piątek, 25 października 2013

Rozdział 6 "Pein"

Zerwałam się na równe nogi i stanęłam w pozycji bojowej. Nagle całe moje zmęczenie minęło, a zmysły wyostrzyły się, nie chcąc przegapić najmniejszego szczegółu. Nadchodzący wróg wywołał zaniepokojenie u Amaterasu. Oznaczało to, że był bardzo silny. Ogony wilka wiły się niebezpiecznie, oświetlając otoczenie w odległościu kilkunastu metrów.
Aktywowałam sharingana wpatrując się w tą samą stronę, co bestia. Maksymalnie wyciszyłam swoją czakrę, chcąc wyczuć ją od przeciwnika. Niestety, przeszkadzała mi w tym Sakura, której wewnętrza energia po prostu wirowała i wyczułaby ją osobą z odległości przynajmniej kilometra.
- Sakura, uspokój się! - warknęłam w jej kierunku. - Twoja czakra szaleje i nie mogę skupić się na tej przeciwnika!
Czasami dziewczyna zachowywała się, jakby była na misji po raz pierwszy. Trzęsła się i nie była zdolna do jakiegokolwiek ruchu, a co dopiero do walki. Stawała się wtedy zbędnym balastem, który dodatkowo trzeba było ochraniać.
Dziewczyna próbowała wykonać moje polecenie, ale szło jej to mozolnie. Nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem. Może było to spowodowane reakcją Amaterau? Najprawdopodobniej przeraził ją fakt, że tak potężna bestia  zaniepokoiła się nadchodzącymi z północy shinobi. Ale to jej nie tłumaczy. Była kunoichi. Powinna być przygotowana na takie okoliczności.
Z daleka zobaczyłam zarys nadchodzących postaci. Amaterasu warknął groźnie, robiąc jeden krok w kierunku nieznajomych. Aktywowałam ponownie sharingana. Miałam nadzieję, że uda mi się rozpoznać któregoś shinobi. Przeszedł mnie zimny dreszcz, kiedy zobaczyłam Itachiego Uchihę i jego partnera, Kisame. Spojrzałam na Sasuke, który mocno zacisnął szczękę i wbił sobie paznokcie w dłoń.
- Spójrz Itachi, jacy przygotowani! - krzyknął rybiogłowy, zwracając się do swojego towarzysza. Tamten tylko zaszczycił nas swoim spojrzeniem, nie komentując wypowiedzi swojego towarzysza.
- Znowu wy? - warknęłam, zaciskając pięści. Ostatnim razem o mało co nie udało im się mnie pojmać. Gdyby nie interwencja Sasuke, najprawdopodobniej leżałabym teraz w jakimś ciemnym i zimnym lochu.
- Jak to znowu? - zapytał mój ojciec, widocznie poddenerwowany.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. - odparłam krótko, patrząc prosto w oczy starszego Uchihy. Nienawidziłam go za to, co zrobił Sasuke i swojej rodzinie. Jak można być tak bezdzusznym potworem i bez mrugnięcia okiem zabić całą swoją rodzinę? Nie wyobrażam sobie tego, co czuł w tym momencie Sasuke. Na pewno wszystkie wspomnienia wróciły z podwójną siłą. Nie chciałam, aby chłopak zrobił coś głupiego. W tej sytuacji mógł być nieobliczalny.
- Nie będziemy robić problemów pod jednym warunkiem. - powiedział spokojnie Itachi. - Oddacie nam Naomi.
- Coś ty się mnie tak człowieku uczepił? - warknęłam. - Znowu ten pieprzony Raito?!
- Raito? Jaki Raito? - zapytał ze zdziwieniem mój ojciec. Spojrzałam na niego i... sama wpadłam z niemałe zdumienie. Nagle zrobił się biały jak kreda, zaczął szybciej oddychać, a na jego czole pojawiły się małe kropelki potu. Coś tu było nie tak. Mój ojciec musiał znać tego mężczyzne i z tego, w jaki sposób zareagował, mogłam wywnioskować, że nie łączyły ich dobre stosunki.
- Nie tym razem. Nasz lider chcę ciebie, a raczej to, co masz w środku. Chociaż obecnie stoi to po twojej prawej stronie. - powiedziawszy to spojrzał swoimi czerwonymi oczami na Amaterasu, na co bestia głośno warknęła.
Na mojej twarzy pojawił sie ironiczny uśmieszek. - Jacy wy jesteście pewni siebie.
Rybiogłowy zaatakował nas, a Uchiha stał bez ruchu. Kisame był łatwym przeciwnikiem, zważając na to, że walczył z sharinganami. I to trzema. Bez problemu unikałam jego ruchów. Był taki przewidywalny.
