przy mnie i machnął kataną. W ostatniej chwili odsunęłam się, ale ostrze musnęło mój policzek. Rana nie była głęboko, to byo tylko lekkie draśnięcie. ale Uchiha zmusił mnie do włączenia sharingana. Po jego aktywowaniu szło mi lepiej. Zapamiętywałam jego ruchy i muszę przyznać, że był bardzo przewidywalny. Dopiero, gdy on aktywował swojego sharingana, zrobiło się troche gorzej. I ostatecznie przegrałam walkę, leżąc na zielonej trawie, ciężko oddychając, z kataną rzuconą gdzieś po prawej stronie. Słonce przyjemnie ogrzewało moją twarz. Gdyby nie szybkie bicie mojego serca i wysoki poziom adrenaliny w organizmie, to juz dawno bym zasnęła. Byłam zmęczona. Spałam tylko kilka godzin a on jeszcze z samego rana wyciągnął mnie na trening.
- Wstawaj.
Uchyliwszy jedną powiekę, zobaczyła stojącego nade mną Uchihe z wyciągniętą w moim kierunku ręką. Złapałam ją, a chłopak pociągnął mnie do pionu. Jego place powędrowały na mój policzek a później na ręke, gdzie w połowie treningu wbiła mi się katana.
- Trzeba to przemyć.
- Nie przesadzaj, to tylko draśnięcie.
- Rana jest dość głęboka. Trzeba wziąć ze szpitala jakieś maści, żeby blizna nie została. To samo tyczy się twarzy.
Już nic nie mówiłam, wrócliśmy razem do domu, po drodze wstępując do szpitala. Oczywiście Sakura nie była zadowolona z faktu, że przyszłam razem z Sasuke. Dała nam jakieś maści, mówiąc że pomogą, ale będzie "troszeczkę bolało". Mam się bać? W końcu to Sakura.
- Daj, opatrzę ci ręke. - powiedział Sasuke, stojąc nade mną z wodą utlenioną i tymi chemikaliami od Sakury w dłoni. Wyciągnęłam ręke na stół i stwierdziłam, że rana była większa, niź myślałam. Umiejscowiona była pomiędzy dłonią a łokciem, głęboka, na jakieś osiem centymetrów długości. Chłopak zmoczył gazik wodą utlenioną i przyłożył do rany. Piekło, ale nie jakoś bardzo mocno. Sasuke za każdym przyłożeniem gazika sprawdzał moją reakcje, która była raczej obojętna. Później wziął maść od Sakury i rozprowadził ją po gaziku. Przyłożył mi ją do ręki i... myśłałam, że mi ją ktoś uciął. Wiedziałam, że Sakura nie da mi zwykłej maści, no, ale żeby aż tak bolało? Miałam wrażenie, jakby ktoś mi wypalał znaczki na skórze. Przygryzłam wargę, nie chcąc pokazywać chopakowi żadnych uczuć. Kiedy skończył bandażować moją rękę, odetchnęłam z ulgą, na co on się zaśmiał pod nosem. Wstałam z krzesełka, rzucając się na kanapę w salonie. Zamknęłam oczy i myślałam tylko o śnie. Sasek jeszcze plątał się w kuchni, pewnie przygotowując sobie jakiś posiłek. Juz prawie zasypiałam, gdy poczułam, że ktoś podnosi mnie z kanapy i niesie w nieokręslonym kierunku. Uchyliłam delikatnie powiekę i spostrzegłam Sasuke. Jego włosy drażniły moją twarz. Szybko zamknęłam oko, nie chcąc się zdradzić. Chłopak położył mnie na swoim łóżku i poczochrał delikatnie po włosach. Ten gest sparaliżował mnie, a po ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Chwilę później chłopak opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Otworzyłam oczy, siadając na łóżku. Dłonią dotknęłam włosów, uśmiechając się do siebie pod nosem. Połyżyłam się na łózku i szybko zasnęłam.
Obudziły mnie czyjeś głosy dochodzące zza drzw. Wstałam przecierając oczy ręką i udałam się w kierunku salonu. Uchyliłam lekko drzwi wsłuchując się w czyjąś rozmowę. To Sasuke z Kakashim. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, to jeszcze stanowczo dla mnie za wsześnie.
- Tak, zapytasz ją jak wstanie. W sumie to pewnie niedługo się obudzi.
Wycofałam się do pokoju, bezszelestnie zamykając drzwi. Podeszłam do szafki biorąc czarny sweter. Otworzyłam okno i weszłam na parapet. Wspięłam się na dach i zaczęłam oddalać się od domu Uchihy. Szłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Opuściłam bramy wioski, kierując się do pobliskiego lasu. Siedziałam na gałęziach drzew, rozmyślając o wszystkim. Pokłóciłam się z Kakashim, Sakura mnie nienawidzi, z Naruto prawie w ogóle nie rozmawiam..Tylko Sasuke mi został. Mój jedyny, prawdziwy przyjaciel, któremu mogę powiedzieć wszystko. Co prawda, czasami mnie denerwuje, ale w ostateczności.. nigdy mnie nie zawiódł. Znamy się odkąd pamiętam. Spędziłam z nim prawie całe swoje dzieciństwo.
 Nawet nie zauważyłam, kiedy słońce zaczęło chować się za linią widnokręgu. Na dworze robiło się coraz ciemniej, a woda z jeziora, naprzeciw którego siedziałam, zrobiła się pomarańczowa. Zeszłam z drzewa, idąc spokojnie w stronę domu. Przed drzwiami stanęłam już po zmroku. Delikatnie nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte. Weszłam do pomieszczenia i wtedy ktoś przycisnął mnie do ściany.
- Czemu się skradzasz? - spytał chłopak tuż nad moją twarzą.
- Nie skradam się, po prostu weszłam.
- Gdzie byłaś tak długo?
- Musiałam pomyśleć.
- Uciekasz. To nie jest dobre rozwiązanie.
- Sama wiem co jest dobre, a co złe. - powiedziawszy to, próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale to nic nie dało. Moje ciało przeszedł dreszcz. Był za blisko, stanowczo za blisko.
Po chwili odsunął się ode mnie, uśmiechając się pod nosem i ruszył w kierunku łazienki. Usiadłam na kanapie, biorąc do ręki jakąkolwiek książke. Nie mogłam się na niej skupić. Rzuciłam ją na stół, głośno wzdychając i poszłam do swojego pokoju, a raczej do pokoju Sasuke, siadając na parapecie i wpatrując się w okno. Niebo było bezchmurne, gwiazdy wraz z księżycem oświetlały otoczenie, a drzewa delikatnie poruszały się pod wpływem wiatru. Przydałaby się jakaś misja. W domu mi się nudzi, treningi z Sasuke są wykańczające... Tylko jest jeden, malutki problem. Naszym senseiem jest Kakashi. Więc w sumie jestem w kropce.
Nie miałam już siły na nic. Położyłam się na łóżku i szybko zasnęłam.
~*~
Ku mojemu zdziwieniu nie zostałam obudzona przez Sasuke. Podniosłam się do siadu, kiedy zobaczyłam na zegarku godzinę dziesiątą czterdzieści. Ogarnęłam tylko włosy i jeszcze ziewając weszłam do kuchni. Oniemiałam,kiedy zobaczyłam Sasuke siedzącego na kanapie razem z Kakashi. Stanęłam jak wryta nie mogąc się ruszyć. Sasuke wstał i podszedł do mnie. Schylił się i szepnął mi do ucha.
- Nie uciekaj od tego. - po tym uśmiechnął się i poszedł do swojego pokoju, zostawiając mnie samą z Kakashim. Miło. Poszłam do kuchni i usiadłam przy stole. Chwilę później pojawił się Kakashi.
- Naomi.. możemy porozmawiać?
- ee.. tak, dobrze, siadaj. - gestem ręki wskazałam na krzesło naprzeciwko mnie.
- Wiem, że ostatnio trochę nam się pokomplikowały sprawy, ale to można jakoś rozwiązać.
- Nie chrzań.  Nie można.
- Z takim nastawieniem na pewno nie.
- Słuchaj, naprawdę nie mam ochoty dzisiaj z tobą rozmawiać. Od kilku miesięcy nie usłyszałam od ciebie nawet głupiego "Świetnie ci idzie, Naomi", "robisz postępy Naomi". Nie. Ty potrafisz mnie tylko krytykować i wytykać najdrobniejsze błędy. Dopóki ty się nie zmienisz, ja też tego nie zrobię. Możesz być tego pewien. - warknęłam, patrząc w jego oczy. Chwilę później do pomieszczenia wszedł Sasuke.
- Ja tylko na chwilę.
- W sumie i tak już skończyliśmy. - powiedziawszy to wstałam i oparłam się o blat. Sasuke oparł się obok mnie.
- Mamy jakąś misję?
- Tak, jutro. Ja będę sie już zbierał. Do jutra.
- Do jutra - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
Chwilę później mężczyzna zniknął z mieszkania. Sasuke obrócił się w moją stronę z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Trening? - zapytał chłopak.
- Nie ma mowy. - powiedzawszy to, wyszłam z kuchni.
- Powinnaś więcej ćwiczyć. To, że masz sharingan nie czyni ciebie niezniszczalnego robota. Sharingan czasami zawodzi i to zazwyczaj z kryzysowych sytuacjach. Mi też się to kiedyś zdarzyło i cudem przeżyłem. Od tamtej pory zacząłem ćwiczyć używając katany i jak widzisz, opanowałem tą umiejętność całkiem dobrze. Nie chcę cię do niczego zmuszać, tylko ci doradzam. Nie chcę, żebyś popełniła ten sam błąd co ja.
Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. Miał rację. Po raz kolejny, co już mnie denerwowało. Za każdym razem mnie pouczał jak małe dziecko.  Wzięłam katane z kąta w przedpokoju i poszłam na samotny trening. Szło mi mozolnie. Katana to chyba nie jest moja bajka.. Po trzech godzinach skończyłam. Byłam wykończona. Położyłam się na zielonej trawie, a promienie słońca oświetlały moją twarz. Mam jeszcze cały dzień przed sobą. Na pewno musze zrobić zakupy, bo lodówka Sasuke świeci pustkami. Może zrobię coś na obiad? Co prawda moje zdolności kulinarne nie są powalające, ale coś chyba potrafię ugotować. Najpierw jednak muszę wziąć prysznic, bo inaczej zwrócę na siebie uwagę całej wioski.
Powolnym krokiem wracałam do domu, mysląc o moim dotychczasowym życiu. Jak na razie jest - spokojnie. Nic nadzwyczajnego się nie dzieje i odpowiada mi to. Kiedyś lubiłam chaos i dynamikę. Mogłabym mieszkać codziennie w innej wiosce i zmieniać miejsca zamieszkania jak rękawiczki, ale teraz.. pokochałam to miasto i czuję się tutaj jak w domu.
Sasuke nie było w domu. Wzięłam szybki prysznic i zapisałam na kartce wszystkie potrzebne rzeczy. Szłam pełnymi ludzi ulicami konohy, wyszukując w tłumie znajomych twarzy. W oddali dostrzegłam Shikamaru, który machał do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Ohayo Shikamaru!
- Ohayo Naomi. Gdzie tak pędzisz?
- Idę zrobić jakies zakupy bo... - Tak, Naomi. Powiedz wszystkim, że mieszkasz z Sasuke - nie mam nic na obiad.
- zakupy? To męczące. Kakashi nie zrobił zakupów?
Kakashi.. no tak, przecież według oficjalnych informacji mieszkam z nim.. Zakręciłam się już w tym wszystkim.
- Wiesz.. ostatnie dni były bardzo ciężkie, ciągle jest zapracowany.. sam rozumiesz.
- yhy. Sakura się nam dziwnie przygląda.
Spojrzałam w prawo i ujrzałam Sakure rozmawiającą z Ino.
- Mieszkasz u Sasuke. - z transu wyrwał mnie głos Shikamaru. Kakashi już wszystkim wygadał?! Co za człowiek.
- Widze, że mój ojciec poinformował juz o tym całą wioskę.
- Nie, nikt mi tego nie powiedział.
- To skąd to wiesz?
- Po tym jak powiedziałaś, że Kakashi ma ostatnio duzo na głowie wywnioskowałem, że z nim nie mieszkasz. Mój ojciec pomaga Hokage i wiem, że misję macie dopiero jutro. Obstawiałem, że mieszkasz z Tsunade, ale kiedy zobaczyłem, że Sakura patrzy na ciebie jakby chciała cię zabić, domyśliłem się, że mieszkasz z Sasuke.
- Dobry jesteś.
- Pokłóciłaś się z Tsunade?
- Nie, po prostu ze względu na ten egzamin w jej domu są Kage z innych krajów i dla mnie nie ma miejsca, ale chyba pokłóciłam się z Sakurą.
-Chyba?
- Mieszkam z Sasuke. To wystarczający powód, żeby uczynić mnie wrogiem numer jeden.
Chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Tak, masz rację. Muszę już iść.
- Do zobaczenia Shikamaru!
Powiedziawszy to poszłam do najbliższego sklepu i kupiłam kilka produktów, z których zamierzałam zrobić Sasuke niespodziankę. Po drodze do domu wyczułam obcą, dość silną czakrę. Przede mną pojawiło się dwóch członków znanej w kraju ognia organizacji - Akatsuki.
- Naomi Uchiha. Szukaliśmy się. - Obydwoje zdjęli swoje kapelusze i wprawili mnie w niemałe zdumienie. Przede mną stał Itachi Uchiha i jego partner - Kisame. Starałam się zachować powagę, ale w środu byłam przerażona. Byłam sama a miała przed sobą silnych przeciwników.
- Miło. W czym moge pomóc?
- Pójdziesz teraz z nami.
- Chyba żarujesz.
- Tak myslałem. - powiedziawszy to, wyciągnął w moją stronę swój długaśny miecz. Wiedziałam, że służy on do wchłaniania czakry przeciwnika. Kakashi mi o nim opowiadał. Jak na razie nie zamierzałam robić żadnych ruchów. Aktywowałam tylko sharingana i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.
- Panowie, dwóch na jedną damę? - powiedziawszy to, rozłożyłam ręce - gdzie wasze maniery?
- Nie żaruj sobie z nas.
- Właściwie to męczy mnie jedno pytanie. Czego wy w ogóle ode mnie chcecie?
- Czy to ważne? Po prostu pójdziesz z nami to sama się tego dowiesz.
- No wiesz, ważne. Tata się będzie martwił i w ogóle.
- Kto? Kakashi? Przecież ciągle się kłócicie.
Moje źrenice rozszerzyły się. Wiedzieli, że się nie dogadujemy. Tylko skąd?
- Co z tego.
- Raito kazał nam cię przyprowadzić.
- Raito? Kim jest ten cały Raito?
- Kisame, jak zwykle się wygadałeś. - teraz głos zabrał Itachi. - Wykonujemy tylko rozkazy.
- Nigdzie nie pójdę. - po tych słowach rybiogłowy zaatakował mnie. Dzięki sharinganowi swobodnie unikałam jego ataków, ale nie miałam czasu na kontratak. Mój przeciwnik był już zmęczony, kiedy ja byłam w świetnej formie. Sharingan to jednak cudowne Kekkei genkai.
- Kisame, nie dasz rady. Nie z Sharinganem.
Mężczyzna stanął naprzeciwko mnie. Nagle znalazłam się w jakimś innym świecie. Co jest?! Dopiero po chwili dotarła do mnie, co właśnie się stało. Genjutsu.. Dałam się podejść jak dziecko!
Odniosłam wrażenie, że jestem w tym dziwnym świecie przez miesiąc. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Gdy moja świadomość powróciła zobaczyłam tylko parę czerwonych tęczówek mojego przeciwnika, a później tylko ciemność.

~*~
Naomi runęła na ziemię. Na pewno złapał ją w Genjutsu. Dobra, czas wkroczyć. Stanąłem naprzecwiko mojego brata, którego twarz nie zdradzała żadnych konkretnych emocji. Szybko znalazłem się przy Naomi. Byłem trochę zaskoczony, że nie przeszkodzili mi w tym. Nic jej się nie stało. Była tylko lekko poturbowana.
- Oj, braciuszku. Widzę,że twój sharingan zawodzi. - powiedziałem, spoglądając na strużkę krwi spływającą z prawego oka Itachiego. - Biedactwo. Może teraz powalczycie z kimś na równym poziomie mocy?
Niebieskoskóry ustawił się w pozycji gotowości, ale Itachi zagrodził mu drogę ręką.
- Nie dasz mu sam rady. Musimy się wycofać.
- Chyba sobie żartujesz. Nie pozwolę ci teraz tak po prostu odejść.
- Nie masz wyjśc Sasuke. - po tych słowach w strone Naomi poleciało kilkanaście kunai. Szybko zareagowałem, ochraniając ją przed atakiem. Wylądowałem kilka metrów dalej, a kiedy się obróciłem, po itachim nie było śladu. Przeklnąłem pod nosem i ruszyłem w stronę domu, z nieprzytomną Naomi na rękach. Byłem wściekły na siebie i na dziewczynę. Gdyby nie ona udałoby mi się wreszcie zgładzić Itachiego! W zasadzie to też moja wina. Mogłem inaczej rozegrać  tą sytuację.
Wskoczyłem na dach, biegnąc w stronę mojego apartamentu. Wszedłem cicho do mieszkania. Poszedłem prosto do mojego pokoju, który był teraz pokojem dziewczyny i położyłem ją delikatnie na łóżku. Swoją drogą, spanie na kanapie już dawało mi się we znaki. Kark bolał i miałem codziennie rano skurcze w nogach. Nie wiedziałem ile czasu dziewczyna u mnie spędzi. Chociaż.. z drugiej strony wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.

~*~
Przebudziłam się z bólem głowy, jakbym wczoraj imprezowała w jakimś klubie. Jak ja w ogóle znalazłam się w domu? Pamiętam tylko, że Itachi złapał mnie w swoje genjutsu.. Później film mi się urywał. Przebrałam się w standardowy strój ninja i poszłam w stronę kuchni. Na kanapie w salonie zastałam Uchihę, pogrążonego w głębokim śnie. Dziwne. Wstałam wcześniej od niego, co znaczyło, że albo poszedł bardzo późno spać, albo się nie wysypiał. Nad czym ja spekuluję? Na pewno sie nie wysypiał. Zwaliłam mu się na głowę, zajmując jego osobisty pokój, a jego wyrzucając na kanapę. Trzeba zacząć myśleć o jakimś lokum zastępczym. Nie mogę wiecznie u niego mieszkać.
Podeszłam do chłopaka i szturchnęłam go lekko w ramię. Uchylił jedną powiekę, patrząc na mnie uważnie.
- Sasuke, za godzinę wyruszamy. - nie wiem dlaczego, szeptałam. Przecież i tak miał wstać, to po co zniżałam ton?
Wstałam, idąc w stronę kuchni i zaczełam przygotowywać śniadanie. Nie minęło dziesięć minut, a chłopak już siedział naprzeciwko mnie, masując sobie kark.
- Po powrocie z misji zapytam Shizune, czy w wiosce są jeszcze jakieś wolne mieszkania.
- Nie ma takiej potrzeby. - powiedziawszy to, upił łyk kawy i wziął do ręki jedną z przygotowanych wcześniej przeze mnie kanapek.
- Zajmuję ci twój pokój, przez co narażam cię na skrzywienie kręgosłupa. - zaśmiałam się cicho. Chłopak posłał mi piorunujące spojrzenie. - I do tego humor ci się pogorszył.
Chłopak nic nie powiedział, tylko ciągle jadł swoje śniadanie. Co go ugryzło? Zwykle zachowywał się inaczej.
Usiadłam naprzeciwko niego, obejmując obiema rękami kubek z gorącą herbatą.
- Mam pytanie, Sasuke.
Chłopak uniósł pytającą brew
- Możesz mi powiedzieć, jakim cudem znalazłam się dzisiaj w twoim domu, zamiast w jakiejś ciemnej celi Akatsuki?
Musiałam poczekać, aż chłopak skończy jeść kanapkę. Wtedy dopiero łaskawie mi odpowiedział.
- Zabrałem cię do domu.
- I tyle? żadnej walki? Kompletnie nic?
- Nie.
Chłopak irytował mnie. Odpowiadał na moje pytania jak najkrócej mógł, do tego unikał mojego spojrzenia i trakotował mnie jak powietrze. Zrobiłam coś nie tak? Powiedziałam coś złego? Czy po prostu ma mnie już dość i robi wszystko, żebym w końcu sama się wyniosła?
- Sasuke, o co ci chodzi?
- Dlaczego myślisz, że coś do ciebie mam?
- Znam cię od bardzo dawna i potrafię wyczuć, kiedy jesteś na mnie zły. Dobrze, od razu po powrocie do wioski postaram się wynieść, może uda mi się za kilka dni zostać u Kakashiego.
- Nie o to chodzi! - chłopak podniósł głos, zirytowany.
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, nie mogąc powiedzieć ani słowa. Bardzo rzadko się tak zachowywał w stosunku do mnie.
- No to o co ci chodzi! - krzyknęłam, patrząc w jego już czerwone tęczówki. Nie kontrolował już nawet swojej czakry, podobnie zresztą jak ja. Był wściekły. Dlaczego? Przecież nic mu nie zrobiłam! Patrzyiśmy na siebie, nie odzywając się. Nasze czerwone tęczówki próbowały przebić się na wylot.
- Nie chodzi o ciebie - warknął nagle - chodzi o niego, rozumiesz? On tu był a ja nic nie zrobiłem! Musiałem ochronić ciebie zamiast zaatakować!
- Trzeba było tego nie robić, skoro sprawa z Itachim była ważniejsza! Nie potrzebuję wcale twojej łaski. Mogłeś się nie wtrącać.
- Nie o to mi chodziło.
- Tak? Ale tak właśnie zabrzmiało! - wstałam, zabierając swoje rzeczy i wyszłam z pomieszczenia. Rzadko, naprawkę bardzo rzadko się kłóciliśmy, a dzisiaj Uchiha pożądnie wyprowadził mnie z równowagi.
Dezaktywowałam sharingana, kiedy tylko opanowałam swoją czakrę. Szłam prosto pod bramę miasta, nie czekając na bruneta.

~~~~~~
Witam. <3 rozdział jest dłuższy niż pozostałe, dodaję go po nocach, dlatego nie zdążyłam sprawdzić błędów. Jeżeli jakieś się pojawią - piszcie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz