sobota, 30 listopada 2013

X - Kumogakure


Przebudziłam się w momencie, gdy promienie słońca zaczęły wkradać się do mojego pokoju przez źle zasłoniętę firany. Przetarłam ręką oczy i przewróciłam się na drugi bok.
Miałam stuprocentową pewność, że Sasuke nie zabierze mnie na trening. Jestem jeszcze "nie w formie" po ostatnich wydarzeniach. Znaczy, on tak mówi. Ja czuję się świetnie.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał szóstą. Muszę wstać i stanąć naprzeciw przykrej rzeczywistości.
Chociaż wcale nie chciałam tego robić. To łóżko było teraz najlepszym rozwiązaniem.
Wygramoliłam się ociężale z pościeli i zwiesiłam nogi z łóżka. Spałam dzisiaj dosyć krótko, bo do późna rozmawiałam z Sasuke.
Tsunade miała dzisiaj wrócić do wioski. Chcę jak najszybciej się z nią spotkac i rozmówić.
Kiedy udało mi się w końcu wstać, wzięłam z szafki ubrania i poszłam do łazienki. Ubrałam się, a włosy spięłam w luźnego kucyka. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności, weszłam do kuchni, po czym zrobiłam sobie kawę.
Starałam się robić to jak najciszej, żeby nie obudzić bruneta, który spał w salonie na kanapie. Poświęcał się dla mnie. Znowu.
Wczoraj, kiedy rozmawialiśmy, powiedział mi coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. Po tylu latach naszej znajomości, wreszcie nazwał mnie swoją najlepeszą przyjaciółką i powiedział, że zawsze mogę na niego liczyć. To było naprawdę miłe. W zasadzie to tylko on mi został. Jeżeli okaże się, że Tsunade wiedziała o tym, że Kakashi nie jest moim ojcem, to stracę kolejną, ważną dla mnie osobę.
Odstawiłam szklankę do zlewu i wyszłam z pomieszczenia.
Wioska budziła się powoli do życia. Tylko kilkoro ludzi kręciło się na ulicach. Szybko znalazłam się w biurze administracyjnym.
Zapukałam delikatnie w drzwi i weszłam do pomieszczenia. Blondynka siedziała na swoim honorowym miejscu za biurkiem.
- Naomi! - krzyknęła i przytuliła mnie. Odwzajemniłam uścisk, po czym kobieta kazała mi zająć miejsce na krzesełku obok biurka, ale ja ciągle stałam w tym samym miejscu.
- Stało się coś? - zapytała ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Wiedziałaś? - nie mogłam dokończyć, ponieważ nagle poczułam w gardle wielką gulę, która uniemożliwiła mi ubranie myśli w słowa.
- O czym? - zapytała już lekko zdenerwowana
- O tym, że Kakashi nie jest moim ojcem?...
Kobieta spojrzała na mnie, a jej źrenice gwałtownie się rozszerzyły.  Kartki, które trzymała w ręce wypadły jej i rozsypały się po powierzchni biurka. Tsunade oparła się jedną ręką o stół, a drugą zacisnęła w pięść. Spuściła głowę w dół i nie odzywała się przez dobre pięć minut.
- Wiedziałam, że w końcu się dowiesz... - szepnęła w końcu.
- A czy Kakashi o tym wie?
- Oczywiście, że wie.
Wtedy moje serce po prostu pękło. On wiedział i udawał idiotę przez tyle lat?
Zaraz, zaraz. On mnie okłamał. Wtedy w szpitalu. On nie mógł pogodzić się ze śmiercią matki, ale z tym, że go zdradziła, że miała dziecko z innym facetem.
Tylko po co dalej toczył tą dziwną historię?
W sumie nie mieli innego wyjścia. Jak powiedzieć pięcioletniej dziewczynce, że jej tata nie jest jej tatą?
Wtedy miałam problemy ze śmiercią mamy. Jakby mi powiedzieli jeszcze, że Kakashi nie jest moim ojcem, to nie wiem, jak dalej by się to wszystko potoczyło. Zrobili to dla mojego dobra, a później nie było okazji, żeby to przerwać. Bo po co to psuć? Cały ten Naofumi zniknął, nikt nie wie gdzie jest i czy w ogóle wróci, więc po co wszystko mieszać?
Nie zmienia to jednak faktu, że byłam wściekła. Na Tsunade, na Kakashiego i na każdą osobę, która o tym wiedziała.
- Jak mogłaś mi to zrobić... - szepnęłam w stronę Tsunade. - okłamywałaś mnie przez tyle lat.. a ja ci ufałam. Byłaś jedyną, ważną osobą w moim nędznym życiu.
Zacinęłam dłonie w pięści. Nagle straciłam cały sens życia. To było zbyt wiele.
- Naomi, robiłam to dla twojego dobra...
- Nic już nie mów. - szepnęłam, po czym wyszłam. Słyszałam jeszcze za sobą nawoływania piątej, ale nie chciałam teraz z nią rozmawiać. Nie chciałam z nikim rozmawiać.
Postanowiłam wyruszyć do Kumogakure. Tam przecież mieszka siostra mamy. Jedyna osoba, której istnienie utrzymywałam w tajemnicy. Nikt nigdy nie chciał mi opowiedzieć o rodzinie mojej mamy. Tsunade zawsze wtedy zmieniała temat. Siostrę mamy, Matsure, spotkałam przez przypadek. Pamiętam to jakby to było dzisiaj. Gdy tylko się przedstawiła, zaczęłam się niekulturalnie śmiać, ale to nie była moja wina! "Matsura Matsumara" Śmiesznie dobranie.
Spotykałyśmy się sporadycznie. Ostatni raz widziałam ją w szesnast urodziny, czyli blisko dwa lata temu. Od tego czasu nie kontaktowałyśmy się ze sobą. Nie pisałyśmy też listów, bo uznałyśmy, że tak będzie bezpieczniej. Gdyby Kakashi dowiedział się, że utrzymuję kontakt z kimś z mamy strony, na pewno nie byłby zadowolony.
Po pokonaniu długiego dystansu wreszcie znalazłam się w domu Uchihy. Przeszłam przed cały przedpokój i salon, ale nie wpadłam na niego. Widocznie siedział w kuchni.
Weszłam do "mojego" pokoju, po czym zaczęłam pakować swoje rzeczy w torbę.
- Wracasz do domu? - usłyszałam głos nad sobą.
Spojrzałam w stronę drzwi i ujrzałam Uchihę, opartego o framugę drzwi.
- Opuszczam wioskę.
- Żartujesz sobie? - powiedział poirytowany.
- Nie. Wyruszam do Kumogakure.
Wstałam i skierowałam się w stronę drzwi, ale drogę zagrodził mi Sasuke.
- Nie pójdziesz sama. To niebezpieczne.
- Dam sobie radę. Jestem duża, pamiętasz?
- Idę z tobą.
Słowa Uchihy bardzo mnie zdziwiły. Chciał dla mnie opuścić wioskę.
- Daj mi pięć minut.
- Sasuke nie musisz...
Nie zdążyłam dokończyć, bo brunet zniknął z moje pola widzenia.
Zajęło mu to jednak nieco więcej czasu.
Postanowiliśmy wyruszyć dopiero po zmroku, aby nie wzbudzać uwagi otoczenia. Uchiha miał ze sobą tylko mały plecak, kiedy ja dwie, duże torby. Ciągnęłam je za sobą, przez co trochę się opóźnialiśmy.
- Po co tyle tego wzięłaś?
- Nie wiadomo, co kiedy się przyda. Poza tym, jestem kobietą, nie zapominaj o tym. - powiedziałam, puszczają mu oczko.
Ten tyle przewrócił oczami, mrucząc tyle krótkie "baby" pod nosem.
Podróż zajęła nam trzy dni. Na szczęście nie napotkaliśmy żadnych trudności.
W Kumogakure, jak zwykle, pogoda nie należała do najlepszych. Słońca nie było widać, gdyż niebo zasnute było gęstymi, ciemnymi chmurami. Ewidentnie nadchodził deszcz.
Stanęłam przed domem mojej ciotki i delikatnie zapukałam w drzwi. Odczekałam chwilę, aż drzwi lekko skrzypnęy i w progu pojawiła się moja kuzynka Yuki.
- Naomi?! Co ty tutaj robisz? I... oo, cześć. - powiedziała, wyciągając dłoń w kierunku Uchihy - Jestem Yuki!
Uchiha wpadł jej w oko. Ależ ona jest przewidywalna.
- Sasuke. - mruknął cicho brunet, nie odwzajemniając jej gestu. Blondynka zrobiła urażoną minę, po czym wpuściła nas do środka.
- Mama jest w kuchni. - powiedziała i po raz kolejny próbowała poderwać Sasuke. Postanowiłam zostawić go w tej sytuacji. Niech sobie z nią poradzi. Ta dziewczyna zawsze działała mi na nerwy.
Yuki była młodsza od nas o dwa lata, czyli w zasadzie miała już skończone 16 lat. Miała długie, złociste włosy i żółte jak słońce oczy. Była niewiarygodnie podobna do swojej matki.
Wygląd miała całkiem przyzwoity, ale jej cechy charakteru nie należały do najlepiej ocenianych w otoczeniu.
Dziewczyna była świetną manipulantką. Zawsze dostawała to, czego chciała, dlatego trochę obawiałam się o Sasuke. Biedaczek tego nie wytrzyma, a ona nie odpuści. Byle tylko nie nachodziła nas w Liściu.
Yuki miała na twarzy dziwne znamię. Osoba, która spotkałaby ją po raz pierwszy, mogłaby pomyśleć, że dziewczyna ma tatuaż, być może oznaczający przynależność do jakiejś ważnej, kumogakorskiej organizacji, podobnej do konoszańskiego anbu. Jednak prawda jest taka, że dziewczyna jest okropną i pozbawioną talentu kunoichi. Była tylko zbędnym balastem, który trzeba dodatkowo ochraniać.
Weszłam do kuchni. Moja ciotka siedziała przy stole, spoglądając w dal.
- Ciociu? - szepnęłam, aby zwrócić jej uwagę.
Kobieta odwróciła się i napotkałam spojrzenie jej złocistych tęczówek. Najpierw wyrażały one niedowierzanie, żeby później zamienić to na ogromną radość.
Podeszła do mnie i bez słowa przytuliła. Dosyć mocno. Zabrakło mi powietrza w płucach.
- Co ty tutaj robisz? - powiedziała, kiedy odsunęła mnie od siebie na odległość wyciągniętych ramion.
- Musimy porozmawiać.
- Naaomi, możesz tutaj na chwilę przyjść? - usłyszałam poirytowany głos bruneta. Czyżby już miał dosyć Yuki? Bardzo możliwe.
Razem z ciotką weszłyśmy do obszernego salonu. Yuki stała obok bruneta i pokazywała mu jakąś fotografie.
Twarz chłopaka wyrażała ulgę, kiedy tylko mnie zobaczył.
- A któż to jest? - zapytała moja ciotka podchodząc bliżej Uchihy.
- To jest mój...
Nagle przerwałam, bo Sasuke złapał mnie jędną ręką w tali i przyciągnął do siebie.
- Jesteśmy parą. - powiedział, a ja omal się nie przewróciłam. O czym on mówi?
Już miałam się odezwać, ale moja ciotka sprawnie mi to uniemożliwiła.
- Naprawdę? To świetnie! Długo jesteście razem?
- kilka miesięcy. - odparł troche oschle Uchiha, spoglądając niepewnie w moim kierunku.
Wyraziłam swoje wewnętrzne niezrozumienie, unosząc ku górze jedną brew. Chłopak zbliżył sie do mnie i bardzo cicho szepnął mi do ucha :
"Udawaj. Twoja kuzynka jest okropna"
Zaśmiałam się w duchu. Spojrzałam na Yuki, której tęczówki były złowrogo skierowane porsto w moje.

~~~~~~~~~~~~
Nie sprawdziłam błędów, rozdział mi się nie podoba. Wybaczcie.

Yuki Matsumara.

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 9 "Naofumi"


- I co dalej? - szepnęłam do Uchihy, kiedy znaleźliśmy się nieopodal wejścia do archiwum. Oczywiście byliśmy w ukryciu. Gdyby zobaczyli nas strażnicy, zginęłabym śmiercią męczęńską. Przesiedziałabym razem z brunetem w celi dwa dni, dopóki Tsunade nie powróciłaby do wioski. Później zapewne urwałaby mi głowę, oczywiście, jeżeli wcześniej nie zrobiłby tego mój ojciec. Chociaż może kraty by mnie obroniły. Szkoda, że tylko przed ojcem...
- Cicho. Złapię ich w genjutsu.
- Dwóch strażników w jedno genjutsu? Powodzenia.
Chłopak spojrzał na mnie ironicznie i stuknął palcem w czoło.
- Rusz mózgiem. Przecież ty też masz sharingana.
Myślałam, że spalę się ze wstydu. Już miałam walnąć się otwartą dłonią w czoło, aby podkreślić moją jakże wybitną głupotę, kiedy Uchiha złapał mnie za nią, jednocześnie uniemozliwiając mi to. Jego brew powędrowała ku górze, kiedy posłał mi kolejne, ironiczne spojrzenie.
No tak. Wywołałabym hałas i ściągnęła uwagę strażników. O matko. To wszystko przez to, że się stresuję!
Chłopak zaciągnął kaptur na głowę, więc ja zrobiłam to samo.
- Na trzy. - powiedział, po czym zaczął kolejno odliczać. Kiedy wybiła ostatnia cyfra, wyskoczyliśmy z ukrycia, wprawiając strażników w ogromne zdumienie. Nie zdążyli nawet zareagować, kiedy złapalismy ich w genjutsu. Opadli na ziemię nieprzytomni. Matko, myślałam, że będzie trudniej. Przecież tutaj może wkraść się każdy.
Weszliśmy do pomieszczenia, które było... ogromne. Pełno teczek. Nie no, w życiu nie widziałam tylu na oczy.
Zaczęliśmy podążać wzdłuż regałów, szukając wśród tłumu litery "N"
Zajęło nam to pięć minut. Kolejne tyle znaleienie odpowiedniej teczki.
Ułatwiał nam to fakt, że na każdej teczce napisane było, w którym roku dana osoba opuściła wioskę. Znaleźliśmy w sumie pięć teczek. Zaczęliśmy je przeglądać. Ja osobiście na natrafiłam na nic ciekawego. Jednakże Sasuke coś znalazł.
- Mam. - powiedział spokojnie, rozkładając teczkę na podłodze. Przesunął ją bardziej w moim kierunku, abym lepiej widziała litery.

Imię : Naofumi
nazwisko: Uchiha
przynależność : Konohagakure - po opuszczeniu wioski nienznana
sensei : Jiraya 
kompani : Minato Namikaze, Raito Kurama 
rodzina : klan Uchicha (bardzo dalekie korzenie)
ranga : jonnin

Naofumi? Mamy bardzo podobne imiona.
- Tu jest jeszcze jadna teczka, ale zapieczętowana. Daj mi chwilę, może uda mi się coś wykombinować.
Tak więc czekałam. i czekałam. i czekałam.
Chłopakowi zajęło to bardzo dużo czasu. Z dobre czterdzieści minut. Kiedy skończył, zaczął szybciej oddychać, a na jego czole pojawiły się kropelki potu.
- Wiesz, jak ciężko jest złamać taką pieczęć?
- Widocznie łatwo, skoro ty dałeś radę.
Chłopak zacinął szczęke i posłał mi piorunujące spojrzenie. Chciał coś powiedzieć, ale widocznie się zawachał i postanowił zachować to dla siebie. Otworzył teczkę i zaczął czytać jej zawartość. Po chwili podniósł wzrok na mnie. Jego oczy były pełne zdziwienia, a usta lekko rozchylił w geście niedowierzania. Co jest?
Wyrwałam mu teczkę z ręki, po czym zaczęłam czytać jakieś kartki papieru.

Naofumi Uchiha
rodzina : córka - Naomi Hatake (Uchiha) - ur. 20 lipca w Konohagakure. 

Tęczka wypadła mi z rąk i z upadła na ziemię, powodując tym samym echo w pomieszczeniu. Wpatrywałam się w Uchihę tym samym, pełnym niedowierzania wzrokiem.
- Co to ma być? - szepnęłam, biorąc ponownie teczkę w swoje ręce. - Ja...  jestem jego córką? A co z Kakashim? Przecież...przcież - próbowałam jakoś wytłumaczyć sobie tą dziwną sytuację, ale niczego nie rozumiałam.
Sasuke też nie wiedział co powiedzieć. Ta wiadomość zaskoczyła go tak samo jak mnie. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.
Zaraz, zaraz. Czyli moja matka zdradziła ojca?! Co to ma być? Dlaczego Tsunade niczego mi nie powiedziała?! Albo ojciec?
Wtedy uświadomiłam sobie wszystko. Pamiętnik. O to w nim chodziło. o tą tajemnicę.
- Schowaj to i wynośmy się stąd. - szepnęłam w stronę chłopaka, rzucając mu teczkę pod nogi. Wstała i poszłam w kierunku wyjścia, nawet nie patrząc na młodszego Uchihę. To by wszystko wyjaśniało, a w szczegółności fakt, że posiadam sharingana. Odziedziczyłam go po ojcu.
Uchiha dołączył do mnie chwilę później. Wyszliśmy niezauważalnie z biura administracyjnego i szliśmy teraz w bliżej nieokreślonym kierunku.
Co mam teraz zrobić? Nie mogę tak po prostu wrócić do domu! To będzie skutkowało kolejną kłótnią z Kakashim.
- Mogę znowu się u ciebie zatrzymać? - szepnęłam, spoglądając na Uchihe. Ten w odpowiedzi tylko kiwnął twierdząco głową, po czym zaoferował, że pomoże mi z rzeczami.
Poszliśmy do mnie. Weszłam cicho do mieszkania. Po chwili w przedpokoju rozbłysło jasne światło, rażąc mnie w oczy. Zobaczyłam przed sobą mojego ojca z surową miną.
- Gdzie byłaś? - zapytał, opierając się o framugę drzwi.
- Co cię to obchodzi? - warknęłam, idąc prosto do swojego pokoju.
- Jestem twoim ojcem. Należą mi się jakieś wyjaśnienia.
Zostawiłam to bez komentarza. Weszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafy torbę. Zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy.
- Co ty wyprawiasz?! - wykrzyknął Kakashi, kiedy wszedł do mojego pokoju.
- Wynoszę się stąd.
- Co?
- Tak. Wyprowadzam się. Jestem już prawie dorosła. Za cztery miesiące skończę osiemnaście lat.
- Dlaczego? - szepnął w moim kierunku - Przecież w końcu zaczęło nam się układać. Nasze relacje się ustabilizowały i zaczęliśmy wychodzić na prostą...
Nie mogłam powiedzieć nic więcej. Nie mogłam wydusić z siebie słowa.
Wrzuciłam do torby jeszcze kilka rzeczy, po czym opuściłam pomieszczenie.
Kiedy zamykałam drzwi do mieszkania, usłyszałam tylko cichy szept Kakashiego, który wypowiadał moje imię.

~~~~~~~
Bardzo krótki rozdział, ale niestety, nie mam czasu na pisanie. :P W tym tygodniu będę miała konkurs historyczny, na który muszę się solidnie przygotować. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Obiecuję, że następny rozdział będzie dłuższy.
Nawet nie zdążyłam sprawdzić błędów! Jeżeli jakieś się pojawią, napiszcie w komentarzu. :)

                                                                             ~*~
Musicie uzbroić się w ogromną cierpliwość. Mam coraz mniej czasu wolnego. Trzecie klasa gimnazjum i takie tam zobowiązania. Wiecie - albo jeszcze nie - jak to jest. Trzeba się strarać, żeby dostac się do dobrego liceum. Boże, ja i liceum, jak to brzmi.
Nowy rozdział planowałam dodać 30 listopada, ale przyznam się wam, że jeszcze nie zaczęłam go pisać. Nie narzekam na brak weny twórczej, nie bójcie się. W mojej głowie kłębi sie tysiąc myśli na minutę. :p
Chociaż nie pogardziłabym jakimś wolnym tygodniem, a ferie, z tego co mi się kojarzy, mam dopiero w styczniu...
Także, życzę wam miłego rozpoczęcia tygodnia, gdyż dopiero poniedziałek, a ja wracam domozlonej nauki języka niemieckiego (boże, wycofaj ten język). :> Do zobaczyska! <3

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 8 "Pamiętnik"

Siedziałam na moim szpitalnym łóżku i czekałam na Sasuke, które nalegał, że pomoże mi się dostać do domu.  Jeszcze nie powiedziałam mu o tym, że postanowiłam wrócić do rodzinnego gniazda, ale na pewno się ucieszy. Będzie miał własne łóżko dla siebie i jego kręgosłup nie będzie narażony na uszkodzenia. Sasuke pojawił się punktualnie o dwunastej z moim wypisem w ręku.
Zabrał ode mnie wszystkie torby, w sumie miałam tylko jedną i plecak , po czym ruszyliśmy w stronę jego mieszkania. Szliśmy wolno, bo moje ciało jeszcze do końca się nie zregenerowało. Wciąż było osłabione. Jednakże dzięki wybitnym umiejętnościom Tsunade udało mi się dojść do siebie po trzech, a nie jak przewidywali inni, po dwudziestu dniach.
- Muszę ci coś powiedzieć. - zaczeliśmy niemal jednocześnie, przez co wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Ty pierwsza. - powiedział, kiedy już przestałam się śmiać.
- Postanowiłam wrócić do domu i spróbować wybaczyć ojcu. Tsunade powiedziała, że to bardzo dobry pomysł. A ty jak uważasz?
- Uważam, że dobrze zrobiłaś. - powiedział, po czym posłał mi delikatny uśmiech.
Bardzo rzadko się uśmiechał a chciałabym, żeby robił to częściej.
- A ty co chciałeś mi powiedzieć? - zapytałam, kiedy brunet nie kontynuował dalej tego tematu.
- To nic ważnego.
Nie zamierzałam na niego naciskać. Jeżeli teraz mi tego nie powiedział, to jestem pewna, że już tego nie zrobi. Po prostu taki jest. Znam go nie od wczoraj.
Zabraliśmy wszystkie moje rzeczy z jego apartamentu, po czym poszliśmy do mnie. Nalegałam, aby Sasuke wszedł na herbatę, ale stwierdził, że ma coś ważnego do załatwienia i musi gdzieś iść.
Kakashi najwidocznie był w kuchni, o czym świadczyły dochodzące stamtąd zapachy, ale kiedy tylko zbliżyłam się do owego pomieszczenia, zostałam z niego wypchnięta przez jonnina. Ponoć szykował jakąś niespodziankę.
Poszłam więc do siebie i rozpakowałam torby. Właśnie teraz przypomniało mi się, że nie wymieniłam krzesła, które ostatnio "przez przypadek" spotkało się ze ścianą. No nic
Zeszłam do piwnicy w poszukiwaniu mojego starego krzesła. Oprócz tony kurzu, ciężko było znaleźć cokolwiek innego. Podczas przerzucania starych, niepotrzebnych kartonów, natrafiłam na pamiętnik. Przetarłam ręką okładkę, przez co naraziłam się na niekontrolowane napady kichnięć. Pieprzona alergia. Kiedy już udało mi się opanować, otworzyłam moje znalezisko. Na stronie pierwszej był podpis autorki "Inati KH UH". Bez wątpienia pamiętnik ten należał do mojej matki, a kolejne litery oznaczały najprawdopodobniej skróty nazwisk. Rozszyfrowałam to po tym, że dostrzegłam wśród tłumu literę "H", czyli "Hatake". Jednakże znaki alfabetyczne "K" i "U" nic mi nie mówły.
Otworzyłam pierwszą stronę z datą 1.09 b.r.

Drogi Pamiętniku!
Nasze małżeństwo powoli się zawala. Spędzamy ze sobą coraz mniej czasu. Kiedy zginęli moi rodzice chciałam, aby ze mną był. On jak zwykle postawił karierę zawodową na pierwszym miejscu. No, ale mogłam się tego spodziewać. Całe życie byłam zepchnięta na drugi plan... Ostatnimi czasy bardzo rzadko spędzam czas w naszym domu. Nocuję u Tsunade, a kiedy jej nie ma, u Mikoto i Kushiny. Po co mam siedzieć w pustym mieszkaniu i wsłuchiwać się w dzwięki zegara wiszącego w salonie? Kakashi miesiącami jest na misjach. N. namawia mnie na rozwód. Ale nie potrafię tak po prostu od niego odejść. To nie jest takie proste. 
Teraz też Kakashi jest na misji, a ja nocuję u Tsunade. Jest wspaniałą przyjaciółką i opiekunką w jednym. Cieszę się, że ją mam.

                                                           Inati

Bez wysnuwania jakichkolwiek refleksji na temat przeczytanego wcześniej przeze mnie tekstu przerzuciłam kilka stron i dobiegłam do daty "20.07", czyli najpewniej daty moich narodzin.  Moja matka nie pisała roków, dlatego ciężko było wywnioskować, z jakiego okresu jej życia pochodzi ten tekst. Dopiero po głębszym wczytaniu się i oczywiście znajomości faktów, wszystko można było wywnioskować samemu.
 Byłam bardzo ciekawa co zdarzyło się w tak ważnym dniu. W końcu wtedy na świat przyszła jedna z najlepszych kunoichi z wioski! Tak. Skromna jestem, wiem o tym.

Drogi Pamiętniku!
Nie wiem, czy kiedyś zdradzę Kakashiemu prawdę. Jest taki szczęśliwy. Czuję, że uda nam się zbudować wszystko do nowa. Więc po co to teraz niszczyć? N. ochodzi. Boi się powstania, które ma za jakichś czas wybuchnąć. Co prawda, plany te na razie są w fazie embrionalnej, ale on upiera się, że musi odejść już teraz. Nie wiem, co robić. Czekać, czy zrezygnować. Kakashi nareszcie zachowuje się tak, jak powinien. Naomi zawróciła mu w głowie. Szkoda tylko, że przez te lata ja tego nie zrobiłam. Dla mnie nigdy nie zrezgygnował z misji, a od kiedy zaszłam w ciąże zdażyło mu się to aż pięć razy. 
Sama wybrałam imię dla małej. Chciałam, żeby chociaż w pewnym stopniu było powiązane z niezykle ważną dla niej przeszłością. Naomi na pewno jako pierwsza dowie się o wszytkim. Będę tylko musiała poczekać do czasu, aż osiągnie odpowiedni do tego wiek. 
                                                                      Inati

Dzień moich narodzin opisany był w dosyć dziwny sposób. Spodziewałam się fanfarów, oklasków i krzyków, a dostałam tylko jakiś niezrozumiały tekst. O jakiej prawdzie mówi moja matka? Kim jest tajemniczy "N"? Jakie powstanie we wiosce? O co w tym wszystkim chodzi?!
Ech, za dużo pytań Naomi, zdecydowanie za dużo pytań!
Przekartkowałam kolejne strony, ale były puste. Moja mama przestała pisać pamiętnik od moich narodzin. Szkoda, bo myślałam, że dowiem się czegoś wiecej na temat "tej" całej tajemnicy. Zapytać tatę? Tylko, że mama podkreśliła w swoim wypowiedzeniu, że mu "nie" powie. Może Tsunade będzie wiedziała o co chodzi. Muszę jak najszybciej się do niej udać.
Kompletnie zapomniałam o krzesełku, po której w zasadzie tutaj przyszłam i szybko wybiegłam z piwnicy, kierując się w stronę drzwi wejściowych. Już łapałam za klamkę, kiedy drogę zagrodziła mi ręka, należąca do mojego ojca.
- Mogłabyś coś zjeść. Zrobiłem twoje ulubione danie. - powiedział, z uśmiechem na twarzy.
- Nie jestem głodna, śpieszę się. - opowiedziałam i złapałam za klamkę w zamiarze opuszczenia mieszkania.
Mężczyzna westchnął głośno, po czym odwrócił się w przeciwnym do mnie kierunku. Zawachałam się i stanęłam w progu mieszkania, spoglądając na niego przez ramie.
- Naprawdę się starałem. Stałem przy kuchence pół dnia..
Teraz grał mi na uczuciach. Westchnęłam głośno, zamykając drzwi. Pamiętniki będzie musiał poczekać.
Wróciłam do kuchni i usiadłam z moim ojcem przy stole. Postawił przede mną talerz z potrawą i sam usiadł naprzeciwko mnie. Wzięłam do ręki dwie pałeczki i zabrałam się do jedzenia.
Danie nie było złe, ale znaczenie różniło się od tego, które przygotowywała mama czy Tsunade. Nie zamierzałam mu jednak o tym mówić. Starał się.
Po skończonym posiłku grzecznie podziękowałam, po czym opuściłam mieszkanie i pobiegłam prosto do Tsunade. Kompletnie się zapomniałam i wpadła jej gabinetu bez pukania. W pomieszczeniu zastałam tylko Shizune.
- Naomi! - krzyknęłam na mój widok. - Nie wpadaj tu tak niespodziewanie! Stało się coś?!
- Nie, nie. Wybacz, Shizune. Gdzie Tsunade - sama? Muszę z nią pilnie porozmawiać.
- Tsunade nie ma. - odrzekła po chwili - Udała się na Górę Kage razem z Shikaku. Jakbyś przyszła godzinę wcześniej, to pewnie byś ją jeszcze zastała.
- Co? Ech. Kiedy wróci?
- Najprędzej za dwa dni. - powiedziała, po czym zabrała się za porządkowanie papierków znajdujących się na biurku piątej.
- Dziękuję, Shizune. - po tych słowach opuściłam gabinet, idąc w bliżej nieokreślonym kierunku. Idiotyczny obiad! Gdyby nie Kakashi i jego sentymenty zdążyłambym spotkać się z Tsunade!
Zdenerwowana nawet nie zauważyłam, kiedy wpadłam na kogoś. Odskoczyłam przestraszona i od razu zaczęłam przepraszać przechodnia. Okazał się nim być Shikamaru.
- Nic się nie stało. - powiedział, uśmiechając się. - O czym tak myślisz?
- To długa historia, której elementem jest Tsunade - sama, a właśnie jej nie ma. - odrzekłam, śmiejąc się.
- Tak, wiem coś o tym. Wyruszyła gdzieś z moim ojcem. Naomi, mam pytanie..
- hm?
- Poszłabyś ze mną jako osoba towarzyszącą na 18 Sakury? Bo powiedziała, że koniecznie muszę przyjść z kimś, a Temari nie mogłam przybyć. Mają jakieś problemy wewnętrzne w kraju. To co, zgadzasz się?
- Wiesz, Shikmarau, bardzo chętnie, tylko to 18 Sakury. My za sobą nie przepadamy i nie chcę zepsuć jej tego wyjątkowego wieczoru.  Więc wybacz, ale nie będę mogła z tobą pójść. Przepraszam.
- No cóż. Nic nie szkodzi. Tylko w tym momencie nie mam już na mojej liście żadnej odpowiednie osoby, która mogłabym pojawić się przy moim boku. No nic. Może wpuści mnie z samym prezentem. - po tych słowach pożegnał się i poszedł dalej.
Sakura nie zaprosiła mnie na swoje urodziny. Nie było mi przykro z tego powodu. Nie lubi mnie i wiem o tym. Nie muszę budzić symatii wszystkich osób mieszkających w wiosce. Mam swoich przyjaciół i nie potrzebuję nikogo więcej.
- O czym tak myślisz?
- Sasuke! - krzyknęłam przestraszona. - Mógłbyś się nie skradać?!
- Nie skradam się. Idę normalnie drogą. To ty jesteś gdzieś w innym wymiarze.
- Musimy pogadać. - powiedziałam poważnie, po czym złapałam go za rękaw i zaczęłam ciągnąć w kierunku jakiegoś baru. Chłopak jednak po chwili wyrwał się z mojego uścisku i rzucił mi gniewne spojrzenie. No tak, jak ktoś śmiał pociągnąć Sasuke Uchihę za rękaw bluzy! Zaczęłam się cicho śmiać pod nosem, na co chłopak zrobił zirytowaną minę.
- No dobra, nie gniewaj się Sasuś, tylko chodz.
- Jak mnie nazwałaś?!
Zaczęłam się jeszcze głośniej śmiać. Był dzisiaj taki zabawny.
- Dobra nie gniewaj się, tak mi się powiedziało. Sasuś - dodałam nieco ciszej, ale chłopak najwidoczniej usłyszał.
Myślałam, że rzuci jakieś gniewne spojrzenie, ale ten tylko posłał mi szyderczy uśmieszek.
- Nic nie szkodzi, Naośka.
No tak, mogłam się domyślić, że użyje znienawidzonego przeze mnie zdrobnienia. Naośka. Fuu. Kojarzyło mi się z rozpuszczoną dziewuchą. Nie cierpię tego zdrobnienia.
- Dobra, skończmy ten idiotyczny temat. - warknęłam, wskazując palcem na bar "pod kwiatem wiśni" - Możemy porozmawiać?
Ten w odpowiedzi kiwnął twierdzącą głową i ruszył za mną. Zajęliśmy miejsce przy oknie i zamówiliśmy coś do picia.
- Więc, co masz mi do powiedzenia?
- Czytaj. - powiedziałam, podsuwając mu pamiętnik.
Ten odebrał go ode mnie i zaczął przeglądać strony. Tak się wczytał, że nawet nie zauważył, kiedy kelner przyniósł nam napoje. Skończył dopiero po jakichś dziesięciu minutach.
- Hm, ciekawe.
- Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
- Zastanawia mnie kim jest ta tajemnicza osoba na N. , która opuściła wioskę w tamtym czasie. Musicie mieć ze sobą coś wspólnego. Twoja matka wyraźnie to podkreśliła. Mam już przygotowany plan, jak to sprawdzić.
- hm? Jak chcesz sprawdzić, kto na literę "N" opuścił wioskę jakieś 17 lat temu?
- Włamiemy się do archiwum. Tam wszystko jest udokumentowane.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Nowy rozdział jest, to już 8! :D
Chciałam podziękować wszystkim za prawie 2 tysiące wejść. <3

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 7 "Wyjaśnienia"


Powoli odzyskiwałam świadomość. Leżałam na czymś miekkim. Byłam mi ciepło i przyjemnie.
Delikatnie uchyliłam jedną powiekę, ale szybko ją zamknęłam, bo obraz był bardzo niewyraźny. Zamrugałam kilkakrotnie, aby zmusić moje oczy do prawidłowej pracy.
Podniosłam rękę, z wielkim trudem co prawda i dotknęłam twarzy, na której poczułam bandaże. Przejechałam palcem po innych, górnych częściach ciała i stwierdziłam, że cała jestem ownięta białą warstwą materiału.
Zaschło mi w gardle. Próbowałam się podnieść i poszukać czegoś do picia, ale kiedy tylko zmusiłam moje mięsnie do pracy, natychmiast opadłam z powrotem na łóżko.
- Pomóc ci w czymś?
Podskoczyłam ze strachu, przyprawiając moje ciało o ból. Przekręciłam głowę delikatnie w prawo, napotykając spojrzenie Kakashiego. Nie no, tylko jego tutaj brakowało. Piękny początek dnia, a raczej koniec, bo za oknem było kompletnie ciemno i tylko gwiazdy dawały nikłe oświetlenie.
- Comh - musiałam odchrząknąć, bo moje zastchnięte gardło nie pozwoliło mi ubrać myśli w słowa - Co się stało?
- Akatsuki. Nic nie pamiętasz?
- Nie. - powiedziałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Szpital w Konoha. Tylko dlaczego niczego nie pamiętam? Kompletna pustka.
Westchnęłam głośno, przekręcając głowę na jej poprzednie miejsce. Próbowałam przypomnieć sobie wydarzenia z minionej misji, ale skutkowało to tylko jeszcze większym bólem głowy. Musiałam ostro nadwyrężyć sharingan'a, a to zdarzało się naprawdę bardzo rzadko. Na misji musiało wydarzyć się coś konkretnego.
- Zamierzasz wrócić do domu? - usłyszałam cichy głos należący do mojego ojca.
- Nie. - odpowiedziałam bez żadnej nutki emocji w głosie.
Mężczyzna głośno westchnął. Nie ruszyło mnie to, że teraz tutaj siedział. Wcale nie musiał tego robić. Całe dzieciństwo go nie było. Jednym przesiedzeniem przy moim łóżku wszystkiego nie naprawi.
- Nie możesz wiecznie przesiadywać u Sasuke i Tsunade skoro masz własny dom.
- Nie mam. Wraz ze śmiercią mamy wszystko runęło, rozumiesz? Nie ma tego co było wcześniej. Zostawiłeś mnie. Samą. Ze wszystkim. Pomimo tego, że byłam dzieckiem, wiedziałam co się dzieję. - nagle ogarnęła mnie potworna wściekłość. Zignorowałam ból w dłoniach, który powstał zaraz po tym, jak zacinęłam pięści.
Mężczyzna wstał z krzesła i spojrzał na mnie, nie wypowiadając żadnych słów.
- Ty nawet nie próbujesz mi wybaczyć, Naomi. - powiedział po chwili. Miałam wrażenie jakby moje serce na chwilę przestało bić. - Przekreśliłaś mnie. Nie zwracasz uwagi na to, że się staram. Powiedziałaś mi ostatnio, że wytykam ci każdy błąd i nic innego nie robię. Nie jest tak. Po prostu ty widzisz tyle te złe rzeczy. Na dobre wcale nie zwracasz uwagi. Nie chcesz zwracać na nie uwagi. Cierpię tak samo jak ty. Zrozum to w końcu.
- Wyjdź. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
Mężczyzna ponownie westchnął, po czym odwrócił się i opuścił pomieszczenie, zostawiając mnie z burzą mieszanych uczuć. On miał rację? Czy naprawdę tak właśnie się zachowywałam?
W moim umyśle trwała zacięta walka pomiędzy dwoma różnymi założeniami. Jedno kazało mi spróbować wybaczyć Kakashiemu, a drugie uparcie trzymało się w przy moim dotychczasowym zdaniu. Nie wiedziałam, co robić. Nie mogę zapytać Tsunade o radę. Nie chcę postępować wbrew sobie. Muszę sama odpowiedzieć na pytanie, czy chcę ponownie zaufać mojemu ojcu i mu wybaczyć.
To nie jest takie łatwe. Rozumiem, że ludzie popełniają błędy i starają się je naprawić. Tylko ta rana jest zbyt głęboka. Jeszcze do końca się nie zagoiła.
Po chwili usłyszałam odgłos otwieranych drzwi i do pomieszczenia wszedł Kakashi. Byłam zaskoczona tym, że ponownie się tutaj pojawił. Przeciez dałam mu jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty z nim rozmawiać.
- Prosiłam cię, żebyś sobie poszedł. - przybrałam swoją neutralną barwę głosu, nie spoglądając nawet na mężczyzne.
- Chcesz wiedzieć dlaczego wtedy oddłem cię pod opiekę Tsunade? To cię najbardziej boli, prawda? Nie potrafisz zrozumieć mojego zachowania i zapewne sądzisz, że jestem tchórzem, który po prostu nie dorósł do roli ojca. - po tych słowach spojrzałam na niego. Z jego oczu mozna było wyczytać desperację i bezradność. Prawą dłoń zacinął w pięść, a chwilę później opuścił głowę na dół. - Prawda jest taka, że jesteś za bardzo podobna do swojej matki. Nie potrafiłem pogodzić się z jej śmiercią, a kiedy patrzyłem na ciebie, ciągle miałem ją przed oczami. Jesteś jej dokładnym odlewem nie tylko pod względem zewnętrznym, ale i wewnętrznym. Przepraszam, że tak bardzo cię zraniłem. Masz racje. Byłem tchórzem, który potrafił sie pojawić w twoim życiu tylko z jakimś głupim prezentem. Ale robiłem to dlatego, żebyś wiedziała, że jestem z tobą i cię wspieram pomimo tego, że razem nie mieszkaliśmy. Wiem, że źle rozegrałem całą tą sytuację, ale jestem pewny, że w tamtej chwili nie stać mnie było na nic innego. Musiałem ci to powiedzieć. Nie wiem czy to wpłynie na twoje zdanie, ale teraz znasz całą prawdę.
Zignorowałam ból i usiadłam na łóżku, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co powiedzieć.  
- Ja... wrócę do domu. - powiedział tak cicho, że nie byłam pewna, czy mnie usłyszał.
Mężczyzna nagle uniósł głowę, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Chwilę później podszedł do mnie i mocno przytulił, przyprawiając moje ciało o jeszcze większy ból.
Nie odwzajemniłam uścisku, tylko mruknęłam ciche "boli", przez co mężczyzna odsunął się ode mnie.
- Mam zabrać twoje rzeczy od Sasuke?
- Sama sobie z nimi poradzę. - mruknęłam, ponownie kładąc się na łóżku. Mężczyzna jeszcze chwilę stał, przyglądając mi się, a później opuścił moją salę.
Nie podjęłam decyzji zbyt pochopnie? Ogarnęły mnie dziwne uczucia w trakcie wypowiadnia jego słów. Postawiłam się  w jego sytuacji i po części go zrozumiałam. Nie wiem czy dobrze zrobiłam. Zdecydowanie w tej sytuacji muszę porozmawiać z Tsunade i poznać jej opinie na ten temat. Decyzję już podjęłam a komentarze innych są mile widziane.
Z trudem zeszłam z łóżka i doczłapałam się do parapetu. Świat zaczynał budzić się do życia. Słońce powoli pojawiało się na horyzoncie, oświetlając coraz bardziej najciemniejsze zakamarki wioski. Pewnie było koło szóstej.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i w pomieszczeniu pojawił się nikt inny, jak moja opiekunka i jednocześnie najlepsza przyjaciółka - Tsunade.
- Tsunade-sama! - krzyknęłam radośnie w stronę kobiety.
- Dlaczego wstałaś z łóżka?! - powiedziała, podchodząc do mnie - Twoje mięśnie są w kiepskim sta... - przerwała, kiedy rzuciłam się jej na szyje. Odwzajemniła gest, a następnie pomogła mi podejśc do łóżka.
- Długo tu jeszcze będę siedzieć, Tsunade-sama?
- Ze trzy dni na pewno. - powiedziała, wpisując coś w moją kartę zdrobia. - Pamiętasz cokolwiek z misji?
- Nie. - rzekłam zgodnie z prawdą. - Pamiętam tylko, że miałam wartę przy ognisku z Amaterasu. Później film mi się urywa.
- Kiedy cię tu przynieśli, byłaś wykończona, nieprzytomna i bez czakry. Regenerowałaś się całe dwa dni.
- To znaczy, że mamy już piątek? - to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie, zawierające wiele niedowierzania.
- Dokładnie. Kakashi często tu zaglądał.
- Tak. Rozmawiałam z nim.
- I co?
- Postanowiłam, że spróbuję mu wybaczyć i wrócę do domu.
- To dobra decyzja, Naomi. - stwierdziła z uśmiechem na twarzy Hokage.
- Tylko jest jeden, malutki problem.
- hmm? - kobieta spojrzała na mnie swoimi orzechowymi oczami, które w naszej wiosce tylko ona posiadała.
- Nie wytrzymam tutaj tylu dni! Błagam cię, wypuść mnie wcześniej! - powiedziałam, a raczej błagałam z miną kociaka.
- Nie ma mowy. - oczywiście, ona jak zwykle nieugięta na moje prośby i błagania. - I nie próbuj uciekać, bo cię przykuję do łóżka.
Opadłam zrezygnowana na poduszki.
- Ty wiesz jak zepsuć dzień, Tsunade-sama.
Kobieta zaśmiała się cicho pod nosem. - Wytrzymasz jakoś te trzy dni. Będę cię odwiedzać. Mam coś dla ciebie - powiedziała, szperając w kieszeniach - Proszę. - wyciągnęłam ku mnie dłoń, w której trzymała jakąś fotografię.
Wzięłam ją do ręki. Na odwrocie napisane było "Dla mojej przyjaciółki, która wytrzymała ze mną tyle czasu i jeszcze nie ma mnie dosyć - "Krwawa Habanero" ". Odwróciłam fotografię i przeszedł mnie dreszcz. Była na nim moja mama, z jakąś kobietą z długimi, czerwonymi włosami.
- Kim ona jest? - powiedziałam, wskazując palcem na czerwonowłosą.
- To Kushina. Najlepsza przyjaciółka twojej mamy. - powiedziawszy to, usiadła na skrawku mojego łóżka.
- Myślałam, że najlepszą przyjaciółką mamy była Mikoto. - odparłam, bacznie przyglądając się fotografi.
- Mikoto też nią była. Przyjaźniły się wszystkie trzy.
- To dziwne. Mama nigdy o niej nie wspominała. - powiedziałam, gładząc palcem postać mamy na zdjęciu.
- To zapewne dlatego, że Kushina zginęła w roku, w którym się urodziłaś.
- O mój boże - szepnęłam - co się stało?
- Zginęła podczas ataku dziewięcioogoniastego na wioskę.
Czerwonowłosa kogoś mi przypominała, ale nie mogłam skojarzyć kogo.
- Dziękuję, Tsunade-sama. - powiedziała, wciąż wpatrując się w fotografię.

Kushina i Inati


~~~~
Dodaję rozdział po nocach i nie sprawdziłam błędów. W sumie wątpie, aby ktokolwiek kto czytał, no, ale co tam.
~~~
W zasadzie notke miałam już prawie zapisaną, ale mój jakże inteligentny brat ją usunął. Brawa dla tego pana. 
Także, nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział.

piątek, 25 października 2013

Rozdział 6 "Pein"

Zerwałam się na równe nogi i stanęłam w pozycji bojowej. Nagle całe moje zmęczenie minęło, a zmysły wyostrzyły się, nie chcąc przegapić najmniejszego szczegółu. Nadchodzący wróg wywołał zaniepokojenie u Amaterasu. Oznaczało to, że był bardzo silny. Ogony wilka wiły się niebezpiecznie, oświetlając otoczenie w odległościu kilkunastu metrów.
Aktywowałam sharingana wpatrując się w tą samą stronę, co bestia. Maksymalnie wyciszyłam swoją czakrę, chcąc wyczuć ją od przeciwnika. Niestety, przeszkadzała mi w tym Sakura, której wewnętrza energia po prostu wirowała i wyczułaby ją osobą z odległości przynajmniej kilometra.
- Sakura, uspokój się! - warknęłam w jej kierunku. - Twoja czakra szaleje i nie mogę skupić się na tej przeciwnika!
Czasami dziewczyna zachowywała się, jakby była na misji po raz pierwszy. Trzęsła się i nie była zdolna do jakiegokolwiek ruchu, a co dopiero do walki. Stawała się wtedy zbędnym balastem, który dodatkowo trzeba było ochraniać.
Dziewczyna próbowała wykonać moje polecenie, ale szło jej to mozolnie. Nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem. Może było to spowodowane reakcją Amaterau? Najprawdopodobniej przeraził ją fakt, że tak potężna bestia  zaniepokoiła się nadchodzącymi z północy shinobi. Ale to jej nie tłumaczy. Była kunoichi. Powinna być przygotowana na takie okoliczności.
Z daleka zobaczyłam zarys nadchodzących postaci. Amaterasu warknął groźnie, robiąc jeden krok w kierunku nieznajomych. Aktywowałam ponownie sharingana. Miałam nadzieję, że uda mi się rozpoznać któregoś shinobi. Przeszedł mnie zimny dreszcz, kiedy zobaczyłam Itachiego Uchihę i jego partnera, Kisame. Spojrzałam na Sasuke, który mocno zacisnął szczękę i wbił sobie paznokcie w dłoń.
- Spójrz Itachi, jacy przygotowani! - krzyknął rybiogłowy, zwracając się do swojego towarzysza. Tamten tylko zaszczycił nas swoim spojrzeniem, nie komentując wypowiedzi swojego towarzysza.
- Znowu wy? - warknęłam, zaciskając pięści. Ostatnim razem o mało co nie udało im się mnie pojmać. Gdyby nie interwencja Sasuke, najprawdopodobniej leżałabym teraz w jakimś ciemnym i zimnym lochu.
- Jak to znowu? - zapytał mój ojciec, widocznie poddenerwowany.
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. - odparłam krótko, patrząc prosto w oczy starszego Uchihy. Nienawidziłam go za to, co zrobił Sasuke i swojej rodzinie. Jak można być tak bezdzusznym potworem i bez mrugnięcia okiem zabić całą swoją rodzinę? Nie wyobrażam sobie tego, co czuł w tym momencie Sasuke. Na pewno wszystkie wspomnienia wróciły z podwójną siłą. Nie chciałam, aby chłopak zrobił coś głupiego. W tej sytuacji mógł być nieobliczalny.
- Nie będziemy robić problemów pod jednym warunkiem. - powiedział spokojnie Itachi. - Oddacie nam Naomi.
- Coś ty się mnie tak człowieku uczepił? - warknęłam. - Znowu ten pieprzony Raito?!
- Raito? Jaki Raito? - zapytał ze zdziwieniem mój ojciec. Spojrzałam na niego i... sama wpadłam z niemałe zdumienie. Nagle zrobił się biały jak kreda, zaczął szybciej oddychać, a na jego czole pojawiły się małe kropelki potu. Coś tu było nie tak. Mój ojciec musiał znać tego mężczyzne i z tego, w jaki sposób zareagował, mogłam wywnioskować, że nie łączyły ich dobre stosunki.
- Nie tym razem. Nasz lider chcę ciebie, a raczej to, co masz w środku. Chociaż obecnie stoi to po twojej prawej stronie. - powiedziawszy to spojrzał swoimi czerwonymi oczami na Amaterasu, na co bestia głośno warknęła.
Na mojej twarzy pojawił sie ironiczny uśmieszek. - Jacy wy jesteście pewni siebie.
Rybiogłowy zaatakował nas, a Uchiha stał bez ruchu. Kisame był łatwym przeciwnikiem, zważając na to, że walczył z sharinganami. I to trzema. Bez problemu unikałam jego ruchów. Był taki przewidywalny.
Nagle usłyszłam krzyk Sakury. Starszy Uchiha biegł w jej kierunku, a ona kompletnie nie wiedziała, co robić.
No tak. Jacy mi jesteśmy naiwni. To był podstęp. Chieli odwrócić naszą uwagę.
Pobiegłam w kierunku Sakury, odpychąjąc ją na bok, ale sama oberwałam z jutsu Itachiego. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami.
- Wiedziałem, że ją uratujesz. - po tych słowach ogarnęła mnie ciemność.
                               ~*~
Obudziłam się w jakimś ciemnym, zimnym pomieszczeniu. Byłam cała poobijana. Film mi się urwał i jedyne co pamiętam, to to, że oberwałam jakimś jutsu od Itachiego. Czyli to by oznaczało, że Akatsuki jednak udało się mnie złapać.
Byłam przykuta łańcuchami do ściany. Dość staroświecki sposób na przetrzymywanie człowieka. W książkach historycznych o tym pisali.
Co ja mam robić? Nie mam wcale czakry, a mój sharingan nie chciał utrzymać się dłużej niż dziesięć sekund. Połączenie z Amataresu było zablokowane. Sądze, że było to związane z dziwną pieczęcia, biegnącą od mojej szyi w dół, aż do końca brzucha.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wszedł dziwny facet z rudymi włosami.
- No nareszcie. Strasznie długo śpisz. Mówił ci już ktoś kiedyś?
- Czego chcesz? - warknęłam w jego kierunku, przyglądając się kobiecie, z którą przyszedł.
- Masz bardzo duże pokłady czakry i do tego interesującą zabawkę w środku. Będziesz moją nową marionetką. Problemem jest tylko to, że nie mogę cię zabić. Nasze połączenie będzie o wiele słabsze niż z resztą moich powładnych, ale myślę, że dam sobie z tobą radę.
Mężczyzna wykonał jakieś niezrozumiałe dla mnie jutsu i złapał mnie za włosy, zmuszając do tego, abym na niego spojrzała. Jego oczy były... dziwne. Posiadał nieznane mi do tej pory kekkei genkai.
Moja świadomość zaczynała powoli zanikać. Czułam spokój i harmonię. Było mi dobrze. Nie czułam bólu, niczym się nie przejmowałam. Zamknęłam oczy, ogarnięta tym przecudnym stanem ducha.
~~
- Daleko jeszcze ? - warknął Sasuke w stronę Kakashiego, skacząc po gałęziach drzew.
- Spokojnie, Sasuke - szepnęłam Sakura, podążając tuż za mną.
- Och, zamknij się. Przez ciebie ją złapali. Musiała cię uratować, inaczej byłabyś juz martwa. Jak zwykle wszystko spieprzyłaś. Jeżeli nie potrafisz walczyć, to po prostu rzuć ten zawód.
- Sasuke. - umponiał mnie Kakashi. - Nie powinniśmy nikogo obwinać. To już nie cofnie czasu. Najważniejsze teraz to znalezienie Naomi.
- Życzę powodzenia! Na pewno oddadzą ją bez większych problemów. Teraz zamiast dwóch członków Akatsuki, mamy na głowie dziesięciu! Na pewno damy radę, na pewno.
- Bądz optymistą, Sasuke. - mruknął Naruto.
Nie odpowiedziałem. Byłem wściekły. Szło nam tak dobrze a Sakura wszystko spieprzyła. Co się ostatnio z nią dzieje? Bylismy już na wielu misjach, a dzisiaj, pierwszy raz w jej karierze, nawaliła po całości.
Nie mogłem pozwolić, aby Naomi coś się stało. Była jedyną osobą, która grała jakąś ważną rolę w moim ponurym życiu. Była moja przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką.
Kakashi nagle zatrzymał się, przez co omal nie spadłem z gałęzi. Przystanąłem, patrząc na niego ze zdziwniem.
- Nie znajdziemy jej. Musimy wrócić do Konohy.
- Ty chyba żartujesz! Porwali twoją córkę, a ty będziesz tak spokojnie wracał do wioski?!
- To nie jest dla mnie łatwe, Sasuke. Trop nam się urwał. Nie wiemy gdzie oni są. Tsunade na pewno ma jakieś informacje dotyczące kryjówki Akatsuki. Lepszym rozwiązeniem będzie powrót, niż włóczenie się bez sensu po lesie, nie uważasz?
- Nie. Nie uważam tak. Oni nie moga być daleko. Nie możemy się wycofać. Nie teraz.
Mężczyzna patrzył na mnie, nie wypowiadając żadnego słowa.
- Wyślę pakuna.
                                  ~*~
Dobrze, że nie zawróciliśmy. Okazało się, że kryjówka Akatsuki jest niedaleko.
Stanęliśmy przed wejściem, a Kakashi próbował złamać pieczęć.
- Nie wierzę, że udało wam się nas znaleźć. Jestem pod wrażeniem.
Obrócilismy sie w kierunku zadchodzącego głosu. Przed nami stał meżczyzna z rudymi włosami, w charakterystycznym płaszczu Akatsuki. Ustawiliśmy się w pozycji bojowej.
- Nie będę się wysilał. - powiedział, gestem ręki przywołując kogoś z tyłu. - Pobawicie sie z moją nową zabawką.
Kiedy zobaczyłem, kto stoi przed nami, zrobiłem się biały jak ściana. Była to Naomi, tylko jakaś... inna. Jej włosy zmieniły barwę na rudą, a spojrzenie było nieobecne. Miała wbite siedem metalowych prętów w twarz i sześć w klatkę piersiową.
Rudowłosy podszedł do niej, kładąc rękę na jej ramieniu.
- Załatw ich.
                                                                                     ~*~
Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się dookoła, widząc tylko białą pustkę.
- To twoja podświadomość.
- Amaterasu? Co ci się stało? - powiedziałam, patrząc na wilka. Był unieruchomiony za pomocą kilkunastu, długich łancuchów, które nie miały widocznego końca.
- To pieczęć Nagato. Jeżeli jej nie złamiesz, twoi przyjaciele zginą.
- Jak to zginą?
- Zabijesz ich.
Stałam zdezorientowana pośrodku wielkiej, białej pustki. Jak to ich zabiję? Przecież... och, co się dzieję?!
- Skup się. Na pewno uda ci się złamać pieczęć! - krzyknął wilk, próbując uwolnić się z łańcuchów.
- Nie dam rady. -jęknęłam - Sharingan aktywuje się maksymalnie na pięć sekund.
- Tyle wystarczy.
Skupiłam sie, wyciszając swoją szalejącą czakrę. Powoli przenosiłam się do innego świata, ale widziałam wszystko jak przez mgłe. Nagle przed oczami przemknęła mi twarz bruneta.
- Sasuke! - krzyknęłam, spoglądając na wilka - Co się dzieję?
- Nie zrywaj połącznia! - warknął. - Skup się.
Obraz stał się wyraźniejszy, ale nie mogłam poruszać moim ciałem. Miałam władzę tylko nad moim zmysłem wzroku. Atakowałam Sasuke. Nie chciałam tego robić, a nie mogłam przestać. W pewnym momencie wytrąciłam mu broń z ręki i chłopak runął na podłoge. Moje ciało samo podniosło broń i skierowało ją prosto w serce Uchihy. Już chciało oddać atak kiedy...
-Nie! - krzyknęłam, z całej siły próbując zapanować nad ciałem.
Ostrze zatrzymało się centymetr od klatki piersiowej chłopaka, a z mojego oka spłynęła jedna, niekontrolowana łza.
Chłopak podniósł się, patrząc mi prosto w oczy.
- Naomi?
Odepchnęłam go na bok. Nie wiedziałam, jak długo będę mogła się kontrolować. Złapałam się za głowę, po czym upadłam na podłogę. Przegrywałam tą nierówną walkę z Peinem.
- Nie będę twoją... marionetką!
Po tych słowach otoczyły mnie czerwone płomienie, należące do Amaterasu. Czyżby udało mu się uwolnić?
"Wyciągnij pręty" - usłyszałam jego głos. Dotknęłam ręką swojej twarzy, na której poczułam siedem, mały prętów. Skupiłam trochę czakry w palcach, po czym wyrwałam jeden z nich. To samo zrobiłam z resztą. Z twarzy przeszłam na klatkę piersiową, wyciągając ze swojego ciała wszystkie ciała obce. Kiedy już pozbyłam się wszystkich metalowych części, mogłam aktywować swojego sharingana. Przyłożyłam rękę do dziwnej pieczęci na szyi, chcąc się jej pozbyć.
"Ja się tym zajmę" - odparł Amaterasu - "Nie masz już czakry"
- Udało ci się wyrwać spod mojego wpływu. Jesteś lepsza, niż myślałem. Jeszcze cię dorwę.
Po tych słowach zniknął, a ja upadłam na ziemię, łapczywie nabierając powietrza w płuca. Byłam wykończona. Moje ciało stoczyło długą, wyczerpującą walkę, a zasoby czakry zostały całkowicie wyczerpane. Miałam rany na całym ciele, pozostawione przez dziwne metalowe pręty. Zamknęłam oczy, tracąc przytomność z przemęczenia.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra, udało mi się dodać jeszcze dzisiaj. :D
Dziękuję za komentarze! Dają motywację. :)
Zmieniłam szablon, teraz tekst jest czytelniejszy.
Do następnego. <3


sobota, 19 października 2013

Rozdział 5 "Amaterasu"

Dla Dreams, która wyrtwale czyta moje opowiadania i dodaje mi siły do pisania kolejnych. <3


Piski Sakury zwiastowały nadchodzącego Uchihę. Lepiej żeby teraz nie wchodził mi w drogę, bo to może źle się dla niego skończyć. Chłopak kompletnie nas zignorował i oparł się o mur wioski, przeczesując ręką swoje włosy. Po chwili utkwił swoje spojrzenie w nadchodzącym ku nam mężczyźnie, którym okazał się być mój ojciec. On zawsze się spóźniał, to taka jego cecha rozpoznawcza. Dobrze, że jej nie odziedziczyłam.
- Mam nadzieję, że długo nie czekaliście. - powiedział, drapiąc się w tył głowy. Tak. To również była jego cecha rozpoznawcza.
- Nie. - powiedziałam jako pierwsza, podnosząc się do pionu. - Możemy już iść?
Hatake tylko dziwnie na mnie spojrzał i ruszyliśmy przed siebie. Przez poranną kłótnię z Sasuke nawet nie wiedziałam, gdzie idziemy i po co. Postanowiłam sie przełamać i zapytać dyskretnie ojca, ale dopiero jak reszta się od niego oddali. Szliśmy w umiarkowanym tempie. Niebo było bezchmurne, ale nikt się temu nie dziwił. Było piękne, słoneczne lato. Deszcz padał bardzo rzadko i burzę też nie występowału tytaj zbyt często. Po piętnastu minutach drogi udało mi się podejść do ojca.
- Dokąd my właściewie idziemy? - mruknęłam cicho. Miałam nadzieję, że jest na tyle intelignetny, że domyśli się, iż ma mówic po cichu. Na moje szczęście, zrozumiał przekaz.
- Do wioski chmur. Czemu szepczesz?
- Tak jakoś.
- Sasuke nic ci nie mówił? - ciągle szeptaliśmy, na szczęście nie zwracając uwagi otoczenia.
- Widocznie zapomniał.
- Kto? Sasuke? Nigdy.
- Więc to jego pierwszy raz.
- Pokłóciliście się?
- Nie. - odpowiedziałam trochę za szybko, co na pewno poskutkowało tym, iż mężczyzna sam, trafnie odpowiedział sobie na to pytanie.
Warknęłam pod nosem i przyśpieszyłam kroku, dorównując Sasuke i Naruto. Droga była spokojna. Kakashi zarządził postój, kiedy zaczęło się ściemniać. Rozłożyliśmy swoje namioty i usiedliśmy przy ognisku, smażąc kolację.
- Trzeba ustalić warty. - powiedziała Kakashi, dorzucając drewna do ogniska. - No to może jakieś propozycje?
- Ja chcę być z Amaterasu. Wreszcze postanowił się do mnie odezwać. Chyba już mu przeszło.
- Kim jest Amaterasu?
Ach, no tak. Przecież nie wspominałam im o tym, że podobnie jak Naruto, jestem jinnchuriki.
- Amaterasu jest bestią, białym wilkiem o dziewięciu ogonach. Pieczętuje się go w mojej rodzinie od pokoleń, zawsze z matki na córkę.
- Myślałem, że tylko kyuubi ma dziewięć ogonów. - powiedział Naruto, widocznie zafascynowany całą sytuacją.
- Amaterasu jest częścią kyuubiego. Razem tworzą całość. Mędrzec sześciu ścieżek podzielił ich moc wedle koncepcji yin i yang, pieczętując w Kuramie część yin, a w Amaterasu część yang.
- Kuramie?
- No to jest imię dziewięcioogoniastego. Nie wiedziałes? - zapytałam ze zdziwiniem. Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową. - hmm, może Kurama kiedyś ci je zdradzi. - powiedziałam, pocieszająco klepiąc go po ramieniu.
Skumulowałam czakrę w palcach i przeniosłam je nad mój nadgarstek, na którym była pieczęć. Drzewa lekko zakołysały się pod wpływem nagłego wiatru, a płomienie w ognisku przygasły. Przede mną pojawił się biały wilk, z dziewięcioma płonącymi ogonami i charakterystycznymi, pomarańczowymi symbolami na pysku. Amaterasu miał piękne, błękitne oczy, które zawsze przyciągały uwagę wszystkich w jego otoczeniu.
Mój wygląd też się zmienił. Włosy oraz oczy zmieniły swoją barwę na brązową, a na mojej twarzy pojawiły się pomarańczowe symbole, takie same, jakie miał kitsune. Na szyi miałam wisiorek z pięciu pazurów, a na środkowym znajdował się kamień w takim samym odcieniu jak oczy Amaterasu.
Wilk podszedł do ogniska, kładąc się obok i ocieplając swoje ciało. Ja również wróciłam na swoje miejsce, ziewając ze zmęczenia.
- Woow, to niesamowite! - krzyknął Naruto. - Tylko, że Kyubbi jest o wiele, wiele większy!
- Amaterasu też jest większy, tylko teraz jest w innej formie. Przybiera swoje rzeczywiste kształy podczas walki.
- Fajne ma ogony! - krzyknął Naruto, zbliżając się do wilka. Wydaje mi się, że to wszystko źle się skończy.
- Nie dotykaj mnie, pomiotko Kuramy! - warknął Amaterasu w stronę blondyna.
- On gada! - krzyknął Naruto, łapiąc się na głowę.
- Noo, a Kurama nie mówi? - powiedziałam, podchodząc do ogniska i ocieplając ręce.
- On zazwyczaj warczy - mruknął Uzumaki, spuszczając głowę.
- A czego się spodziewałeś po Kuramie, głupi człowieczku? On nie wiem, czym jest wyrozumiałość, szacunek i zaufanie. Jest czystą nienawiścią. Szalejącą, dziką czakrą, której nikt nigdy nie okiełzna.
- Właśnie, że nie! Będę pierwszą osobą, która to zrobi! Zdobędę jego zaufanie i zaprzyjaźnimy się, zobaczysz!
- Życzę powodzenia.
Blondyn zacisnął pięści.
- Zabrałeś mu uczucia! Jak może być miły, skoro to ty dostałeś wszystko! Całe wasze wspólne zło przeszło tylko na niego i musi sobie z tym radzić!
- Nie ja o tym zadecydowałem, ale nasz ojciec, mędrzęc sześciu ścieżek. Szanuję jego decyzje i w pełni się z nim zgadzam. Rozłoczęnie naszych moc na yin i yang to rewelacyjne rozwiązanie.
- Chyba sobie żartujesz! Chciałbyś być teraz na miejscu kyuubiego?!
- Tak się o niego wykłócasz, a nawet nie potrafisz zapamiętać jego prawdziwego imienia. To wy, ludzie, zrobiliście z Kuramy bestie. Jesteśmy jednością. Czuję  i słyszę to samo co on. Za każdym razem, kiedy zostaje zapieczętowany, traktujecie go jako zabaweczkę z dużą ilością czakry i potwora, którego trzeba izolować od świata. Tak wiele razy mu to wmawiano, że w końcu sam w to uwierzył.
Blondwłosy widocznie się zmieszał i spuścił głowę w dół zaciskając pięści jeszcze mocniej.
- Nasz ojciec powiedział, że kiedyś staniemy się jednością i zrozumiemy co to prawdziwa siła i potęga. Nie zdradził nam jednak wielu szczegółów. Kazał na czekać. Powiedział, że wszystkiego dowiemy się w swoim czasie. Jestem już na tym świecie naprawdę długo, a jeszcze nie spotkałem nikogo, o kim mógłby mówić staruszek. Wszyscy jesteście tacy sami.
Uzumaki mruknął coś pod nosem i poszedł do swojego namiotu. Sakura spiorunowała mnie wzrokiem, jakbym to ja była odpowiedziana za słowa wypowiadane przez Amaterasu i poszła za blondynem do jego namiotu. Kakashi dorzucił drewna do kominka, a Sasuke wpatrywał się w bestię.
- Amaterasu! Jak zwykle zepsułeś wieczór. - powiedziałam, śmiejąc się cicho pod nosem.
Wilk tylko spojrzał na mnie z powagą, a następnie jednym z ogonów podpalił gaszące się ognisko.
- Nie pozwolę, aby ktoś krytykował działania naszego ojca. Nikt nie ma do tego prawa.
Amaterasu był bardzo lojalny wobec Mędrca Sześciu Ścieżek i przyznawał mu rację w każdej sprawie. Za każdym razem.
- hmm. Sasuke, obejmiesz wartę razem z Amaterasu i Naomi. Później zrobią to Sakura i Naruto. Ja będę już szedł. Dobranoc.
Zostaliśmy sami. Chciałam pogodzić się z Sasuke, ale to w końcu przez niego wynikła ta cała wymiana zdań. Jest przesiąknięty swoją zemstą, a ja nie potrafię zrobić nic, aby mu pomóc. To mój jedyny przyjaciel i nie moge patrzeć na to, jak sam, dobrowolnie robi sobie krzywdę.
Amaterasu, jak zwykle, nie robił nic kreatywnego. Leżał blisko ogniska, co chwilę podpalając je ogniem pochodzącym z jego ogonów. Odkąd pamiętam, raczej nie robił... nic. Zachowywał się tak, jakby nie miał wolnej woli. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale czy dlatego, że jest zapieczętowany, nie może samodzielnie decydować o tym, co chce robić w danym momencie? No bo zazwyczaj reagował dopiero wtedy, kiedy ja zasygnalizowałam, że chcę wykonać daną czynność. Z moich osobistych przemyśleń wyrwał mnie głos młodszego Uchihy.
- Jakie typy czakry posiadasz, Amaterasu - san?
- Takie same, jakie ma Naomi, uwolnienie błyskawicy, uwolnienie ognia i uwolnienie płomieni.
- Technika, której używam, nosi taką samą nazawę jak twoje imię.
- Tak, wiem o tym. - odrzekł wilk, po raz kolejny podpalając ognisko - jutsu to powstało od mojego imienia. Patrz uważnie. - Nagle płomienie znajdujące się na ogonie Amaterasu zmieniły swoją barwę z pomarańczowej na czarną. Znam go już tyle lat, a pierwszy raz je widziałam. Po chwili znowu wróciły do normalnego koloru. Sasuke nic nie powiedział, tylko zamyślił się, wpatrując się w iskierki tańczące nad ogniskiem.
Byłam zmęczona, oczy same mi się zamykały. Nagle Amerasu zerwał się na równe nogi, a jego płomienie zrobiły się większe.
- Mamy towarzystwo.

~~~~~~~
Witam was ponownie! Rozdział jest krótki, ale musiałam go dodać nieco szybciej, bo postanowiłam umieścić w fabule jeszcze jedną, dodatkową postać, a mianowicie opisanego powyżej wilka, Amaterasu! :D Na pomysł ten wpadłam w zasadzie dzisiaj i bardzo mi przypadł do gustu. Rozdział 6 pojawi się w sobotę. I chyba inne też będę dodawać tylko w weekendy. W tygodniu nie mam czasu, niestety. ;/
| Mała zmiana planów. Nie wiem czy rozdział pojawi się w ten weekend. Mam wyjątkowo dużo na głowie. Postaram się dodaj siódmy rozdział, ale niczego nie obiecuję.

Ajajaj, zakochałam się w tej piosence. <3 https://www.youtube.com/watch?v=BsF3kPJlXTo

Zdjęcie Naomi i Amaterasu <3



Rozdział 4 "Trzeba było tego nie robić..."


Byliśmy już niedaleko wioski. Podróż zajęła nam trzy dni. W Sunogakure nic się nie wydarzyło. Bankiet skończył się z samego rana, a rozmowę na temat pokoju przeprowadził Kakashi z Sakurą. Nie odzywałam się do ojca od tamtej kłótni na bankiecie. On też jakoś nie kwapił się to tego, aby się za mną pogodzić. Jednak ciągle trapiło mnie jedno pytanie. Kim był ten mężczyzna, z którym rozmawiała Sakura? Byłam pewna, że narobi zamieszania w Sunie, a on się nie pojawił. Zniknął bez śladu.
W końcu zobaczyłam bramę wioski. Shinobi przywitali się z nami i bez problemu wpuścili do środka. Szliśmy prosto do biura Tsunade. Sakura trochę nas spowalniała, bo spotkała po drodze Ino i musiała z nią "koniecznie" porozmawiać. Dzisiaj się rozstajemy i nie będę musiała jej oglądać, aż do następnej misji.
Kakashi zapukał delikatnie w drzwi i po usłyszeniu donośnego "wejść", otworzył je i wszyscy weszliśmy do środka. Byłam zaskoczona, kiedy nie ujrzałam nigdzie Shizune. Przecież ona zawsze kręci się gdzieć blisko piątej.
- Oo, to wy! Jak minęła uroczystość?
- Świetnie. - odparł mój ojciec z uśmiechem na twarzy. - Akatsuki się nie pojawiło. Rozmowa o pokoju przebiegła bez problemów.
- To świetnie! Spisaliście się. Możecie odejść. - powiedziawszy to, pochyliła się nad stertą papierów.
Wszyscy opuścili pomieszczenie, tylko ja zostałam, stojąc nieruchomo pośrodku biura. Tsunade spojrzała na mnie, po czym przesunęła kartki na bok.
- Coś nie tak Naomi?
- Znowu pokłóciłam się z ojcem. Mam go już dosyć. - kobieta westchnęła i podeszła do mnie.
- O co znowu poszło? - powiedziała, odgarniąc mi włosy z twarzy.
- O wszystko. Mam go już dosyć. Nie potrafię się z nim pogadać. Mam do ciebie ogromną prośbę. Czy mogłabym... zamieszkać u ciebie przez jakiś czas? Chociaż na kilka dni, znajdę sobie później jakieś mieszkanie...
- Przykro mi, ale jutro przyjeżdżają Kage z innych krajów, w związku ze zbliżającym się egzaminem na chunina i będą zajmować pokoje w moim domu. Wybacz. Wiem, że masz Kakashiemu mu za złe to, że się tobą nie zajmował po śmierci Inati, ale on też nie mógł się z tym pogodzić. Wolał oddać cię do kogoś, kto się tobą zaopiekuje i stworzy rodzinną atmosferę, niź zostawiać cię samą w domu. Wiem, że nie przekonam cię do zmiany zdania, ale czasem pomyśl, jak on się czuje.
- Był dorosły i miał już dziecko. Powinien stanąć na wysokości zadania. - warknęłam.
- Ludzie popełniają błędy, których później bardzo żałują i starają się je naprawić. To nie zawsze jest łatwe, ale trzeba spróbować im wybaczyć. Może nie od razu, na niektóre zagojenie ran potrzeba czasu. Mam nadzieję, że uda wam się w końcu dogadać.
- Dziękuję Tsunade - sama. - po tych słowach opuściłam biuro i poszłam prosto do mieszkania mojego ojca. Chciałam zabrać kilka swoich rzeczy i wynieść się, gdziekolwiek. Cicho weszłam do przedpokoju i spostrzegłam, że w salonie paliła sie mała lampka. Weszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafy torbę podróżną. Zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy i zdjęcia. Z niektórymi się nie rozstawałam. Przełożyłam torbę przez ramię i wyszłam z pokoju, wpdając prosto na Kakashiego. Serce ze strachu podeszło mi do gardła. W sumie mogłam się domyślić, że przyjdzie.
- Dokąd idziesz?
- Pod most. - warknęłam, idąc w stronę drzwi. Mężczyzna złapał mnie za ramię, odrwacając w swoją stronę.
- Jestem twoim ojcem. Należy mi się szacunek!
- Taaa, moim ojcem? To zacznij zachowywać się w taki sposób, abym wreszcie to poczuła. - po tych słowach odtrąciłam jego rękę i wyszłam z mieszkania.
~*~
- Dokąd idziesz? - usłyszałam głos Sasuke gdzieś po mojej prawej stronie. To już drugie takie pytanie w ciągu dziesięciu minut. Może jeszcze ktoś chce mi je zadać?  
- Wyprowadzam się od ocja na jakiś czas.
- Gdzie będziesz teraz mieszkać?
- Jeszcze nie wiem. Wszędzie lepiej niż tutaj. Codzienne kłótnie i rzucanie przedmiotami mi się znudziły. - westchnęłam głośno - A co ty tutaj robisz?
- Przechodziłem.
- Przecież ty mieszkasz w zupełnie innej dzielnicy. - stwierdziłam, ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- To nie oznacza, że nie mogę wyjśc na spacer. W ciągu dnia to raczej nie jest możlwie, bo Sakura śledzi mnie na każdym kroku i tylko wieczorem mogę wyjśc i pooddychać świeżym powietrzem.
- Współczuję ci, że nie możesz jak cywilizowany człowiek wyjść w ciągu dnia na spacer- powiedziałam z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Chłopak mruknął coś pod nosem.
- Możesz przenocować u mnie jeżeli chcesz.
- Nie, nie będę ci robić problemów.
- To dokąd pójdziesz? Pod most?
- Do hotelu. Dam sobie radę. - powiedziawszy to pomachałam mu na pożegnanie i poszłam w przeciwnym kierunku.Udałam się do najbliższego hotelu.
- Jak to nie ma wolnych miejsc?!
- Przykro mi panienko. Niedługo odbędzie się egzamin na chunnina i w wiosce gościmy wielu ludzi z różnych krajów.
- och, dobrze, dziękuję.
Wyszłam z budynku. Czyli jednak będe musiała zamieszkać z Sasuke. Może wynajmie mi jeden pokój na jakis czas. Ruszyłam prosto do jego mieszkania. Zapukałam w drzwi i po chwili ujrzałam bruneta, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię.
- Przygarniesz mnie? - powiedziałam z miną kociaka.
Nie odpowiedział, tylko otworzył szerzej drzwi, wpuszczając mnie do środka. Usiadłam na miękkiej, zielonej kanapie w salonie, a obok stołu postawiłam torbę z rzeczami. Sasuke zniknął w kuchni, a chwilę później wrócił, niosąć ciepłą herbatę.
- Czyli nici z hotelu?
- Tak jakoś wyszło... Wszystko zajęte.. Sasuke wybacz, ale jestem zmęczona. Nie zmrużyłam oka od dwóch dni.  Pozwól, że się prześpię. Może to być nawet ta kanapa. - Oczy same mi się zamykały.
- Nie ma mowy. Mój gość nie będzie nocował na kanapie. Będziesz spać w moim pokoju.
- Przestań. Kanapa nic mi nie zrobi.. Dobra, już dobra! - krzyknęłam widząc jego minę. - Niech ci będzie.
Wzięłam kilka rzeczy z torebki i poszłam do łazienki. Wykąpałam się, a moje długie, siegające już bioder włosy związałam w niestarannego koka. Muszę iść do fryzjera. Są stanowczo za długie.  Już miałam wyjść z łazienki, kiedy usłyszałam głos Kakashiego, dobiegający gdzies zza drzwi. Odkręciłam kran, aby przypadkiem nie zwrócili na mnie uwagi i próbowałam podsłuchać ich rozmowę. Niestety, nie słyszałam o czym rozmawiali. Wyszłam z łazienki do dziesięciu minutach. Na moje szczescie, Kakashi już sobie poszedł. Szybko znalazłam się w sypialni Sasuke, kładąc się na wygodnym łóżku. W jakiś dziwny sposób nagle odechciało mi się spać... Długo nie mogłam zasnąć rozmyślałam o tym, co teraz będzie. Jak dalej potoczy się moje życie. Nie będe mogła wiecznie chowac się w domu Sasuke. Są dwa wyjścia. Albo stanę naprzeciw swoim problemom, albo ucieknę. Druga opcja bardziej mi sie podobała, ale Sasuke i tak by mnie znalazł i siłą przyprowadził do wioski.
~*~
Usłyzałam głos Uchihy gdzieś nad moją głową. Miałam ochote wyrzucić go przez okno.
- Wstawaj. - powiedział, śmiejąc się.
- Która godzina? - powiedziałam, podnosząc się do siadu i przecierając oczy.
- 6.15.
- Co ty chcesz robic tak wczenie rano?
- Trening oczywiście.
- oh, przestań Sasuke. - mruknęłam, opadając na poduszki. Nie miałam na nic ochoty, a w szczególności na trening. I to jeszcze o takiej porze. Przecież to środek nocy.
Kiedy nie usłyszałam odpowiedzi byłam pewna, że odpuścił, więc przewróciłam się na drugi bok. Po chwili znowu w pokoju pojawił się chłopak.
- Wstajesz?
- Nie ma mowy.
- Ostrzegam.
- Och, spadaj. - mruknęłam, zakrywając głowę poduszką. Kilka sekund później zostałam oblana zimną wodą, przez co wyskoczyłam z łóżka jak poparzona.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam Uchihę z wiadrem w ręce.
- Ostrzegałem.
Klnąc pod nosem poszłam do kuchni, gdzie ku mojemu zaskoczeniu, czekało już ciepłe śniadanie. Usiadłam, a chwilę później dołączył do mnie Sasuke. Zjadłam jedną kanapkę, popijając to kawą.
- Kakashi tutaj był... - szepnęłam ledwie słyszalnie.
- Martwił się o ciebie.
Nic nie powiedziałam tylko ironicznie się uśmiechnęłam. On nigdy się o mnie nie martwił. Wyszliśmy na zewnątrz kierując się na pobliskie pola treningowe. Droga minęła nam w ciszy.
Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Stanęliśmy na przeciwko siebie.
- Pokaż co potrafisz.
- Nic nie potrafię. Możemy już wróicić?
- Naomi! - warknął. Haa, udało mi się wyprowadzić go z równowagi.
- No dobra, już dobra. Jak walczymy? Jakieś zasady?
- Sharingan + katana.
- Nie za dobrze używam katany. To raczej twoja bajka. - niekulturalnie wskazałam palcem na bruneta.
- Gdy brakuje czakry, katana może okazać się ostatnią deską ratunku. Łap - rzucił mi jedną z nich. - poćwiczymy.
Podszedł do mnie, ustawiając się w postaci bojowej. Starałam się naśladować jego ruchy. Przyznam szczerze, nie było łatwo.
- Musisz trzymać katanę na wysokości bioder. Wtedy będziesz miała nad nia lepszą kontrolę.
Nie zdążyłam nawet poprawić postawy, bo Uchiha zjawił się przy mnie z prędkością światła i wybił mi broń z ręki. Popisywał się. Podniósł katanę z ziemi i podał mi ją. Stanęłam jeszcze raz, tym razem poprawiając postawę według jego rad.
- Dobrze. Jeszcze raz.
Szybko znalazł się przede mną, oddając atak. Ledwo go odbiłam, odlatując w tył. Chciałam tym samym zyskać trochę czasu na obmyślenie jakiegoś planu, ale Sasuke widocznie nie chciał mi go dać. Szybko znalazł się przy mnie i machnął kataną. W ostatniej chwili odsunęłam się, ale ostrze musnęło mój policzek. Rana nie była głęboko, to byo tylko lekkie draśnięcie. ale Uchiha zmusił mnie do włączenia sharingana. Po jego aktywowaniu szło mi lepiej. Zapamiętywałam jego ruchy i muszę przyznać, że był bardzo przewidywalny. Dopiero, gdy on aktywował swojego sharingana, zrobiło się troche gorzej. I ostatecznie przegrałam walkę, leżąc na zielonej trawie, ciężko oddychając, z kataną rzuconą gdzieś po prawej stronie. Słonce przyjemnie ogrzewało moją twarz. Gdyby nie szybkie bicie mojego serca i wysoki poziom adrenaliny w organizmie, to juz dawno bym zasnęła. Byłam zmęczona. Spałam tylko kilka godzin a on jeszcze z samego rana wyciągnął mnie na trening.
- Wstawaj.
Uchyliwszy jedną powiekę, zobaczyła stojącego nade mną Uchihe z wyciągniętą w moim kierunku ręką. Złapałam ją, a chłopak pociągnął mnie do pionu. Jego place powędrowały na mój policzek a później na ręke, gdzie w połowie treningu wbiła mi się katana.
- Trzeba to przemyć.
- Nie przesadzaj, to tylko draśnięcie.
- Rana jest dość głęboka. Trzeba wziąć ze szpitala jakieś maści, żeby blizna nie została. To samo tyczy się twarzy.
Już nic nie mówiłam, wrócliśmy razem do domu, po drodze wstępując do szpitala. Oczywiście Sakura nie była zadowolona z faktu, że przyszłam razem z Sasuke. Dała nam jakieś maści, mówiąc że pomogą, ale będzie "troszeczkę bolało". Mam się bać? W końcu to Sakura.
- Daj, opatrzę ci ręke. - powiedział Sasuke, stojąc nade mną z wodą utlenioną i tymi chemikaliami od Sakury w dłoni. Wyciągnęłam ręke na stół i stwierdziłam, że rana była większa, niź myślałam. Umiejscowiona była pomiędzy dłonią a łokciem, głęboka, na jakieś osiem centymetrów długości. Chłopak zmoczył gazik wodą utlenioną i przyłożył do rany. Piekło, ale nie jakoś bardzo mocno. Sasuke za każdym przyłożeniem gazika sprawdzał moją reakcje, która była raczej obojętna. Później wziął maść od Sakury i rozprowadził ją po gaziku. Przyłożył mi ją do ręki i... myśłałam, że mi ją ktoś uciął. Wiedziałam, że Sakura nie da mi zwykłej maści, no, ale żeby aż tak bolało? Miałam wrażenie, jakby ktoś mi wypalał znaczki na skórze. Przygryzłam wargę, nie chcąc pokazywać chopakowi żadnych uczuć. Kiedy skończył bandażować moją rękę, odetchnęłam z ulgą, na co on się zaśmiał pod nosem. Wstałam z krzesełka, rzucając się na kanapę w salonie. Zamknęłam oczy i myślałam tylko o śnie. Sasek jeszcze plątał się w kuchni, pewnie przygotowując sobie jakiś posiłek. Juz prawie zasypiałam, gdy poczułam, że ktoś podnosi mnie z kanapy i niesie w nieokręslonym kierunku. Uchyliłam delikatnie powiekę i spostrzegłam Sasuke. Jego włosy drażniły moją twarz. Szybko zamknęłam oko, nie chcąc się zdradzić. Chłopak położył mnie na swoim łóżku i poczochrał delikatnie po włosach. Ten gest sparaliżował mnie, a po ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Chwilę później chłopak opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Otworzyłam oczy, siadając na łóżku. Dłonią dotknęłam włosów, uśmiechając się do siebie pod nosem. Połyżyłam się na łózku i szybko zasnęłam.
Obudziły mnie czyjeś głosy dochodzące zza drzw. Wstałam przecierając oczy ręką i udałam się w kierunku salonu. Uchyliłam lekko drzwi wsłuchując się w czyjąś rozmowę. To Sasuke z Kakashim. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, to jeszcze stanowczo dla mnie za wsześnie.
- Tak, zapytasz ją jak wstanie. W sumie to pewnie niedługo się obudzi.
Wycofałam się do pokoju, bezszelestnie zamykając drzwi. Podeszłam do szafki biorąc czarny sweter. Otworzyłam okno i weszłam na parapet. Wspięłam się na dach i zaczęłam oddalać się od domu Uchihy. Szłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Opuściłam bramy wioski, kierując się do pobliskiego lasu. Siedziałam na gałęziach drzew, rozmyślając o wszystkim. Pokłóciłam się z Kakashim, Sakura mnie nienawidzi, z Naruto prawie w ogóle nie rozmawiam..Tylko Sasuke mi został. Mój jedyny, prawdziwy przyjaciel, któremu mogę powiedzieć wszystko. Co prawda, czasami mnie denerwuje, ale w ostateczności.. nigdy mnie nie zawiódł. Znamy się odkąd pamiętam. Spędziłam z nim prawie całe swoje dzieciństwo.
 Nawet nie zauważyłam, kiedy słońce zaczęło chować się za linią widnokręgu. Na dworze robiło się coraz ciemniej, a woda z jeziora, naprzeciw którego siedziałam, zrobiła się pomarańczowa. Zeszłam z drzewa, idąc spokojnie w stronę domu. Przed drzwiami stanęłam już po zmroku. Delikatnie nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte. Weszłam do pomieszczenia i wtedy ktoś przycisnął mnie do ściany.
- Czemu się skradzasz? - spytał chłopak tuż nad moją twarzą.
- Nie skradam się, po prostu weszłam.
- Gdzie byłaś tak długo?
- Musiałam pomyśleć.
- Uciekasz. To nie jest dobre rozwiązanie.
- Sama wiem co jest dobre, a co złe. - powiedziawszy to, próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale to nic nie dało. Moje ciało przeszedł dreszcz. Był za blisko, stanowczo za blisko.
Po chwili odsunął się ode mnie, uśmiechając się pod nosem i ruszył w kierunku łazienki. Usiadłam na kanapie, biorąc do ręki jakąkolwiek książke. Nie mogłam się na niej skupić. Rzuciłam ją na stół, głośno wzdychając i poszłam do swojego pokoju, a raczej do pokoju Sasuke, siadając na parapecie i wpatrując się w okno. Niebo było bezchmurne, gwiazdy wraz z księżycem oświetlały otoczenie, a drzewa delikatnie poruszały się pod wpływem wiatru. Przydałaby się jakaś misja. W domu mi się nudzi, treningi z Sasuke są wykańczające... Tylko jest jeden, malutki problem. Naszym senseiem jest Kakashi. Więc w sumie jestem w kropce.
Nie miałam już siły na nic. Położyłam się na łóżku i szybko zasnęłam.
~*~
Ku mojemu zdziwieniu nie zostałam obudzona przez Sasuke. Podniosłam się do siadu, kiedy zobaczyłam na zegarku godzinę dziesiątą czterdzieści. Ogarnęłam tylko włosy i jeszcze ziewając weszłam do kuchni. Oniemiałam,kiedy zobaczyłam Sasuke siedzącego na kanapie razem z Kakashi. Stanęłam jak wryta nie mogąc się ruszyć. Sasuke wstał i podszedł do mnie. Schylił się i szepnął mi do ucha.
- Nie uciekaj od tego. - po tym uśmiechnął się i poszedł do swojego pokoju, zostawiając mnie samą z Kakashim. Miło. Poszłam do kuchni i usiadłam przy stole. Chwilę później pojawił się Kakashi.
- Naomi.. możemy porozmawiać?
- ee.. tak, dobrze, siadaj. - gestem ręki wskazałam na krzesło naprzeciwko mnie.
- Wiem, że ostatnio trochę nam się pokomplikowały sprawy, ale to można jakoś rozwiązać.
- Nie chrzań.  Nie można.
- Z takim nastawieniem na pewno nie.
- Słuchaj, naprawdę nie mam ochoty dzisiaj z tobą rozmawiać. Od kilku miesięcy nie usłyszałam od ciebie nawet głupiego "Świetnie ci idzie, Naomi", "robisz postępy Naomi". Nie. Ty potrafisz mnie tylko krytykować i wytykać najdrobniejsze błędy. Dopóki ty się nie zmienisz, ja też tego nie zrobię. Możesz być tego pewien. - warknęłam, patrząc w jego oczy. Chwilę później do pomieszczenia wszedł Sasuke.
- Ja tylko na chwilę.
- W sumie i tak już skończyliśmy. - powiedziawszy to wstałam i oparłam się o blat. Sasuke oparł się obok mnie.
- Mamy jakąś misję?
- Tak, jutro. Ja będę sie już zbierał. Do jutra.
- Do jutra - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
Chwilę później mężczyzna zniknął z mieszkania. Sasuke obrócił się w moją stronę z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Trening? - zapytał chłopak.
- Nie ma mowy. - powiedzawszy to, wyszłam z kuchni.
- Powinnaś więcej ćwiczyć. To, że masz sharingan nie czyni ciebie niezniszczalnego robota. Sharingan czasami zawodzi i to zazwyczaj z kryzysowych sytuacjach. Mi też się to kiedyś zdarzyło i cudem przeżyłem. Od tamtej pory zacząłem ćwiczyć używając katany i jak widzisz, opanowałem tą umiejętność całkiem dobrze. Nie chcę cię do niczego zmuszać, tylko ci doradzam. Nie chcę, żebyś popełniła ten sam błąd co ja.
Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. Miał rację. Po raz kolejny, co już mnie denerwowało. Za każdym razem mnie pouczał jak małe dziecko.  Wzięłam katane z kąta w przedpokoju i poszłam na samotny trening. Szło mi mozolnie. Katana to chyba nie jest moja bajka.. Po trzech godzinach skończyłam. Byłam wykończona. Położyłam się na zielonej trawie, a promienie słońca oświetlały moją twarz. Mam jeszcze cały dzień przed sobą. Na pewno musze zrobić zakupy, bo lodówka Sasuke świeci pustkami. Może zrobię coś na obiad? Co prawda moje zdolności kulinarne nie są powalające, ale coś chyba potrafię ugotować. Najpierw jednak muszę wziąć prysznic, bo inaczej zwrócę na siebie uwagę całej wioski.
Powolnym krokiem wracałam do domu, mysląc o moim dotychczasowym życiu. Jak na razie jest - spokojnie. Nic nadzwyczajnego się nie dzieje i odpowiada mi to. Kiedyś lubiłam chaos i dynamikę. Mogłabym mieszkać codziennie w innej wiosce i zmieniać miejsca zamieszkania jak rękawiczki, ale teraz.. pokochałam to miasto i czuję się tutaj jak w domu.
Sasuke nie było w domu. Wzięłam szybki prysznic i zapisałam na kartce wszystkie potrzebne rzeczy. Szłam pełnymi ludzi ulicami konohy, wyszukując w tłumie znajomych twarzy. W oddali dostrzegłam Shikamaru, który machał do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Ohayo Shikamaru!
- Ohayo Naomi. Gdzie tak pędzisz?
- Idę zrobić jakies zakupy bo... - Tak, Naomi. Powiedz wszystkim, że mieszkasz z Sasuke - nie mam nic na obiad.
- zakupy? To męczące. Kakashi nie zrobił zakupów?
Kakashi.. no tak, przecież według oficjalnych informacji mieszkam z nim.. Zakręciłam się już w tym wszystkim.
- Wiesz.. ostatnie dni były bardzo ciężkie, ciągle jest zapracowany.. sam rozumiesz.
- yhy. Sakura się nam dziwnie przygląda.
Spojrzałam w prawo i ujrzałam Sakure rozmawiającą z Ino.
- Mieszkasz u Sasuke. - z transu wyrwał mnie głos Shikamaru. Kakashi już wszystkim wygadał?! Co za człowiek.
- Widze, że mój ojciec poinformował juz o tym całą wioskę.
- Nie, nikt mi tego nie powiedział.
- To skąd to wiesz?
- Po tym jak powiedziałaś, że Kakashi ma ostatnio duzo na głowie wywnioskowałem, że z nim nie mieszkasz. Mój ojciec pomaga Hokage i wiem, że misję macie dopiero jutro. Obstawiałem, że mieszkasz z Tsunade, ale kiedy zobaczyłem, że Sakura patrzy na ciebie jakby chciała cię zabić, domyśliłem się, że mieszkasz z Sasuke.
- Dobry jesteś.
- Pokłóciłaś się z Tsunade?
- Nie, po prostu ze względu na ten egzamin w jej domu są Kage z innych krajów i dla mnie nie ma miejsca, ale chyba pokłóciłam się z Sakurą.
-Chyba?
- Mieszkam z Sasuke. To wystarczający powód, żeby uczynić mnie wrogiem numer jeden.
Chłopak zaśmiał się pod nosem.
- Tak, masz rację. Muszę już iść.
- Do zobaczenia Shikamaru!
Powiedziawszy to poszłam do najbliższego sklepu i kupiłam kilka produktów, z których zamierzałam zrobić Sasuke niespodziankę. Po drodze do domu wyczułam obcą, dość silną czakrę. Przede mną pojawiło się dwóch członków znanej w kraju ognia organizacji - Akatsuki.
- Naomi Uchiha. Szukaliśmy się. - Obydwoje zdjęli swoje kapelusze i wprawili mnie w niemałe zdumienie. Przede mną stał Itachi Uchiha i jego partner - Kisame. Starałam się zachować powagę, ale w środu byłam przerażona. Byłam sama a miała przed sobą silnych przeciwników.
- Miło. W czym moge pomóc?
- Pójdziesz teraz z nami.
- Chyba żarujesz.
- Tak myslałem. - powiedziawszy to, wyciągnął w moją stronę swój długaśny miecz. Wiedziałam, że służy on do wchłaniania czakry przeciwnika. Kakashi mi o nim opowiadał. Jak na razie nie zamierzałam robić żadnych ruchów. Aktywowałam tylko sharingana i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.
- Panowie, dwóch na jedną damę? - powiedziawszy to, rozłożyłam ręce - gdzie wasze maniery?
- Nie żaruj sobie z nas.
- Właściwie to męczy mnie jedno pytanie. Czego wy w ogóle ode mnie chcecie?
- Czy to ważne? Po prostu pójdziesz z nami to sama się tego dowiesz.
- No wiesz, ważne. Tata się będzie martwił i w ogóle.
- Kto? Kakashi? Przecież ciągle się kłócicie.
Moje źrenice rozszerzyły się. Wiedzieli, że się nie dogadujemy. Tylko skąd?
- Co z tego.
- Raito kazał nam cię przyprowadzić.
- Raito? Kim jest ten cały Raito?
- Kisame, jak zwykle się wygadałeś. - teraz głos zabrał Itachi. - Wykonujemy tylko rozkazy.
- Nigdzie nie pójdę. - po tych słowach rybiogłowy zaatakował mnie. Dzięki sharinganowi swobodnie unikałam jego ataków, ale nie miałam czasu na kontratak. Mój przeciwnik był już zmęczony, kiedy ja byłam w świetnej formie. Sharingan to jednak cudowne Kekkei genkai.
- Kisame, nie dasz rady. Nie z Sharinganem.
Mężczyzna stanął naprzeciwko mnie. Nagle znalazłam się w jakimś innym świecie. Co jest?! Dopiero po chwili dotarła do mnie, co właśnie się stało. Genjutsu.. Dałam się podejść jak dziecko!
Odniosłam wrażenie, że jestem w tym dziwnym świecie przez miesiąc. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Gdy moja świadomość powróciła zobaczyłam tylko parę czerwonych tęczówek mojego przeciwnika, a później tylko ciemność.

~*~
Naomi runęła na ziemię. Na pewno złapał ją w Genjutsu. Dobra, czas wkroczyć. Stanąłem naprzecwiko mojego brata, którego twarz nie zdradzała żadnych konkretnych emocji. Szybko znalazłem się przy Naomi. Byłem trochę zaskoczony, że nie przeszkodzili mi w tym. Nic jej się nie stało. Była tylko lekko poturbowana.
- Oj, braciuszku. Widzę,że twój sharingan zawodzi. - powiedziałem, spoglądając na strużkę krwi spływającą z prawego oka Itachiego. - Biedactwo. Może teraz powalczycie z kimś na równym poziomie mocy?
Niebieskoskóry ustawił się w pozycji gotowości, ale Itachi zagrodził mu drogę ręką.
- Nie dasz mu sam rady. Musimy się wycofać.
- Chyba sobie żartujesz. Nie pozwolę ci teraz tak po prostu odejść.
- Nie masz wyjśc Sasuke. - po tych słowach w strone Naomi poleciało kilkanaście kunai. Szybko zareagowałem, ochraniając ją przed atakiem. Wylądowałem kilka metrów dalej, a kiedy się obróciłem, po itachim nie było śladu. Przeklnąłem pod nosem i ruszyłem w stronę domu, z nieprzytomną Naomi na rękach. Byłem wściekły na siebie i na dziewczynę. Gdyby nie ona udałoby mi się wreszcie zgładzić Itachiego! W zasadzie to też moja wina. Mogłem inaczej rozegrać  tą sytuację.
Wskoczyłem na dach, biegnąc w stronę mojego apartamentu. Wszedłem cicho do mieszkania. Poszedłem prosto do mojego pokoju, który był teraz pokojem dziewczyny i położyłem ją delikatnie na łóżku. Swoją drogą, spanie na kanapie już dawało mi się we znaki. Kark bolał i miałem codziennie rano skurcze w nogach. Nie wiedziałem ile czasu dziewczyna u mnie spędzi. Chociaż.. z drugiej strony wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie.

~*~
Przebudziłam się z bólem głowy, jakbym wczoraj imprezowała w jakimś klubie. Jak ja w ogóle znalazłam się w domu? Pamiętam tylko, że Itachi złapał mnie w swoje genjutsu.. Później film mi się urywał. Przebrałam się w standardowy strój ninja i poszłam w stronę kuchni. Na kanapie w salonie zastałam Uchihę, pogrążonego w głębokim śnie. Dziwne. Wstałam wcześniej od niego, co znaczyło, że albo poszedł bardzo późno spać, albo się nie wysypiał. Nad czym ja spekuluję? Na pewno sie nie wysypiał. Zwaliłam mu się na głowę, zajmując jego osobisty pokój, a jego wyrzucając na kanapę. Trzeba zacząć myśleć o jakimś lokum zastępczym. Nie mogę wiecznie u niego mieszkać.
Podeszłam do chłopaka i szturchnęłam go lekko w ramię. Uchylił jedną powiekę, patrząc na mnie uważnie.
- Sasuke, za godzinę wyruszamy. - nie wiem dlaczego, szeptałam. Przecież i tak miał wstać, to po co zniżałam ton?
Wstałam, idąc w stronę kuchni i zaczełam przygotowywać śniadanie. Nie minęło dziesięć minut, a chłopak już siedział naprzeciwko mnie, masując sobie kark.
- Po powrocie z misji zapytam Shizune, czy w wiosce są jeszcze jakieś wolne mieszkania.
- Nie ma takiej potrzeby. - powiedziawszy to, upił łyk kawy i wziął do ręki jedną z przygotowanych wcześniej przeze mnie kanapek.
- Zajmuję ci twój pokój, przez co narażam cię na skrzywienie kręgosłupa. - zaśmiałam się cicho. Chłopak posłał mi piorunujące spojrzenie. - I do tego humor ci się pogorszył.
Chłopak nic nie powiedział, tylko ciągle jadł swoje śniadanie. Co go ugryzło? Zwykle zachowywał się inaczej.
Usiadłam naprzeciwko niego, obejmując obiema rękami kubek z gorącą herbatą.
- Mam pytanie, Sasuke.
Chłopak uniósł pytającą brew
- Możesz mi powiedzieć, jakim cudem znalazłam się dzisiaj w twoim domu, zamiast w jakiejś ciemnej celi Akatsuki?
Musiałam poczekać, aż chłopak skończy jeść kanapkę. Wtedy dopiero łaskawie mi odpowiedział.
- Zabrałem cię do domu.
- I tyle? żadnej walki? Kompletnie nic?
- Nie.
Chłopak irytował mnie. Odpowiadał na moje pytania jak najkrócej mógł, do tego unikał mojego spojrzenia i trakotował mnie jak powietrze. Zrobiłam coś nie tak? Powiedziałam coś złego? Czy po prostu ma mnie już dość i robi wszystko, żebym w końcu sama się wyniosła?
- Sasuke, o co ci chodzi?
- Dlaczego myślisz, że coś do ciebie mam?
- Znam cię od bardzo dawna i potrafię wyczuć, kiedy jesteś na mnie zły. Dobrze, od razu po powrocie do wioski postaram się wynieść, może uda mi się za kilka dni zostać u Kakashiego.
- Nie o to chodzi! - chłopak podniósł głos, zirytowany.
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, nie mogąc powiedzieć ani słowa. Bardzo rzadko się tak zachowywał w stosunku do mnie.
- No to o co ci chodzi! - krzyknęłam, patrząc w jego już czerwone tęczówki. Nie kontrolował już nawet swojej czakry, podobnie zresztą jak ja. Był wściekły. Dlaczego? Przecież nic mu nie zrobiłam! Patrzyiśmy na siebie, nie odzywając się. Nasze czerwone tęczówki próbowały przebić się na wylot.
- Nie chodzi o ciebie - warknął nagle - chodzi o niego, rozumiesz? On tu był a ja nic nie zrobiłem! Musiałem ochronić ciebie zamiast zaatakować!
- Trzeba było tego nie robić, skoro sprawa z Itachim była ważniejsza! Nie potrzebuję wcale twojej łaski. Mogłeś się nie wtrącać.
- Nie o to mi chodziło.
- Tak? Ale tak właśnie zabrzmiało! - wstałam, zabierając swoje rzeczy i wyszłam z pomieszczenia. Rzadko, naprawkę bardzo rzadko się kłóciliśmy, a dzisiaj Uchiha pożądnie wyprowadził mnie z równowagi.
Dezaktywowałam sharingana, kiedy tylko opanowałam swoją czakrę. Szłam prosto pod bramę miasta, nie czekając na bruneta.

~~~~~~
Witam. <3 rozdział jest dłuższy niż pozostałe, dodaję go po nocach, dlatego nie zdążyłam sprawdzić błędów. Jeżeli jakieś się pojawią - piszcie. 

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 3. "Dziękuję, że mnie wysłuchałeś..."

Sasuke obudził mnie z samego rana, jak go o to prosiłam.
Poszłam pooglądać stroje na ten cały uroczysty bankiet. Wspominałam już, że nienawidzę sukienek? Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam jakąś na sobie. Jak Tsunade mogła mnie wpakować w coś takiego? Najlepsze jest to, że na uroczystość trzeba założyć kimono, a kobiety mają mieć jako ozdobę głupie parasolki. Przecież w takim stroju nie są się walczyć! Przeszłam pół wioski w poszukiwaniu odpowiedniego kimona i wybrałam czarne z fioletowymi akcentami.   Do hotelu wróciłam przed 12 i w stołówce spotkałam się już z Sasuke, Naruto i Kakashim. Nigdzie nie widziałam Sakury.
- ohaayo Sasuke, Naruto, otosan. - powiedziałam z uśmiechem, siadając obok.
- Nic nie jesz? - spytał Naruto, pochłaniając czwartą miskę ramenu.
- Jadłam na mieście. Gdzie się podziała Sakura?
- Nie wychodzi z pokoju przed bankietem. Chce zrobić dobre wrażenie. - odpowiedział Naruto
- aha.
- Noo, dzieciaki, jeszcze dzisiejszy bankiet i już jutro możemy wracać do domu!
- Ten bankiet jest konieczny, otosan? - zapytałam z miną zażenowania.
- Oczywiście, że tak. To jedna z części uroczystości. Pierwszą jest ogłoszenie nowego Kazekage przed całą wioskę, drugie to bankiet, a trzecie rozmowa o pokoju. Gdybyśmy zrezygnowali z bankietu, ominęła by nas rozmowa z nowym przywódcą. A poza tym, Sakura bardzo długo się przygotowywała do tej uroczystości. Chyba nie chcesz tego zepsuć?
- Taa.. jasne, że nie! - zmieniłam szybko zdanie widząc wzrok mojego ojca. - Idę się... przejść. Taak. Pozwiedzam miasto, może poznam nowych, ciekawych ludzi.. Sayonaraa!
- Nie idziesz nigdzie, siadaj. Niedługo uroczystość. Naruto - idź po Sakurę. Tutaj bardziej chodzi o przedstawienie nowego Kazekage, a nie o bankiet.
Co? Teraz nagle zmienił zdanie?! To za człowiek...
Naruto poszedł po różowowłosą, a my zostaliśmy przy stole.
- Czemu ty się tak czepiasz tej dziewczyny?
- To ona zaczyna ze mną.
Kakashi westchnął i oparł się na krzesełku.
- Gdzie się sprawdza przysłowie "Bądź mądrzejszy i ustąp"?
- Jeżeli odpuszczę jej raz, to wejdzie mi na głowę.
- Nie przesadzasz? Ona nie jest taka jak myślisz. Jest trochę zazdrosna. To wszystko. Nie znasz jej.
- To chyba ty jej nie znasz! - warknęłam - widziałam ją wczoraj, kiedy gadała z jakimś podejrzanym typkiem, ale i tak ty powiesz, że jest święta!
- Jakim typkiem?
- Wczoraj jak wracaliśmy do hotelu z Sasuke,  rozmawiała z kimś. Mało tego, rozmawiała o dzisiejszym bankiecie. Ten ktoś pytał, kto jeszcze z nią jest, a potem... w sumie reszta już nie jest ważna.
- Co potem? - oczywiście, on musiał wiedzieć wszystko. Jakbym znała go od wczoraj..
- Rozmawiali o mnie. Ten ktoś mnie znał..
- Kiedy zamierzaliście mi o tym powiedzieć?! To może być spisek przeciwko nowemu Kazekage! Może nawet zamieszane jest w to Akatsuki!
- Sakura i Akatsuki? Nie bądź śmieszny..
- Naomi, to poważna sprawa!
Zamknęłam się i już nic nie mówiłam.
- Zachowajmy to tylko dla siebie. Jeżeli coś się będzie działo, wkroczymy. Przygotujcie się. Prawie na pewno coś się wydarzy. Nie wspominajcie nic Naruto. Wygada się. Będę miał oko na Sakurę.
Wtedy do pomieszczenia wszedł Naruo razem z Sakurą.
- Ohayoo! - powiedziała do nas z szerokim uśmiechem. Aż mi było niedobrze.
- Ok, jesteśmy już wszyscy! Możemy się zbierać.
Wstaliśmy jednocześnie od stołu udając się w stronę placu, na którym miał odbyć się ten cały cyrk. Zajęliśmy miejsca w pierwszym rzędzie i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Z minuty na minutę było coraz więcej osób. Tłum ludzi zebrał się za barierkami i wiwatował. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, razem z innymi przedstawicielami. Nie zauważyłam niczego podejrzanego. Nagle ludzie zaczęli krzyczeć i gwizdać. Spojrzałam na balkon budynku administracyjnego i dostrzegłam jakiegoś starego typka z wielką, bordowo - czerwoną czapką.
- Mieszkańcy Sunogakure oraz delegaci z innych krajów! Oto nadeszła wiekopomna chwilą. Już zaraz poznacie nowego kazekage! Jest to chłopak bardzo młody, ale niezwykle silny i doświadczony! Jesteśmy przekonani, że obroni wioskę nawet przed Akatsuki, które od kilku miesięcy sieje spustoszenie na świecie. Drodzy państwo, przed wami Czwarty Kazekage! - Po tych słowach gestem ręki przywołał Gaarrę, który podszedł do barierki i ukłonił się przed tłumem. Stary koleś włożył mu czapkę na głowę i wtedy ludzie zaczęli się mu kłaniać. Zaczęłam rozglądać się na prawo i lewo. My też mamy się to zrobić?! Wszyscy delikatnie pochylili się do przodu, ale ja nie zamierzałam tego robić. Po chwili Sasuke walnął mnie w plecy, przez co omal nie straciłam równowagi. Rzuciłam mu groźne spojrzenie, ale on w ogóle się tym nie przejął. Gaara zniknął z pola widzenia, a ludzie zaczęli się rozchodzić, ciągle wiwatując na cześć nowego przywódcy. My natomiast udaliśmy się do hotelu, żeby przygotować się do bankietu.
Wzięłam do ręki torebkę ze strojem i poszłam się przebrać. Robiło mi się niedobrze na myśl o tym, że będę musiała łazić w tym czymś przez cały wieczór. Oczy pomalowałam na fioletowo, pod kolor dodatków i założyłam w tym samym kolorze bransoletki.
- Długo jeszcze? - usłyszałam pod drzwiami.
- Już idę, nie stresuj się. - mruknęłam do Uchihy. Jeszcze raz przejrzałam się w lusterku i wyszłam z pomieszczenia, wpadając prosto na Sasuke.
-  Nie mogłeś się odsunąć?! - warknęłam.
- To ty na mnie wpadłaś. - powiedział, mierząc mnie wzrokiem. - Świetnie wyglądasz.
- Ale czuję się okropnie. W tym nie da sie walczyć! Podaj mi ten głupi parasol. - mruknęłam, wskazując na moje łóżko. Chłopak posłał mi wytające spojrzenie i wziął do ręki paczkę. Odwinął ją i kiedy zobaczył niebieską parasoleczkę, wybuchnął śmiechem.
- Co to ma być? - powiedział w trakcie napadu śmiechu.
- Zamknij się. To dodatek, do tego obowiązkowy.
- Nie wyobrażam sobie ciebie z taką parasolką.
Zdenerwowana wyrwałam mu paczkę z ręki i wyszłam z pokoju. Stanęłam przed hotelem, czekając na resztę grupy. Pomimo tego, że słońce już schowało się za horyzontem na dworze nadal było ciepło i przyjemnie.
- Świetnie wyglądasz, Naomi - chan! - usłyszałam.
Obróciłam się i spostrzegłam Naruto i Sakurę, którzy wychodzili właśnie z budynku. Różowowłosa zmierzyła mnie wzrokiem i przekręciła głowę w lewą stronę. Miała na sobie różowe, krótkie kimono, a włosy spięła w wysokiego koka. Razem z blondynem wyglądali jak para.
- Dziękuję Naruto. - powiedziawszy to, posłałam mu uśmiech. Chłopak zrobił to samo i spłonął lekkim rumieńcem. Sakura widząc całą tą sytuację złapała chłopaka za marynarkę i pociągnęła przed siebie.
- Idziemy Naruto! Bo się spóźnimy.
- Naomi - chan, a ty nie idziesz?
- Poczekam na Sasuke. - po tych słowach różowowłosa zatrzymała się i obróciła w moją stronę. Posłała mi groźne spojrzenie, które jednak nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i poszła, ciągnąc chłopaka za rękaw marynarki. Chciało mi się śmiać na widok tej sytuacji. Biedny Naruto. Sakura tak nim pomiatała, a on był w niej zauroczony. Co za okropny wybór, Naruto.
- Myślałem, że się gniewasz. - usłyszałam po mojej lewej stronie. Spojrzałam na drzwi wyjściowe z hotelu i ujrzałam Uchihę, ubranego w czarny garnitur. Muszę przyznać, wyglądał fenomenalnie.
- Nie gniewam się o takie pierdoły. Nie jestem Sakurą. Możemy już iść?
Ruszyliśmy w kierunku biura administracyjnego. Nie udało nam się dogonić Sakury z Naruto. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Ochroniarz sprawdził nasze zaproszenia i wpuścił nas do środka. Sala balowa była... ogromna. Po lewej stronie znajdował się obszerny parkiet, a po lewej pięknie przystrojone, stoły jadalne. Moją największą uwagę przykuł żyrandol. Był przepiękny, zbudowany z malutkich kryształków, które mieniły się pod wpływem światła. Mogłabym stać i patrzeć się na niego godzinami.
- Naomi, Sasuke, dobrze, że was widzę! - z zamyśleń wyrwał mnie głos mojego ojca. - Szukałem was. Naomi, jesteś mi bardzo potrzebna.
- hmm? - mruknęłam. Nie chciało mi się dzisiaj z nim gadać po porannej akcji w stołówce.
- Będziesz musiała wygłosić krótką przemowę na temat przyjaźni naszych krajów. - powiedział, drapiąc się w tył głowy.
Co? On chyba żartuje. Dziesięć minut przed rozpoczęciem uroczystośći mówi mi coś takiego?! Gdzie on zgubił mózg!
- Co proszę?
- Wybacz, że nie powiedziałem ci wcześniej. Kompletnie zapomniałem..
- Co mnie to obchodzi! Ty zapomniałeś, więc ty to napraw i sam wygłoś tą idiotyczną mowę! - warknęłam.
- Nie podnoś na mnie głosu! Nie zapominaj, że jestem twoim ojcem i należy mi się szacunek.
- To działa w obie strony! Ty też powinieneś czasem o mnie myśleć, a nie traktować jak powietrze! Kiedy się mną zainteresowałeś? Kiedy skończyłam tą idiotyczną akademię i kiedy dowiedziałeś się, że mam sharingana! Wtedy łaskawie zgodziłeś się mną zająć!
- Nie przesadzasz?! Przecież cię odwiedzałem i dawałem prezenty!
- Myślałeś, że kupisz moją miłość pieprzonym prezentami?! Przychodziłeś do mnie tylko raz w miesiącu! Czasami odnosiłam wrażenie, że żałujesz, że w ogóle się urodziłam i że jestem dla ciebie tylko zbędnym ciężarem. Traktujesz mnie jak przedmiot z wyjątkowymi zdolnościami! Jeżeli już musisz wiedzieć, to nienawidzę z tobą mieszkać. O wiele lepiej było mi z Tsunade! - wykrzyczałam mu prosto w twarz. Zauważyłam, że patrzą na mnie wszyscy ludzie w sali. Odwróciłam się napięcie i wyszłam w budynku, zostawiając ich samych. Straciłam ochotę na wszystko. Chciałam już tylko wrócić do domu i najchętniej wynieść  się z jego mieszkania i przeprowadzić się nawet pod most. Do tego Sasuke słyszał naszą całą kłótnie... Zawsze starałam się trzymać moje problemy rodzinne w domu i nie wypuszczać ich na światło dzienne. Rozdarłam dół mojego kimona, żeby lepiej mi się szło. Weszłam do hotelu i szybko przebrałam się w standardowy strój shinobi. Rozważałam nawet opcję porzucenia tej misji i powrót do wioski, ale Tsunade by się wściekła. Wyszłam oknem i biegłam po dachach, żeby wyładować swoją nienawiść. W okolicy nie było żadnych drzew, na których mogłabym się wyżyć. Po piętnastu minutach nieustannego biegu przystanęłam, głęboko oddychając. Usiadłam na dachu i oparłam się plecami o komin. Wioska powoli zapadała w sen, światła w oknach gasły i tylko biuro administracyjne było rozświetlone.
- Już myślałem, że cię nie dogonię. - usłyszałam zaraz za sobą. Przestraszyłam się. Nie spodziewałam się nikogo.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam zaskoczona, widząc młodszego Uchihę.
- Nie chciałem, żebyś zrobiła coś głupiego.
- Nie musisz mnie pilnować. Potrafię panować nad emocjami.
- Taa, właśnie widziałem. Tak bardzo zdenerwowało cię to, że musiałaś wygłosić to krótkie przemówienie?
- Nie. To on mnie denerwuje. Jego zachowanie. Już od dawna to wszystko leżało mi na sercu i to co stało się dzisiaj, było tylko pretekstem do powiedzenia tego. Czuję się okropnie, bo to jest mój ojciec, a między nami nie ma żadnej więzi. Całe życie byłam podrzucana z rodziny do rodziny, bo on nigdy nie miał czasu. - po moim policzku spłynęła niechciana łza - Czasami zastanawiam się co by było gdyby żyła moja matka. Może wtedy moje dzieciństwo wyglądałoby inaczej. Jestem wdzięczna Tsunade za wszystko, próbowała mnie pocieszać i stoworzyć drugi dom, ale sam dobrze wiesz, że to nie to samo. - Powiedziawszy to, wstałam i otarłam policzek. - Zawsze chciałam mieć normalną, kochającą rodzinę.
Odwróciłam się w stronę chłopaka, patrząc w jego ciemne tęczówki. Nie ruszył się i nic nie mówił.

- Nie oczekiwałam, że podejdziesz, przytulisz mnie i powiesz, że wszystko będzie dobrze. Wiem, że nie będzie. Musiałam po prostu komuś to powiedzieć. Ponoć to bardzo źle, kiedy człowiek dusi w sobie swoje emocje. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś...  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej <3 Jednak udało mi się jeszcze w tym tygodniu opublikować rozdział :3 Jaram się moim dwoma komentarzami. <3 Cieszę się, że ktoś czyta moje wypociny. Także zapraszam na trzeci rozdział. :3 Nie mam pojęcia kiedy dodam kolejny, bo jeszcze nie zaczęłam go pisać. Musicie zadowolić się trójką. Do tego zachęcam do komentowania. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, ile on oznacza dla mnie. Papatki. <3
Poniżej zdjęcie Naomi z bankietu :3