Nagle usłyszłam krzyk Sakury. Starszy Uchiha biegł w jej kierunku, a ona kompletnie nie wiedziała, co robić.
No tak. Jacy mi jesteśmy naiwni. To był podstęp. Chieli odwrócić naszą uwagę.
Pobiegłam w kierunku Sakury, odpychąjąc ją na bok, ale sama oberwałam z jutsu Itachiego. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami.
- Wiedziałem, że ją uratujesz. - po tych słowach ogarnęła mnie ciemność.
                               ~*~
Obudziłam się w jakimś ciemnym, zimnym pomieszczeniu. Byłam cała poobijana. Film mi się urwał i jedyne co pamiętam, to to, że oberwałam jakimś jutsu od Itachiego. Czyli to by oznaczało, że Akatsuki jednak udało się mnie złapać.
Byłam przykuta łańcuchami do ściany. Dość staroświecki sposób na przetrzymywanie człowieka. W książkach historycznych o tym pisali.
Co ja mam robić? Nie mam wcale czakry, a mój sharingan nie chciał utrzymać się dłużej niż dziesięć sekund. Połączenie z Amataresu było zablokowane. Sądze, że było to związane z dziwną pieczęcia, biegnącą od mojej szyi w dół, aż do końca brzucha.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wszedł dziwny facet z rudymi włosami.
- No nareszcie. Strasznie długo śpisz. Mówił ci już ktoś kiedyś?
- Czego chcesz? - warknęłam w jego kierunku, przyglądając się kobiecie, z którą przyszedł.
- Masz bardzo duże pokłady czakry i do tego interesującą zabawkę w środku. Będziesz moją nową marionetką. Problemem jest tylko to, że nie mogę cię zabić. Nasze połączenie będzie o wiele słabsze niż z resztą moich powładnych, ale myślę, że dam sobie z tobą radę.
Mężczyzna wykonał jakieś niezrozumiałe dla mnie jutsu i złapał mnie za włosy, zmuszając do tego, abym na niego spojrzała. Jego oczy były... dziwne. Posiadał nieznane mi do tej pory kekkei genkai.
Moja świadomość zaczynała powoli zanikać. Czułam spokój i harmonię. Było mi dobrze. Nie czułam bólu, niczym się nie przejmowałam. Zamknęłam oczy, ogarnięta tym przecudnym stanem ducha.
~~
- Daleko jeszcze ? - warknął Sasuke w stronę Kakashiego, skacząc po gałęziach drzew.
- Spokojnie, Sasuke - szepnęłam Sakura, podążając tuż za mną.
- Och, zamknij się. Przez ciebie ją złapali. Musiała cię uratować, inaczej byłabyś juz martwa. Jak zwykle wszystko spieprzyłaś. Jeżeli nie potrafisz walczyć, to po prostu rzuć ten zawód.
- Sasuke. - umponiał mnie Kakashi. - Nie powinniśmy nikogo obwinać. To już nie cofnie czasu. Najważniejsze teraz to znalezienie Naomi.
- Życzę powodzenia! Na pewno oddadzą ją bez większych problemów. Teraz zamiast dwóch członków Akatsuki, mamy na głowie dziesięciu! Na pewno damy radę, na pewno.
- Bądz optymistą, Sasuke. - mruknął Naruto.
Nie odpowiedziałem. Byłem wściekły. Szło nam tak dobrze a Sakura wszystko spieprzyła. Co się ostatnio z nią dzieje? Bylismy już na wielu misjach, a dzisiaj, pierwszy raz w jej karierze, nawaliła po całości.
Nie mogłem pozwolić, aby Naomi coś się stało. Była jedyną osobą, która grała jakąś ważną rolę w moim ponurym życiu. Była moja przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką.
Kakashi nagle zatrzymał się, przez co omal nie spadłem z gałęzi. Przystanąłem, patrząc na niego ze zdziwniem.
- Nie znajdziemy jej. Musimy wrócić do Konohy.
- Ty chyba żartujesz! Porwali twoją córkę, a ty będziesz tak spokojnie wracał do wioski?!
- To nie jest dla mnie łatwe, Sasuke. Trop nam się urwał. Nie wiemy gdzie oni są. Tsunade na pewno ma jakieś informacje dotyczące kryjówki Akatsuki. Lepszym rozwiązeniem będzie powrót, niż włóczenie się bez sensu po lesie, nie uważasz?
- Nie. Nie uważam tak. Oni nie moga być daleko. Nie możemy się wycofać. Nie teraz.
Mężczyzna patrzył na mnie, nie wypowiadając żadnego słowa.
- Wyślę pakuna.
                                  ~*~
Dobrze, że nie zawróciliśmy. Okazało się, że kryjówka Akatsuki jest niedaleko.
Stanęliśmy przed wejściem, a Kakashi próbował złamać pieczęć.
- Nie wierzę, że udało wam się nas znaleźć. Jestem pod wrażeniem.
Obrócilismy sie w kierunku zadchodzącego głosu. Przed nami stał meżczyzna z rudymi włosami, w charakterystycznym płaszczu Akatsuki. Ustawiliśmy się w pozycji bojowej.
- Nie będę się wysilał. - powiedział, gestem ręki przywołując kogoś z tyłu. - Pobawicie sie z moją nową zabawką.
Kiedy zobaczyłem, kto stoi przed nami, zrobiłem się biały jak ściana. Była to Naomi, tylko jakaś... inna. Jej włosy zmieniły barwę na rudą, a spojrzenie było nieobecne. Miała wbite siedem metalowych prętów w twarz i sześć w klatkę piersiową.
Rudowłosy podszedł do niej, kładąc rękę na jej ramieniu.
- Załatw ich.
                                                                                     ~*~
Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się dookoła, widząc tylko białą pustkę.
- To twoja podświadomość.
- Amaterasu? Co ci się stało? - powiedziałam, patrząc na wilka. Był unieruchomiony za pomocą kilkunastu, długich łancuchów, które nie miały widocznego końca.
- To pieczęć Nagato. Jeżeli jej nie złamiesz, twoi przyjaciele zginą.
- Jak to zginą?
- Zabijesz ich.
Stałam zdezorientowana pośrodku wielkiej, białej pustki. Jak to ich zabiję? Przecież... och, co się dzieję?!
- Skup się. Na pewno uda ci się złamać pieczęć! - krzyknął wilk, próbując uwolnić się z łańcuchów.
- Nie dam rady. -jęknęłam - Sharingan aktywuje się maksymalnie na pięć sekund.
- Tyle wystarczy.
Skupiłam sie, wyciszając swoją szalejącą czakrę. Powoli przenosiłam się do innego świata, ale widziałam wszystko jak przez mgłe. Nagle przed oczami przemknęła mi twarz bruneta.
- Sasuke! - krzyknęłam, spoglądając na wilka - Co się dzieję?
- Nie zrywaj połącznia! - warknął. - Skup się.
Obraz stał się wyraźniejszy, ale nie mogłam poruszać moim ciałem. Miałam władzę tylko nad moim zmysłem wzroku. Atakowałam Sasuke. Nie chciałam tego robić, a nie mogłam przestać. W pewnym momencie wytrąciłam mu broń z ręki i chłopak runął na podłoge. Moje ciało samo podniosło broń i skierowało ją prosto w serce Uchihy. Już chciało oddać atak kiedy...
-Nie! - krzyknęłam, z całej siły próbując zapanować nad ciałem.
Ostrze zatrzymało się centymetr od klatki piersiowej chłopaka, a z mojego oka spłynęła jedna, niekontrolowana łza.
Chłopak podniósł się, patrząc mi prosto w oczy.
- Naomi?
Odepchnęłam go na bok. Nie wiedziałam, jak długo będę mogła się kontrolować. Złapałam się za głowę, po czym upadłam na podłogę. Przegrywałam tą nierówną walkę z Peinem.
- Nie będę twoją... marionetką!
Po tych słowach otoczyły mnie czerwone płomienie, należące do Amaterasu. Czyżby udało mu się uwolnić?
"Wyciągnij pręty" - usłyszałam jego głos. Dotknęłam ręką swojej twarzy, na której poczułam siedem, mały prętów. Skupiłam trochę czakry w palcach, po czym wyrwałam jeden z nich. To samo zrobiłam z resztą. Z twarzy przeszłam na klatkę piersiową, wyciągając ze swojego ciała wszystkie ciała obce. Kiedy już pozbyłam się wszystkich metalowych części, mogłam aktywować swojego sharingana. Przyłożyłam rękę do dziwnej pieczęci na szyi, chcąc się jej pozbyć.
"Ja się tym zajmę" - odparł Amaterasu - "Nie masz już czakry"
- Udało ci się wyrwać spod mojego wpływu. Jesteś lepsza, niż myślałem. Jeszcze cię dorwę.
Po tych słowach zniknął, a ja upadłam na ziemię, łapczywie nabierając powietrza w płuca. Byłam wykończona. Moje ciało stoczyło długą, wyczerpującą walkę, a zasoby czakry zostały całkowicie wyczerpane. Miałam rany na całym ciele, pozostawione przez dziwne metalowe pręty. Zamknęłam oczy, tracąc przytomność z przemęczenia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra, udało mi się dodać jeszcze dzisiaj. :D
Dziękuję za komentarze! Dają motywację. :)
Zmieniłam szablon, teraz tekst jest czytelniejszy.
Do następnego. <3


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz